25 listopada w parafii p.w. św. Jadwigi Królowej w Poznaniu odbyły się Jadwiżańskie Zaduszki, poświęcone pamięci trzech młodych chrystusowców – ks. mjra Rudolfa Marszałka, ks. Pawła Kontnego oraz kl. Józefa Miękusa. Trzy historie młodych chłopaków, których droga splotła się w pierwszych latach istnienia nowego zgromadzenia zakonnego. Chcieli po prostu być dobrymi ludźmi, dobrymi chrystusowcami. Mieli swoje ideały, pragnienia. Życie postawiło ich wobec trudnych wyborów. Nie zawahali się, gotowi na wszystko, nie kalkulowali. Oddali swoje życie za to, w co wierzyli.
Zaduszki zostały przygotowane przez studentów DA „Na Brzegu” wraz z duszpasterzem ks. Zbigniewem Reguckim SChr.
Z rozważań autorstwa Piotra Braszaka:
„Droga pierwszego z nich zaczyna się w małej śląskiej wsi, cztery lata przed przyjściem wielkiej wojny. Bieda i śmierć ojca doświadczały go od najmłodszych lat i nauczyły czym jest uczucie pustki. Ciężka praca fizyczna, której musiał się jako dziecko podjąć aby zapewnić utrzymanie rodzinie, hartowała ducha i pozwalała zrozumieć wartość niesionej pomocy. Wiedziony powołaniem wstąpił do nowicjatu. Z pokaźnym bagażem doświadczeń i wyczuloną wrażliwością nie mógł pozostać obojętnym na wołanie rodaków na obczyźnie, którym już jako Chrystusowiec pojechał służyć i których swoistą samotność znał z własnego życia. Do powrotu na rodzinny Śląsk nakłoniła go kolejna wyniszczająca wojna. Na miejscu spotkały go prześladowania, za swoją polskość i gorliwą pomoc, którą bezinteresownie niósł innym. Nie zawahał się też okazać jej, kiedy sowiecki żołnierz zapragnął dostać to, po co nieraz już sięgał nie spodziewając się oporu – kiedy chciał zhańbić kobietę. Młody duchowny wiedział, że nawet stając naprzeciw śmierci, musi przeciwstawić się dobrem. W odpowiedzi na nie otrzymał pogoń i kulę w pierś.
Rok później, nieco bliżej południowej granicy pierwsze kroki na swej drodze stawia przyszły żołnierz i patriota. Już od wczesnej młodości jego życie definiowały dwie przysięgi – przed Chrystusem i przed ojczyzną. Człowiek ten łączący w sobie dwa, zdawałoby się sprzeczne żywioły potrafił wkładać całe serce w oba aspekty swojego niełatwego życia, nie zaniedbując żadnego z nich. Leśnym służył posługą kapłańską, wiernych bronił przed żołnierską siłą. Czuł, że w tym właśnie leży jego powołanie i dzięki temu nigdy nie zapominał o swojej podwójnej wspólnocie – swoim Societas. W listach do przełożonego pisał, że umacniają go w wierze rekolekcje święte w ciszy leśnej, tak dziwnie inne od tych wielokrotnie już odprawionych. Posłuszny rozkazowi, po zakończeniu wojny powrócił do ojczyzny. Na jego powrót przygotowana była już ówczesna władza. Rozpoczęły się długie dni wypełnione brutalnymi przesłuchaniami i chłodem więziennej celi. Nic nie pomogły apelacje i zapewnienia, że nigdy nie wystąpił przeciwko ojczyźnie i rodakom. Za służbę w szeregach Armii Krajowej i posługę kapłańską kara mogła być tylko jedna – rozstrzelanie i zbiorowy, anonimowy grób.
W kolejnym roku pod Jarocinem rozpoczyna się ostatnia, najkrótsza z dróg. Spokojny, wrażliwy chłopiec, po stracie matki coraz bardziej odczuwa potrzebę odnalezienia swojego miejsca, swojej wspólnoty. Spacerując kolumnadą pobliskiego pałacu przekształconego w Seminarium Zagraniczne dużo rozmyśla i w efekcie decyduje się związać z tym miejscem na zawsze. Składa dozgonne śluby przed zakonem misyjnym, bo zależy mu na pracy poza granicami kraju. W oczekiwaniu na święcenia i pierwsze dyspozycje postanawia uwiecznić obserwowane z bezpośredniej bliskości pierwsze kroki zgromadzenia. Nie dowie się nigdy jak ważne dla samostanowienia zakonu będą jego kroniki, życie bowiem weryfikuje zamiary dwudziestolatka. Duchowo staje się coraz silniejszy, lecz na z góry przegraną próbę wystawione zostaje jego ciało. Nowotwór coraz silniej zaciska się na jego szyi i chociaż nie jest w stanie złamać jego wiary, ostatecznie odbiera mu tchnienie”.
Cytat za: http://jadwiga.poznan.pl