40 lat Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, cz. 1.

Pliki do pobrania

Wielkie przemiany społeczno-polityczne i demograficzno-gospodarcze XIX i XX wieku spowodowały prawdziwą wędrówkę ludów i zmieniły na całym globie dotychczasowe oblicze życia ludzkiego. Fala emigracyjna w ciągu ostatnich stu lat aż do drugiej wojny światowej osiągnęła łączną liczbę 80 milionów osób. W okresie ośmiu lat po zakończeniu drugiej wojny ten prąd emigracyjny objął około 10 milionów osób.

Współcześni historycy i filozofowie kultury wskazują na doniosłą rolę ruchu migracyjnego w procesie rozwoju cywilizacji. Również eklezjolodzy i socjolodzy katoliccy podkreślają doniosłą rolę tego ruchu w budowaniu silnych podstaw katolickiego społeczeństwa.

Kościół wobec problemu migracji

Toteż wobec problemu migracji Kościół nie mógł pozostać obojętny. Ostatni Papieże coraz bardziej doceniają znaczenie ruchu migracyjnego dla pracy apostolskiej Kościoła. Szczególnie Pius XI, Papież Akcji Katolickiej i Misji, dostrzegł obowiązek zajęcia się emigrantami.

Troska o duchowy los ludności migracyjnej znalazła jeszcze większego rzecznika w osobie Piusa XII. Poświęcił on tej problematyce aż 34 dokumenty. Zresztą pontyfikat Piusa XII przypada na okres drugiej wojny światowej, w czasie której wzmógł się jeszcze bardziej ruch migracyjny w świecie. Największą zasługą Piusa XII dla sprawy opieki nad emigrantami pozostanie bez wątpienia Konstytucja Apostolska „Exsul Familia” z 1952 roku.

Jan XXIII nawiązuje do swego Poprzednika, jeśli chodzi o ojcowskie zajęcie się losem emigrantów. Na uwagę zasługują jego wypowiedzi w tej sprawie w encyklikach ,,Ad Petri Cathedram” (1959) oraz „Pacem in terris” (1963). Sobór Watykański II przy omawianiu najważniejszych zagadnień doktrynalnych Kościoła dużo miejsca poświęca życiu ludności migracyjnej zwracając uwagę biskupom, że mają obowiązek [s. 393] szczególną opieką otoczyć tych wiernych, którzy z powodu specyficznych warunków życia nie mogą skutecznie korzystać ze zwykłej i normalnej opieki duszpasterskiej albo są jej całkowicie pozbawieni.

Emigracja polska

Z narodów europejskich trzy narody wyróżniają się największą liczbą emigrantów: Niemcy - 25 milionów, Włosi - 20 milionów, Polacy - 10 milionów.

Pierwotna emigracja polska to w pierwszym rzędzie emigracja polityczna. Po powstaniu listopadowym przybyło do Francji, Anglii, Ameryki i innych krajów wielu żołnierzy bohaterskiej armii polskiej. Każdy następny ruch wolnościowy wyrzucał za granicę coraz to nowe zastępy wygnańców. Rozpłynęli się oni jednak prawie wszyscy w morzu obcych narodowości.

Dopiero późniejsza emigracja zarobkowa, głęboko katolicka, złożona z biednego, upośledzonego ludu, zdołała przetrwać do naszych dni. Odczuła ona instynktownie tę wielką prawdę, że ocalenie na obczyźnie zależy od zachowania wiary i polskości.

Z chwilą odzyskania niepodległości Polski, ruch migracyjny znacznie się zmniejszył. Jednak bezrobocie spowodowane kolejnymi kryzysami gospodarczymi pędu tego nie zahamowało. Przeciwnie, pęd ten ułatwiało. Chodziło władzom o to, by umożliwić pracę bezrobotnym i pozbyć się elementów niezadowolonych. Toteż w latach 1918-1938 wyjechało z Polski na stałe około półtora miliona osób. W sumie emigracja zarobkowa od roku 1854 do 1938 roku objęła prawie 5 milionów ludzi, którzy opuścili kraj na zawsze.

W związku z tym zaistniała potrzeba specjalnej opieki duszpasterskiej nad tą wielką rzeszą polskich wychodźców. W obcym środowisku. w oderwaniu od kraju ojców, tak łatwo było utracić wiarę i język ojczysty. Działali za granicą polscy duszpasterze. Było ich jednak stanowczo za mało, by mogli sprostać swojemu zadaniu. Rekrutowali się oni w dużej mierze z duszpasterzy zakonnych. W tym względzie podkreślić należy zasługi, jakie mają tu Zmartwychwstańcy, Jezuici, Franciszkanie Konwentualni, Reformaci, Misjonarze, Werbiści, Oblaci, Pallotyni.

Obok zakonów męskich wielką rolę odegrały zakony żeńskie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Cóż siałoby się ze szkolnictwem i polskimi instytucjami, gdyby nie praca polskich sióstr zakonnych? Największa zasługa w tym względzie przypada Siostrom Felicjankom, Nazaretankom. Zmartwychwstankom, Siostrom Rodziny Maryi i Siostrom Miłosierdzia. [s. 394]

Mimo licznych placówek zakonów męskich i żeńskich ośrodki polskie za granicą nie były obsłużone dostatecznie. Stąd do biskupów polskich nadchodziły alarmujące wieści o trudnym położeniu religijno-moralnym polskich wychodźców. Listy napływały ze wszystkich stron świata. O księdza polskiego prosiły organizacje kościelne, władze świeckie, jak również ośrodki polskie na emigracji. Często zarówno biskupi, jak i dyrektorzy zakładów przemysłowych, zwłaszcza we Francji i w Belgii, prosili o duszpasterzy dla swych polskich robotników.

