Kornelia Banaś
Na piecu dogotowywały się ziemniaki. Obiad był prawie gotowy. Więc kiedy ksiądz wikary Paweł Kontny wychodził pospiesznie z probostwa, pani Agnieszka Klyczka, bratowa proboszcza, zawołała jeszcze do niego, żeby szybko wrócił. Na pobliskim cmentarzu ksiądz proboszcz odprawiał pogrzeby zabitych parafian. Po chwili w mroźnym powietrzu wypełnionym ciszą rozległy się strzały.
Ulica, która biegnie obok kościoła pw. św. Anny i sąsiadującego z nim cmentarza, nosi dziś nazwę ks. Pawła Kontnego. Ruch na niej stosunkowo niewielki i ta sama cisza wokół, jak przed laty. Z niewielkiego wzniesienia widać najbliżej położone jednorodzinne domy z ogródkami, skrawki uprawnej ziemi i zadrzewioną gęsto okolicę. Ta część Lędzin nie powiela wielkoprzemysłowego krajobrazu, z jakim kojarzy się stereotypowy obraz Górnego Śląska. Tutaj bujna i świeża zieleń nie została wyparta przez zakłady przemysłowe i blokowiska-sypialnie. Sąsiedzi znają się od pokoleń i wiele wiedzą o przeszłości, z osobistych przeżyć lub z opowiadań starszych. Tamto tragiczne zdarzenie też powszechnie jest znane, chociaż minęły ponad 62 lata. Lędzińska społeczność pamięta o młodym kapłanie, który stanął w obronie życia i honoru. Przypomina o nim również jego grób na przykościelnym cmentarzu. Właściwie tutaj - na cmentarzu - w miejscu, z którego widać niewielki teren, na którym wszystko się rozegrało, można, a nawet należałoby opowiadać życiorys ks. Pawła Kontnego, a przede wszystkim ostatnie godziny jego życia.
Grób lędzińskiego wikarego niczym nie wyróżnia się spośród innych. Na czarnej płycie nagrobnej zgodnie z tradycją odnotowano najważniejsze daty w życiu człowieka: urodzin i śmierci. Dla ks. Pawła Kontnego, jego rodziny i zgromadzenia była jeszcze trzecia ważna data - święceń kapłańskich. Te cyfry wpisano pomiędzy dwie daty skrajne.
Pierwsza data
Ksiądz Paweł Kontny (1910-1945). Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 187 (2900) z dnia 11-12 sierpnia 2007 r. Niewielkie Paprocany koło Tychów na Górnym Śląsku były miejscem urodzenia Pawła Kontnego. Tutaj przyszedł na świat 29 czerwca 1910 r. z ojca Jakuba i matki Jadwigi. Lędziny od jego rodzinnej miejscowości dzieli zaledwie 10 kilometrów, ale przed wojną młody Paweł raczej nigdy tutaj nie był. Ukończył miejscową szkołę podstawową i dalszą naukę podjął w gimnazjum w Mikołowie. Decyzja o kontynuowaniu nauki z pewnością nie przyszła łatwo ani jemu, ani rodzicom ze względu na trudną sytuację materialną rodziny Kontnych. Ale w czasie wakacji gimnazjalista Paweł pracował zarobkowo, wspomagając w ten sposób domowy budżet. Poznał wtedy między innymi trud pracy w warsztacie ślusarskim i w kopalni.
Ukończenie gimnazjum pociągnęło za sobą kolejną odważną decyzję - Paweł Kontny zdecydował się wstąpić do nowo powstałego Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców (późniejsza nazwa Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej). Założycielem zgromadzenia był ówczesny Prymas Polski kardynał August Hlond. Decyzja taka praktycznie wiązała się z opuszczeniem przez Pawła Kontnego Górnego Śląska na zawsze. Ideą chrystusowców było bowiem pełnienie posługi duszpasterskiej wśród Polaków przebywających na obczyźnie. Kolejne pokolenia polskich emigrantów rozsianych po całym świecie niejednokrotnie jedynie w polskim kapłanie odnajdywały ostoję dla zachowania właściwych postaw duchowych i religijnych. Niejednokrotnie także ci polscy kapłani jako jedyni ułatwiali im na obczyźnie aklimatyzację, wspomagali w pokonywaniu trudności dnia codziennego.
31 sierpnia 1932 r. 22-letni Paweł Kontny przekroczył progi zgromadzenia, gdzie został przyjęty przez samego założyciela, pochodzącego tak jak on z Górnego Śląska. Od 15 października przebywał w pierwszej grupie nowicjatu zgromadzenia. Rok później złożył pierwszą profesję zakonną, a śluby wieczyste cztery lata później - 18 października 1936 roku. Po pierwszej profesji zakonnej odbył dwuletnie studia filozoficzne w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Później zdobywał i pogłębiał wiedzę teologiczną w czasie czteroletnich studiów w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. Formacja duchowa i studia teologiczne przygotowały Pawła Kontnego do przyjęcia sakramentu kapłaństwa.
