Przemówienie do nowicjuszów Towarzystwa Chrystusowego w Potulicach.

22 X 1932.
Moi kochani nowicjusze!

Jestem szczęśliwy, że mogę z Wami kilka chwil spędzić. Parę dni temu czytałem w Osservatore Romano opis pięknej uroczystości. Mianowicie w Asyżu odkopano w obecności dwóch kardynałów i kilkunastu biskupów prochy brata Leona i innych braci z otoczenia św. Franciszka, o których czytamy we Fiorettach. Spoczywał w podziemiach brat Leon i jego towarzysze około 700 lat, a jeszcze o nich pamiętają i czczą ich jeszcze. Otóż zaraz przyszliście mi na myśl, kochani nowicjusze, i pomyślałem, co pozostanie po stu latach z waszej pracy, z waszych szeregów, z waszych grobów.

Wyście ostatnim ze Zgromadzeń w Kościele Bożym. Ostatni, niedoświadczeni, niewypróbowani. Pomimo to zaczynacie pisać pierwszy tom dziejów swego Zgromadzenia. One będą o Was wspominały. Chciałbym Wam dać parę wskazówek na drogę tego życia nowicjackiego, którym inaugurujecie byt Zgromadzenia.

Pierwsza rzecz - to własne uświęcenie. Bez tego niczego nie dokonacie. Musicie się zawsze ze sobą łamać, walczyć ze sobą, zdobywać samych siebie. Musicie dusze wasze uświęcać na wzór Chrystusa. Sami tego nie dokonacie. Proście Boga ufnie o łaskę. On jej nikomu nie odmawia. Jestem pewnym, że tym bardziej Wam pomocy swej nie poskąpi. Więc uświęcenie własne na pierwszym miejscu.

Druga rzecz - to umiłowanie swego Zgromadzenia. Wspomniałem już o św. Franciszku. Minęło siedem wieków a zakon franciszkański istnieje. Tak wiele dobrego zdziałał w Kościele Bożym, tylu świętych wydał! Czemu to przypisać? Pominąwszy szczególniejszą łaskę bożą, którą św. Franciszek uprosił dla swego zakonu heroiczną cnotą pokory i miłości, ten wspaniały i trwały rozwój jest owocem umiłowania przez rodzinę franciszkańską ideałów fundatora. Św. Franciszek potrafił zaszczepić w sercach braci żarliwość i zupełne oddanie się sprawie Bożej, której całe własne życie poświęcił. I Wy ukochajcie swoje Zgromadzenie i poślubijcie jego sprawę. Jego dobro niech będzie waszą ambicją, jego pomyślność - waszą radością, należenie do niego - waszym szczęściem, realizacje jego zadań - waszą potrzebą i dumą.

Trzecia rzecz, o której chcę wspomnieć, dotyczy pewnego nastawienia waszego życia przyszłego i obecnego. Chodzi mi o ducha ofiary. Nie przyszliście tu po wygody, po przyjemności, po zaszczyty. Jestem przekonany, że Bóg Was tu przyprowadził do swojej służby. Nie można nic wielkiego dla Boga dokonać bez ofiary. I ja jestem zakonnikiem. Zgromadzenie, do którego należę, choć młode, liczy osiem tysięcy członków i jest bardzo prężne. Jest moim głębokim przekonaniem, że jeżeli Bóg za co temu Zgromadzeniu szczególnie błogosławi - to za jego ducha ofiary. Kiedy bł. ks. Bosko, jak czytamy w historii jego Zgromadzenia, wołał wieczorem kleryczka: "chodź drogi, będziesz całą noc pisał", to ten się cieszył, że mógł się nocną pracą Zgromadzeniu przysłużyć i chętnie ze swego wypoczynku składał Bogu ofiarę. Więc przygotowujecie się na trud i życie pełne poświęceń. Kiedy pójdziecie do naszych biednych wychodźców, nie będzie tam żadnych wygód, żadnego dogadzania sobie. Nie będzie często domu, nieraz braknie obiadu, trzeba się będzie zupełnie a radośnie poświęcić.

Na zakończenie, moi kochani nowicjusze jeszcze jedna uwaga. Wystrzegajcie się ponurości. Kto stale chodzi zachmurzony. posępny, ten okazuje, że tam, w jego duszy albo w jego nerwach jest coś nie w porządku. Radość i wesele niech was nigdy nie opuszczają. Macie pracować wśród ludzi, którzy ciężkie wiodą życie, są przeważnie smutni, przygnębieni. Macie im zanieść radość życia, macie ich pocieszać, uszczęśliwiać. Świętość wasza niech będzie pogodna, jasna, radosna.


Druk: A. Zahorska, Ofiara poranna, Potulice 1939, s. 88-89;
także: Dzieła, s. 356-357.

odsłon: 5298 aktualizowano: 2011-12-27 19:14 Do góry