Biskupi polscy od chwili odzyskania niepodległości radzili nad tym, jak rozwiązać problem polskiej opieki duszpasterskiej za granicą. Od samego początku byli oni zdania, że do tej. pracy najlepiej przystosowane są zakony. Praca duszpasterska wśród Polaków na emigracji jest bowiem bardzo podobna do pracy na misjach. Toteż już w roku 1920 Ks. Biskup Sapieha z polecenia Konferencji Episkopatu zwraca się do Generała Franciszkanów z prośbą o wysłanie zakonników do pracy duszpasterskiej wśród Polaków w Danii.

Kardynał August Hlond

W roku 1926 Ks. Biskup August Hlond zostaje Prymasem Polski. Biskupi, jak również całe społeczeństwo pokładają w nim wielkie nadzieje. Spodziewają się po nim wiele również Polacy za granicą. Ten wielki myśliciel i społecznik, człowiek o wyjątkowej kulturze osobistej znał przecież z bliska blaski i nędze polskiego wychodźstwa.

Księża Biskupi przypominają nowemu Prymasowi uchwałę powziętą w roku 1921 na Zjeździe w Krakowie, aby każdorazowy Prymas Polski „sprawę organizacji opieki nad wychodźcami całej Polski ujął w swoje ręce i nią kierował”. Ks. Prymas pragnie realizować to zadanie w całej jego rozciągłości. Pragnie on być „Opiekunem duchowym polskiego wychodźstwa”, zanim Stolica Apostolska pismem z dnia 26.V.1931 roku potwierdzi ten tytuł oficjalnie.

Między Ks. Prymasem a wychodźcami zawiązuje się od razu szczera więź przyjaźni. Z otwartym sercem przyjmuje on wychodźców u siebie, gdy przychodzą do niego z hołdem czci i miłości. Przemawia do nich w corocznych wigilijnych orędziach radiowych. Spotyka się z nimi osobiście w swoich licznych podróżach zagranicznych. Z myślą o polskich wychodźcach Ks. Prymas zajął się troskliwie nowo powstałym stowarzyszeniem „Opieka Polska nad Rodakami na Obczyźnie”. Pod jego kierownictwem instytucja ta rozwinęła wszechstronną działalność. Z centrali w Poznaniu oraz z jej ośrodków pomocniczych w Warszawie i Lwowie wysyła się za granicę dziesiątki tysięcy [s. 395] paczek z polskimi książkami. W okresie gwiazdkowym paczkom tym towarzyszą życzenia prymasowskie oraz opłatek z gałązką polskiego świerku.

Jednak główne zainteresowanie Ks. Prymasa idzie w kierunku ostatecznego uregulowania duszpasterstwa polskiego na wychodźstwie. Na posiedzeniach Komisji Episkopatu dla Spraw Duszpasterstwa Zagranicznego Ks. Prymas podkreśla coraz częściej, że wobec niepowodzenia dotychczasowych sposobów zasilania szeregów duszpasterzy polskich za granicą należy stworzyć osobne zgromadzenie zakonne. Zadaniem tego zgromadzenia byłoby wychowanie i specjalne przygotowanie duszpasterzy dla polskich emigrantów.

Jednak wobec niemałych trudności w tym względzie, Komisja przeprowadza na razie uchwałę, by w tym celu wszcząć kroki zmierzające do przeorganizowania jednego ze zgromadzeń istniejących już na terenie Polski. Różne są projekty. Ostatecznie postanowiono zwrócić się w tej sprawie do Księży Filipinów oraz do Księży Zmartwychwstańców. Komisja zleca tę sprawę Ks. Prymasowi. Niestety, w obu wypadkach propozycja Ks. Prymasa spotyka się z odmową.

W marcu 1929 roku, w czasie obrad Konferencji Biskupów, sprawa ta zostaje poruszona ponownie. Uchwala się utworzenie osobnego seminarium celem kształcenia duszpasterzy dla wychodźstwa. Z nowym rokiem akademickim powstaje takie Seminarium w Gnieźnie.

Lecz i to rozwiązanie nie było najlepsze. Archidiecezje Gnieźnieńska i Poznańska miały już swoje Seminaria, które trzeba było utrzymywać. Skąd więc wziąć fundusze na jeszcze jedno seminarium?

Ks. Prymas wraca więc do swego pierwotnego planu utworzenia specjalnego zgromadzenia zakonnego. Jednak, mimo że jest on człowiekiem o niepospolitej sile woli, nie może się zdecydować na ten krok. Ze swymi wątpliwościami dzieli się z ówczesnym Papieżem - Piusem XI. Papież pochwala śmiałą inicjatywę Ks. Prymasa i zachęca do jej realizacji.

Pół roku później Ks. Prymas jest ponownie w Rzymie. Zostaje przyjęty na audiencji przez Ojca św. Wtedy to w prywatnym gabinecie Piusa XI odbywa się następująca rozmowa:
- Czy Eminencja założył zgromadzenie zakonne dla polskich emigrantów?
- Proszę Waszej Świątobliwości, jeszcze nie. Przyznam się, że jeszcze ciągle się lękam. Stoją mi bowiem żywo w pamięci słowa św. Jana Bosko: „Nie wolno tworzyć nowego zgromadzenia zakonnego bez wyraźnego znaku z nieba”. A takiego znaku dotychczas nie mam.
- A jeżeli Papież rozkaże, czy będzie to wystarczający znak z nieba? [s. 396]
- Proszę Waszej Świątobliwości, w tej chwili rozumiem wszystko. To znak z nieba! To wola Boża.
Trudna decyzja zostaje ostatecznie powzięta. Należało teraz wprowadzić ją
w życie.

