Sylwetka duchowa ks. kardynała Augusta Hlonda. cz. 2.

cd.
Skrupulatnie zachowuje ustawy zakonne swego zgromadzenia, a później jako przełożony pilnuje, by ich sumiennie przestrzegano. Uważa bowiem, że ustawy stanowią kodeks życia zakonnego i że „należy je z religijną czcią rozważać i w najdrobniejszych szczegółach sumiennie zachowywać”. Z wielką czcią i religijnym posłuszeństwem odnosi się do Ojca św. i jego przedstawicieli. Ta synowska cześć dla Ojca św. młodego prowincjała salezjańskiego w Wiedniu, uderzyła niejednokrotnie [s. 296] nuncjusza Achillesa Ratti’ego, późniejszego Piusa XI, kiedy go odwiedzał w Wiedniu.

Zostawszy później administratorem apostolskim na Górnym Śląsku, jeden ze swoich listów pasterskich poświęca Ojcu Świętemu: „Biedni ci wszyscy, którzy Papieża nie mają i nie znają. Biedni ci heretycy starzy i nowi, którzy mu jego władzy i powagi zazdroszczą, ale jej uznać nie chcą. Biedni ci prawosławni, od dawna stęsknieni za jednością Kościoła, za miłościwymi rządami i sercem ojcowskim ustanowionego przez Chrystusa Papieża. A my, szczęśliwe dzieci Ojca świętego, otoczmy tron jego sercami i modlitwą. Skupmy się około niego w duchu wiary i miłości, ślubując mu dozgonną wierność i posłuszeństwo”.

Zostawszy krótko potem prymasem i duchowym wodzem całej katolickiej Polski, w szczególniejszy sposób dba o to, by historyczne powiedzenie „Polonia semper fidelis” zostało w pełni urzeczywistnione. Nie pomija żadnej okazji, by uczyć wiernych i kapłanów tego „sentire cum Ecclesia et cum Papa”.

„Karna i serdeczna zależność parafii od biskupa łączyć się powinna zwłaszcza z głębokim uczuciem czci, oddania i uległości dla Ojca Św., który całemu światu katolickiemu jest wspólnym ojcem, a jako następca Św. Piotra włada sumieniami całej Chrystusowej owczarni. W łączności z arcybiskupem i w jedności duchowej z namiestnikiem Chrystusowym nabiorą nasze parafie takiej mocy, że się na nich sprawdzi pochwała Św. Pawła dla kościoła Tesaloniczan: „Staliście się naśladowcami kościołów Bożych”19.

Za tę uległość i wierność Ojciec św. odwzajemnia się swemu wiernemu synowi najtkliwszymi uczuciami sympatii i przyjaźni. Zaledwie kilkanaście dni przed swoją śmiercią, dziękując mu za życzenia świąteczne, pisze do niego te słowa: „Niemałą radością napełniły serca nasze życzenia, które Nam z synowską miłością wyraziłeś listem przesłanym Nam z okazji Świąt Narodzenia Pańskiego. Stanowią bowiem one dowód nie tylko Twego wiernego oddania się dla Stolicy Apostolskiej, ale wyrażają ponownie ową płomienną troskę, z jaką zabiegasz o pomyślność powszechnej sprawy katolickiej”.

Gdy po śmierci Piusa XI kardynał Pacelli obejmuje rządy Kościoła, jako nowy namiestnik Chrystusowy, Ks. Prymas w przeddzień jego koronacji przemawia do narodu z watykańskiej stacji radiowej: „Tu es Petrus, Piusie XII, jesteś opoką, której ani złość, ani czas nie skruszy. Na Tobie wsparł Chrystus wieczność swej Oblubienicy, której nie zmogą żadne potęgi doczesne, żadne „bramy piekielne”, żadne szatańskie zmowy nie przezwyciężą Kościoła, ani [s. 297] za Twoich chwalebnych rządów, ani za władania Twych wielkich następców”.

