Wywiad. O międzynarodowa politykę pokoju i zrozumienia.

[tł. z języka francuskiego]

Nasze stosunki prawie z wszystkimi państwami całego świata są bardzo dobre. Zawarliśmy z wieloma układy, które sobie wysoko cenimy. Między nimi Francja zajmuje pierwsze miejsce. Nasz związek z tym krajem jest tak ścisły jak nigdy dotąd. Nie zależy on wcale od zmian rządów, które mają miejsce u naszych sprzymierzeńców. Taki jest punkt widzenia przynajmniej ze strony polskiej. Niestety! nie zawsze mogłem we Francji stwierdzić to samo stanowisko wobec naszej polityki wewnętrznej. Skłonność do udzielania nam rad do ocen dobrych czy złych, to niedopuszczalne mieszanie się w nasze sprawy, stanowi jedyną przeszkodę, mogącą zakłócić braterskie stosunki dwóch narodów. Nie wiemy, co zrobić z surowymi napomnieniami i wezwaniami, skierowanymi do nas przez obojętnie którego cudzoziemca, choćby nie wiem jak wysokiej rangi. Zresztą ten Pan, mało ważne który, nie posiada żadnego uprawnienia, aby przemawiać w imieniu narodu francuskiego; oficjalni politycy francuscy postępują jak najbardziej poprawnie. W ten sposób horyzont się rozjaśnił. Nieporozumienia, które go zaciemniły, już od kilku lat przestały istnieć. Ja, który znam Francję, który ją kocham i podziwiam, jestem z tego bardzo, bardzo zadowolony.

Czy w więzach francusko-polskich odbija się korzystnie aktualna sytuacja katolicyzmu francuskiego?

- Przed chwilą panu powiedziałem, że nasz sojusz nie zależy od wydarzeń zachodzących wewnątrz obu państw. Nikt jednak nie mógłby zaprzeczyć, że ewolucją zachodząca wewnątrz każdego z dwu narodów, wywiera znaczny wpływ na ich wzajemne uczucia. Przytłaczająca większość Polaków pozostaje wierna wierze katolickiej. I dlatego jest dumna z sukcesów, osiągniętych przez katolików francuskich w różnych dziedzinach życia publicznego, literackiego, a nawet ekonomicznego. Podobnie się cieszymy, jeśli stosunki między Kościołem a Państwem, między przedstawicielami władzy duchownej i świeckiej, pomyślnie się rozwijają.

- Eminencja chce powiedzieć, że rzeczywiście ma to miejsce we Francji?

- Wysiłki, aby stworzyć atmosferę szczerej współpracy między Stolicą świętą i Francją, między Kościołem i Państwem, zostały docenione przez najbardziej kompetentne koła watykańskie. Stamtąd zaczerpnąłem moją opinię.

- Polityka wyciągniętej ręki?

"Moi wybitni współbracia kardynałowie i biskupi francuscy wypowiedzieli się w tej kwestii odnośnie tego co dotyczy Francji i to dość często. Ojciec święty podał do wiadomości swoje zapatrywanie na tę sprawę, co ma wielkie znaczenie dla całego Kościoła. Ale ponieważ ten problem jest wszędzie aktualny, a więc także w Polsce, chciałbym niemniej określić mój punkt widzenia. Nasze chrześcijańskie sumienie nakazuje nam chwytać każdą rękę, którą wyciąga się do nas z otwartym sercem. Komunista jest dla nas zabłąkanym bratem. Chętnie go przyjmiemy, jeśli szczerze zwróci się do nas, wyrzekłszy się swych błędów. Natomiast ani Kościół, ani żadna wspólnota, która chce uchodzić za katolicką, ani żaden katolik osobiście, nie może być w zgodzie z komunistyczną doktryną ani z partią opierającą się na tej doktrynie. Nie chcę podważać opinii, według której Kościół i komunizm mogłyby mieć dosyć zbliżone stanowiska w takich np. sprawach jak ubezpieczenie społeczne czy pomoc dla robotników. Ale wszelka współpraca nawet w celu ściśle określonym i ograniczonym, staje się niemożliwa dzięki rozbieżności fundamentalnych założeń, między katolicyzmem o światopoglądzie idealistycznym i teistycznym, a komunizmem materialistycznym i ateistycznym. Ta sytuacja zmieniłaby się tylko w tym wypadku, gdyby partia komunistyczna skorygowała swe najbardziej fundamentalne założenia. Ale, przyjmując tę hipotezę, partia ta przestałaby być taką, jaka jest obecnie.