Nowe Zgromadzenie

12 V 1931 roku w czasie swego pobytu w Rzymie Ks. Prymas prosi Stolicę Apostolską o zgodę na utworzenie zgromadzenia. 10 VI 1931 Kongregacja Spraw Zakonnych zgody tej udziela.

Po powrocie z Rzymu Ks. Prymas zaczyna działać. 5 IX 1931 r. wysyła do swej Kurii w Poznaniu pismo tej treści: „Donoszę, że Ks. Ignacy Posadzy opuścił z dniem 1 września 1931 roku szkolnictwo i otrzymał ode mnie trzytygodniowy urlop dla poratowania zdrowia, nadwerężonego uciążliwą podróżą inspekcyjną po Ameryce Południowej. Po urlopie i rekolekcjach Ks. Posadzy stawi się do mojej dyspozycji celem organizowania Seminarium Zagranicznego”.

W wigilię święta Matki Boskiej Gromnicznej 1932 roku pierwszy kandydat do nowego zgromadzenia klęczy u stóp Piusa XI. Papież, po ojcowskich uwagach odnoszących się do celu i założeń nowego Zgromadzenia. błogosławi dziełu oraz jego przyszłym członkom. Tak więc. pobłogosławione przez Ojca św. i Prymasa Polski, rozpoczyna się w imię Boże dzieło wyproszone tęsknotą i łzami polskich emigrantów.

W myśl planów Ks. Prymasa Założyciela nowe Zgromadzenie ma połączyć w sobie stare tradycje zakonne z nowoczesnością, element stałości - z postępem czasów i szczególnych potrzeb duszpasterskich.

Następuje okres wytężonej pracy przygotowawczej. Ks. Prymas opracowuje strukturę wewnętrzną Zgromadzenia. Natomiast jego kandydat na przełożonego nawiązuje kontakty z różnymi zgromadzeniami zakonnymi, studiując ich organizację. Wygłasza też liczne wykłady o ciężkiej sytuacji duchowej polskich wychodźców. Werbuje powołania. Z pomocą spieszą pisma katolickie, które chętnie zamieszczają wiadomości o nowo powstającym Zgromadzeniu.

Wspaniałomyślny dar hrabiny Anieli Potulickiej stwarza piękną bazę wypadową dla młodego Zgromadzenia. Już poprzednio hr. Potulicka stworzyła ze swych rozległych włości Fundację, z której dochody przeznaczone były na rzecz KUL-u. Pozostał jeszcze obszerny pałac z rozległym parkiem w Potulicach koło Nakła nad Notecią. Skoro Fundatorka dowiedziała się o powstaniu nowego Zgromadzenia, oddaje do dyspozycji Ks. Prymasa to, co miała najdroższego ze swej rodzinnej posiadłości. [s. 397]

I. OKRES 1932-1939

W niedzielę 22 VIII 1932 roku pierwszy kandydat klęczy u stóp Kardynała Założyciela i prosi o błogosławieństwo. Pełen wzruszenia Ks. Prymas wypowiada słowa: ,,A więc rozpoczynamy in nomine Domini”.

Następnego dnia znaleźliśmy się wraz z trzema innymi kandydatami w Potulicach, witani chlebem i solą przez p. Stefana Radzimińskiego, plenipotenta hrabiny Potulickiej. Obejmowaliśmy w posiadanie rezydencję i park jako Dom Macierzysty nowego Zgromadzenia.

Tymczasem do Potulic napływają coraz to nowi kandydaci. Tym, co pociągnęło dusze młodzieńców, była wielka atrakcyjność Zgromadzenia. Pociągała ich wielka misja wychodźcza, która wołała o gorące, apostolskie dusze. Mobilizowały ich też słowa odezwy Ks. Prymasa skierowanej do społeczeństwa: „Nikt nie może być obojętnym na to, że czwarta część narodu żyje wśród obcych w trudnych i nienormalnych warunkach, wydana częstokroć na wyzysk i nędzę, narażona na wynarodowienie i zdziczenie. Załamują się tam i przepadają dusze polskie. Ratować braci polskich na wychodźstwie to święty obowiązek katolicki i polski”.

Wśród kandydatów znalazł się dotychczasowy kleryk Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, subdiakon Florian Berlik. Zostaje on od razu zastępcą przełożonego. Oddał on też wielkie usługi przy formowaniu młodzieży zakonnej. Przyjętych zostało także 14 maturzystów oraz kilkudziesięciu kandydatów na braci zakonnych.

Na mocy osobnego dekretu z dnia 8 IX 1932 roku, wydanego przez Ks. Prymasa, Towarzystwo otrzymuje podstawę prawną swego istnienia.

Hrabina Potulicka cieszy się widząc, że w siedzibie jej rodu przygotowują się misjonarze dla wychodźstwa. Żywi dla nich uczucie prawdziwie macierzyńskie. Niedługo jednak raduje się obecnością przyszłych misjonarzy. 17 X umiera prawie nagle. W jej pogrzebie uczestniczy Ks. Prymas oraz liczni Biskupi. Są też różne instytucje, pragnące uczcić pamięć swej Dobrodziejki.