A nieco później napisze do swego duchowieństwa: „Oremus pro Pontifice Pio! Murem stańmy przy Piusie XII, bezbronnym, lecz wierzącym. Sercami obwarujmy jego stolicę. Posłannictwo jego i swoje realizujmy mężnie i niestrudzenie na polskim odcinku, który z woli Opatrzności nabiera znaczenia kluczowej pozycji w Królestwie Chrystusowym”.

Uległość i posłuszeństwo dla Ojca św. są dla niego jakimś wewnętrznym nakazem, który pragnie spełnić zawsze chętnie i z największą uległością. Słysząc o pogłoskach, że po śmierci ks. kardynała Kakowskiego wysuwa się go jako jego następcę, wypowiada te słowa: „Jestem zdecydowany spełnić wolę Ojca świętego. Czy mam ustąpić z Poznania, czy nawet z Gniezna, z prymasostwa, czy pozostawać tylko w stolicy, nie ode mnie zależy. Prosiłem Ojca świętego, by nie miał żadnych względów na moją osobę, lecz kierował się tylko dobrem Kościoła”.

Gdy w roku 1946 niespodziewanie Ojciec św. przenosi go na stolicę warszawską, to nominacja ta oznacza dla niego niemałą ofiarę. Chodzi więc po swym gabinecie z różańcem w ręku i dziesiątki razy powtarza: „fiat, fiat”. Przyjmuje jednak tę decyzję Ojca św. jako wyraz woli Bożej, choć drży na myśl o tym nowym swym zadaniu.

„Uświadomiłem sobie, że ta Warszawa, którą mi Bóg jako mistyczną oblubienicę wyznacza, to jakieś wielkie zadanie, największe posłannictwo życia, zapowiedź czegoś ogromnego, co tu w sercu Rzeczypospolitej mamy spełnić i przeżyć”.

Gdy rozpoczęła się jego ostatnia choroba, która miała zakończyć się śmiercią, każe natychmiast zawiadomić Ojca św. o stanie swego zdrowia.

Pod koniec swego życia wypowiada owe Pawiowe: „Bonum certamen certavi” tymi słowy: „Zawsze pracowałem dla Kościoła świętego, dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra narodu polskiego. Byłem zawsze wiernym synem Kościoła i sumiennie wypełniałem zlecenia Ojca świętego, bo widziałem w nim zastępcę Chrystusa na ziemi”. A już konając, zaledwie kilka minut przed odejściem z tego świata, wydaje takie oto ostatnie polecenie: „Proszę powiedzieć Ojcu świętemu, że mu byłem zawsze wierny”.

4. MIŁOŚNIK OJCZYZNY

W dzisiejszych czasach coraz silniej podkreśla się wagę wspólnoty i jedności, która winna zespalać ludzkość, prowadząc ją do wyższych stadiów duchowego i kulturalnego rozwoju. [s. 298]

Mimo to, a może właśnie dlatego, szlachetna i czysta miłość Ojczyzny jest nadal wyrazem pełnej osobowości.

Patrząc na Ks. Kardynała, podziwiać można uniwersalność zmysłu kościelnego, podchodzenie do każdej sprawy z ogólnoludzkiego punktu widzenia. Ale równocześnie urzeka nas w nim głębokie odczucie niezliczonych wprost więzów jakie go łączyły z Polską, ukochaną przez niego Ojczyzną.

Był zawsze dobrym synem Ojczyzny. Był jej najlepszym ambasadorem, czułym, poświęcającym się opiekunem dla swoich współrodaków. Można by dalej wyliczać szereg określeń, wiążących się zawsze konkretnie z jego polskością. Ale wyglądało by to na niepotrzebne okadzanie jego osoby. On i bez tego pozostanie zawsze wielkim Polakiem, miłośnikiem swego kraju, jego języka, pieśni i obyczajów.

Ile zdziałał dla Polski? Niełatwo da się wszystko wyliczyć. Nie każde z jego posunięć na rzecz Polski zostało poznane i właściwie ocenione. Jako prowincjał salezjański z siedzibą w Wiedniu, troszczył się w szczególniejszy sposób o polskie towarzystwa religijne i charytatywne, jak Sodalicja Mariańska. Jako administrator apostolski na Śląsku pogłębiał przywiązanie, miłość do odzyskanej Ojczyzny.

