List pasterski: O Kościelnych sprawach majątkowych.

Poznań, dnia 10 października 1935.

Ukochani Diecezjanie!

Gdy w ostatnim liście pasterskim podawałem wam kilka myśli z życia Kościoła wskazywałem m.in. na to, że Kościół nie tylko jest mistycznym Ciałem Chrystusa i żyć powinien Jego duchem, ale że jest zarazem widzialną społecznością wiernych, żyjącą na ziemi bytem pokoleń. Wiedzie on do Boga ludzi żywych i musi na nich oddziaływać środkami trafiającymi do natury ludzkiej. Dopełnia się w nim Królestwo Boże przez tajemnicze działanie Ducha św., ale Jego narzędziem jest zewnętrzna działalność hierarchji, posługa kapłanów i apostolstwo ludzi świeckich. Nawet sakramentalne źródła łaski ujął Zbawiciel w ramy zewnętrznych aktów, a nadprzyrodzone bogactwa, powierzone szafarstwu Kościoła, udzielają się duszom i mnożą się w nich przez uczestnictwo we Mszy św. i obrzędach liturgicznych, przez modlitwy i nabożeństwa, rekolekcje, misje i dobre uczynki.

Musi się więc Kościół posługiwać także środkami ziemskimi, mimo że w mierze niepojętej korzysta z pomocy Ducha Świętego, będącego czynnikiem jego prawdy, płodności i wiecznego trwania. Obok skarbów nadprzyrodzonych i charyzmatów niezbędne są Kościołowi urządzenia przyrodzone. Wznosi w sercach przybytki Ducha Świętego, a jednak potrzebuje i kościołów drewnianych, kamiennych. Prowadząc do dóbr wiecznych, nie może się obyć bez dóbr doczesnych. Są mu one konieczne do budowy i utrzymywania świątyń i gmachów, na cele kultu bożego, apostolstwa i miłosierdzia, na kształcenie i byt ziemski tych, co ołtarzowi służą (1Kor 9,13) i Ewangelję opowiadają (1Kor 9,14).

O tej ziemskiej stronie życia kościelnego postanowiłem przemówić do was w związku z reorganizacją zarządu majątkiem kościelnym, którą z Nowym Rokiem przeprowadzam w naszych Archidiecezjach. Uświadomiony katolik powinien znać Kościół także pod tym względem. Wtedy bowiem nie będzie aktywności i potencjału Kościoła mierzył skalą majątkową, a skądinąd będzie należycie oceniał także znaczenie i rolę środków materjalnych w rozwoju Królestwa Bożego na ziemi. Także w tym wypadku nieznajomość rzeczy ubliża katolikowi i prowadzi do błędnych wniosków.

I.

Doczesna i materjalna strona Kościoła jest następstwem faktu, że Kościół z woli swego Założyciela żyje na ziemi i w doczesności, wśród ludzi i dla nich. Obraz Kościoła tak widzianego - to wizja Jerozolimy ziemskiej, wyrastającej wysoko ku niebu, ale ufundowanej w gruncie stworzonej rzeczywistości; to zmysłowa postać ciała zbiorowego o olbrzymich celach i niezmierzonym zakroju, ale niewyzwolonego z materjalnych potrzeb. Kościół nie tylko styka się z naturą, ale tkwi i bytuje w zgiełku mijających pokoleń, dzieląc z nimi ekonomiczną dolę i niedolę. Przez to nie wyrzeka się swych cech nadprzyrodzonych i nie sprzeniewierza się swym zasadom.

Nie mają celów finansowych czy zarobkowych ani ta wasza szkoła na wsi, ani to gimnazjum w mieście, ani uniwersytet w stolicy. Całe szkolnictwo ma cel wyższy, służy bowiem oświacie, nauce i wiedzy. A jednak i szkoła powszechna i gimnazjum i wszechnica mają budżety, które im nieraz sprawiają niemało kłopotu. Szkoły potrzebują pieniędzy, którymi muszą umiejętnie i celowo szafować. To im wcale nie ubliża. Podobnie Kościół nie jest instytucją finansową, a środki pieniężne nie są ani jego istotą, ani jego duchem, ani jego zadaniem. Mimo to jest zmuszony uznać nieubłaganą konieczność posługiwania się pieniądzem dla zaspokajania tych potrzeb swego posłannictwa, których inaczej opędzać nie można.

