Z listu do ks. Antoniego Baraniaka.

Bar-le-Duc, 24 IV 1944.

Bardzo drogi Księże Sekretarzu!

Wypadki ostatnich trzech miesięcy wpłynęły bardzo podniecająco na mego ducha, utwierdzając mnie w optymistycznych perspektywach. Jakbym przeżywał pewne zdarzenia z 1918 r., kiedy to Arcybiskupowi warszawskiemu zwierzono rejencję mającej powstać Polski i wyprawiono z Magdeburga Komendanta w przewidywaniu, że zabezpieczy przemarsz ukraińskiej armii niemieckiej przez ziemie polskie. Ale i wtedy rozumiano Polskę jako zjednoczenie zaborów austriackiego i rosyjskiego, chcąc zatrzymać przy Rzeszy resztę Rzeczypospolitej. To też o zabór pruski musiano walczyć w krwawych powstaniach, mimo Rady Rejencyjnej w Warszawie i mimo Piłsudskiego w kraju. Podobnie teraz jest już niemal skrystalizowana zgoda na niezależną Polskę złożoną z Generalnego Gubernatorstwa i ziem zachodnich, lecz chcianoby zatrzymać, jako zdobycz wojenną, wszystkie te prastare dzielnice, które po r. 1939 włączono do sztucznego GrossDeutschland. Bardzo wyraźnie oświadczyłem w arcyciekawych konferencjach, żeby się nie łudzono, by takie rozwiązanie mogło być przyjęte. - W związku z tymi utopiami urojono sobie, że znajdą we mnie rejenta okrojonej Polski i że logicznie zrezygnuję ze stolicy prymasowskiej i poznańskiej, by objąć arcybiskupstwo warszawskie. Wybiłem im to z głowy. Zrozumieli, że nie podejmę się ani roli arcybiskupa warszawskiego ani roli Piłsudskiego z r. 1918. I pojęli, że w żadne rozmowy z Fuhrerem wdawać się nie będę i że mój wyjazd do Polski w tej chwili miałby dla mnie tylko wtedy sens moralny i realny, gdyby mi pozwolono wrócić do Poznania i Gniezna z pełnymi prawami arcybiskupimi i ze swobodą wykonywania tychże praw jako w dzielnicy należącej bezspornie do Rzeczypospolitej. Gdy przystąpiono do subtelnego terroryzowania mnie, powiedziałem, żeby sobie dali spokój, bo w każdym razie dotrzymam wiary narodowi i Państwu polskiemu, a gdyby mnie powiesić mieli, byłby(m) naprawdę szczęśliwy, że taką śmiercią będę mógł zakończyć swoje prace dla ducha, szczęścia i wielkości Polski.

Tymczasem Papież interweniował bezustannie i energicznie, żądając zupełnego uwolnienia albo przynajmniej umieszczenia mnie w warunkach odpowiadających godności kardynalskiej, z możnością odprawiania Mszy św. itd. Byli w grubych kłopotach, zaczęli się wycofywać, tłumaczyć. W końcu stanęło na tym, że mnie internowano tu na lotareńskiej ziemi, która bardzo mile wspomina króla Leszczyńskiego. Jest mi tu w klasztorze Sióstr szwajcarskich św. Pawła zupełnie dobrze. Ale powiedziano mi, że to tylko etap. Prawdopodobnie przetransportują mnie do Rzeszy i może jeszcze raz będą próbowali rozmów, już z innego punktu widzenia. Wypadki i ich przyszły rozwój po linii Opatrzności przekona dzisiejszych rządców Rzeszy, że nie tylko nie będą mogli zatrzymać zrabowanych ziem polskich, lecz że już żadnym sposobem nie uchronią swego narodu od straszliwej katastrofy. Sprawiedliwość boska pomści bezmiar krzywd i zbrodni.