- Czy ta nieprzejednana wrogość cechuje również stosunki polsko-rosyjskie?

- W żadnym wypadku. Współpraca katolików i komunistów wewnątrz państwa, czy jakiejś organizacji jest wykluczona, ale to stwierdzenie nie przeszkadza, aby miało miejsce ścieranie się poglądów w dziedzinie duchowej i środkami pokojowymi. Jesteśmy daleko od głoszenia krucjaty czy wojny. To zakłada, że chcemy zachować pokój z Z.S.R.R., i że nie mieszamy się w sprawy rosyjskie, jakkolwiek bolejemy bardzo nad wydarzeniami, które mają miejsce po wschodniej stronie naszych granic. Sprzeczność między naszą tożsamością polską i katolicką z jednej strony, a systemem filozoficznym i politycznym, którego bronią Sowiety z drugiej strony, wywołuje niechybnie starcie w dziedzinie intelektualnej. Jednak między tymi dwoma państwami Polską i Związkiem Radzieckim nie powinno z tego powodu dojść do zbrojnego konfliktu. Nie robimy niczego, by go wywołać.

- Eminencja wydaje się skłaniać do uczestnictwa Polski w układach i innych traktatach skierowanych przeciw Z.S.R.R.?

Mam prawo wypowiedzieć się w tej kwestii na równi z każdym innym obywatelem, a nawet mam obowiązek jako prymas Kościoła polskiego. A więc, ja panu mówię, że my winniśmy zastanawiać się bardzo głęboko nad takim paktem, aby zobaczyć czy cel, który nim kieruje, walka z bolszewizmem, nie kryje równocześnie innych celów, albo czy przypadkowo te inne cele nie są jedynymi, do których się zmierza. W każdym razie uważam za przesadne i dlatego niewłaściwe nakłaniać Polskę do podpisania takiego traktatu, przynajmniej w chwili obecnej. Wie mamy takiej potrzeby, by panować nad naszymi komunistami.

- Jednak Niemcy i Włochy propagują bardzo światową Ligę antykomunistyczną.

Miejsce Polaków byłoby między pierwszymi członkami takiego paktu, jeśliby chodziło rzeczywiście o zgodę powszechną. Lecz w obecnych okolicznościach nasze przystąpienie do paktu antykomunistycznego byłoby tłumaczone z wielkim prawdopodobieństwem jako przyłączenie się do jednej ze stron, które są w opozycji we wszystkich kwestiach polityki międzynarodowej.

- Czy Polska winna się trzymać na uboczu tych bloków?

- Bezwzględnie tak. Jesteśmy związani sojuszem z niektórymi państwami w celach wyraźnie określonych i ściśle obronnych. To nam wystarczy. Musimy unikać wszelkich zabiegów, które by nas wciągnęły w jakiś konflikt, którego źródło znajduje się poza sferą naszych interesów i wypada nam wszelkimi siłami próbować nie tylko nie dać się ściągnąć w taki konflikt, lecz również zapobiegać jego powstaniu.

- Jakie są szansę takiej polityki. Eminencjo?

- Są duże. Nasza polityka zagraniczna wyznacza nam rolę pośrednika. Sprzymierzeni z Francją pozostajemy w bardzo dobrych stosunkach z Wielką Brytanią, utrzymujemy równocześnie stosunki dobrosąsiedzkie z Rzeszą i jesteśmy dawnymi przyjaciółmi i pełni uznania dla odrodzonej Italii.

- Eminencja zawsze życzył sobie szczerego pojednania między Polską a Niemcami nawet w czasach największego zaognienia stosunków. Przypominam sobie rozmowę Eminencji ze mną, którą miałem zaszczyt opublikować pięć lat temu, co spowodowało dużo wypowiedzi w prasie. Eminencja mówił mi o dobrych stosunkach, które Polska winna wznowić ze swym zachodnim sąsiadem. A dzisiaj, jak się sprawa przedstawia ze stosunkami z Rzeszą?