Tej konieczności poddał się sam Zbawiciel. Z ewangelicznego opowiadania św. Jana wiemy, że już grono uczniów, otaczających Chrystusa, miało swą wspólną kasę, z której pokrywano doczesne potrzeby Zbawiciela i Apostołów (J 12,6). Jedynymi wpływami tej kasy były ofiary tych, którzy Mu służyli z majętności swoich (Łk 8,3).

Gdy Chrystus wysyłał uczniów na pracę misyjną, pamiętał o ich potrzebach życiowych i wygłosił zasadę, że utrzymanie powinni im dać ci, wśród których będą pracowali, albowiem godzien jest robotnik strawy swojej (Mt 10,10).

Na tę normę, że z poczucia sprawiedliwości chrześcijanie powinni dostarczać środków potrzebnych na służbę bożą i utrzymanie kapłanów, pracujących dla ich uświęcenia i zbawienia, kładzie nacisk św. Paweł, pisząc do Koryntjan: Tak też Pan postanowił, aby ci, co Ewangelję opowiadają, z Ewangelji żyli (1Kor 9,14). W liście do Tymoteusza powraca Apostoł narodów do tej myśli i objaśnia: Kapłani, którzy dobrze rządzą, niech będą uznani za godnych podwójnej nagrody, zwłaszcza ci, którzy pracują w słowie i nauczaniu. Mówi bowiem Pan: godny jest robotnik zapłaty swojej (1Tym 5,18).

Nic dziwnego zatem, że już w czasach apostolskich troska o zewnętrzne potrzeby Kościoła wyraża się w ofiarnych praktykach gmin chrześcijańskich. Z ofiar powstawały domy boże i czerpano środki na zakładanie nowych ośrodków wiary i ich rozbudowę. Ofiary wiernych pokrywały wydatki podróżne Apostołów i Biskupów. Z ofiar chrześcijan żyło duchowieństwo i jego pomocnicy. Stało się to tradycją, którą przejmowały późniejsze wieki.

W poszczególnych krajach wytworzyły się z czasem różne w tym względzie zwyczaje. Cesarze, królowie, książęta nadawali Kościołowi posiadłości. Magnaci wyposażali go w ziemię i kapitały. Powstawały mnogie fundacje kościelne, beneficja, szpitale, schroniska, szkoły. Na cele kościelne czyniono liczne i hojne zapisy testamentowe.

Z biegiem wieków weszły pozatem w zwyczaj pewne świadczenia jako danina stała i obowiązkowa, potwierdzona przez Synody sankcjami karnymi. Najbardziej rozpowszechnione były dziesięciny, polegające na tym, że za przykładem ofiar Starego Zakonu oddawano na potrzeby kościelne dziesiątą część plonów. W Polsce dziesięciny obowiązywały pod grozą pozbawienia Sakramentów świętych i pogrzebu kościelnego, a przechodząc różne koleje, przetrwały aż do wieku dziewiętnastego.

Następnie zaprowadzono w tutejszych Archidiecezjach przymusowe podatki kościelne, oparte na ustawodawstwie pruskim i poręczone egzekutywą państwową. Zniosła je w związku z art. IV Konkordatu ustawa polska z dnia 17 marca 1932 r., wprowadzając w ich miejsce składki na rzecz Kościoła katolickiego, które mają również charakter przymusowy.

II.

Od najdawniejszych czasów zwracał Kościół uwagę na to, by majątek kościelny nie stawał się łupem ludzkiego pożądania, lecz służył celom, na które go była przeznaczyła pobożna myśl ofiarodawców. Zawsze bowiem majątek kościelny, na równi z inną własnością, budził pokusę chciwości. Nie ustrzegł i nie oparł się jej pierwszy skarbnik kościelny u boku samego Zbawiciela, bo św. Jan Ewangelista nazywa Judasza w związku z tą rolą złodziejem (J 12,6).