Prymas Założyciel

Z okazji pogrzebu Ks. Prymas Założyciel spotyka się po raz pierwszy z potulicka młodzieżą zakonną. Oto wyjątki jego przemówienia: „Pierwsza rzecz - to własne uświęcenie. Bez tego niczego nie dokonacie. Musicie się zawsze ze sobą łamać, walczyć ze sobą, zdobywać samych siebie. Musicie dusze wasze uświęcać na wzór Chrystusa. Sami tego nie dokonacie. Proście Boga ufnie o łaskę. On jej nikomu nie odmawia. [s. 398] Druga rzecz to umiłowanie swego Zgromadzenia. Ukochajcie to wasze Zgromadzenie. Jego dobro niech będzie wasza, ambicją, jego pomyślność - waszą radością, należenie do niego - waszym szczęściem, realizacja jego zadań - waszą potrzebą i dumą. Trzecia rzecz, o której chcę wspomnieć, dotyczy pewnego nastawienia waszego życia obecnego i przyszłego. Chodzi mi o ducha ofiary. Nie przyszliście tu po wygody, po przyjemności, po zaszczyty. Jestem przekonany, że Bóg was tu przyprowadził do swojej służby. Nie można nic wielkiego dla Boga dokonać bez ofiary. Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Wystrzegajcie się ponurości. Kto stale chodzi zachmurzony, posępny, ten okazuje, że tam w jego duszy albo w jego nerwach coś nie w porządku. Radość i wesele niech was nigdy nie opuszczają. Świętość wasza niech będzie pogodna, jasna, radosna”.

W święto Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny Ks. Prymas dokonuje obłóczyn „I batalionu” potulickich nowicjuszy. W czasie tej podniosłej ceremonii zwraca się do nich tymi słowami: „Chwila obecna jest chwilą przełomową w waszym życiu duchownym. Odtąd dusze wasze mają szczególniej promienieć blaskiem cnót zakonnych. Niech w waszych sercach płonie ogień miłości i zapału dla sprawy Bożej i dla ratowania dusz naszych braci na wychodźstwie”.

Ks. Prymas przybywa na nowy rok 1933. by poświęcić kaplicę nowicjacką. Kaplica mieści się w dawniejszym tzw. „żółtym salonie” hrabiów Potulickich. Po poświęceniu odprawia Mszę św. W swym przemówieniu podkreśla, że na tym miejscu, gdzie odbywały się huczne przyjęcia i zabawy, odtąd wśród młodych, gorących dusz, rwących się ku świętości, przebywać będzie Chrystus Eucharystyczny.

Po raz czwarty Ks. Prymas odwiedza Potulice, by poświęcić stacje Drogi Krzyżowej, dar Koła Misyjnego parafii św. Marcina w Poznaniu.

Te częste odwiedziny świadczą o wielkim zainteresowaniu się Ks. Prymasa sprawami nowego Zgromadzenia. Seminarium Zagraniczne, jak nazywano popularnie to nowe dzieło, to źrenica oka jego Założyciela.

Nawet przebywając za granicą, nie zapomina o sprawach nowego Zgromadzenia. Jest właśnie w Rzymie, gdy do Potulic przybywa pierwsza maszyna drukarska, na której potuliccy poligraficy mają drukować pierwsze pismo Zgromadzenia „Głos Seminarium Zagranicznego”. Na wiadomość o tym Ks. Prymas przesyła drukarzom potulickim szczególniejsze błogosławieństwo.

„Ucieszyłem się dobrymi wiadomościami z potulickiego zacisza. Więc wkrótce ruszą tłoki drukarskie - w imię sprawy Bożej wśród tułaczy polskich. Niech łaska Boża spocznie na każdym słowie, które drukarz potulicki wysyłać będzie na kraj Polski i na świat cały. Specjalnym tri-[s. 399]duum należy przed uruchomieniem drukarni ubłagać pisarzom natchnienie, a słowu drukowanemu skuteczność Bożą”.

Sekretarz Ks. Prymasa

Po świętach Bożego Narodzenia 1933 roku Ks. Prymas przysyła do Potulic swego sekretarza Ks. Dr. Antoniego Baraniaka. Ma on w ciągu trzech tygodni zastąpić przełożonego, który dotychczas nie miał urlopu. Będąc w Poznaniu Ks. Sekretarz słyszał, jak niektórzy pesymiści uważali to nowe dzieło za „fantazję kardynalską”. Nawet wśród dostojników kościelnych byli tacy, którzy powtarzali z przekąsem, że raczej włosy im na dłoni wyrosną, aniżeli Zgromadzenie się ostoi. Inni „realiści” byli zdania, że brak pieniędzy stanie się przyczyną szybkiego upadku Zgromadzenia.

W czasie swego pobytu w Potulicach Ks. Baraniak stwierdził naocznie ogromny ładunek entuzjazmu i ducha ofiary wśród młodych zakonników. To osobiste zetknięcie się z Potulicami utwierdziło jego przekonanie, że nowe dzieło jest naprawdę dziełem Opatrzności Bożej. W związku z tym wpisał on do Księgi Pamiątkowej te znamienne słowa: „A Domino factum est istud et est mirabile in oculis nostris”.

Odtąd też nawiązywały się więzy przyjaźni między młodym kapłanem a nowym Zgromadzeniem. Nikt wówczas nie przeczuwał, że ten wszechstronnie uzdolniony kapłan, który z czasem stał się przyjacielem Ks. Kardynała Hlonda, zasiądzie kiedyś na arcybiskupiej stolicy poznańskiej i że w tej roli otoczy szczególniejszą opieką Towarzystwo Chrystusowe.