W purpurze kardynalskiej reprezentował zawsze nie tylko wielkość Kościoła, ale również i naszej Rzeczypospolitej. Wsparty o pastorał, stał jak strażnik odwiecznych praw narodu.

Ks. Prymas był Polakiem w wielkim stylu. Wielkim swoim sercem z entuzjazmem ogarniał wszystko, co polskie. W uniesieniu radosnym przeżywał polskość oraz wszelkie przejawy tej polskości w najtajniejszych głębinach swojej polskiej duszy.

Gdy objął rządy na Śląsku, otwarcie wystąpił w obronie języka polskiego przeciw zakusom różnego autoramentu germanizatorów. Jego wielkie przywiązanie do polskości uwidoczniło się w jego pierwszym liście pasterskim: „Niech się radośnie rozkołyszą dźwięczne dzwony waszych kościołów. Niech wszędzie z pełnych piersi zabrzmi uroczyste „Te Deum”.

Wykorzystuje każdą sytuację, by za granicą budzić uznanie dla Polski, by podkreślić dziejowe znaczenie naszej Ojczyzny oraz jej bogaty wkład do kultury zachodniej. Tak było na kongresach w Brukseli i w Lublanie.

W czasie swego wygnania był głosem ciemiężonego narodu. Po klęsce wrześniowej z rozgłośni Radia Watykańskiego wołał głosem protestu a zarazem otuchy: „Moja Polsko, męczennico! Padłaś ofiarą przemocy, broniąc z poświęceniem bez granic świętej sprawy swej niepodległości. Stoisz w obliczu narodów w purpurze męczeństwa. Choć w gruzach, choć w strzępach, swym tragicznym losem budzisz sumienie świata. Losu koleje są zmienne, a bytowanie Twoje wieczne. Potop [s. 299] odpłynie. Hołd składam niezrównanej armii, która biła się o Polskę z walecznością bez przykładów w dziejach. Witaj mi, Warszawo, stolico bohaterska, witaj prymasowskie Gniezno moje i Ty nieugięty, katolicki Poznaniu! Witaj święta, mistyczna Jasna Góro! Nie zginęłaś Polsko! Z tej fali papieskiej, która z watykańskiego wzgórza płynie poprzez świat jako zwiastunka prawdy, wołam do Ciebie raz jeszcze: nie zginęłaś Polsko! Z woli Boga zmartwychwstaniesz i szczęśliwie żyć będziesz, najdroższa Polsko-męczennico!”.

W Rzymie odmawia stanowiska kardynała kurialnego w Watykanie, proponowanego mu przez Piusa XII. Chce bowiem dzielić trudy wygnańcze wespół z swymi rodakami. W tym samym celu, będąc już we Francji, nie godzi się na żądania rządu emigracyjnego, by opuścił Lourdes i zamieszkał na terenie Anglii lub Kanady.

U stóp Niepokalanej w Lourdes szerzy wśród rodaków swoją niezachwianą wiarę w ostateczne zwycięstwo Polski. Zwycięstwo przyjdzie na pewno, lecz pod warunkiem, że Polska nawróci się do Boga. Nawiązując do tego, ks. arcybiskup Antoni Baraniak pisze: „Poczyna on głosić, że zwycięstwo polskie będzie zwycięstwem Maryi Niepokalanej. Naród tylko musi się przedtem nawrócić do Boga, a po nawróceniu musi przyjść ekspiacja za wszelkie zło. Więc nawołuje do pokuty, pokuty i jeszcze raz pokuty”.

Główną treścią jego modlitw to prośba o zwycięstwo narodu. Za jego przykładem modlą się nadciągający do Lourdes ze wszystkich stron świata Polacy, którzy idą szukać ukojenia i otuchy u Niepokalanej i Prymasa Polski20.

