Do stolicy Szwecji.

Pliki do pobrania

Poprzez Vimmerby i Odensholm docieramy samochodem do miejscowości Kulla. Jest to dawna majętność śp. barona Gustawa Armfelda i jego żony z domu Hajdukiewicz.

WIELKI PRZYJACIEL POLSKI

Baron Armfeld, potomek słynnego wodza szwedzkiego, był ożeniony z Polką, Józefą z Pomian-Hajdukiewicz, córką emigranta po powstaniu z 1863 roku. Pod wpływem swej żony oraz pod wpływem lektury dobrych książek katolickich przyjął katolicyzm. Dzieje swego nawrócenia opisał w książce „Min väg till Kyrkan” - Moja droga do katolicyzmu. Książka ta jest ostrą rozprawą z luteranizmem. Jest ona zarazem piękną apologią wiary katolickiej.

Szwedzki baron staje się, równocześnie wielkim przyjacielem Polski. Często wyjeżdża do Polski, by lepiej zapoznać się z naszym krajem. W prasie szwedzkiej i zagranicznej zabiera glos w sprawach Polski i broni jej praw. Szczodrze wspomaga różne polskie instytucje charytatywne. Utrzymuje stały kontakt ze śp. kardynałem Hlondem. Do końca swego życia każdego wieczoru modli się za Polskę. Często powtarza: „My Szwedzi tyle krzywd wyrządziliśmy Polsce, że musimy teraz to zło naprawić”.

WIELKODUSZNY TESTAMENT

Dowodem wyjątkowego przywiązania barona Armfelda do Polski jest jego testament, sporządzony krótko przed śmiercią (zmarł 15.IV.1952). Tworząc z majątku rodzinnego fundacje na cele charytatywne i religijne, ustanawia on osobny zapis na rzecz Polski. Cały ośrodek swoich dóbr - dwór z budynkami oraz szmat uprawnej ziemi, sadu i lasu - zapisuje polskiemu zgromadzeniu zakonnemu.

Na zgromadzenie to nakłada fundator obowiązek, by zajęło się chłopcami polskiego pochodzenia, urządzając dla nich kursy szkoleniowe.

W sali głównej dworu ma być umieszczony wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej, jak również św. Franciszka Salezego, dla którego zmarły żywił szczególniejszą cześć. W kaplicy domowej w dniu 7 marca, jako w dniu nawrócenia barona, ma się odprawiać Msza św.

Każdorazowy Prymas Polski ma prawo wyznaczenia obywatela szwedzkiego, katolika, by w charakterze inspektora dopilnował wykonania testamentu. Ciekawe są uwagi fundatora, zamieszczone pod koniec testamentu: „Postanowienie moje powziąłem z tego względu, że drogi mi katolicki naród polski więcej aniżeli inne wystawiony był na najcięższe cierpienia w czasie obydwu wojen światowych. Mamy bezwzględny obowiązek czynić pokutę, by wyjednać przebaczenie za wszelkie zło, które Polsce uczyniono. Jest to hańba, która stale wisieć będzie nad historią naszego pokolenia”.

TOWARZYSTWO CHRYSTUSOWE SPADKOBIERCĄ

Zapis ma przypaść w udziale Towarzystwu Chrystusowemu dla Wychodźców. Toteż z zainteresowaniem oglądamy tę piękną posiadłość. Chodzimy po obszernym dworze, w którym mieszkali, pracowali i modlili się tak szlachetni ludzie (baronowa zmarła w listopadzie 1957 r.).
Z portretów na ścianach spoglądają na nas ich przodkowie. Może radują się, że w tym dworze brzmieć będzie chwała Boża, że tu, w cichej kapliczce domowej, spełniać się będzie codziennie Najświętsza Ofiara.

W głębokiej zadumie chodzimy po obszernym parku, w cieniu starych dębów i jesionów. Panuje tu cisza niezamącona. Przerywa ją tylko świergot ptasząt, koncertujących w gęstym uliścieniu drzew.

Aleje parku prowadzą wprost do wielkiego jeziora. Jezioro to połączone jest z innymi jeszcze jeziorami. Stąd możliwość uprawiania sportów wodnych i rybołówstwa. Na jeziorze widać stada dzikich łabędzi i kaczek. Blisko sitowia uwijają się zwinne nurki.