Formacja duchowa

W przygotowaniu przyszłych duszpasterzy dla emigracji wymagana jest specjalna formacja duchowa. Ks. Prymas w paragrafie 8. napisanych przez siebie Ustaw nakreśla profil duchowy członków Zgromadzenia.

Charakterystyczne dla duchowości Towarzystwa jest:
a) bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej na wychodźstwie;
b) żądza ofiary z siebie i radosne poświęcenie sił, wygód i życia dla dobra tułaczy polskich;
c) bezwarunkowa karność wewnętrzna w duchu wiary. Powodzenie pracy apostolskiej za granicą zależne jest od wiary i miłości przyszłych misjonarzy. Dlatego Ustawy kładą szczególny nacisk na ducha wspólnoty rodzinnej i braterstwa: „Szczera miłość braterska i głębokie poczucie wspólnoty rodzinnej łączyć będą wszystkich w zwarty [s. 400] i solidarny hufiec Boży. Jedni cenić i popierać będą pracę drugich, a wszyscy będą z sobą współzawodniczyć w miłości Boga, w cnocie i poświęceniu” (§ 7. Ustaw).

W nowicjacie oraz w okresie studiów seminaryjnych kandydaci obok zdobywania wiedzy filozoficzno-teologicznej pracują nad pogłębieniem swego życia wewnętrznego, nad kształtowaniem osobowości i kultury wewnętrznej.

Duży wpływ na formację duchową potulickiej młodzieży zakonnej wywarli Księża Pallotyni z pobliskich Suchar. Byli oni w Potulicach stałymi spowiednikami. Nie mniejszą rolę w tym względzie odegrał Niepokalanów. Kontakty przełożonego z bł. O. Kolbem oraz wyjazdy braci do tej szkoły entuzjazmu i ducha Maryjnego były bodźcem i zachętą.

Młodzi zakonnicy nie ustają w gorliwości. Podsycają ją wypowiedzi, listy licznych przyjaciół Zgromadzenia, odnoszących się z życzliwością do dzieła wielkiego Prymasa. Oto co pisze Ks. Kanclerz Stefan Durzyński z Poznania: „Chrystusowcy, jakie wzniosłe wasze powołanie. O was wołała tęsknota, rozżalenie, sieroctwo, opuszczenie wołało o was. Serca, dusze, sumienia polskich wygnańców wolały o was. Tam zrodziło się powołanie wasze. Jesteście uproszeni u Boga przez wychodźcze rzesze polskie. Z bólu polskich serc w tęsknocie nieutulonej obumierających, z udręki polskich dusz w konania męce kapłańskiej pozbawionej posługi, pociechy - jesteście zrodzeni”.

Wielką otuchą były słowa Piusa XI, stwierdzające wobec Ks. Prymasa, że „Seminarium Zagraniczne to dzieło opatrznościowe i pożyteczne”. Szczególna radość i entuzjazm zapanowały wśród wspólnoty potulickiej, kiedy w roku 1934 Ojciec św. nadesłał telegram z błogosławieństwem specjalnym: „Sercem ojcowskim ogarniamy Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców, które umiłowany syn Nasz, świętego Kościoła Kardynał, August Hlond, Arcybiskup Gnieźnieński i Poznański, Prymas Polski, pośród duchowieństwa swego powołał do życia. Gratulujemy zdobytych już owoców duchowych. W nadziei, iż one z dnia na dzień stawać się będą coraz bogatsze i lepsze, temuż Towarzystwu oraz poszczególnym jego członkom udzielamy Apostolskiego Błogosławieństwa”.

W § 4. Ustaw Ks. Prymas wskazał: „Towarzystwo Chrystusowe skieruje wszelkie energie i wysiłki ku misji wychodźczej, którą członkowie pojmować będą jako swoje szczytne powołanie oraz jako drogę swego uświęcenia i zbawienia wiecznego”.

Misja ta rozpoczyna się już w Potulicach. W intencji wychodźców polskich młodzi Chrystusowcy ofiarowują swoją pracę, trudy i cierpienia. [s. 401] Zatroskani o duchowe losy polskich wychodźców, modlą się w ich intencji. Trzy razy dziennie rozbrzmiewa chóralnie błagalna modlitwa: ,,Panie Jezu, Pasterzu dusz, Ty, co przyszedłeś szukać i zbawiać, co było zginęło, zlituj się nad duszami naszych braci na wychodźstwie. Bo oto dni głodu dla nich nastały, nie głodu chleba ani pragnienia wody, ale słuchania słowa Bożego. Wołają za chlebem żywota, a nie ma, kto by im go podał. Tęsknią, spragnieni za zdrojem wody żywej, a nie ma, kto by im źródło otworzył. Zlituj się, Panie Jezu, nad nimi, bo oni są ludem Twoim i Twoimi być pragną na wieki. Zachowaj ich w wierze ojców i prowadź do przystani prawdy i zbawienia. Królowo Wychodźstwa Polskiego, wszyscy Święci, Błogosławieni i Polski Patronowie, przyczyńcie się za nami i za braćmi naszymi”.

Kult Boskiego Serca Jezusowego świeci jak lśniąca gwiazda na widnokręgu młodego Zgromadzenia. Od zarania swego istnienia rozwija się ono pod szczególną opieką Bożego Serca. W orbicie Jego przemożnych wpływów członkowie wzrastali w łasce i w życiu duchowym. U progu swego istnienia Towarzystwo poświęciło się uroczyście Najśw. Sercu Jezusa. Nocne godziny święte, pierwsze piątki, samo święto Najśw. Serca Jezusowego, uroczysta procesja urządzana w tym dniu w parku potulickim - były wielką manifestacją dogłębnych przeżyć młodych zakonników.

