Do Franciszka Świetlika, Prezesa Rady Polonii Amerykańskiej.

Warszawa 1947.

Panie Prezesie!

Uzupełniając depeszę, z którą przed paru dniami zwróciłem się do Pana Prezesa z okazji siedmiolecia ukonstytuowania się błogosławionej działalności Rady Polonii Amerykańskiej, pragnę w charakterze Prymasa Polski niniejszym pismem wyrazić Panu Prezesowi, a za Jego pośrednictwem Głównemu Zarządowi i Okręgom, oraz całej drogiej Polonii Amerykańskiej, nie tylko własne uznanie, ale również głęboką wdzięczność kraju.

Polonia Amerykańska i jej światli przywódcy, wiedzeni trafnymi przeczuciami rozwoju i następstw wojny, stworzyli już w pierwszych dniach hitlerowskiej napaści swą centralną organizacyjną reprezentację, która zaraz przystąpiła do czynu zakrojonego na wielką miarę. Rada Polonii Amerykańskiej ma tę wielką zasługę, że w najkrytyczniejszych dla Polski chwilach swą celową propagandą uprzystępniła społeczeństwu Stanów Zjednoczonych zrozumienie międzynarodowej wagi sprawy polskiej i że odtąd służy tej sprawie z czujnym oddaniem, nie szczędząc nakładu pracy, rzucając na szalę dziejów wielkie polityczne wpływy i podejmując z powodzeniem doniosłe w następstwach interwencje poufne i publiczne.

Co więcej, wyprzedzając inne akcje dla ofiar wojny, Rada Polonii Amerykańskiej podwajała swe wysiłki, by skupioną i ofiarną pomocą finansową służyć ciemiężonemu narodowi. Pobudziła do tej akcji wszystkie ośrodki polskie na amerykańskiej ziemi, które chętnie stanęły do apelu, zawodnicząc w hojności. Swą wydajną służbę ofiarowały redakcje i pisma, parafie, organizacje, zjednoczenia. Hasło pomocy dla ujarzmionej Polski było obwołaniem pospolitego ruszenia dla obrony praw Rzeczypospolitej i dla ratowania życia i narodu.

Gdy w końcu szaleństwa hitlerowskie padły rozbite pod zwycięskimi ciosami sprzymierzonych ludów, z dymów wojennych wyłoniła się Polska z obliczem ziemi, mogił, spustoszeń, nędzy, chorób. Nie sposób zliczyć i opisać te zniszczenia, te zgliszcza i rumowiska, te legiony sierot i bezdomnych, te miliony gruźlików i ludzi o złamanym zdrowiu. Kto tu z zagranicy przyjeżdża, staje osłupiały wobec ogromu ludzkiej niedoli, ale zarazem zdumiony niepohamowanym pędem życia. Bo nie gubimy się w skargach i ponurych wspomnieniach. Z uporem odbudowujemy się mimo najtrudniejszych warunków. Czego sami dokonać możemy, to uskuteczniamy bez oszczędzania się. Ale ciężko nam. Czujemy, że sami wszystkiemu nie podołamy. Lękamy się, że nim się własnymi siłami podźwignąć zdołamy, gotowiśmy ulec wyczerpaniu.

Dlatego winszując Wam siedmioletnich prac i sukcesów, dziękując Wam za każdy czyn, za każdy dar, za każdą ofiarę, za żywność i odzież, za lekarstwa i książki, za ciężarówki i benzynę, za serce i szczodrość, proszę Was gorąco, byście w ofiarności dla kraju nie ustawali. Doceniamy w zupełności Wasz długi wysiłek, ale błagamy, byście jeszcze jakiś czas wytrwali w dobrowolnych świadczeniach dla ziemi, która przeszła przez największy ból, bo w przeznaczeniach Opatrzności jest powołana do wielkich posłannictw w jutrzejszym świecie.

Dary Wasze płyną ku nam ciepłym strumieniem, który dzisiaj dociera już do każdej niemal miejscowości. Rozprowadzają je sumiennie Caritasy, którym z pełnym zrozumieniem sytuacji Wasi delegaci asystują. Każdy nowy kontyngent wywołuje radość, osładza troski, budzi wdzięczność i sympatie. Jak długo ma to jeszcze potrwać? Pomoże nam przetrwać najbliższe lata, a dumni będziecie z błogosławionych wyników swego poświęcenia. Będziemy szczęśliwi, gdy Wam będziemy mogli zameldować swą samowystarczalność i gdy będziemy mogli zaprosić Was do Macierzy dla stwierdzenia szczęśliwych skutków Waszych i naszych wysiłków.

Łączę serdeczne bratnie pozdrowienie dla Pana Prezesa, dla Głównego Zarządu i Oddziałów Rady, dla wszystkich ofiarodawców i dla całej ukochanej Polonii Amerykańskiej. Niech Was i Rodziny Wasze ma w swej opiece wszechmocnej Jasnogórska Pani i Królowa.


Druk: Kard. August Hlond, W służbie Boga i Ojczyzny. Wybór pism i przemówień 1922-1948,
red. S. Kosiński, Warszawa 1988
, s. 237-238.

odsłon: 4657 aktualizowano: 2012-03-13 14:11 Do góry