Przemówienie Królestwo Boże w duszach polskich.

Warszawa, dnia 30 maja 1946.

Ekscelencjo, Prześwietna Kapituło Metropolitarna, Wielebne Duchowieństwo, Moi Ukochani Diecezjanie!

Starym szlakiem, którym wiekami sunęły od Gniezna na Łowicz i Warszawę orszaki prymasowskie, prowadzi mię do was wola boża. Wśród zagród kwiecistych i pól zielonych witała mię odświętnym słowem dusza polska, objawiając się w tej porywającej prawdzie, która się wtedy wypowiada, gdy człowiek z wewnętrznego natchnienia i bez przymusu przemawia. Szczere dno duszy polskiej wyraziło się tak pierwotnie, tak swojsko, tak barwnie jak gdyby poezja naszej malowniczej wiosny. Myśl lśniła się błyskami wiecznej prawdy jakby prześwietlona promieniami Ducha św. Były to wypowiedzi wiary, oddania, zaufania. Brzmiała w nich wieczna tęsknota serca człowieczego za czymś lepszym i wyższym, wołanie o błogosławieństwo Królestwa Bożego, które Kościół buduje i do końca wieków budować będzie.

Stanąwszy wśród was, uświadamiam sobie wielkość godziny naszej wspólnej modlitwy w tej prokatedrze. Niestety, w prokatedrze, nie w katedrze. Z głębokim wzruszeniem przejeżdżałem opodal gruzów czcigodnej świątyni książąt mazowieckich. Od bohaterskiej Woli witały mię tu nie zdobne ulice, kamienice i balkony jak w Kutnie, Łowiczu i Błoniu. Tu pozdrawiało mnie wstrząsające spalenisko Warszawy, ten nieprzekopany cmentarz stołeczny, ta wielkość zaklęta w gruzach, to niezatarte na rozwalinach piętno woli, która zmierzyła się z największym bezprawiem dziejów.

Kiedy między wami stanąłem jako wasz pasterz, kiedy odbierałem od was, kochani kapłani, kanoniczny hołd posłuszeństwa, całując wasze dusze kapłańskie i ten wieczny znak kapłaństwa, z którym staniemy na sądzie bożym, uświadomiłem sobie, że ta Warszawa, którą mi Bóg jako mistyczną oblubienicę wyznacza, to jakieś wielkie wezwanie, największe posłannictwo mego życia, zapowiedź czegoś ogromnego, co tu w sercu Rzeczypospolitej mamy spełnić i przeżyć. A tą wielkością jest Królestwo Boże w duszach polskich i życiu narodu.

Kiedy nam godziny odrodzenia Chrystusowego wybiją, wszystko co małe, wszystko co ciasne, wszystko co przyziemne powinno ustąpić z naszych dusz kapłańskich i katolickich. Nie wolno nam swą słabością obniżać tego, co według myśli Stwórcy ma być w przyszłości polskiej wielkie przed Bogiem, natchnione Duchem św., górne czystością Ewangelii. Tylko z wielkości zrodzi się wielkość. Tylko nadprzyrodzone siły uskrzydlą ducha polskiego.

Dlatego, ukochani księża, do was zwracam się w tę uroczystą godzinę z prośbą, abyście swoje kapłańskie serca poszerzyli na miarę zadań, które Opatrzność objawiła Kościołowi Chrystusowemu w Polsce. Wznieście życie swoje, całe życie i serca na te wyżyny, na których myśl uświadamia sobie wolę bożą i rozeznaje działanie tego Ducha, który nas wszystkiego uczy.

Do was zaś, moi ukochani diecezjanie Metropolii Warszawskiej, zwracam się z wyrazem podziwu, żeście wśród najtragiczniejszych powikłań ostatnich lat na tym ośrodkowym szańcu polskości wytrwali w obronie polskiego życia i honoru oraz swobód wierzącej duszy narodu. Czerpiąc niepokonane energie z bogactwa darów złożonych w duszy polskiej, dowiedliście wśród lawiny ognia i walących się gmachów, że Warszawę tylko sercem zdobyć można. Nie pokona tej stolicy gwałt. Ona roztwiera się jedynie sercu, które się bez zdrady do niej przytuli i zdatne jest odczuć godność jej dumy. Odbudowujcie Warszawę jako świętość narodu. W łączności z kapłanami gruntujcie tu ducha Chrystusowego, bo Królestwo Boże jest duszą narodów. Ludy nie ożywione Królestwem Bożym zamieniają się w trupy. Nie dałby spodziewanych wyników wielki trud odnowy, gdyby narodowi brakło Chrystusowej prawdy i sakramentów Odkupienia.