Data druga
Ks. Paweł Kontny w czasie procesji Bożego Ciała w Lędzinach. Fot. Arch. Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 187 (2900) z dnia 11-12 sierpnia 2007 r. Święcenia kapłańskie przyjął trzy miesiące przed wybuchem wojny. Ksiądz Kontny znalazł się w pierwszej zbiorowej grupie wyświęconych w Towarzystwie Chrystusowym. Uroczystość odbyła się 3 czerwca 1939 r. w poznańskiej katedrze. Sakramentu kapłaństwa dziesięciu chrystusowcom udzielił kardynał August Hlond, Prymas Polski. Na płycie nagrobnej w Lędzinach widnieje o dwa dni późniejsza data święceń - 5 czerwca 1939 roku.
Potem wszystko potoczyło się zgodnie z planami zgromadzenia - pełni zapału chrystusowcy wyjechali za granicę. Na pierwszą placówkę neoprezbiter Paweł Kontny udał się do Kivioli w powiecie Rakwere w Estonii. Tam pomagał w duszpasterstwie polonijnym współbratu - ks. Stanisławowi Rutowi. Kilkuletnia zakonna formacja duchowa i wiedza teologiczna zdobyte na studiach i w zgromadzeniu miały wspomagać młodego kapłana i zakonnika w jego działaniach. Wybuch wojny pokrzyżował jednak plany ks. Kontnego. Postawił go przed wyborem: wyjazd do Finlandii lub powrót do kraju. Neoprezbiter zdecydował się na powrót do kraju. W połowie września 1939 r. ks. Kontny przeniósł się na placówkę w Łucku. Tam pracował jako wikariusz w parafii katedralnej wraz ze współbratem ks. Alojzym Dudkiem. Obaj pochodzili z parafii pw. św. Marii Magdaleny w Tychach i wspólnie przyjęli święcenia kapłańskie. Agresja wojsk sowieckich na Polskę 17 września 1939 r. po raz kolejny skomplikowała sytuację polskich kapłanów. Ponieważ wielu chrystusowców wracało do swoich domów rodzinnych, ks. Kontny i ks. Dudek powrócili w rodzinne strony - na Górny Śląsk. Ksiądz Paweł zatrzymał się w domu w Paprocanach; pełnił posługę duszpasterską w rodzinnej parafii w Tychach i w paprocańskiej kaplicy. Kiedy 8 października 1939 r., na mocy dekretu Adolfa Hitlera, polska część Górnego Śląska została wcielona do III Rzeszy, sytuacja mieszkańców tego regionu stała się niezwykle trudna. Najpierw akcja "palcówki" [przy wydawaniu nowych dowodów osobistych z odciskiem palców należało obowiązkowo zadeklarować narodowość - polską albo niemiecką - przyp. red.], a później przymus wpisu na niemiecką listę narodowościową (DVL - Deutsche Volksliste) miały segregować ludność ze względu na postawy polityczne i narodowościowe.
Działalność duszpasterska ks. Pawła Kontnego i jego patriotyczna postawa widoczna w wygłaszanych kazaniach nie uszły uwadze Niemców. Młody kapłan był dwukrotnie aresztowany i osadzony jako więzień polityczny w więzieniu w Katowicach i w Mikołowie. W czasie mikołowskiego odosobnienia na przełomie maja i czerwca 1941 r. ks. Kontny poznał ks. Jana Klyczkę, administratora parafii w Lędzinach. Krótkie spotkania w czasie spacerów na podwórzu więziennym zbliżyły ich do siebie. Po wyjściu na wolność stali się - według oceny ks. Klyczki - "wiernymi przyjaciółmi". W tym czasie sytuacja ks. Kontnego była niezwykle trudna: po pierwsze - był szykanowany przez gestapo, po drugie - nie miał stałej posady, ponieważ na jego miejsce miał przyjść do parafii nowy kapłan, po trzecie - jako mieszkaniec ziem wcielonych do III Rzeszy mógł być w każdej chwili powołany do niemieckiego wojska. Tak stało się m.in. w przypadku jego współbrata ks. Alojzego Dudka, który jesienią 1943 r. zaginął bez wieści (dostał się do niewoli sowieckiej, jak się później okazało).
