Był ministrantem, w czasie gdy ks. Paweł pracował w Lędzinach...
- Proszę opowiedzieć, co Pan pamięta na temat ks. Pawła Kontnego, np. jakim był człowiekiem, kapłanem,...
Przede wszystkim byłem jeszcze dzieckiem, gdy ks. Kontny przybył do Lędzin. Dokładnej daty jego przyjścia nie pamiętam.
Chciałbym opowiedzieć o dwóch sytuacjach, gdy miałem bezpośredni kontakt z ks. Kontnym.
W 1943 roku byłem ministrantem i byłem nim pół roku. Przestałem być ministrantem dlatego, że wtedy w Lędzinach był jeden kościół. Zimą, gdy nasypało wszędzie śniegu, warunki dotarcia do kościoła były bardzo trudne. Wtedy moja mama powiedziała mi, że nie mam butów, więc nie mogę chodzić i służyć jako ministrant. Może nawet z księdzem proboszczem Klyczką na ten temat rozmawiała. Z tego tytułu nie miałem żadnych kłopotów.
Gdy byłem przez te pół roku ministrantem, to pewnego razu ks. Kontny zabrał nas do swojego domu do Paprocan. Jechaliśmy bryczką, którą on wynajął od Franciszka Macka, gospodarza z Lędzin. To było w niedzielę po południu. Jechaliśmy przez Jaroszowiec, Cielmice do Paprocan. Jego dom był strzechą kryty, obielony, czyli taki typowy stary dom na tych ziemiach budowany. Tam była jego matka - starsza już pani, po chłopsku ubrana - i była też jego siostra, panna. Przywitaliśmy się z nimi. Potem ks. Paweł zaprowadził nas nad brzeg jeziora Paprocańskiego, wtedy pierwszy raz to jezioro widziałem. I wieczorem, po tej wizycie powróciliśmy do domu.
Druga sytuacja natomiast była następująca. Gdy podczas okupacji na Śląsk weszli Niemcy, dzieci zostały podzielone na dwie kategorie - na te, które znały język niemiecki, były to dzieci z rodzin niemieckich, i tym dzieciom Kościół pozwolił pójść do I Komunii chyba w 1940 roku. Było to ok. 20 chłopaków. Natomiast druga grupa to były dzieci, nie znające niemieckiego. Było nas ok. 200, bo były to trzy roczniki - 30, 31, 32. Uczył nas Malcharek, katecheta świecki, w klasztorze u sióstr Boromeuszek, w grupach po mniej więcej po 30, 40 chłopaków. Mieliśmy dwa razy w tygodniu lekcje. Ten katecheta uczył nas zasad modlitw, katechizmu, reguł potrzebnych, aby przystąpić do pierwszej spowiedzi i Komunii. Było to po niemiecku. I po trzech latach w 1943 roku, późną jesienią puszczono i nas do Komunii świętej. Jako dziecko nie znałem żadnych formuł spowiedzi w języku polskim. I gdy Rosjanie byli już bardzo blisko, wtedy moja mama powiedziała mi, abym poszedł do spowiedzi, bo nie wiadomo, co to będzie, gdy Rosjanie wejdą. Poszedłem do klasztoru sióstr, bo w kościele św. Klemensa msze się nie odprawiały. W klasztorze kaplica była po lewej stronie, gdy się wchodziło do klasztoru od strony drogi. I w tej kaplicy był konfesjonał, a w nim siedział ks. Kontny. Zacząłem spowiedź po niemiecku, i wtedy ks. Kontny zapytał mnie, czy nie umiem po polsku. Odpowiedziałem, że nie. I wyspowiadałem się po niemiecku tak jak umiałem. Ks. Kontny niemiecki również znał.
- A czy wie Pan coś na temat śmierci ks. Pawła?
Otóż zarówno w prasie, jak i w książce „Słownik biograficzny ziemi Pszczyńskiej”, gdzie jest opisany również ks. Kontny, mówi się, że tego pamiętnego dnia działo się coś niedobrego między Rosjanami, a kobietami na owczarni. I że dwie kobiety przyszły do księdza prosić go o pomoc. I ksiądz miał się ubrać w płaszcz, założyć sobie opaskę biało czerwoną, żeby mu to coś pomogło, i miał się z tymi kobietami udać na owczarnię. I tam Rosjanin go zastrzelił.
Ja znam też i drugą wersję, którą opowiadała mi moja mama. Mama mówiła tak, że ks. Paweł ubrał się i miał pojechać do Paprocan zobaczyć, czy jego rodzina przeżyła. I wtedy, przejeżdżając obok owczarni, usłyszał krzyki i wołanie o pomoc. Zszedł z roweru i zainterweniował. Przychylam się do tej wersji, bo tak na zdrowy rozum, gdyby Rosjanie zaczęli gwałcić kobiety, i zanim ktoś pobiegłby na plebanię, i wrócił z pomocą, upłynęłoby dużo czasu. I pewnie pomoc wtedy byłaby już nie potrzebna. Cały czas przyjmowałem więc tę drugą wersję, że ks. Kontny jechał do Paprocan i przypadkowo natrafił na tę sytuację.
- A jakim był człowiekiem ks. Kontny, bo przecież Pan go znał, jako ministrant?
Dla mnie ks. Kontny był człowiekiem skrytym. Miał swoje zasady. Wynikało to między innymi chyba stąd, że był to przecież czas wojny, i dzielenie się z innymi na szeroką skalę swymi problemami było niebezpieczne. Wykonywał swoje obowiązki kapłańskie, ale żeby gdzieś z ludźmi przesiadywał, tego nie widziałem. Ks. proboszcz Klyczka z kolei miał swoją rodzinę, którą odwiedzał.
Ks. Kontny był człowiekiem zasad. To była wojna, więc myślę, że stąd to wszystko płynęło.
Z tego, co wiem, to na probostwie odbywały się różne rzeczy, na przykład tam miały miejsca spotkania proboszcza Klyczki z podziemiem. Lędziny były wtedy mocno podzielone. I wydaje mi się, że ks. Kontny stał niejako z boku. On się w to nie mieszał. Uważam, że był dobrym dyplomatą na tamte czasy.