-Nie powiem, żebyśmy nie mieli żadnej trudności do przezwyciężenia i żeby nie było nieporozumień. Przy dobrej woli obu stron będziemy jednak mogli pokonać poważne różnice poglądów. Układ dotyczący mniejszości narodowych z listopada 1937 r. nie przeszedł jeszcze próby czasu, ale ukazuje on możliwość pewnego porozumienia polubownego nawet w kwestiach tak bardzo delikatnych. Dzięki decyzji władz berlińskich sprawy dotyczące Gdańska, które nieraz groziły zerwaniem stosunków, zostały uzgodnione. Widzę tylko jedno niebezpieczeństwo, które zawisło nad naszymi stosunkami z Rzeszą. To bardzo ciężki los, który czeka naszych braci niemieckich katolików. Współczujemy im i obserwujemy z niepokojem, jak naród poetów i myślicieli naraża się na niebezpieczeństwo pozwalając rozwijać się partii neopogańskiej.

- Czy Eminencja wyrazi swoje zdanie o drugim państwie języka niemieckiego?

- Polska odczuwa dla Austrii żywą sympatię. Oba nasze kraje wyznają wiarę katolicką, łączą nas w historii wielkie wydarzenia, w większości pozytywne. Wreszcie nasze interesy pod wieloma względami są zgodne z interesami Austrii. Tak jak każde inne państwo suwerenne ma ona nieprzedawnione prawo stanowić o swoim losie, jak również ma swobodę wyboru rządów, jakie jej odpowiadają i ustalania według swego upodobania swej polityki wewnętrznej i zagranicznej.

- A Węgry, Eminencjo?

- Ten kraj może żądać odszkodowań za straty, które poniósł. Sąsiedzi zwycięzcy, winni okazać się wspaniałomyślni, a Węgrzy nie powinni wobec nich żywić urazy. Nasi przyjaciele Jugosłowianie byli pierwszymi, którzy zrozumieli konieczność pojednania się wszystkich krajów naddunajskich. Nasi przyjaciele Rumuni, szykują się iść tą samą drogą. Spodziewany się, że trzecie państwo Małej Ententy dołączy się wkrótce do tej polityki, jak każą mi przewidywać pewne fakty.

- Czy wizyta regenta Herthy w Polsce zacieśniła przyjaźń polsko-węgierską?

- Ona ją ujawnia całemu światu. Nasza sympatia dla węgierskiego narodu przekracza daleko próżne słowa, które do niczego nie zobowiązują. Tak jak istnienie Austrii rzeczywiście niepodległej - tak dobre samopoczucie Węgier silnych, wolnych i rozwijających się, ma dla nas istotne znaczenie. Nie widzę niczego, co by mogło dzielić Polaków i Węgrów, lecz przypuszczam, że liczne wydarzenia, jakie mogą zaistnieć, mogłyby nas doprowadzić do obrony wspólnej sprawy.

- Eminencja przewiduje więc konflikty w basenie naddunajskim?

- Wstrzymuję się od przepowiedni. Mogę tylko wyrazić życzenie, aby pokój zawsze panował w tych regionach. Polska i Niemcy dały przykład tymczasowego uregulowania kwestii spornych, które z pewnością przetrwają wiele wiecznych traktatów. Modus vivendi odnośnie mniejszości narodowych mógłby z pożytkiem służyć jako wzór dla statutu narodowości krajów naddunajskich, a traktat z r.1934 jest dowodem, że można uniknąć kwestii spornych bez wyrzeczenia się roszczeń, które się uważa za uzasadnione tak z jednej jak z drugiej strony.

- Kongres Eucharystyczny w Budapeszcie będzie bez wątpienia okazją do zbliżenia się politycznego narodów, które wezmą w nim udział.

Te obchody będą przede wszystkim religijne, ale oddając chwałę Temu, który przyniósł nam Pokój, narody nauczą się wzajemnie miłować i zrozumieć, a więc także sobie przebaczać. Kongres w Budapeszcie odegra swą ważną rolę w doprowadzeniu do szczerego i trwałego pokoju i w ten sposób będzie się przyczyniał do osiągnięcia ostatecznego celu wszelkiej polityki międzynarodowej chrześcijańskiej i ludzkiej.

Profesor O. Porst de Battaglia 


Druk: La Revue catholique des Ideés et des Faits, Paris 1937;
także: Dzieła, s. 566-569. 

odsłon: 3565 aktualizowano: 2012-02-24 22:36 Do góry