Początki i rozwój "Salesianum" do roku 1910. Ks. Bosco i jego praca w Wiedniu.

[1921 r.]
W zakłopotanie wprowadza mnie prośba naszych byłych wychowanków, by skreślić dla Jednodniówki Jubileuszowej kilka słów na "niebezpieczny" temat: "Początki i rozwój Salesianum aż do roku 1910".

"Niebezpieczny" dlatego, ponieważ temat nie dopuszcza jeszcze do historycznego opracowania ze względu na brak wymaganej perspektywy czasu. Tak np. tło stosunków wiedeńskich z lat 1902-1910 wystąpiłoby dzisiaj w zbyt "żywych kolorach". Dla samego zaś zakładu dokładne przedstawienie przeszłości prawdopodobnie pociągnęłoby za sobą smutne następstwa i mogłoby wyprowadzić z letargu do nowego działania drzemiące siły, które swego czasu wpływały hamująco na rozwój nowo założonego domu. Chcę zatem ograniczyć się do poruszenia w szybkim tempie tych tylko wydarzeń, z których można by wystarczająco poznać zewnętrzny rozwój zakładu, bez wchodzenia w ich głębsze i ściślejsze powiązania wzajemne.

Jak Salezjanie osiedlili się we Wiedniu?

W ostatnim dziesiątku lat minionego stulecia kilkakrotnie zapraszano Zgromadzenie Salezjańskie, by swoją działalnością objęło także Wiedeń, ale zaproszeń tych, wysyłanych przez związki katolickie, duchowieństwo i osoby prywatne nie dało się uwzględnić, ponieważ Zgromadzenie nie dysponowało wtedy jeszcze personelem niemieckim. Pod koniec roku 1902 wpłynęła do Turynu nowa prośba. Tym razem petentem był o. Abel TJ., który usilnie błagał następcę księdza Bosko, by przejął kierownictwo zakładów dla chłopców od Związku "Stacji Opieki nad dziećmi" (Kinderschutzstationen), będących wtedy właśnie w fazie najpiękniejszego rozwoju. I nie tylko we własnym imieniu pisał Apostoł mężczyzn we Wiedniu, lecz także na prośbę wybitnych dobrodziejów dzieł księdza Bosko jak protektorki Związku Arcyksiężnej Marii Józefy i prezesa Związku hrabiego Kurt Spiegel-Diesenberg. Zasługują na podkreślenie niektóre myśli tego pisma, które zdają się mieć na oku nie ówczesne, ale dzisiejsze stosunki społeczne. "Czcigodnemu Księdzu ani przez myśl nie przeszło, w jaką nędzę moralną i fizyczną popadła nasza młodzież męska na skutek prawodawstwa szkolnego i zgubnego wpływu, jaki na nią wywiera demokracja socjalistyczna. Wasi księża rozpoczną tu swoją działalność jakby "in partibus infidelium". Po 25-letniej pracy kapłańskiej na polu religijno-społecznym doszedłem do przekonania, że przede wszystkim Wasze Zgromadzenie jest powołane do tego, ażeby w naszej biednej Austrii, w której Wasi Ojcowie niestety są zbyt mało znani, zdziałać wiele dobrego... Zapraszamy!".

O. Abel miał szczęście. Dnia 1 września 1903 roku Zgromadzenie przejęło kierownictwo stacji opiekuńczej, położonej we Wiedniu VI, Brüchengasse 3 i tym samym założyło ono w mieście cesarza pierwszy dom salezjański, składający się z sześciu współbraci pod kierownictwem ks. dr Alojzego Terrone, dotychczasowego dyrektora kolegium niemieckiego św. Bonifacego w Penango-Monferrato. Po nim kierownictwo zakładu objął ks. Teodor Kurpisz, który w roku 1905 przeniósł zakład do budynku przy ulicy Księcia Karola w dzielnicy 14-ej, lepiej odpowiadającego temu celowi. Tu pod opieką synów księdza Bosko znalazło początkowo schronienie 110, wkrótce zaś potem 150 biednych, przeważnie bardzo biednych i opuszczonych chłopców w wieku szkolnym. W zakładzie nie tylko zaprawiano ich do karności i porządku; pod wpływem łagodnego obchodzenia się Salezjanów ze swymi wychowankami, wnet sami otwarli swe serce i stali się podatni na ich wpływy pedagogiczne. Skoro zaś 31 sierpnia 1906 roku Salezjanie zakończyli swoją wychowawczą działalność w zakładzie Związku Stacji Opieki nad dziećmi "usamodzielniając się i zakładając we Wiedniu własny dom, ówczesny prezes dr Edward Fürst von und zu Lichtenstein" wydał następującą opinię o ich trzyletniej pracy: - "Nie mogę tu nie uznać publicznie gorliwości, jaką wykazywało Zgromadzenie Salezjańskie w swej działalności: przede wszystkim należy podkreślić godne pochwały wyniki, osiągnięte przez nich na polu pedagogicznym względem dzieci, powierzonych jego pieczy".