Więc sursum corda! Ale trzeba stosować w duchu roztropności chrześcijańskiej konieczne środki ostrożności, bo władze okupacyjne stają się nerwowe i gotowe chwycić się jeszcze nierównie drastycznie j szych środków represji w stosunku do Polaków. Proszę zatem unikać wszystkiego, co by na drogiego Księdza zwracało uwagę. Zdaje się, że policja niemiecka nie uświadamia sobie przynależności Księdza do mej grupy. To jest w tej chwili bardzo korzystne, bo moja osoba naprawdę nie jest rekomendacją, zwłaszcza po paryskich spotkaniach. .Kto wie, czy chwilowo opactwo tamtejsze nie jest najbezpieczniejszym schronieniem. Gdyby atoli drogi Ksiądz uważał, że lepiej ulokować się gdzie indziej, u Salezjanów czy u innych, proszę bez wszystkiego powziąć potrzebne decyzje. Dobrze będzie unikać główniej szych szlaków kolejowych i drogowych, którymi może się przetoczyć wojna; przy tych ostatnich lepiej nie mieszkać, bo tam zapanuje zgroza, zniszczenie, śmierć. Im osiedle mniejsze i więcej zapadłe, tym lepiej. - Tu w Lotaryngii, która właściwie jest żonę interdite, znać szczególne natężenie okupacji. Pod bardzo życzliwą opieką Biskupa Koadiutora Petit pracuje tu wspaniale O. Twardoch wśród tych biedaków polskich ze wschodnich połaci Warthelandu, których tu przymusowo spędzono na roboty na niemieckich fermach. Jest ich, z dawniejszą emigracją, do dziesięciu tysięcy (...).

Przesyłam pięć tysięcy franków na dalszą pensję w opactwie i na wydatki osobiste. Dalszych dziesięć tysięcy franków proszę wręczyć Ks. Kubszowi jako zwrot gotówki, którą mi pożyczył, gdy byłem chwilowo na lodzie. Przy tej sposobności proszę go bardzo serdecznie pozdrowić. Ucieszyłem się wiadomością, przesłaną mi przez O. Bernadeta, że księża nasi dalej na swych stanowiskach pracują. Niech zdwoją gorliwość i roztropność, poświęcenie i miłość dla dusz rodaków.

Księdzu Kubszowi i całej gromadzie zasyłam czułe błogosławieństwo.

Dalszych zaliczek nie chciałbym chwilowo pobierać, bo nie wiem, jak długo tu będę, a franków nie warto wywozić. Tymczasem na parę miesięcy dam sobie radę (...) - Pożyczono mi tu dobry aparat radiowy. Proszę radio swe zatrzymać, by śledzić dalszy, znowu ciekawszy przebieg lawiny wojennej i politycznej.

Przy sposobności proszę Ks. Inspektorowi liońskiemu zakomunikować moje bratnie pozdrowienie i podziękowanie za pomoc i modlitwy. Do Turynu już stąd pisałem. Z listów ks. Ricaldonego i ks. Tironego wynika, że obecnie nawet we Włoszech już całkiem duszno i że również tam zaznacza się głęboki kryzys, przepowiadany przez św. Jana Bosko (...).

Z legendarnego Osjaku Karynckiego nie było powrotu do kraju a natomiast z Hautecombe czy z AixleBains czy z innych postojów dzisiejszego pielgrzymstwa wszystkie drogi wiodą do kraju, chociaż nie wszyscy tułacze wrócą. Oby to, co wróci, było zdrowe i twórcze! Całemu szpitalowi z p. drem Nowotnym na czele błogosławię na bezpośrednią i dalszą przyszłość, zwłaszcza na wielką wyprawę na Ojczyzny łono.

Przed wyjazdem z Altakomby proszę zabezpieczyć moje liturgiczne stroje i spakować nasze książki. A pamiętać proszę, że zasadniczy kierunek ruchów powinien być ku Polsce, bo tam się spotkać mamy i spotkamy się. Mniejsza o drogi, którymi tam zdążać będziemy. Byle się stawić jak najwcześniej i z takimi energiami, by nasz wkład w nowe życie polskie był duży i szedł po linii posłannictw Rzeczypospolitej i narodu (...).

P.S. Doszedłem tu do stwierdzenia faktu, że ostatnim przede mną Kardynałem w więzieniu był Kard. Ledóchowski, który został w ostrowskim więzieniu zamianowany purpuratem i jako taki odbył tam resztę kaźni. Potem dopiero wyjechał po kapelusz do Rzymu, skąd mu Niemcy wrócić nie pozwolili. Ile wprost uderzających analogij! O stolicę św. Wojciecha rozbijają się fale wojującej apostazji i pruskiego zaborczego zalewu I tym razem fala odpłynie i znowu zabrzmi w prymasowskiej bazylice pieśń: Bogurodzica - Dziewica...


Druk: Daj mi dusze, s. 256-259.

odsłon: 5375 aktualizowano: 2012-03-08 10:13 Do góry