Data trzecia
Ksiądz Kontny odwiedzał ks. Klyczkę na probostwie w Lędzinach i dzielił się z nim swoimi problemami. Jesienią 1941 r. poprosił o przyjęcie go do posługi duszpasterskiej w lędzińskiej parafii. Od 15 listopada rozpoczął pracę jako wikariusz. Przebywając i pracując na tym terenie, podlegał w tym czasie jurysdykcji kurii katowickiej. Z obawy przed szykanami ze strony władz okupacyjnych prawie rok pracował bez oficjalnego zgłoszenia w administracji państwowej i kościelnej. We wspomnieniach ks. Klyczki młody chrystusowiec został scharakteryzowany następująco: "W czasie jego pobytu w Lędzinach poznaliśmy jego dobre serce, jego odwagę, prostolinijność i wielkoduszność. Jedna z cech jego pięknego charakteru to wielka miłość do dusz jego pieczy powierzonych. Co dwa tygodnie spieszył do jednego z księży ukrywającego się na terenie naszej parafii, by go wyspowiadać, by go pocieszyć. Dziennie po Mszy św. zwracał się w publicznej modlitwie do Boga z prośbą: za wszystkich smutnych, za opuszczonych, za pociechy Bożej potrzebujących".
Kiedy jego dwaj bracia zostali powołani do niemieckiego wojska, częściej odwiedzał matkę i siostrę. Na rowerze przemierzał drogę z Lędzin do Paprocan. Nieustannie wyczekiwał zmiany sytuacji politycznej i współuczestniczył w dramatach, jakie rozgrywały się wtedy na śląskiej ziemi. "Pan Bóg da, że nie będziemy zbyt długo czekać na prędki koniec. Miejmy nadzieję" - z myślą o zakończeniu wojny napisał w listopadzie 1943 r. do jednego ze swoich współbraci w kapłaństwie. Mimo oddalenia utrzymywał kontakt listowy ze współbraćmi, informując równocześnie o losie innych chrystusowców.
Armia Czerwona zajęła Lędziny 28 stycznia 1945 roku. Dzięki znajomości języka rosyjskiego ks. Kontnemu udało się owocnie negocjować z sowieckimi żołnierzami, którzy wkroczyli do Lędzin. Ksiądz Jan Klyczka w swoich wspomnieniach tak odnotowuje jego zasługi: "Blisko probostwa było miejsce zbiórki dla wszystkich jeńców wojennych. Udawszy się tam jako tłumacz prosił wojsko rosyjskie, by żołnierzy, którzy przymusowo zostali zaciągnięci do armii niemieckiej, a którzy byli Polakami, zwolniono i rozpuszczono do domów swoich. Dzięki jego interwencji około 70 jeńców mogło pójść do swoich rodzin. Jego to zasługą, że wielu spośród parafian zostało nietkniętych tak duchowo, jak i materialnie".
Z perspektywy wydarzeń z 1 lutego 1945 r. mieszkańcy Lędzin wskazują na osobliwość wielu działań i zachowań ks. Kontnego poprzedniego dnia. Odwiedził wtedy swoich najbliższych w Paprocanach. Udał się także do lędzinian, którzy swoją pomocą wspierali w czasie okupacji innych, zachęcając ich do dalszych działań. Znaczące wtedy wypowiedział przed nimi słowa: "Dla obrony dusz nam powierzonych gotów jestem życie swoje dać". We wspomnieniach ks. Jana Klyczki dzień ten zakończył się następująco: wieczorem ks. Kontny poprosił wszystkich domowników probostwa o wspólną modlitwę i żal doskonały za grzechy. Potem w kancelarii parafialnej jego spowiedzi wysłuchał przyjaciel i proboszcz ks. Klyczka.
Poranek 1 lutego 1945 r. nie zapowiadał zbliżającej się tragedii. W kościele można już było śpiewać polskie pieśni. Księża odprawili Msze św. i wysłuchali spowiedzi penitentów. Potem wspólnie zjedli śniadanie. Bratowa proboszcza już gotowała obiad. Kiedy po jakimś czasie po księdza proboszcza Klyczkę przyszedł kościelny, aby wspólnie udali się na cmentarz odprawić ceremonie pogrzebowe, w tym samym momencie na probostwo przybiegły dwie dziewczynki z pobliskiego domu, prosząc o pomoc dla matki zagrożonej ze strony sowieckich żołnierzy.