Jak Salezjanie przyszli do obecnej dzielnicy "Erdberg"?

Zaproszenie ich do zajęcia się młodzieżą w tzw. Stacjach Opieki nad dziećmi było dla Zgromadzenia okazją i to bardzo pożądaną przybycia do Wiednia i osiedlenia się w nim. Niestety na skutek ciasno pojętego celu "Związku Stacji Opieki nad dziećmi", określonego paragrafami statutu. Zgromadzenie zostało pozbawione możności szerszej akcji na rzecz młodzieży, zwłaszcza starszej. Nie mogło również rozwinąć w pełni swego wychowawczego programu. Toteż zaczęło się rozglądać za własnym polem pracy. Po należytym zatem zorientowaniu się w sytuacji, wszczęto starania, by rozwinąć działalność własną w oparciu o własny zakład. Sędziwy kardynał Gruscha odniósł się z radością do tej myśli i wypowiedział przy tej okazji następujące słowa: "Poznałem tych wielkich Apostołów młodzieży 19 wieku i ojca Kolpinga i księdza Bosko i nauczyłem się ich cenić. Dzieło Kolpinga ja sam tu wprowadziłem, a obecnie mam tę pociechę, że także i ks. Bosko przychodzi do Wiednia. Proszę, od razu zabrać się do dzieła. Udzielam księdzu swego błogosławieństwa i pragnę dożyć jeszcze tej chwili, kiedy na stałe tutaj się osiedlicie".

Rozglądnęliśmy się więc natychmiast za odpowiednim miejscem, w robotniczej dzielnicy, położonym na peryferiach miasta. Prałat Schöpfleuthner skierował naszą uwagę na realność dobroczynnej pani Julianny Petyc, znajdującą się na Dietrichgasse 36, przeznaczoną na cele charytatywne. On też pośredniczył w jej nabyciu. Wprawdzie wynajęty budynek nie nadawał się na zakład dla młodzieży, ale stanowił ważny punkt oparcia i wyjścia dla Zgromadzenia. W roku następnym nabyliśmy przyległe parcele budowlane, sięgające aż do Hagenmüllergasse, a na wiosnę 1908 przystąpiliśmy do budowy nowego zakładu.

Opatrzność Boża dopuściła, że powstającemu osiedlu z różnych stron równocześnie wypowiedziano zaciętą walkę tak, że znajdowaliśmy się czasem wprost w rozpaczliwym położeniu. Mimo ponownego błogosławieństwa kardynała Gruschy, mimo przysłanych z dworu cesarskiego życzeń, mimo otrzymania od Urzędu Budowlanego oświadczenia o używalności domu, wykończony już w roku 1909 budynek, od przeszło siedmiu miesięcy stał pusty, i byłby jeszcze dłużej nie zamieszkały, gdyby nie Arcybiskup-Koadiutor Dr Nagl, który w stanowczy a zręczny sposób wkroczył w losy zakładu. Pewnego dnia ledwo przybył z Triestu, stanął przed naszym nowym i pięknym zakładem. Tu napotkał gromadkę ubogich chłopaczków, którzy od dawna zaprzyjaźnili się ze Salezjanami, lecz mieli zakaz przekroczenia progu tego domu.

- Co wy tu robicie ? - zapytał ich Arcypasterz.
- Chcielibyśmy wejść do zakładu!
- Więc chodźcie ze mną!

Arcybiskup otoczony gromadką wesołych chłopców wszedł do zakładu i pozdrowił zdumionych Salezjanów silnym i znaczącym głosem: Pax huic domui, poczem zaraz przedstawił swoją młodą świtę i wypowiedział jeszcze wielkiej wagi słowa: - in verbo meo aperite portas! Otwórzcie dzieciom bramy domu! Ja was osłonię!

Tak więc Arcybiskup Nagl otworzył "Salesianum" we Wiedniu III. Następnego dnia poświęcono kaplicę domową i odprawiono w niej po raz pierwszy Mszę świętą. Błogosławieństwo Boże weszło w progi domu, a wraz z Bożym błogosławieństwem nastąpił dalszy, znany już rozwój zakładu.


Druk: Festschrift zur zehnjährigen Gründungsfeier des "Salesianum". Wien. 17 April 1921, s. 4-5;
także: Dzieła, s. 70-72.

odsłon: 5263 aktualizowano: 2011-12-20 18:21 Do góry