Słowo wstępne do pamiętnika Krajowego Kongresu Eucharystycznego w Lublanie w 1935 roku.

Z prymasowskiego Gniezna, 21 VI 1936.

Gdy z odległości roku patrzę na Lublański Kongres Eucharystyczny, staje przede mną wizja jakby nie z tragicznej współczesności. W świątynię przeobraża się przed mym duchem uroczy kraj słoweński a wszystko, co w nim powabnego, zlewa się, jakby w ekstazie, w monstrancję bogomówną. W bogactwie słońca zalewającego ten czarowny rezerwat słowiański, w krąg Hostii szeregują się góry, doliny płodne, wody zielone, żyzne pola, barwne łąki, malowana tęcza kolorów i kwiatów, rozkołysany liryzm folkloru, żywy czar pieśni. Wokoło monstrancji klęczy niezmęczone dziejową pielgrzymką plemię słowiańskie, zdrowe, przystojne, żywe, bystre, szczere. Trwa w zadumie i skupieniu religijnym, które potęguje tężyznę mężów, godność niewiast, powab młodzieży. Dusze tęsknią wiarą z jegliczowej szkoły.-A z ludem swym modlą się biskupi, pasterze dobrzy, biskupi starzy i młodzi, dostojni, wmyśleni w swą pasterską apostolską spuściznę, losami Kościoła przejęci. Klęczą kapłani, nieprzepartym natchnieniem swego powołania owiani. Klęczą w kontemplacyjnym zachwycie zakony. Klęczą ministrowie i wojskowi. Wszystkich łączy tajemnica Boga ukrytego i ta uroczysta liturgia wschodnia i zachodnia, swojska a tak majestatyczna, przybrana w rodzimy koloryt a wyśpiewana przez chóry o przejmującej potędze, o rzadkim artyźmie a słowiańskim zacięciu. - Płyną godziny dziennej i nocnej adoracji. Armie wiernych łamią się Chlebem Eucharystycznym. Tchnienie modlitewne spływa na tę malowniczą krainę a z gór brzeskich w cichym pochodzie zstępuje sama Matka Najświętsza, by w triumfie swego Syna uczestniczyć i złączyć się z modlitwami swych dzieci.

A potem staje przede mną druga zjawa. Zamczysta stolica, metropolia duchowa Słoweńcówcr. Uśmiechnięte miasto kościołów, klasztorów, pomników, uczelni. W nim toń radości, porywów, barw papieskich i państwowych. Na strojnych ulicach tłumy, ruch, gwar. Jakieś wielkie tchnienie z góry. Jakieś ogólne poczucie spokoju, szczęścia, dumy. - A w stu salach zebrania a na zebraniach mowy gorące, a po mowach rezolutne żądania, a w uchwałach zapał apostolski a w deklaracjach entuzjazm i pewność o katolickie jutro. Wszystko zmierza do aktywności. Wszyscy ślubują czyn i apostolstwo. Dziejowa godzina laikatu, który świadom swej przynależności do Kościoła i swej roli w jego posłannictwie chce bezkompromisowo skierować bieg życia ku prawu bożemu! - A ośrodkiem wszystkiego ma być Eucharystia. Więc boską ideą chcą twórcy nowych czasów natchnąć naród a mocami nadprzyrodzonymi krzepić jego dostojność, znaczenie i zasięg wpływów. Życie eucharystyczne chcą przeciwstawić obojętności religijnej, siły ducha zmobilizować do rozprawy ze złem, katolicką twórczość kulturalną poprowadzić w bój z demoralizacją, a wywrót szachować porządkiem opartym na wiecznych zasadach sprawiedliwości i miłości.

Po wyścigu pacierza na gorącym podniebiu stadionowym - wyścig realnych wniosków i ślubów na arenie życia. Z wierzeń, modlitw i wskazań Kongresu wyprowadza nowoczesny katolicyzm bez lęku i słabości swe obowiązki służby Chrystusowej.

A w końcu wizja przyszłości. Ze wzruszeniem przewracają pokolenia kartki Pamiętnika Kongresu Lublańskiego. Wszak to pomnik dziejowego świtu. To dokument poranny tego jasnego dnia, który w Królestwie Chrystusowym świta a którego charakterystyką będzie wybitny udział słowiańszczyzny w dziejach Kościoła.

Jestem szczęśliwy, że na pierwszej karcie tego dzieła pozostanie ślad uznania, entuzjazmu i przywiązania tego, któremu w pamiętnym święcie przypadł zaszczyt zastępować u pobratymczych Słowian południowych Ojca chrześcijańskiego świata.


Druk: Daj mi dusze, s. 149-151.

odsłon: 3425 aktualizowano: 2012-02-28 11:22 Do góry