Lourdes, 9 III 1941.
Drogi Księże!
Otrzymałem list styczniowy z dodatkami i adresami syberyjskich naszych zesłańców. Daję wyraz radości, że udała się wysyłka fig, kasztanów, marmelady i wina mszalnego. Była to akcja przeprowadzona dobrze i starannie, dlatego się udała. Bardzo się cieszę, że Ojciec św. szczodrze ją poparł. Dowiedzą się rodacy w kraju, także z tego faktu, że nie są zapomniani. Gratuluję i dziękuję.
Mieliśmy okazję wysłać do kraju z Lizbony znaczne transporty odzieży, herbaty, kawy i innych przedmiotów. I one wywołały tam serdeczne oddźwięki. Organizuje się teraz w Lizbonie większą rzecz dla dzieci w kraju łącznie z ogólną akcją dla dzieci europejskich. Do jeńców zaś naszych zarówno we Francji okupowanej jak i w Niemczech wysłało się z różnych krajów potężne kontyngenty paczek. Oczywiście tylko do oficerów, żołnierze są przeważnie na robotach rolnych i tam im jeszcze znośniej. Na te cele Rząd wpłacił bardzo pokaźne kwoty z amerykańskich źródeł.
Od trzech tygodni przejęła nasza Ambasada w Tokio funkcję centrali pomocy dla naszych w Rosji. Poszły tam już grube pieniądze. Tam też należy przekazywać wszystkie adresy, ewentualnie jeszcze mnie lub przez naszą Ambasadę w Waszyngtonie. Punkt jest wybrany dobrze, bo najbliższy komunikacyjnie. Japonia jest temu chętna. I jest to ośrodek najspokojniejszy, wojny bowiem sowieckojapońskiej, o ile po ludzku przewidzieć można, nie będzie, lękają jej się obie strony, żyjąc pod groźbą o wiele aktualniej szych i żywotniej szych rozpraw.
Dla tych spraw nie ma co otwierać centrali tam u was. Byłoby to bardzo kłopotliwe, nieskuteczne i na krótki termin. Ale zbierajcie adresy wygnańców i przysyłajcie mi je, o ile nie macie możności przekazywać ich do Tokio lub do Waszyngtonu.
Z wieści, które mnie z różnych źródeł dochodzą, jest tam u Was za wiele fermentu. Lepiej robić, robić jak najwięcej, nie zajmować się tym, co i jak inni myślą lub robią. Zdenerwowaniem i krytyką wzajemną niczego nie zbudujemy, zwłaszcza tam, gdzie i warunków na nic większego nie ma. Burza w szklance wody.
Wreszcie sprawa poruszona u O. Generała. Na to nalega od miesięcy i Rząd. Ale są względy wyższego rzędu, których tu podawać nie mogę, a które tymczasem nie pozwalają na eskapadę. Nie chodzi o względy osobiste, bo tych nie uznaję, lecz o zasadnicze interesy nasze, które się kiedyś ujawnią. W każdym razie rzecz jeszcze nie dojrzała. Zresztą zbliża się arcyważny dla sytuacji maj. Ja tu niestety za mało prowadzę życia kontemplacyjnego, bo działania jest równie więcej niż było w Rzymie a zasięg jest światowy. Tylko, że nie chwila na rozgłos. Jesteście odcięci i nie orientujecie się zupełnie w tym co się dzieje, co i nie dziwne. Ale bądźcie spokojni. Ojciec Generał zajął dobre stanowisko ex conscientia informata. Nie należy go tym nachodzić, bo on to musi traktować z dyskretnym pobłażaniem.
Nikogo nie upoważniłem do rozdawania obrazka z modlitwą. Akcja ta na pewno podejrzana. Trzeba przezorności. - Nie przejmujcie się robótkami (różnych nieodpowiedzialnych) emigrantów. O przyszłości stanowić będzie inna forma, na zasadach zupełnie odmiennych. Łączę serdeczne pozdrowienie i błogosławieństwo.
Druk: Kard. August Hlond, W służbie Boga i Ojczyzny. Wybór pism i przemówień 1922-1948,
red. S. Kosiński, Warszawa 1988, s. 173-175.