Wiadomo powszechnie, jak ważną rolę Matka Boża odegrała w dziejach wychodźstwa polskiego. Z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej wychodźca polski wyruszał w nieznany świat. W chatach i szałasach stawiał ołtarzyki domowe, z których błogosławiła mu Jasnogórska Pani. Ks. Prymas mawiał, że Maryjność duszy polskiego wychodźcy domaga się Maryjności duszy polskiego kapłana-misjonarza. Stąd chętnie wyraził swą zgodę, by nadać Matce Bożej nowy tytuł „Królowej Wychodźstwa Polskiego”. Ucieszył się też wiadomością, że w Potulicach wznosi się okazały pomnik ku czci Królowej polskich wychodźców.

W roku 1937 pierwsi bracia zakonni wyjeżdżają w charakterze pomocników duszpasterskich do Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu. W roku 1938 pierwszy kapłan i jeden brat zakonny udają się do pracy duszpasterskiej wśród Polaków w Estonii. Dalszych czterech braci wyjeżdża do pomocy w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie, a dwóch do Misji Polskiej w Londynie.

Praca, praca...

W klasztorach benedyktyńskich obowiązywała zasada „Módl się i pracuj”. Po dziś dzień praca podejmowana ku większej chwale Bożej składa się, obok modlitwy, na treść życia zakonnego.

W Potulicach wre praca w różnych warsztatach wzniesionych wokół byłego pałacu hrabiowskiego. Zbudowane zostały osobne budynki, w których umieszczono własne pracownie - ślusarskie, stolarskie, krawieckie, szewskie. Stworzono wielkie ogrodnictwo. Zorganizowano własne gospodarstwo rolne, a obok niego hodowlę oraz niedużą mleczarnię, dostarczającą nabiału na własne potrzeby.

Dumą Potulic są zmontowane zakłady graficzne. W nich to drukuje się miesięcznik „Msza Święta”, „Glos Seminarium Zagranicznego” oraz „Cześć Świętych Polskich”. Nakładem potulickiego Wydawnictwa ukazuje się sporo pozycji książkowych oraz całe serie wydawnictw ciągłych.

Bracia są kolporterami potulickich książek i czasopism. Jeżdżą po całej Polsce jako apostołowie dobrej prasy. Są oni propagatorami misji wychodźczej, jak również nowych powołań do Zgromadzenia.

Bracia pracują też we wszystkich działach gospodarki potulickiej. Zajęć jest jednak tyle, że liczba braci nie wystarcza do pracy w warsztatach i w gospodarstwie. Pracują więc także ludzie świeccy, specjaliści w różnych zawodach. Prócz tego kilkunastu chłopców terminuje w zakładach Zgromadzenia.

Pracy przybywa coraz więcej. W roku 1937 Towarzystwo rozpoczyna budowę gmachu własnego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Gmach ten staje blisko Katedry na gruncie darowanym przez Kapitułę Metropolitalną. Wszystkie prace stolarskie wykonywane są w Potulicach.

Nadto remontuje się i przerabia dom filialny „Betania” w Puszczykowie. Remonty przeprowadza się również w willi „Alwernia” w Dolsku, służącej jako dom wakacyjny dla członków Zgromadzenia. W przyszłości księża i bracia organizować i prowadzić będą grupy młodzieży polskiej za granicą. Stąd troska przełożonych, by przyszli duszpasterze i pomocnicy poznali różnorodne dyscypliny sportowe. Powoli wyłaniają się mistrzowie gimnastyki, asy siatkówki i koszykówki, kolarze, narciarze.

Potulice posiadają, własną flotyllę oraz małą stocznię i przystań na Kanale Bydgoskim. Na brzegu kanału leżą ustawione obok siebie kajaki skonstruowane własnoręcznie przez braci stolarzy. Jest nawet kapitan przystani czuwający nad całością flotylli. Jest on równocześnie odpowiedzialny za bezpieczeństwo zażywających kąpieli w kanale. Egzotyczne nazwy kajaków - „Iguassu”, „Parana”, „Rio Dolce”, „Missiones”, „America” - przypominają tereny pracy przyszłych misjonarzy.

Przyszli kierownicy stowarzyszeń polskiej młodzieży za granicą winni znać zasady harcerstwa. Stąd powstaje na miejscu ośrodek szkolenia harcerzy. Istnieją sprawne zastępy harcerskie. W letnie wieczory w pobliskich lasach odbywają się ogniska harcerskie. Po każdej rekreacji [s. 403] wieczornej w bratnim uścisku splatają się ręce. Poprzez park potulicki płyną słowa pieśni harcerskiej „Idzie noc...”.

W czasie wakacji młodzież potulicka urządza obozy z namiotami w Dębkach nad Bałtykiem, nad jeziorami oraz u stóp turni tatrzańskich. Polacy zza granicy coraz częściej odwiedzają Potulice. Uważają je za swoje własne dzieło, jako deskę ratunku dla polskiego wychodźstwa. Wyrażają radość z tego, że istnieje w Polsce zakątek, gdzie się o nich myśli i za nich się modli.