Było więc dążeniem Kościoła, by majątku kościelnego nie marnowano przez złą administrację i by szanowano wolę fundatorów. W tej myśli zwalczał Kościół chciwość sług ołtarzy i niesumienność w zarządzie mienia kościelnego. Probierzem ducha i kultury było ograniczanie wydatków na swoje osobiste potrzeby i wygody, aby tym więcej środków można było przeznaczać na rozwój wiary. Mienie duchowieństwa nie miało się stawać niesłusznym ciężarem dla wiernych z ujmą dla ich przywiązania do Kościoła. A zarazem osłaniał Kościół majątek przeznaczony na chwałę bożą przed grabieżą możnowładców, chociaż często przemoc drwiła sobie zwycięsko i z woli fundatorów i ze sprzeciwów hierarchji. Ze zwyczajów i zarządzeń powstało majątkowe prawo kościelne, które zmieniając się zależnie od czasów i stosunków, stało na straży całości mienia kościelnego i określało jego administrację oraz użytkowanie. Ostatnie ogólne postanowienia w tej mierze zawiera nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, nakładając na Biskupów obowiązek uregulowania tej sprawy bardziej szczegółowymi rozporządzeniami, dostosowanymi do warunków diecezjalnych. To było powodem, że dnia 23 września br. wydałem Rozporządzenie o Zarządzie Majątkiem Kościelnym, które w ramach prawa kanonicznego i konkordatowego normuje całokształt administracji majątkowej obu Archidiecezyj, uwzględniając tutejsze stosunki. Wchodzi ono w życie z dniem 1 stycznia 1936 roku.

Rozporządzenie to było i z tego względu konieczne, że z jednej strony rok rocznie zwiększają się potrzeby religijne, a z drugiej strony kurczy się dawny majątek kościelny. Z rozrostem ludności mnożą się paraf je, powstają nowe kościoły, dźwiga się liczba alumnów w Seminarjach, rosną zastępy kapłanów. Tymczasem dawne uposażenia i fundacje poginęły albo zmalały do okruchów przez bezprawne przejęcie na własność państwa zaborczego, przez alienacje przymusowe, przez powojenną dewaluację kapitałów i inne wrogie przypadłości. Skarby kościelne - to dziś wspomnienie i legenda. Prawdą i rzeczywistością jest wzmagające się ubożenie Kościoła. Coraz więcej takich parafij, które przy stosowaniu największych oszczędności ledwie pokrywają potrzeby życia kościelnego, a trafiają się już niestety i parafje niewystarczalne. W tych warunkach jakże umiejętnie i pieczołowicie należy zarządzać mieniem kościelnym! Jakże dbać należy o to, by każdy grosz był wydany celowo! Jakże unikać należy nawet pozorów niedbalstwa i rozrzutności!

To chciałem osiągnąć przez wspomniane Rozporządzenie. Ktokolwiek się z nim dokładniej zapozna, stwierdzi, że ono nie chce wiązać brzemion ciężkich, nieznośnych i kłaść na ramiona ludzkie (Mt 23,4), lecz przeciwnie postanowienia Rozporządzenia do tego zmierzają, by przez sumienne zawiadywanie tym, co Kościół ma, chronić wiernych od niepotrzebnych ofiar i nakładów.

Przewrotową nowością tego dokumentu jest zarządzenie, że od Nowego Roku we wszystkich parafjach majątkiem kościoła parafjalnego zarządzać będą kanoniczne Rady Parafjalne. W miejsce dawnych dozorów kościelnych i reprezentacyj paratjalnych, zaprowadzonych krępującą ustawą z czasów kulturkampfu, obejmą urząd zarządców majątku kościoła parafjalnego mężowie, zamianowani przez Kurję Arcybiskupią spośród najgodniejszych parafjan. Na Rady Parafjalne, którym przewodniczą rządcy parafij, przelewa Kościół ważne kompetencje w zakresie prawa majątkowego i składa troskę o mienie, które służyć ma celom religijnym społeczności parafjalnej. Jest to urząd tym zaszczytniejszy, że honorowy, prawem kanonicznym określony, zasadzający się na zaufaniu Arcybiskupa i gwarantujący parafjom porządek w ich finansach.

W niedzielę, dnia 22 grudnia, zostanie w każdej parafji ogłoszony z ambony skład Rady Parafjalnej, która dnia 2 stycznia roku przyszłego obejmie zarząd majątkiem kościoła parafjalnego.

Nie mam najmniejszej wątpliwości co do tego, że nowe Rady Parafjalnę, współpracując zgodnie z księżmi Proboszczami, zaznaczą się wszędzie jako niezawodny czynnik administracji kościelnej, jako wierna podpora duszpasterzy i. wartościowy pierwiastek pokoju w życiu parafjalnym.

III.

Drugą zwrotną nowością rzeczonego Rozporządzenia o Zarządzie Majątkiem Kościelnym jest to, że nie zamierzając skorzystać ze wspomnianej ustawy o składkach na rzecz Kościoła katolickiego, odstępuję od przymusowych podatków i składek kościelnych.

