Do Redakcji "Muzyki Kościelnej" z okazji Kongresu Muzycznego w Poznaniu.

Poznań, dnia 10 września 1929.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem ruchu liturgicznego, bo moim zdaniem jednym z powodów dzisiejszej płytkości religijnej i zobojętnienia dla wiary jest nieznajomość treści i ducha liturgii katolickiej. Pojmuję atoli to uświadomienie jako wprowadzenie duszy w bogactwo i pełnię myśli bożych i kościelnych zawartych w liturgii, a nie jako pilnowanie li tylko zewnętrznych przepisów liturgicznych. Ruch liturgiczny to nie kwestia języka w nabożeństwach lub rozkwitu chorału gregoriańskiego. Jego właściwym celem powinno być takie przejęcie wiernych znaczeniem liturgii w ogóle i poszczególnych obrzędów kościelnych, iżby cały rok żyli duchem tajemnic bożych, i przepiękną myślą liturgiczną.

Przyznając taką wagę ruchowi liturgicznemu, nie podzielam jednak zdania, jakoby on mógł zastąpić katechizm, jakoby był główną lub jedyną szkołą etyki katolickiej i ascezy, lub jakoby przezeń stawał, się zbyteczny katolicki ruch organizacyjny. Jest on sam przez się tak doniosły i ma za sobą taką powagę kościelną, że nie potrzebuje przesadzać w środkach propagandy. Każdy Biskup i każdy kapłan będzie go popierał nie tylko przez zjazd, publikacje i dobre książki modlitewne, ale przede wszystkim, i to z poczucia obowiązku pastoralnego, przez kazania, nauki brackie i wykłady religijne.

Do uświadomienia liturgicznego, należącego bezsprzecznie do całokształtu wykształcenia katolickiego, należy inaczej prowadzić ludzi inteligentnych a inaczej wychowywać prostaczków, inaczej akademików a inaczej wiejską młodzież szkolną. Mają liturgię zrozumieć, aby ją pokochać; mają się nią przejąć, aby nią żyć. Więc trzeba ją wszystkim tak uprzystępnić, aby ją pojęli. Trzeba jej piękności tak przedstawić, aby je wszyscy pokochali. Trzeba ukrytą w obrzędach myśl Kościoła tak wyłożyć, aby do niej umysłem i sercem przylgnęli. Nie należy więc zaczynać ruchu liturgicznego u chłopów od łaciny, która ich od liturgii odstraszy, zamiast ich do niej zbliżyć. Nie należy zaczynać od tego, że się nie pozwala ludowi śpiewać w kościele jedynie po to, by początkujący chór miał pole do popisu. Nie powinno się też z tytułu liturgii poniżać lub zaniedbywać naszych polskich pieśni kościelnych, w których wiara praojców złożyła w ludowej formie bezcenne skarby treści liturgicznej i ducha liturgicznego. Kiedy dla szerzenia znajomości liturgii przekładamy na język ojczysty mszał i inne książki liturgiczne, nie powinniśmy rugować pieśni polskich, które już dawno na język ludowy przetłumaczyły wzniosłą liturgię kościelną.

Stwierdzam z przyjemnością, że na polu muzyki kościelnej zaznaczyły się w ostatnich czasach wielkie postępy. Podnosi się poziom przygotowania muzycznego i liturgicznego organistów. W interpretacji i wykonaniu chorału gregoriańskiego zaszła znaczna poprawa. Chóry kościelne rosną w liczbę i doskonalą się pod względem artystycznym. Dobór kompozycji dla chórów i organów kształtuje się coraz więcej w duchu rozporządzeń Stolicy świętej. Złożyły się na to starania Kościoła, wybitna twórczość kompozytorów, wysiłki szkół organistowskich, czasopisma fachowe, umiejętna praca organistów i dyrektorów chórów oraz zapał chórów kościelnych. Wprawdzie do doskonałości jeszcze daleko, ale dobra wola wszystkich czynników, ich zmysł liturgiczny i szczera chęć przysłużenia się chwale Bożej zapewniają polskiej muzyce kościelnej dalsze postępy.

Tymi zagadnieniami ma się przejąć pierwszy polski Zjazd dla liturgii i muzyki kościelnej w Poznaniu. Piękne i wielkie zadanie! Niechże je Zjazd chlubnie spełni w duchu liturgii katolickiej i katolickiej uległości Władzy duchownej, torując drogę zdrowemu ruchowi liturgicznemu w narodzie i wskazując nowe środki i sposoby rozwoju polskiej muzyki kościelnej.


Druk: "Muzyka kościelna", 9(1929), s. 117;
także: Dzieła, s. 243-244. 

odsłon: 3818 aktualizowano: 2012-01-03 14:57 Do góry