Hojną dłonią wspiera swych rodaków, których losy wojny wypędziły z kraju. Drogą konspiracyjną wysyła do Polski pieniądze, żywność i odzież. Jego wierność Ojczyźnie zajaśniała w szczególniejszy sposób, gdy został aresztowany przez gestapowców. „Zgoda z Niemcami będzie wtedy możliwa, gdy pozbędą się wreszcie swych zaborczych zamiarów, kiedy wyleczą się z tego „Drang nach Osten”, naprawią szkody i dadzą pełną gwarancję bezpieczeństwa”21.

Ks. Prymas przeżywał dogłębnie swoje przymusowe wygnanie, a zwłaszcza swoją nieobecność w ukochanym kraju, nad którym ciążyła przemoc brutalnego okupanta. Czuło się to wyraźnie, gdy po swoim uwolnieniu przez Amerykanów, odprawiał Mszę św. dziękczynną w kościele polskim w Paryżu. Pisze o tym Kajetan Morawski: „Ja z fotela ustawionego zwyczajowo dla ambasadora w prezbiterium, spoglądałem z bliska na twarz celebransa. Do-[s. 300]strzegłem jak się zmieniła, jak zadrgał mu głos, gdy powtarzał słowa św. Jana Ewangelisty: „Ego sum pastor bonus...”. Więc rana ta nie była jeszcze zasklepiona, choć paliła już mniej niż poprzednio”22.

Zaledwie ucichły odgłosy ostatniej wojny, wówczas tak oto ocenił prymas Hlond posłannictwo naszej Ojczyzny: „Polska wyznaje więc dalej swego starego Boga. Polska odmawia dalej swe wiekowe Credo, jak przez długie tysiąclecie, tak i dziś Polska chrzci swe dzieci. Polska żyje nadal pod znakiem krzyża, chce iść w przyszłość z Chrystusem, Jego nauką i Jego prawem. Na przełomie dziejów Polska katolicka ślubuje Bogu i zaprzysięga się wobec przyszłych pokoleń, iż ostoi się wobec wszelkich pokus niewiary...”.

Gdy obawa, czy Ziemie Zachodnie po traktacie pokojowym będą należały do Polski, hamowała rozmach w pracy, gasiła zapał, wówczas z ust Prymasa Polski popłynęły mądre słowa zachęty i zapewnienia: „Złóżcie z serca niepokoje. Wyleczcie swe dusze z bólu. Krzepcie się wiarą, że nie na darmo potem swego życiowego trudu użyźniacie odłogi i puszczacie w ruch zakłady przemysłowe. Budujcie Polskę na zagonie, w mieście, w kopalni, w każdej pracowni - a w duszach, rodzinach i parafiach umacniajcie Królestwo Chrystusowe. Iżby tam u was i na całym obszarze Polacy byli sobie braćmi. Iżby w odbudowanej Ojczyźnie każdy czuł się dobrze jako obywatel Państwa, jako wyznawca ewangelicznej prawdy i jako wierny syn Kościoła”.

W przemówieniu wigilijnym 24 grudnia 1946 r., które na cały świat transmitowało Radio Watykańskie, te oto życzenia kierował kardynał Hlond pod adresem swej Ojczyzny: „Życzę Polsce, by wielkiej odbudowy dokonała bez wstrząsów, w swobodzie i jedności, w świetle Chrystusowych wskazań i niesłabnącym porywie wspólnego czynu. By naród mocami Bożymi uzdolnił się do pochodu ku przeznaczonej mu wielkości i na usługi pokoleń oddał bogate praenergie duszy. By obrazu Polski nie ściemniły ani władcza pycha, ani krzywda. By z duszy polskiej opadły, urazy niewoli i bólu. By żadne pokusy nie uwiodły Polski i nie zwichnęły jej przeznaczeń. By wśród cmentarzysk kultury, wśród ludów schwytanych w sidła kłamstwa Polska była ostoją prawdy, cnoty i swobody, wzorem twórczego wysiłku, postępu i pomyślności. By żaden Polak nie zgubił się na obczyźnie i by po wojennym rozproszeniu polski tułacz, odnalazłszy drogę powrotu, włączył się wśród swoich w kolędowy chór szczęścia narodowego”.

