Przemówienie radiowe na rozpoczęcie Akcji Pomocy Zimowej dla Bezrobotnych.

Poznań, dnia 3 grudnia 1938.

Pomoc Zimową dla Bezrobotnych uzasadniano już nieraz a uzasadniano tak wszechstronnie, że dalsze dowodzenie jej konieczności równałoby się wybijaniu otwartych drzwi. Rosnące powodzenie i błogosławione rezultaty tej największej w dziejach polskich dobrowolnej akcji składkowej są jej powszechną a jakże chlubną legitymacją.

A jednak w roku bieżącym ukazały się w pismach pierwsze zastrzeżenia co do jej celowości. Można by je krotko wyrazić tymi słowy, że zamiast odwoływać się do kieszeni obywateli i opodatkowywać ich na rzecz bezrobotnych i na dożywienie głodnych dzieci, należy raczej stworzyć takie warunki bytowania, iżby bezrobotnych i dzieci niedokarmionych w ogóle nie było. Pogląd sam przez się słuszny, ale na tle rzeczywistości naszej nierealny. Owszem pogląd to bałamutny, bo płynący z mniemania, że można sobie Pomoc Zimową zaoszczędzić, gdyby zrealizowano poprawę gospodarczą, co przy dobrej woli i mądrej polityce dałoby się rzekomo przeprowadzić ot tak z jednego roku na drugi. Tak nie jest. Nowoczesna polityka, chcąc problem bezrobocia rozwiązać, podzieliła sobie programy uzdrowienia ekonomicznego kraju na okresy czteroletnie, pięcioletnie i dłuższe; po nich mają nastąpić dalsze okresy naprawy, których końca dziś przewidzieć nie można. Podobnie i u nas, mimo gigantycznych, jak na nasze stosunki, wysiłków, rozwój gospodarczy kraju trwać będzie długie lata. Ostatnio rzucono myśl piętnastolecia inwestycji gospodarczych, czyli piętnastu lat twardego dorabiania się. Zniknie kiedyś nagminna nędza, zniniejszy się bieda w miastach, na przedmieściach, we wsi - ale tę względną zamożność okupimy trudem rozłożonym na wiele lat, mozolną i długą pracą produktywną w ramach uzdrowionego ustroju społecznego. Wierzę, że bezrobocia ubywać będzie z roku na rok i zmniejszać się będą jego zgubne skutki. Ale dziś ono jest a dopóki jest, nie możemy nie zważać na nie i nie możemy nie łagodzić jego strasznego oddziaływania. Dopóki są bezrobotni, dopóki są dzieci bezrobotnych, nie wolno osłabiać w społeczeństwie zaufania do Pomocy Zimowej.

Skądinąd zauważyć można zjawisko pewnego znużenia wskutek powracającej od szeregu lat zbiórki na Pomoc Zimową. Przy tylu innych kwestach sprzykrzyło się to niejednemu; dał chętnie raz, dał bez szemrania drugi raz, dał pod pewnym moralnym przymusem po raz trzeci, w końcu wolałby, żeby go już nie nudzono. Ludzki to odruch samolubstwa i wygody, zrozumiały ale nieszlachetny i niezgodny z wymaganiami chrześcijańskiej miłości bliźniego. W podobnych okolicznościach Apostoł przypominał gminie w Efrezie słowa Zbawiciela: Większe jest szczęście dawać aniżeli brać. Bo dawać, gdy dawać przychodzi trudno, to pokonywanie łatwizny, to potęgowanie ducha, tego ducha, którym nowe czasy kształtować chcemy. Do wielkości iść musimy, jak o Chrystusie powiedziano, dobrze czyniąc. Katolicyzm jest z natury swej religią społeczną. Kościół Chrystusowy opiekował się biedą z tą samą pieczołowitością, z jaką bronił objawionej prawdy. Pierwszy tworzył instytucje dobroczynne i przez długie wieki sam je utrzymywał. Po dziś dzień spełnia ogrom miłosierdzia na wielu odcinkach sproletaryzowanych społeczeństw. Toteż i przy przeprowadzaniu akcji Pomocy Zimowej nie braknie ani Kościoła ani katolickiego kapłana. Nie pozwolimy na to, by w Polsce ktoś głodował! Nie dopuszczajmy do tego, by w Polsce ktoś zimą marzł. A przede wszystkim nie obarczajmy się odpowiedzialnością za to, że w swobodnej Ojczyźnie polskie dziecko żyje wśród nas w nędzy i nieszczęściu.

Wołamy o szkołę dla polskich dzieci. Wołamy o prawdę wieczną dla nich. Wołamy dla nich o święte prawo moralne, o tężyznę ducha, o myśl polską, o czucie państwowe, o tęsknotę za wielkością narodu. Pomoc Zimowa woła dla nich o ludzkie warunki bytu, woła o chleb i mleko, o ciepłą izbę, o chwilę szczęścia przed żłóbkiem Zbawiciela.

Wsparcie biednego dziecka, to cześć dla polskiej przyszłości. Szczęście, które z naszej dobroci zabłyśnie w jego oku, przekształci się kiedyś w twórczą dumę narodową. Jutrzejsza zbiórka na gwiazdkę dla dzieci bezrobotnych to jakby wnoszenie do skarbca narodowego klejnotów, które kiedyś w chwilach wielkich i trudnych realizować będzie ku swej obronie i potędze nieśmiertelna Rzeczpospolita.

Nic dziwnego, że ten dzień ofiarny stoi pod auspicjami czołowych władz i że na chodnikach miast piastunowie najwyższych urzędów państwowych zastępować nam będą drogę, by prosić o datki na polskie dzieci.

Damy wszyscy. Damy wedle możności. Polska nie opuści swych bezrobotnych. Polska nie poskąpi serca swym dzieciom, potomkom bohaterów i bohaterom polskiego jutra. Orlętom pozwólmy rozwinąć skrzydła do lotu ku szczytom polskiej wielkości.


Druk: "Miesięcznik Kościelny Archidiecezyj Gnieźnieńskiej i Poznańskiej" 11-12(1938), s. 427-429;
także: Dzieła, s. 639-640. 

odsłon: 4975 aktualizowano: 2012-02-23 15:33 Do góry