Według przekazu świadków i uczestników zdarzenia przy domu rodziny Górników zatrzymał się wojskowy samochód. Sowiecki żołnierz wszedł do ich mieszkania, prosząc o konewkę wody. Po powrocie z pustym naczyniem zaczął napastować gospodynię, która jedynie z dziećmi przebywała w domu. Córka Gertruda, szukając pomocy dla matki i znajdującego się w niebezpieczeństwie rodzeństwa, ostatecznie pobiegła wraz z towarzyszącą jej koleżanką na pobliską plebanię. Biało-czerwoną opaskę porządkową nosił, oprócz miejscowych cywilów, również ksiądz proboszcz. Ponieważ jednak wychodził on na cmentarz odprawić ceremonie pogrzebowe, dziewczęta opuściły probostwo wraz z księdzem wikarym. Wychodząc, ks. Kontny na rękaw swojego płaszcza założył opaskę. Wojskowy samochód nadal stał przy drodze. Nie było w okolicy napastowanej wcześniej kobiety, natomiast wikary zauważył sowieckiego żołnierza, który próbował do samochodu wepchnąć dwie młode dziewczyny. Nie zastanawiając się ani chwili, ks. Kontny zdecydował się na interwencję. Podszedł do żołnierza i rozpoczął z nim rozmowę. Napastowanym dziewczętom udało się w tym czasie uciec, a sołdat całą swoją złość skoncentrował na duchownym. Skierował w jego stronę pistolet, grożąc, że go zastrzeli. Kapłan zaczął uciekać, prawdopodobnie chcąc się schronić w pobliskich zabudowaniach. Żołnierze odcięli mu drogę ucieczki i bez namysłu zastrzelili. Chcąc ukryć zbrodnię, postanowili natychmiast zakopać ciało. Przedtem ograbili zwłoki księdza z płaszcza. Całe wydarzenie obserwowała bezradnie grupa mieszkańców. Jeden ze świadków zdarzenia przyniósł prześcieradło i zaproponował, aby ciało kapłana zawinąć przed zakopaniem. Tak też uczyniono.
Grób ks. Pawła Kontnego w Lędzinach. Fot. Arch. Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 187 (2900) z dnia 11-12 sierpnia 2007 r. Dla wszystkich wiadomość o śmierci kapłana była zaskoczeniem. Przecież wcześniej potrafił porozumieć się z sowieckimi żołnierzami i uratował życie tak wielu ludziom. Tym razem za swoją odwagę i bezkompromisowość zapłacił najwyższą cenę. Kilka godzin po zdarzeniu sowieccy żołnierze przyszli na probostwo, zakłócając żałobną refleksję domowników nad zmarłym tragicznie wikarym. Powodem ich wtargnięcia była rzekoma konieczność przeszukania mieszkania zastrzelonego wikarego. Zarzut zabójstwa Polaka, jaki postawił ksiądz proboszcz Klyczka Rosjanom, mieli zrispostować oni stwierdzeniem: "My Polaków nie potrzebujemy, nam potrzeba dobrych komunistów". Ponieważ zastraszali także ks. Klyczkę, w obawie o własne życie opuścił on parafię na kilka dni. Wrócił dopiero po odejściu sowieckich żołnierzy z Lędzin. Wtedy też ekshumowano zwłoki ks. Kontnego i przeniesiono do klasztoru Sióstr Boromeuszek. 8 lutego odbył się pogrzeb zamordowanego kapłana. Zgromadził on tłumy wiernych z samych Lędzin i z okolicznych wiosek. Przybyli licznie również kapłani z pobliskich parafii. Był wśród nich do niedawna ukrywający się przed Niemcami ks. Wilhelm Polok, którym opiekował się ks. Kontnym. Szacunek i podziw lędzińskiego proboszcza wzbudziło zachowanie matki ks. Kontnego w dniu pogrzebu. Żegnając się z synem, wyraziła głośno żal z powodu jego śmierci w tak młodym wieku, ale zebranym szczególnie utkwiły w pamięci następujące jej słowa: "Pan dał, Pan wziął, niech imię Jego będzie błogosławione".
Dobry pasterz
Został pochowany wśród tych, którym duszpasterzował w trudnym czasie wojny. Na płycie nagrobnej, oprócz trzech najważniejszych dat z jego krótkiego życia, znajduje się napis: "Tu spoczywa w Bogu ks. Paweł Kontny, który zginął jako dobry pasterz za owce swoje". To ewangeliczne podsumowanie jego postawy w godzinę śmierci zapadło głęboko w pamięć i serca mieszkańców Lędzin. Mimo upływających dziesięcioleci od tamtego mroźnego lutowego dnia ks. Paweł Kontny pozostaje wzorem kapłana dla kolejnych pokoleń, chociaż nie zawsze można było głośno mówić o sprawcach jego śmierci.
Kornelia Banaś
Artykuł powstał m.in. dzięki materiałom z Archiwum Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu.
Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 187 (2900) z dnia 11-12 sierpnia 2007 r.