Niestety, przedwczesna śmierć położyła koniec jego zamiarom. [s. 301]

W ostatecznym rozrachunku można ze słusznością zakonkludować, że wielki Prymas był nie tylko wspaniałym człowiekiem i autentycznym chrześcijaninem, lecz również Polakiem na miarę naszych wielkich czasów.

W obliczu zbliżającej się śmierci Ks. Prymas mógł wyznać z całym spokojem: „Zawsze kochałem Polskę i będę się w niebie za nią modlił”.

W 10 lat po jego zgonie tak pisał o sercu wielkiego prymasa ks. Stefan Durzyński:
To serce Bogiem gorzało,
to serce Polskę kochało,
za Polskę duszę oddało -
to serce, Polsko, twą chwałą.

5. W SŁUŻBIE POLONII

Wielkim problemem porozbiorowym i w latach międzywojennych była masowa emigracja Polaków za granicę. Ciężkie warunki życia oraz brak opieki nad nimi musiały przejmować serce każdego Polaka. Tragedię tych ludzi miał na myśli Ks. Kardynał, kiedy mówił o genezie polskiego wychodźstwa. „Z dziejowego bólu polskiego zrodziło się wychodźstwo i powstały nasze mniejszości za granicą”.

Ponieważ nie można było powstrzymać całkowicie procesów emigracji, należało przynajmniej zaopiekować się emigrantami złagodzić ich tęsknoty, umożliwić im znośniejsze życie. Należało doprowadzić do tego, by według słów Kardynała wychodźstwo stało się „czynnikiem wielkości i znaczenia zmartwychwstałej Ojczyzny”.

Po pierwszej wojnie światowej episkopat Polski w myśl uchwały powziętej na zjeździe w Krakowie, zwrócił się do prymasa Dalbora, „aby sprawy organizacji opieki nad wychodźcami całej Polski ujął w swoje ręce i nią kierował”.

Ks. kardynał Hlond chcąc uzyskać podstawy prawne dla opieki duchowej nad Polakami, odniósł się w tej sprawie do Stolicy Apostolskiej. W dniu 26 V 1931 r. Stolica Apostolska przyznała mu oficjalny tytuł duchowego Opiekuna polskiego wychodźstwa.

„List ten - jak stwierdził Ks. Kardynał - ma to wielkie znaczenie, że na jego podstawie można będzie sprawę opieki duchowej nad naszymi wychodźcami traktować z księżmi biskupami terenów emigracyjnych oficjalnie i z polecenia Ojca Św., gdy dotychczas akcja ta miała charakter prywatny i była prowadzona przeze mnie jedynie w imieniu Episkopatu Polski”.

Ks. Kardynał zdawał sobie sprawę z tego, że Polakom za granicą [s. 302] grozi podwójne niebezpieczeństwo - utrata wiary i utrata narodowości. Dlatego wychodźcy stali się bliscy jego sercu. Toteż między nimi a Prymasem Polski zawiązała się serdeczna więź przyjaźni. Z otwartym sercem przyjmował ich w swojej rezydencji. gdy przybywali w odwiedziny do kraju ojczystego. Pisał do nich też serdeczne listy. W każdą wigilię przemawiał do nich w orędziach radiowych. Odwiedzał ich w czasie swoich rozlicznych podróży. Dotarł do wielu ośrodków polonijnych. Spotykał się z rodakami, kiedy przebywał w różnych państwach europejskich jak: w Szwecji, Rumunii, Czechosłowacji, Austrii, Jugosławii, Belgii, Anglii, na Węgrzech, kilkakrotnie we Francji, największym skupisku polonijnym w Europie. Korzystając z swego uczestnictwa w Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Buenos Aires w roku 1934, odwiedził niektóre ośrodki polskie w Argentynie, Urugwaju i Brazylii. Odwiedziny te podniosły prestiż imienia polskiego na tym subkontynencie. Oto co relacjonował jeden z uczestników tej podróży: „Te kilka czy kilkanaście dni pobytu Ks. Prymasa Polski w Buenos Aires, Montevideo, Sao Paulo i Rio de Janeiro, te chwile rozjaśnione jego uśmiechem, udostojnione jego książęcą powagą, ożywione jego mocnym, męskim głosem, wdarły się jak złote promienie słoneczne w mrok niedoli wychodźczej, dotarły w głąb serc stęsknionych i usłały się jasnym szlakiem nadziei na długie dni przyszłości. Wszyscy, a zwłaszcza ci synowie marnotrawni, pożenieni z obcokrajowymi córami, którzy wstydzili się już przyznać do wzgardzonej narodowości polskiej, odczuli i poznali wartość i godność polskiego imienia i dumni z swojego pochodzenia, wysoko podnieśli swoje znękane głowy”.