NASI RODACY W SZWECJI

Wieczorem zajeżdżamy do Valdemarsvik. Nocujemy w hotelu. Hotel wypełniony po brzegi tu-[s. 483]rystami. Wszak sezon turystyczny już się rozpoczął. Odbywa się obecnie prawdziwy ściąg turystów z Anglii, Niemiec i Ameryki.

Nazajutrz udajemy się w dalszą drogę do Sztokholmu. Mijamy miasta i schludne wioski na przydrożu. Właściwie nie są to wsie w naszym znaczeniu. Są to raczej osiedla czyściutkich, barwnych domków, otoczonych ogródkami. A w tych ogródkach kwiaty, istna orgia barw i zieleni!

Doskonale utrzymana droga asfaltowa wije się poprzez łąki i dobrze uprawione, pola. Obok nas pędzi z zawrotną szybkością pociąg elektryczny. W Szwecji cała sieć kolejowa jest zelektryfikowana. Czcigodne parowozy dawno już poszły w odstawkę. Dojeżdżamy do Norrköping. W mieście wiele fabryk metalurgicznych. Z nich wychodzą w świat precyzyjne maszyny, wykonane z najlepszej stali szwedzkiej. W fabrykach tych pracuje kilkudziesięciu Polaków. Są to przeważnie Polacy emigracji powojennej. Ks. Kanonik Chmielewski, duszpasterz Polaków w Szwecji, przyjeżdża tu kilka razy w roku. W czasie swej bytności odwiedza rodziny polskie. Urządza, dla nich nabożeństwa, uczy dzieci katechizmu.

Ks. Chmielewski narzeka, że sporo Polaków żeni się z protestanckimi Szwedkami. Dzieci z tych małżeństw mieszanych mówią już tylko po szwedzku. A nawet ich przyszłość religijna jest pod znakiem zapytania. Niektórzy z Polaków żyją też bez ślubu lub po ślubie w kościele protestanckim. Tacy zazwyczaj są już straceni dla wiary i polskości. Przychodzą oni początkowo jeszcze na Mszę św., ale tylko tak długo, dopóki ksiądz w kazaniu nie potrąci o to, co ich boli...

Ks. Chmielewski chwali na ogół naszych rodaków, zwłaszcza gdy chodzi o ich stosunek do religii. Gdy tylko się zjawi w skupisku polskim, rodacy nasi przychodzą na Mszę św. Przystępują często do sakramentów św. Proszą też o rekolekcje, zwłaszcza w okresie adwentowym i wielkopostnym.

Podniosłe nabożeństwa z polskimi kazaniami jak wszędzie na obczyźnie, tak i tu w Szwecji krzepią ducha wiary i miłości Bożej. Są one również krzewicielami miłości Ojczyzny, wzajemnej zgody i miłości bratniej.

Ks. Chmielewski opowiada, że władze szwedzkie odnoszą się do Polaków z wielką uprzejmością. Duszpasterstwo nie napotyka na żadne trudności i przeszkody.

Uciążliwą nieco rzeczą jest dla kapłanów-katolickich zależność od pastorów protestanckich przy zawieraniu małżeństwa. Pastorzy są bowiem urzędnikami stanu cywilnego. Bez ich pozwolenia nie wolno nikomu wziąć ślubu. Początkowo raziło to bardzo naszych rodaków, że chcąc zawrzeć małżeństwo muszą najpierw iść do pastora, by u niego załatwić wszelkie formalności. Teraz już z tą procedurą się oswoili.

Dodać jeszcze należy, że piękną cechą naszej emigracji w Szwecji jest jej wielka ofiarność na rzecz Polski. Mimo, że prawie wszyscy Polacy żyją tu z pracy rąk, dają dużo i chętnie. Z tych funduszów zakupiono i wysłano już do Polski setki skrzyń pełnych ubrań i obuwia - i to w najlepszym gatunku. Dziesiątki tysięcy dolarów przekazano dla naszych repatriantów oraz na inne cele społeczne w kraju.