W Potulicach odbywają się wakacyjne kursy szkoleniowe dla młodzieży polonijnej zza granicy. Młodzi księża, klerycy i studenci słuchają wykładów z zakresu historii Polski, literatury i języka polskiego. Tu odbywają się rekolekcje dla nauczycieli szkół polskich z terenu Niemiec. Do Zgromadzenia wstępują synowie wychodźców z Jugosławii, Francji i Niemiec.

Ks. Prymas tymczasem odwiedza niektóre ośrodki polskie w Niemczech, Jugosławii, Belgii, Francji i w Południowej Ameryce. Wykorzystuje te okazje, by naszych rodaków powiadomić o tym, że w Potulicach „dla ratowania polskiej emigracji powstaje pomnik miłości chrześcijańskiej i polskiego patriotyzmu”.

Również i przełożony potulicki raz po raz udaje się za granicę, by uczestniczyć w zjazdach Polaków w Danii, w Niemczech, we Francji, a nawet w dalekim Szanghaju i Charbinie.

Młode Zgromadzenie cieszy się coraz większym zaufaniem i życzliwością Episkopatu. Jest to przecież dzieło Ks. Prymasa, otaczanego wyjątkową czcią i poważaniem. Toteż prawie wszyscy Biskupi polscy z Ks. Kardynałem Kakowskim na czele odwiedzają siedzibę Towarzystwa. Z tą samą życzliwością odnoszą się do Zgromadzenia szerokie kręgi społeczeństwa. Kiedy w Warszawie w reprezentacyjnej „Romie” odbywa się akademia na rzecz Potulic, uczestniczy w niej elita katolicka stolicy.

Zgromadzenie powstało i rozwijało się w czasie ostrego kryzysu gospodarczego. Nie było żadnej bazy materialnej, nie było stałych dotacji. A jednak mimo tych braków nastąpiła jego wprost fantastyczna rozbudowa zewnętrzna.

Opatrzność Boża przychodziła z pomocą w najkrytyczniejszych momentach. Czuliśmy wyciągnięte dobre ręce Ojca Niebieskiego. Bóg posyłał dobrodziejów. Biedne służące ofiarowywały swoje oszczędności. Stowarzyszenia, bractwa, przychodziły nam z pomocą.

Przed burzą

Ks. Prymas Założyciel swą opieką ojcowską nadal otacza „potulickie zacisze”. Przemawia, zachęca, kładąc szczególny nacisk na ducha kar-[s. 404]ności. ofiary. „Nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary, a On w duszach waszych działać będzie cuda miłosierdzia i swej łaski”. Nawet przebywając za granicą, śle do Potulic listy, w których dominuje ten sam postulat. Oto co pisze z Rzymu 6 VII 1938 roku: ,,Coraz widoczniejsze jest dla mnie, że bez ducha ofiary i bez karności nadprzyrodzonej nic wielkiego w Kościele ani powstać, ani utrzymać się nie może. Tak jest w życiu całego Kościoła, tak w życiu zakonów. I dlatego, nim z mych wędrownych oczu zniknie przejmująca do głębi zjawa kopuły nad grobem św. Piotra, zasyłam wam serdeczne słowa zachęty, byście się mocno i bohatersko gruntowali w duchu ofiary i karności zakonnej... Starajcie się, by duchem ofiary i karnością zakonną stało w pokorze i wasze Towarzystwo dziś i zawsze, i wszędzie”.

Nieubłaganie zbliża się rok 1939. W styczniu tegoż roku Ks. Prymas przebywa na kuracji w Krynicy. Stamtąd pisze do nas list, którego treść bardzo nas zdziwiła.

„Już wam jestem niepotrzebny, a raczej przeszkadzam wam u Boga i u ludzi. Nastawiać się na bieg rzeczy i dalszy rozwój Towarzystwa tak, jak gdyby mnie nie było. Nolite sperare in principibus - ze wszystkim zwróćcie się do Serca Jezusowego. W Nim pokładajcie całą nadzieję i ufność...”.

Co skłoniło go do napisania tych słów? Czy swą intuicją przewidział zbliżającą się burzę wojenną? Czy przewidział tę długą bolesną rozłąkę? A co stanie się z tym młodym, jeszcze nie skonsolidowanym dziełem, które już za kilka miesięcy dostanie się w szpony najokrutniejszego demona historii?

II. OKRES 1936-1945

1 września 1939 roku rozpoczęła się druga wojna światowa ze swymi brutalnymi następstwami. Jak łatwo mogła ona przynieść zagładę młodemu zgromadzeniu, które znajdowało się jeszcze w trakcie formacji!

W dniu rozpoczęcia wojny Zgromadzenie liczyło 20 kapłanów, 68 kleryków, 80 braci po ślubach oraz 40 braci nowicjuszy.

Od razu Niemcy aresztują kilkunastu członków. Innych wypędzają z Potulic, zamienionych na obóz dla Polaków. Wysiedlają ich również z domów zakonnych w Poznaniu, w Puszczykowie i w Dolsku. Wszyscy Chrystusowcy zostali rozproszeni i znaleźli się bez dachu nad głową.

Towarzystwo Chrystusowe, jako zgromadzenie wybitnie polskie, Niemcy prześladują w sposób szczególniejszy. Przełożeni ukrywają się pod zmienionymi nazwiskami. Klerycy kontynuują swoje studia w konspiracji. Kapłani obierają nowe formy pracy. Na ziemiach polskich zaję-[s. 405]tych przez Niemców pracują oni jawnie tylko w Bydgoszczy. Inni duszpasterzują potajemnie, głównie w rejonie Pyzdr i Ostrowa Wlkp.