W czasie swych podróży zagranicznych Ks. Kardynał poznawał braki i potrzeby wychodźców. Rozmawiał z miejscowymi ordynariuszami w ich sprawie. A niejednokrotnie orędował za nimi u Stolicy Apostolskiej. Podróże te umacniały ducha narodowego i religijnego naszych rodaków. W jego osobie przybywała do nich Polska, tak częstokroć zapomniana lub obojętna.

W kraju czynił wszystko, by uwrażliwić społeczeństwo na niebezpieczeństwa grożące tym, którzy dla chleba opuścili kraj rodzinny. Służyły ku temu jego przemówienia, jak również liczne odezwy mające na celu niesienie pomocy naszym rodakom za granicą. W jednej z tych odezw wydanej w roku 1932 czytamy takie słowa: „Nikt nie może być obojętnym na to, że czwarta część narodu żyje wśród obcych, w trudnych i nienormalnych warunkach, wydana częstokroć na wyzysk i nędzę, narażona na wynarodowienie i zdziczenie. Załamują się tam i przepadają dusze polskie, pogrążone w opuszczeniu i bezradności. Z dnia na dzień kurczy się polskość na obczyźnie i mnożą się polskie klęski. Gwałtownie wzma-[s. 303]ga się kryzys dusz polskich poza krajem. Ratować braci na wychodźstwie, to święty obowiązek katolicki i polski”.

Celem niesienia pomocy wychodźcom polskim powstało w roku 1926 Stowarzyszenie „Opieka Polska nad Rodakami na Obczyźnie”. Celem tej nowej organizacji było nawiązywanie do tych wszystkich czynników, które najmocniej łączą emigrację z krajem rodzinnym. W tym celu uwzględnione zostały zwyczaje ojczyste, uczucia narodowe i religijne, to wszystko, co wychodźcy wynieśli z rodzinnego kraju.

Pełen rozwój „Opieki” rozpoczął się w roku 1929, kiedy protektorat objął nad nią Ks. Kardynał. Dzięki sprężystej organizacji oraz dzięki współpracy p. Anny Smoczyńskiej, sekretarza gen., „Opieka” rozwinęła swą działalność na terenie całego kraju. Powstały trzy główne okręgi - zachodni, z siedzibą zarządu głównego w Poznaniu, środkowy w Warszawie i południowy we Lwowie. W wielu miastach powiatowych otwarte zostały oddziały lokalne.

W ciągu 13 lat swego istnienia przed wojną, „Opieka” spełniała dwa zadania. Jedno to udzielanie pomocy wyjeżdżającym do pracy za granicę oraz już przebywającym na emigracji. Drugie zadanie, to utrzymywanie łączności między wychodźstwem a krajem. W ten sposób „Opieka” stała się więzią łączącą emigrantów polskich po wszystkich lądach świata z ziemią ojczystą. Do blisko 50 krajów wychodziły z magazynów „Opieki” paczki z książkami i czasopismami. W okresie Bożego Narodzenia z opłatkiem oraz z życzeniami Prymasa Polski.

Z zagranicy napływały tysiące listów, w których nasi rodacy dziękowali za wszystkie przesyłki, dowody okazanej im życzliwości. Wyrażali swą radość z tego, że daleka Ojczyzna o nich pamięta. Z chwilą wybuchu wojny „Opieka” zakończyła swą owocną działalność.