Nie mogę w tej wielkiej chwili pominąć milczeniem kościelnej przeszłości Warszawy. Na bólu i męczeństwie gruntuje się ta stolica arcybiskupia. Poprzednicy moi aż do arcybiskupa Popielą to wyznawcy, wygnańcy, męczennicy. Utrudniano im rządy, więziono ich, deportowano, truto na wygnaniu. Ten Kościół stołeczny był dłużej pod rządem administratorów niż pod rządami, właściwych arcybiskupów. Wspominam nimbem męczeństwa opromienione postacie moich poprzedników, aby ich pamięci cześć oddać i ich gorącością apostolską ożywić szeregi kapłańskie do heroicznej ofiary za sprawę bożą w nowej Polsce.

Serce każe mi tu wspomnieć najbliższego poprzednika, śp. Kardynała Kakowskiego. Był moim konsekratorem, bo z rąk jego i z jego serca biskupiego otrzymałem pełnię kapłaństwa i biskupie namaszczenie. Otaczał mnie aż do śmierci przyjaźnią ojcowską, nie przypuszczając, że obejmę spadek jego długich rządów. Wspominam o nim z wdzięcznością i proszę was, ukochani księża, którzyście się za jego rządów rodzili dla kapłaństwa, byście nie zapominali o jego duszy w pacierzach ani o jego wskazaniach w pracy. Spoczął tam wśród ludu, przypominając nam z grobu Chrystusowe misereor super turbam.

Z rozczuleniem zwracam się do Ciebie, Ekscelencjo, Czcigodny Księże Arcybiskupie, który na przekór prawom swego sędziwego wieku z energią zadziwiającą obejmowałeś rządy archidiecezji w najtrudniejszym okresie jej dziejów. Podczas okropności powstania warszawskiego stałeś niewzruszony i spokojny na czele męczennej ludności, prowadząc ją do Boga poprzez to morze ognia, krwi i bólu. Dziękuję Ci, Ekscelencjo, za te trudy i za to wielkie serce i za tę myśl jasną a pogodną. Wdzięczny Ci jestem za szlachetną życzliwość, okazaną mi w ostatnich tygodniach i za te słowa czarujące, którymi mnie już poprzednio i dzisiaj witałeś. Modlę się, aby Ci Bóg i te pamiętne zasługi i tę dobroć wynagrodził obfitością swych łask, i abyś ad multos annos był chlubą i perłą Kościoła warszawskiego, przyjacielem i wytrawnym doradcą moich rządów.

Kończę, by przewlekłym słowem nie osłabiać wrażeń tych godów biskupich. Wyjeżdżając wczoraj z prymasowskiej bazyliki gnieźnieńskiej, prosiłem o natchnienie i opiekę Najświętszą Wniebowziętą Pannę, która jest Patronką macierzy kościołów polskich.

Dzisiaj przed obrazem tej samej Wniebowziętej i na grobach moich poprzedników Prymasów w kolegiacie łowickiej modliłem się o dar mądrości, o wmyślenie się w pasterską treść swych zadań społecznych. Obecnie w tej cudem uratowanej prokatedrze klęczymy razem znowu przed Wniebowziętą Panią świata, wołając o dar pełniejszego pojęcia Jej roli w życiu Kościoła i roli Kościoła w przyszłych polskich wiekach. Ufnie garniemy się pod Jej królewskie berło i niezłomnie wierzymy w zwycięski finał światowej walki o duchowe prawa człowieka w nowym świecie. W ręku Królowej o Niepokalanym Sercu spoczywa wszechmoc wieczna, a u Jej boku stoi żadną troską niezłamany św. Józef, strzegąc sprawy Chrystusowej jak Patron tej prokatedry i Kościoła powszechnego.

Pod takim przewodnictwem i pod taką opieką wprowadza Kościół narody w tajemnicze jutro. Kościół nie pragnie bytować w błogim pokoju i nie dąży do własnych tryumfów. Tryumf zastrzeżony jest Chrystusowi, który pokonał zło i grzech. Chrystus ma tryumfować, Chrystus ma królować i panować. Kościół zaś ma służyć sprawie Odkupienia, cierpieć dla niej i za nią, walczyć o prawdę i prawo Chrystusowe. Kościół przeżywa od początku swoją apokalipsę i przeżywać ją będzie do końca wieków. Przez trud, boleść, upokorzenie, krew i świętość Kościoła, idziemy ku jednemu z największych tryumfów Chrystusa. W Polsce tryumf bożej sprawy opromieniony będzie takim blaskiem, że na nią zwrócą się z podziwem oczy bliskich i dalekich narodów.

W pokorze i mocy Ducha św. budujemy Królestwo Boże i szukajmy sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie nam przydane.


Druk: August kard. Hlond, Na straży sumienia Narodu.
Wybór pism i przemówień z przedmową prof. dr. Oskara Haleckiego,
red. A. Słomka, Warszawa 1999,
 s. 293-296;
także: Dzieła, s. 827-829. 

odsłon: 6236 aktualizowano: 2012-03-13 15:52 Do góry