Rozporządzenie: W sprawie zabaw tanecznych na rzecz katolickich organizacji dobroczynnych.

Poznań, dnia 26 lutego 1935.

Zwrócono się do mnie po ostateczną decyzję w sprawie imprez tanecznych, urządzanych gdzieniegdzie dla przysporzenia funduszów katolickim stowarzyszeniom dobroczynnym. Organizatorzy tych zabaw, powodowani chwalebną chęcią propagandy idei miłosierdzia, uzasadniali je tym, że dostarczają większych dochodów, niż inne imprezy a pod względem obyczajowym mogą być przykładem przystojnego tańca. Na ogół budziły atoli te imprezy poważne zastrzeżenia i krytyki. Rozbieżność zdań i praktyki doprowadziła w końcu do szkodliwych rozdźwięków w organizacjach, budząc zarazem niepokoje w sumieniach.

Nie omawiając tu zagadnienia tańców jako takich, zaznaczam, że używanie tańca, jako środka propagandowego w dziedzinie dobroczynności chrześcijańskiej, polega na zasadniczym nieporozumieniu. Do istotnych cech miłosierdzia chrześcijańskiego należy ofiara ze siebie, ze swego majątku lub czasu, ze swej pracy, wygody i przyjemności na rzecz bliźniego, z pobudek nadprzyrodzonych. Z tym pojęciem na można pogodzić dobroczynności, która biednych wspiera okruchem uciech przeżytych na tak wybitnie światowej zabawie, jaką jest ze swej natury bal. Religijne podłoże organizacji miłosierdzia chrześcijańskiego, ich wysoki poziom etyczny, ich duch poświęcenia przemawiają za tym, że nie powinno się wsparć biednym wytańcowywać. To profanuje ofiarę miłosierdzia chrześcijańskiego, która jest tak wzniosła, że jej na równi z okruchami z tańcówek stawiać nie wolno. Cenię to, że tradycyjne bale, urządzane pracz pewne sfery społeczne, przeznaczają swoje dochody na dobre cele, bo upatrują w tym ideę ekspiacji, często niestety aż zanadto uzasadnionej. Ale nie mógłbym się zgodzić na to, by to uprawiały oficjalne kościelne stowarzyszenia.

Więc co?

Nasze niestrudzone organizacje dobroczynne znają doskonale i stosują z powodzeniem inne środki zdobywania pieniędzy na zwalczanie rosnącej biedy, jak wenty, koncerty, przedstawienia, odczyty, zbiórki itd. Czyż nie na tej drodze dokonał się imponujący wzrost zorganizowanego miłosierdzia katolickiego, działającego obecnie prawdziwe cuda miłości i apostolstwa? Właśnie dlatego, że katolickie organizacje dobroczynne nigdy nie zaznały zbytku i nie miały do łatwej dyspozycji sum wielkich, lecz musiały z trudem zbierać grosz do grosza, przywykły do ofiary z siebie i do oszczędnego obchodzenia się z zebraną gotówką. Dlatego też nie marnują pieniędzy na kosztowną administrację, nie trwonią uzbieranych funduszów na efektowne występy, nie szukają swego zadowolenia ani swej przyjemności. Za to pracowały i pracują z błogosławieństwem bożym, ciesząc się zaufaniem społeczeństwa, które wie, że niczego nie zmarnują, ani lekkomyślnie nie przegospodarzą. Tą ofiarą i tym trudem, tym zaufaniem ogółu i błogosławieństwem bożym będą nadal stały nasze organizacje dobroczynne przez długie stulecia.

Niedawno powiedziała mi pewna pani: Kiedyś uważałam się za heroinę miłosierdzia, gdy w nowej sukni błyszczałam na balu dobroczynnym; teraz rozumiem, że piękniejszym czynem jest oddać na wentę Pań Miłosierdzia część ulubionych zapasów ze spiżami. Tak się pogłębia i oczyszcza myśl katolicka w dziedzinie miłosierdzia. To uduchowienie podniesie i spotęguje także zewnętrzną działalność kościelnych organizacji dobroczynnych. Najbardziej nowoczesne metody pracy ożywiać będzie święta miłość Boga i bliźniego. A w tak pojętym i praktykowanym miłosierdziu nie ma miejsca na bale.

Wiem, że słowa te dotrą do cichych bohaterek i bohaterów katolickiej dobroczynności. Niechżeż się dowiedzą, że jestem pełen uznania dla ich apostolstwa i że ich działalności z głębi duszy najczulej błogosławię.


Druk: "Miesięcznik Kościelny Archidiecezyj Gnieźnieńskiej i Poznańskiej" 3(1935), s. 86-87;
także: Dzieła, s. 470-471. 

odsłon: 3497 aktualizowano: 2012-02-29 15:40 Do góry