Natomiast TOWARZYSTWO CHRYSTUSOWE DLA POLONII ZAGRANICZNEJ, drugie wielkie dzieło Prymasa, powołane z myślą o opiece duszpasterskiej nad emigracją polską, przetrwało burzliwy okres wojny. A po wojnie wystartowało na nowo, rozwijając w pełni powierzone sobie posłannictwo. W roku 1950 Stolica Święta udziela Towarzystwu „Decretum laudis” i zatwierdza jego ustawy na okres 7 lat. W roku 1964 następuje ostateczne zatwierdzenie Towarzystwa i jego ustaw.

Obecnie 114 chrystusowców pracuje na 75 placówkach duszpasterskich w 12 krajach Europy, obu Ameryk, Nowej Zelandii i Australii. W kraju natomiast w 39 domach lub placówkach czynnych jest 114 kapłanów. Ponad 70 kleryków i nowicjuszy przygotowuje się do przyszłej pracy wśród Polonii. W szeregach Towarzystwa znajduje się również 56 braci.

Ciekawe są wskazania Ks. Kardynała odnoszące się do pracy wśród wychodźców, zamieszczone w ustawach Towarzystwa Chry-[s. 304]stusowego. Podkreśla on bezwzględny obowiązek całkowitego zaangażowania się w pracy wychodźczej.

„Aby się nie sprzeniewierzyć posłannictwu, do którego Opatrzność głosem Ojca św. Piusa XI powołała nowe Towarzystwo. bez wyraźnego zlecenia Stolicy Apostolskiej nie będzie się ono podejmowało żadnych innych zadań, a natomiast skieruje wszelkie energie i wysiłki ku misji wychodźczej, którą członkowie będą pojmowali jako swoje szczytne powołanie oraz jako drogę swego uświęcenia i zbawienia wiecznego”23.

Ks. Kardynał należał do tych wyjątkowych ludzi, którzy posiadali wspaniałą równowagę idei i myśli. Panowała w nim harmonia doskonała między powszechnością katolicyzmu a miłością własnej Ojczyzny, miłością Polaków w kraju i tych za granicami państwa. Stąd potrafił on przekazać swym Chrystusowcom trafne rozwiązanie dwóch kluczowych problemów w pracy na wychodźstwie - narodowościowego i duszpasterskiego.

Problem narodowościowy: Ks. Kardynał był miłośnikiem Ojczyzny w wielkim stylu. Ale w żadnym wypadku, ani w jednym calu nie był szowinistą. Kwestię narodowościową, tak bardzo drażliwą na obcych terenach, czasami nabolałą, czasami rozdmuchaną przez wrogie siły, rozwiązywał zawsze w oparciu o uniwersalizm katolicki. Był przekonany, że te zawile problemy poprawnie, w duchu braterstwa rozwiązać może jedynie Kościół katolicki. Nie uznawał nigdy ciasnoty duchowej, ideowej, moralnej. Jego zdaniem patriotyzm polega na maksymalnym wykorzystaniu dobrych cech narodu dla całej ludzkości. Na włączeniu wszystkiego, co jest bogactwem poszczególnych narodów we wspólnym skarbie ogólnoludzkiej rodziny dzieci Bożych.

Praca nad narodem i dla narodu musi iść w tym kierunku. A więc nie w kierunku izolacji, nie poprzez rozwijanie wad narodowych i sprzyjanie antagonizmom.

Być miłośnikiem ojczyzny, to znaczy zaznaczyć się najlepszymi właściwościami również i na płaszczyźnie międzynarodowej. Ks. Kardynał kładł nacisk na wykorzystanie wszystkiego co specyficznie polskie, dla tego celu. I tak przywiązanie do Kościoła miało umożliwiać naszemu ludowi łatwe współżycie z innymi narodami i ułatwić wspólne „dogadanie się” z nimi.

I tak miłość Matki Najświętszej, u nas tak typowa, stwarzać ma klimat czystości w duszach polskich, by ją mogli wnieść w życie i świadomość innych organizmów narodowych. Mawiał: „Potrafili przecież Polacy w Brazylii w najmniej sprzyjających warunkach zachować wysoki poziom życia seksualnego. [s. 305] To jest właśnie zasługa zżycia się z Maryja, i to jest i to ma być nadal naszą chlubą narodową”.