Co mnie skłania do tej zasadniczej zmiany?

Bolał mnie dotychczasowy sposób pobierania świadczeń. Nie mogłem się pogodzić z ich zewnętrznym przymusem. Raziła mnie groźba interwencji państwowej i wkraczanie komornika w sferę, w której decydować powinnoby uczucie religijne. W praktyce zaś podatki kościelne stawały się kamieniem obrazy, wnosząc w życie parafjalne niepokój i spory.

Znoszę zatem świadczenia składane pod przymusem prawa. Nie będzie podatków. Nie będzie ustawowego nacisku ani moralnego przyniewalania. Nie będzie rekursów ani egzekucji.

Spytacie się: a więc jak to będzie dalej? Kto będzie pokrywał potrzeby Kościoła w tych wielkich i trudnych czasach? Czy mamy zaprzepaścić spuściznę wieków? Mamyż po bolszewicku, po meksykańsku wydać kościoły na niszczenie i zagładę? Mamyż pozwolić, by się zapadały plebanje i inne budynki kościelne? Nie będziemy ratowali sprzętów kościelnych, organów, obrazów, szaf liturgicznych? Nie będziemy utrzymywali cmentarzy? Mamyż pozwalniać organistów i kościelnych? Czyż z braku świec mają się sumy i nabożeństwa zamieniać w ciemne jutrznie? I czyż nie mamy tworzyć nowych parafij? Nie mamy budować ani rozszerzać świątyń?

Odpowiadam. Jakkolwiek nie pora dziś na wydatki nadmierne lub zbytkowne, nie można jednak Kościołowi, walczącemu o chrześcijańskiego ducha nowych czasów, odmawiać tego, czego potrzebuje dla spełnienia swoich zwykłych zadań i nadzwyczajnych posłannictw. Najidealniejszym rozwiązaniem sprawy byłoby, gdyby Kościół potrzeby swoje mógł opędzać zwykłymi ofiarami, składanymi na wydatki parafjalne do woreczka, na tacę lub w ręce księży Proboszczów. Tak było w pierwszych wiekach chrześcijańskich. Tak bywa i dzisiaj już w niejednej naszej parafji. Ten cel mają m.in. ofiary, które od dawien dawna w czasie Mszy św. składane bywają w chwili Ofiarowania. Wierni uczestniczą w ofiarowaniu hostji mszalnej, składając ofiarę ze swego mienia. Pięknym zwyczajem zbliżali się oni dawniej z tą ofiarą do ołtarza, aby niejako na nim składać swoje dary, co należałoby utrzymać, o ile to gdzieś jest technicznie możliwe.

Ale zdaję sobie sprawę z tego, że w wielu razach ani te ofiary zwyczajne i nadzwyczajne, ani świadczenia patronackie, ani dochody z resztek dawnych uposażeń kościołów nie zaspokoją zapotrzebowań życia parafjalnego. Na takie wypadki zaprowadzam Daninę Parafjalną. Będzie ona na tym polegała, że uchwałą Rady Parafjalnej wszyscy parafjanie zarobkujący zaproszeni zostanądo udziału w pokrywaniu różnicy między nieuniknionymi wydatkami na cele parafjalne a wpływami z innych źródeł.

Nowością nie jest tu danina jako taka, bo świadczenia kościelne są w naszych Archidiecezjach praktyką i tradycją wielowiekową. Nowością jest jej dobrowolny charakter. Nie będzie jej nikt gwałtem ściągał, niby haracz z tytułu zależności. Będziecie ją uiszczali z własnej woli. Dacie z przekonania i sumienia. Dacie z uczucia religijnego, z wewnętrznego nakazu wiary, z intencją by ofiarą ze swego mienia Boga uczcić i przyczynić się do Jego chwały. Dacie z poczucia sprawiedliwości, by mieć udział w kosztach życia parafjalnego, z którego korzystacie. Dacie z sentymentu apostolskiego, z poczucia współodpowiedzialności za wiarę i Kościół. Dacie z pobudek przynależności do Kościoła, w imię solidarności katolickiej i katolickiego honoru.

Danina, mająca charakter swobodnego aktu religijnego, odpowiada dzisiejszym nastrojom religijnym. Katolicyzm wszedł w nowy okres uduchowienia, wyzwala się z zewnętrzności, wyzbywa się obcych form działania. Akty religijne ocenia miarą wewnętrzną, stopniem natężenia wiary i swobody ducha, z którego się rodzą. Kościół przestaje być li tylko pojęciem, a staje się głębokim przeżyciem. Rośnie poczucie zbiorowości chrześcijańskiej i świadomość obowiązków apostolskich. Do tych wartości nawiązuje Danina Parafjalna, rezygnując z rygorów prawa.