SZTOKHOLM, WENECJA PÓŁNOCY

Zbliżamy się do Sztokholmu. Urocza jest okolica stolicy Szwecji. Sztokholm otoczony jest licznymi jeziorami, na których rozsiane są rozliczne wysepki. W porze letniej soboty wolne są od pracy. Toteż w piątki po południu sztokholmczycy jak ptaki na wyraj udają się na te ustronne wyspy. W wygodnych domkach campingowych spędzają tu soboty i niedziele. Sztokholm leży w miejscu, w którym kończy się zatoka Salt-sjon, a rozpoczyna się wielkie jezioro Mälaren. Stolicę Szwecji nazywają „Wenecją Północy”. Jest to bowiem miasto wysp, jezior i kanałów. Trzydzieści cztery mosty łączą poszczególne dzielnice miasta. Po mieście można jeździć zarówno autobusem, jak też tramwajem wodnym.

Jest tu: również „Tunnelbana” – kolejka podziemna. Pragniemy się przejechać tym sztokholmskim „metrem”. Wstępujemy na pierwsze stopnie schodów prowadzących do stacji podziemnej „Tunnelbany”. Schody uruchamiają się automatycznie za pomocą fotokomórki. Z błyskawiczną szybkością wpada na stację tolejka elektryczna. Dojeżdżamy do stacji „Centralen”, a potem znowu z powrotem.

Wracamy do naszego samochodu „Volvo”, by wyruszyć nim na zwiedzanie miasta. Jedną z głównych ulic Sztokholmu jest „Kungsgatan” - ulica Królewska. Ulica wielkich domów towarowych i bogatych wystaw. Na ścianach domów płoną tysiące neonów Skręcamy na „Drottinggatan”. To samo bogactwo wystaw i sklepów, zawalonych towarami.

Ulice Sztokholmu są wąskie, zatłoczone dziesiątkami tysięcy samochodów. Oglądamy zamek królewski, przy którym stoją królewscy gwardziści w starodawnych mundurach z wysokimi czapami na głowie. Przejeżdżamy obok starych, czcigodnych świątyń, które kiedyś były własnością katolików. Przyglądamy się staremu gmachowi „Rigsdagu” – parlamentu szwedzkiego oraz nowo czesnym, gigantycznym budowlom stolicy.

WIZYTA U KS. BISKUPA

Po południu składamy wizytę Ks. Biskupowi Nelsonowi. Jest to jedyny biskup katolicki dla 25 tysięcy katolików, rozsianych po całej Szwecji na przestrzeni 3 tysięcy kilometrów.

Ks. Biskup jest Duńczykiem i pochodzi z rodziny protestanckiej. Jako student wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Tam zapoznaje się z katolicyzmem. Pod jego urokiem przechodzi na łono Kościoła. Następnie wstępuje do zakonu OO. Benedyktynów. Po kilku latach kapłaństwa zostaje biskupem-sufraganem w Sztokholmie. W ubiegłym roku po abdykacji biskupa Millera otrzymuje nominację na ordynariusza diecezji sztokholmskiej, jedynej diecezji w Szwecji.

Ks. Biskup przyjmuje nas z wielką uprzejmością. Skromną siedzibę Biskupa odnawia się obecnie gruntownie. Ks. Biskup opowiada, że wskutek braku funduszów sam chwyta za pędzel i pomaga przy malowaniu pokoi...

W gabinecie swoim Ks. Arcypasterz dzieli się krótko wiadomościami z życia katolików w Szwecji. Na terenie Szwecji jest obecnie 19 parafii katolickich. Wszystkich kapłanów 60. Większość parafii posiada tylko cudzoziemców – Polaków, Węgrów, Litwinów, Włochów, Niemców.

Wśród Szwedów katolicyzm czyni tylko małe postępy. Na uniwersytecie w Lund na 4.500 studentów przypada tylko 6 katolików Szwedów. W Upsali na 6.000 studentów jest 7 katolików narodowości szwedzkiej. W ubiegłym roku w całej Szwecji było tylko 80 nawróceń. Trzeba będzie jeszcze kilka wieków, żeby Szwecje powróciła do jedności z Kościołem - mówi Ks. Biskup. - Moment nawrócenia tępo kraju można przyśpieszyć, jeżeli wszyscy katolicy modlić się będą gorąco w tej intencji.

Ks. Biskup objawia prawdziwą swą radość z tego, że fundację śp. barona Armfelda obejmują Chrystusowcy. Wyraża nadzieję, że i ci nowi misjonarze z Polski przyczynią się do rozpalenia światła prawdziwej wiary wśród szlachetnego narodu szwedzkiego.

Ks. Posadzy [s. 484]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 35(1958), s. 483-484.

odsłon: 15615 aktualizowano: 2012-01-31 16:04 Do góry