Wiemy, jak pilnował Kardynał polskiej tradycji, polskich obyczajów. Boże Narodzenie, wigilia, opłatek, święcone. Nasza obyczajowość ma promieniować wszędzie; ma ubogacać inne narody, szerzyć piękno życia rodzinnego.

Polska wilia przypomina, że nie ma wrogów, że są tylko bracia. W polskim domu do stołu wigilijnego zaprasza się każdego - także i nieprzyjaciół. Z tego jesteśmy dumni i w tym jesteśmy niejednokrotnie nauczycielami innych dalekich ludów.

A nasze kolędy? Przecież rozkoszują się nimi inne narodowości, Murzyni ze szczepu Bantu, a w Rio Grandę do Sul śpiewają je Brazylianie pełną piersią. Kto się do tego przyczynił, ten z pewnością był wielkim synem swej Ojczyzny.

Budziły się tu i ówdzie, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, płytkie prądy nacjonalistyczne, które jątrzyły tylko i stwarzały niemałe trudności. Stąd w Ustawach wskazówka Ks. Kardynała, by „członkowie wystrzegali się popierania przesadnego nacjonalizmu, który pod pozorem opieki nad ludem podnieca do niezgody i nienawiści”.

Taka też była nauka i praktyka Założyciela. Gdy odwiedzał kolonie polskie w Ameryce Południowej, witał i cieszył się wszystkimi. Miał dobre słowo i uśmiech zarówno dla Polaków, jak i dla Włochów czy Niemców. Mawiał, że Polska słynęła zawsze z szerokiego serca, z rozległości poglądów.

Idąc za wskazaniami Ks. Kardynała, polskie duszpasterstwo emigracyjne nie buduje na innych kontynentach nowej, mocarstwowej Polski. Pomaga tylko zachować polskim wychodźcom pełnię człowieczeństwa, wiarę ojców oraz przywiązanie do kraju ich pochodzenia.

* * *
Oto sylwetka duchowa wielkiego kardynała. Szlachetny człowiek, autentyczny chrześcijanin, wzorowy zakonnik, wielki patriota oraz troskliwy opiekun naszych rodaków za granicą. Postać wybitna, wyrastająca ponad miarę ludzi jego czasów. Opatrznościowy wódz narodu, którego życie można zamknąć w jednym słowie - służba. Służba Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie.

W archikatedralnej bazylice poznańskiej znajduje się pomnik ku czci kardynała Augusta Hlonda, a na pomniku widnieje napis:

Oto mąż Boży
Wielki duch i szlachetne serce
Dobrze czyniąc szedł przez Śląsk [s. 306]
Ziemię Ojców swoich
Poznań - Gniezno i Warszawę
Z myślą o rodakach zza granicy
Do życia powołał
Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców
Duchową opieką otoczył
Ziemie Odzyskane, pod opieką
Potężnej Wspomożycielki Wiernych
W pokoju i wojnie, na wygnaniu i w więzieniu
Chlubnie pełnił posługiwanie biskupie.

Słowa umieszczone na pomniku są streszczeniem ducha oraz historycznych zasług wielkiego Prymasa. Przyszłym pokoleniom przypominać będą postać mądrego i świątobliwego Księcia Kościoła, który swojemu narodowi przyniósł chlubę i niebywałą sławę. [s. 307]

----------------------------------------

19 Hlond, Listy pasterskie, s. 123-124.
20 W stulecie objawień w Lourdes. „Przew. katol.” 1958 nr 6 s. 3.
21 Kardynał Hlond przed Gestapo. Art. w jednodniówce pt. „Bożemu nauczycielowi narodu, wielkiemu Prymasowi Polski”, wydanej w Londynie w 1948 r. (s. 10).
22 K. Morawski, Wspólna droga. Wspomnienia, Paryż, s. 120.
23 Ustawy Tow. Chryst. § 4 (s. 2).


Druk: „Nasza Przeszłość” 42(1974), s. 279-307.

odsłon: 5191 aktualizowano: 2012-01-15 17:20 Do góry