Niejeden z was starszych, niejeden z tych, co długie lata przykładnie troszczyli się o sprawy majątkowe parafji jako członkowie dozorów kościelnych, pomyśli sobie, że od przymusowych podatków kościelnych, którymi do niedawna stała tu cała majątkowa administracja, do tej nowej daniny dobrowolnej, to krok śmiały i kto wie, czy nie ryzykowny. Otóż oświadczam wam, że czynię ten krok po zastanowieniu się, ale bez wahania i bez lęku. Wiem, że parafij na szkody nie narażam, a nawet na ryzyko nie wystawiam, bo wasza wiara i świadomość katolicka jest lepszym poręczeniem interesów kościelnych, niż inne gwarancje. Toteż z pełnym zaufaniem wyjmuję potrzeby życia parafialnego spod sankcji ustawy i zawierzam je waszemu sumieniu.

Muszę atoli wyjaśnić, że z natury rzeczy Daninę Parafjalną tam, gdzie zaprowadzona zostanie, uważać należy za świadczenie pierwsze i uprzywilejowane w rzędzie ofiar na cele religijne. Ma ona pierwszeństwo przed składką bracką i sodalicyjną, przed opłatą członkowską w organizacjach katolickich, nawet przed prenumeratą pisma katolickiego, bo jest przeznaczona nie na jeden szczegół, lecz na całość, na samą osnową życia. parafjalnego.

Ile płacić? Jak i kiedy daninę uiszczać? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w przytoczonym Rozporządzeniu i w wyjaśnieniach wielebnych księży Proboszczów.

Wykonanie tej arcyważnej sprawy składam również w ręce Rad Parafjalnych, które pamiętać powinny, że parafjanie to nie zależni podatnicy, lecz swobodni i równouprawnieni synowie Kościoła, dzisiaj na ogół już serdecznie zatroskani o jego powodzenie i o szerzenie ducha Ewangelji. Odwołując się delikatnie i uprzejmie do uczuć katolickich, będą miały Rady Parafjalne także w tym względzie zupełne powodzenie.

Pragnę zakończyć to swoje słowo piękną myślą, wyjętą z liturgji konsekracji kościoła. Nawiązując do uroczystego oddania na służbę bożą gmachu materjalnego, wzniesionego z cegieł i kamieni, Kościół modli się w ostatniej modlitwie Mszy świętej tymi słowy: Boże, Ty co Swemu Majestatowi gotujesz wieczne mieszkanie z żywych i wybranych kamieni, udziel pomocy ludowi Swemu, który Cię prosi, aby to, co się przyczynia do widzialnego powiększenia Twojego Domu, było przyczynkiem także do jego duchowego rozrostu.

Gdy na cele kościelne składamy ofiarę ze swego mienia, gdy wspieramy życie parafjalne lub stawiamy domy boże, uświęcajmy te dary intencją budowania Królestwa Chrystusowego. Duchowy rozrost domu bożego, to zwycięski pochód Ewangelji. Żywymi i wybranymi kamieniami, wmurowanymi w gmach boży, są nasze dusze w Chrystusie uświęcone. Toteż składając chętnie ofiary, by w przełomowej walce o ducha nowych czasów nie pozbawić Kościoła potrzebnych mu środków, powinniśmy równocześnie przemieniać duszę swoją w święty przybytek Pański.

Świat materjalistyczny często nie będzie rozumiał naszych ofiar kościelnych, bo nie wnika w ducha, z którego płyną. Nieraz będzie się oburzał i ponawiał swój dawny zarzut: Na cóż to marnotrawstwo? (Mt 26,6) Pocóż ta strata majątku? Czy niema potrzeb pilniejszych i ważniejszych?

Ale my w dalszym ciągu wytrwale i ofiarnie budować będziemy to, co jest pierwsze i konieczne, bo w swoim własnym życiu, w życiu Narodu i Państwa wznosimy Królestwo Boże.


Druk: "Miesięcznik Kościelny Archidiecezyj Gnieźnieńskiej i Poznańskiej" 11(1935), s. 385-392;
także: Dzieła, s. 506-512. 

odsłon: 3751 aktualizowano: 2012-02-28 16:51 Do góry