Kard. Hlond błogosławionym? Pięć (subiektywnych) powodów

Ewa Czaczkowska


Rodzajem prorockiego widzenia było wskazanie przez umierającego prymasa Hlonda na swojego następcę bp. Stefana Wyszyńskiego. Żył bardzo skromnie, nawet ascetycznie. Swoją pensję prymasowską oddawał ubogim.

 

Zatwierdzenie przez papieża Franciszka heroiczności cnót prymasa Augusta Hlonda oznacza, że w niedługim czasie może być beatyfikowany. Oczywiście, po uznaniu cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego.
Dlaczego prymas ze Śląska, jak popularnie mówi się o Auguście Hlondzie, stojący na czele Kościoła w Polsce w latach 1926-1948, powinien być błogosławionym? Oto pięć – subiektywnych – powodów.

1. Prorok

Myślę, że miał cechy proroka, czyli wysłannika Boga, który widzi dalej i lepiej. Tak było wtedy, gdy przed śmiercią w październiku 1948 mówił, by w trudnej sytuacji, w jakiej po wojnie, w wyniku przejęcia władzy przez komunistów, znaleźli się Polacy i Kościół, nie tracić nadziei, bo zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny.

„Walczcie z ufnością. Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie… Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa”. Tych słów jak testamentu-programu trzymał się jego następca – prymas Stefan Wyszyński. Wypełnienie proroctwa, jak mówił, ujrzał 2 czerwca 1979 r., gdy na placu Zwycięstwa w Warszawie, w centrum stolicy rządzonej wciąż przez komunistów, stanął krzyż, pod którym mocy Ducha Świętego przyzywał papież-Polak.

Rodzajem prorockiego widzenia było też wskazanie przez umierającego prymasa Hlonda na swojego następcę bp. Stefana Wyszyńskiego. Wbrew tradycji i utartemu rozumowaniu wskazał na młodego stażem i mało znanego biskupa lubelskiego w przekonaniu, że ma on cechy potrzebne na ten nowy czas Kościoła w Polsce. Była to bez wątpienia opatrznościowa decyzja.

Wyrazem duchowego „słuchu”, umiejętnego odczytywania znaków czasu było też wsparcie przez prymasa Hlonda nowych form kultu Bożego Miłosierdzia przekazanych przez s. Faustynę Kowalską. Prymas musiał uwierzyć w jej prywatne objawienia, skoro w zgodzie z nimi w 1946 r. episkopat, na którego stał czele, wystąpił do Watykanu o ustanowienie święta Bożego Miłosierdzia w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. I ułożył też, o czym zaświadczała s. Olszamowska, modlitwę o beatyfikację s. Faustyny.

2. Zawierzenie Bogu i Maryi

August Hlond zawierzył się Maryi na przepadłe. Szerzył Jej kult i kult Najświętszego Sakramentu. 8 września 1946 r. na Jasnej Górze, wraz z całym Episkopatem, dokonał Aktu poświęcenia Polski Niepokalanemu Sercu Maryi. Był to akt odnowienia „przymierza Polski z Jej niebieską Królową” u progu nowych, trudnych czasów.

Wcześniej tego aktu dokonano we wszystkich parafiach i diecezjach, wypełniając tym samym wezwanie Maryi z Fatimy. Jest też coś niezwykle przejmującego w pełnym zawierzenia Bogu wyznaniu latem 1945 r. na Jasnej Górze:

Dla nas, katolików, nie ma problemu, gdzie mamy żyć. Jeżeli Pan Bóg każe nam być w piekle, to musimy być w piekle, ale to nie znaczy, że mamy pracować dla piekła. Sytuacja, jaka powstała w Polsce po wojnie, nie jest sytuacją wybraną przez nas, została nam narzucona. Jednak jest w tym jakiś zamysł Boży, aby wystawić nas na próbę, doświadczyć nas.

3. Asceta

Wiódł franciszkański stylu życia, ubogi na wzór św. Franciszka z Asyżu. Prymas August Hlond, urodzony w wielodzietnej rodzinie, od dwunastego roku życia wychowanek salezjanów w Turynie, żył bardzo skromnie, nawet ascetycznie. Swoją pensję prymasowską oddawał ubogim.

Ubóstwo też zalecał duchowieństwu, szczególnie w czasach wielkiego kryzysu gospodarczego lat 30. XX wieku. Jako salezjanin zajmował się też dziećmi ulicy. Słowem robił to wszystko, o czym dziś mówi i do czego nawołuje papież Franciszek.

4. Męstwo

Wprawdzie we wrześniu 1939 r. wyjechał z Polski, tak jak prezydent, premier i rząd, ale trzeba pamiętać, że uczynił to pod wpływem nalegań nuncjusza apostolskiego abp. Filippo Corteziego, który przekonywał, że „w tej tragicznej sytuacji, jedynym dla niego racjonalnym, a dla Polski korzystnym wyjściem jest wyjazd do Rzymu i podjęcie się tam roli obrońcy udręczonego gwałtem i bezprawiem narodu polskiego”.

I tak było przynajmniej do 1944 r., gdy we Francji przez dwa miesiące był więziony przez gestapo, a następnie internowany na terenie Niemiec. Wyrazem męstwa prymasa więzionego przez gestapo była odmowa współpracy i udziału w montowanej antybolszewickiej krucjacie, która jakoby miała służyć obronie cywilizacji chrześcijańskiej.

Dla mnie wyrazem męstwa, a także jakiejś prorockiej dalekowzroczności, była organizacja administratur apostolskich na Ziemiach Zachodnich i Północnych w sierpniu 1945 r. Prymas uczynił to na podstawie ustnej odpowiedzi na pytanie postawione w Sekretariacie Stanu, czy tego także dotyczą specjalne pisemne pełnomocnictwa, które otrzymał od Piusa XII w lipcu 1945 r. Nie wahał się szybko z tej ustnej odpowiedzi skorzystać.

Kościół w Niemczech to pociągnięcie silnie krytykował, odwoływał się do Watykanu, który nie zabrał w tej sprawie głosu. Budowa struktur Kościoła na Ziemiach Zachodnich, tymczasowych do 1972 r., pozwoliła otoczyć duchową opieką Polaków przesiedlonych ze Wschodu. To było wielkie dzieło prymasa.

5. Ponad podziałami

Nie wszyscy hierarchowie to potrafią. August Hlond w tej dziedzinie, jak sądzę, może być wzorem dla wszystkich duchownych. W okresie międzywojennym starał się stać ponad podziałami politycznymi – nie opowiadał się ani za endecją, ani za obozem piłsudczykowskim.

Po wojnie też długo nie spotkał się, mimo nacisków, z przedstawicielami komunistycznych władz, by nie sprawiać wrażenia legitymizacji tej władzy. Był prymasem Kościoła, którego rolą jest prowadzić wszystkich wierzących, niezależnie od poglądów politycznych, do zbawienia.

odsłon: 1693 aktualizowano: 2018-08-20 22:53 Do góry