W czerwcu i lipcu 1940 roku przełożeni przedstawiają w Krakowie 25 najstarszych kleryków do święceń kapłańskich. Zbyt duża liczba kleryków zgromadzonych na jednym miejscu mogła ich narazić na aresztowanie. Młodzi księża obejmują zajęcia parafialne w kilku diecezjach, znajdujących się na terenie Gubernatorstwa.

Niektórzy z nich postanowili pracować w obozach przejściowych dla Polaków wywożonych do Rzeszy. Polacy w tych obozach, tzw. „dulagach”, pozbawieni byli opieki duszpasterskiej. Trudno jednak było uwierzyć, by władze obozowe wyraziły zgodę na wpuszczenie kapłanów do tych obozów.

Pod koniec 1942 r. Ks. Kazimierz Świetliński, kapłan Towarzystwa, za zgodą Ks. Arcybiskupa Sapiehy, udaje się do niemieckiego ministra pracy, urzędującego na Wawelu. Zrazu spada na niego lawina wyzwisk i obelg pod adresem polskiego duchowieństwa. Ostatecznie jednak uzyskuje pozwolenie. Wkrótce wszystkie obozy przejściowe otrzymują kapelanów i to głównie spośród kapłanów Towarzystwa. W tych obozach kapelani spełniają posługi religijne, urządzają nabożeństwa. Z wyjeżdżającymi do Rzeszy nawiązują stałą łączność. Wśród odważniejszych wyszukują apostołów-łączników, którzy mają podtrzymywać ducha w swoim środowisku. Kapelani organizują wokoło siebie sztab pomocników, którym powierzają załatwianie korespondencji z przebywającymi na robotach, wysyłkę paczek z żywnością i odzieżą. Niestety, tak szeroko zakrojona działalność kapelanów wzbudziła podejrzenie władz. Aresztowano kilku z nich i wysłano do obozów koncentracyjnych.

W miarę przedłużania się wojny wzrasta liczba wywożonych do Rzeszy Polaków. Ich wołania o zaspokojenie potrzeb religijnych coraz częściej dochodzą do kraju. Jednak władze niemieckie żadną miarą nie chcą się zgodzić na wyjazd duszpasterzy polskich do Rzeszy. W tej sytuacji przełożeni Towarzystwa postanawiają działać na swój sposób. Mając specjalne pozwolenie Stolicy Apostolskiej, 4 kapłanów Chrystusowców wyjeżdża do Rzeszy w sposób zakonspirowany. Ich przykład pociąga kapłanów z innych zakonów, jak również księży diecezjalnych.

Po uprzednim zaopatrzeniu się w podrobione dowody osobiste, kapłani ci rejestrują się w Urzędzie Pracy jako zwyczajni robotnicy. I tak, zamieniwszy sutanny na bluzy robotnicze, podążają za swymi rodakami w głąb Rzeszy. Możliwości ich pracy duszpasterskiej były wprawdzie bardzo ograniczone. Oddziaływali oni jednak na swe otoczenie osobistym przykładem, jak również słowami pociechy i wiary w zwycięstwo sprawy Bożej i polskiej. Kapłani Chrystusowcy uniknęli na szczęście dekon-[s. 406]spiracji. Inni natomiast padli ofiarą własnej nieostrożności lub też denuncjacji i znaleźli się w obozie koncentracyjnym.

Okrutna wojna zażądała licznych ofiar od młodego Zgromadzenia. Łącznie zginęło 26 członków, w tym 2 kapłanów, 7 kleryków oraz 17 braci. Nadto 50 kapłanów, kleryków i braci przebywało w niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych. Postawa duchowa członków Towarzystwa, przebywających w obozach koncentracyjnych, była według opinii współwięźniów dobra, a niejednokrotnie bohaterska.

Jeszcze większe straty poniosło Towarzystwo poprzez utratę powołań. Straty te zaznaczyły się przede wszystkim w szeregach braci zakonnych. Większość braci miała tylko śluby czasowe. Toteż po ich wygaśnięciu rozluźniły się ich więzy z Towarzystwem. Wielu z nich nie miało kontaktu z przełożonymi. Inni odwykli od życia zakonnego, zostali wchłonięci przez środowisko rodzinne. Jeszcze inni nękani byli wątpliwością, czy te ciężkie warunki wojenne nie przekreślą w ogóle istnienia Towarzystwa. Natomiast wśród kapłanów znalazło się tylko dwóch, którzy prosili o zwolnienie z ślubów zakonnych, by rozpocząć pracę duszpasterską w diecezji krakowskiej.

Z Ks. Prymasem Założycielem, przebywającym w Lourdes, potem w Hautecombe, a w końcu w więzieniu, przełożeni utrzymywali tylko luźny kontakt listowy, i to za pośrednictwem jednego z księży Towarzystwa. internowanego w Szwajcarii. Ks. Arcybiskup Baraniak opowiadał nam, jak w tym trudnym czasie Ks. Prymas bezustannie interesował się Towarzystwem. Snuł refleksje na temat jego przyszłych zadań. Nie miał nigdy wątpliwości, czy Towarzystwo się ostoi. I Towarzystwo się ostało. Mimo poniesionych strat okres wojny był okresem dalszej jego konsolidacji.


Druk: W służbie Kościoła Poznańskiego.
Księga pamiątkowa na 70-lecie urodzin Arcybiskupa Metropolity dr. Antoniego Baraniaka,
red. L. Bielerzewski, Poznań-Warszawa-Lublin 1974, s. 393-419.

odsłon: 14175 aktualizowano: 2012-01-20 19:43 Do góry