Tam, gdzie Najświętsza Panna nawiedziła Elżbietę... Wrażenia z pielgrzymki do Ziemi świętej. Na dzień 2 lipca.

Pliki do pobrania

Nie opuszczamy jeszcze cichego Ain Karim. Chcemy zwiedzić drugą świętość tej uroczej mieściny. Jest to miejsce Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Towarzyszy nam znowu gościnny O. Gwardian. Zresztą to niedaleko. Z klasztoru widać to święte miejsce na przeciwległym pagórku.

Schodzimy do doliny. Mijamy olbrzymie krzaki głogów i tamaryndów. Drzewa oliwne, rozłożyste figowce, wysmukłe palmy, stuletnie platany - wszystko tu rośnie obok siebie. W koronach tych drzew gnieżdżą się dzikie gołębie, drozdy i szpaki.

Siedzą stare wiedźmy na przydrożu. Bose i w łachmanach - z naszyjnikami i pasami z amuletów. Są to wróżki, co wróżą przyszłość z fusów kawy. Krzyczą w nasza stronę: El gezanna! El gezanna!

Dochodzimy do źródła Matki Boskiej. Tak nazywają tubylcy jedyne to źródło, które tu wytrysło. Najświętsza Maria Panna czerpała z niego wodę, gdy u swej krewnej Elżbiety mieszkała jakoby trzy miesiące. Obok źródła wznieśli mahometanie niewielki meczet. Chciałem się wody napić ze źródła. Nie można było dotrzeć. Obstąpiły je zewsząd kobiety, czerpiące wodę w gliniane dzbany. Napełniwszy zaś dzbany, rozsiadły się kołem. Wesołe pogwary i śmiech srebrzysty rozlegały się dookoła. Najnowsze zapewne ploteczki krążyły i szły z ust do ust.

W błocie obok źródła bawiły się dzieci o wielkich, czarnych oczach. Ich rozczochrane, czarne czupryny i pulchne rączęta, były obryzgane błotem. Nie zwracały nawet na nas uwagi. Zajęte były „robieniem placków i masła”. Tak jak u nas. Za to inna grupa brudasków nie dawała nam spokoju: Hadżi, berrania, baksiś - pielgrzymie, cudzoziemcze, daj coś. I odprowadzały nas długo. Czasami chwytały nawet za kieszenie. Precz stąd - odezwałem się energicznie w obawie przed powalanymi pazurkami. Prec stunt - powtórzyły wrzaskliwie. I jęły na nowo skomleć: Hadżi, berrania, baksiś.

Taki już jest wschód. Żebrać i wyzyskiwać bez litości. Dotyczy to naturalnie przedewszystkim mahometan. Za to chrześcijańscy Arabowie przejęli się już więcej zasadami Chrystusa. Doświadczamy tęgo za chwilę.

Spotykamy duże dziewczynki - Arabki, lecz chrześcijanki! Kłaniają się grzecznie. Częstują nas migdałami. Nazrywały ich z drzew migdałowych, co tam rosną w dolinie. Niech Ojcowie biorą, proszą, i nalegały i do kieszeni wsuwały natrętnie. A potem niby zwinne kociątka się rozbiegły. Powróciły za chwilę. Nazrywały owoców z świętojańskich drzew, i zaczęły nas znowu częstować: Niech Ojcowie biorą, proszę, proszę. Pniemy się jeszcze długo w górę. Wreszcie dochodzimy do wysokiego muru klasztornego. O. Gwardjan dzwoni. Otwiera nam brat zakonny. Jesteśmy u celu.

Oto miejsce, na którym spotkała Najświętsza Marja Panna Elżbietę. Tu bowiem Zachariasz miał jeszcze drugi dom. Tutaj na wzgórzu stał domek ustronny, kędy Zachariasz i Elżbieta mieszkali w czasie letnich upałów. Dotąd też udała się Elżbieta w oczekiwaniu dziecięcia, które nosiła w swym łonie.

I upływały jej tu w tęsknocie całe tygodnie... Przyszła wiosna. Figi zaczęły wypuszczać listki młode. Już na smugach górskich pól rozbłysnęła jęczmienia świeża ruń. Natomiast Elżbietę ogarniał jakiś dziwny lęk. Co to będzie za dziecię? Z myśli jej nie schodziły słowa anioła, które słyszał Zacharjasz w dniu kadzenia: Z narodzenia jego będziesz miał wesele i ty i wielu innych, albowiem będzie wielki przed Panem... I będzie napełniony Duchem Świętym. I nawróci wielu synów izraelskich ku Bogu i zgotuje Panu lud doskonały.

Była wczesna godzina. Brzask dniowy zaledwie rozprasza ciemności nocy. Na kiściach traw perliła się rosa. Dokoła rozlegał się wesoły świergot jaskółek. Elżbieta była w modlitewnej zadumie. [s. 393] Nagle spojrzenie jej padło na ścieżynę górską w oddali. Ktoś zdążał po niej w jej stronę. Za chwile, ujrzała wysmukłą postać dziewczęcia...

Szła jakby zalana blaskiem nadziemskim, szła cicha - w pokorze. Szła w otoczeniu niewidzialnych aniołów, co rozmodlone wpatrywały się w jej niebiańskie oblicze. I spoglądały za nią z podziwem poszarpane turnie judzkich gór. Spoglądały lasy palm drzemiących i smutnych cyprysów. Podziwiały ją szmaragdowe równiny, co się mieniły tęczami barw tysiącznych ukrytego kwiecia.

Elżbieta ją poznała. Była to Marja, cicha i święta. Przybiegła z dalekiego Nazaretu. - Już czwarty dzień jest w drodze. Nie lęka się zbójeckich jaskiń ni zwierza dzikiego. Chce swej krewnej oznajmić wieść o Zwiastowaniu. I wyciągając ręce Elżbieta witała przeczystą Panienkę z Nazaretu: Błogosławiona ty miedzy niewiastami i błogosławiony owoc żywota twego. A skądże mnie to, że przyszła matka Pana mego do mnie?

I weszła w dom Elżbiety Marja i pozdrowiła ją.

Niebiosa rozwarły się nad ubogim domkiem Elżbiety. I rzesze aniołów cześć oddały tej, co matką być miała Bożą. I zaszumiały radośnie palmy i cyprysy i pinie na górze Nawiedzenia. I rozśpiewały się rozgłośnie słowiki i ptaszyny wszystkie w ogrodzie Elżbiety.

W duszy Marji brzmiał od chwili Zwiastowania bezustanny hymn wesela. Rozpierał jej duszę hymn większy, niż wszystkie stworzenia. Usta jej jednak dotąd milczały. Lecz w dniu tym już serce nie mogło pomieścić bezmiaru radości. I otwarły się usta Niepokalanej Dziewicy. I wyśpiewały hymn, jakiego nigdy nie słyszała ziemia cała:

Wielbij duszo moja Pana!
I rozradował się Duch mój w Bogu Zbawicielu moim
Iż wejrzał na niskość służebnicy swojej
Oto odtąd błogosławiona mnie zwać będą wszystkie narody
Albowiem uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest i święte imię Jego...

Popłynął hymn ten wspaniały hen daleko. Odbił się o szczyty judzkich gór, co tam błękitnieją w dali, i dalej popłynął przez lądy i morza. I wszedł pod strzechę niską, czarną, i do pałaców wszedł i wszędzie radował ludzkie serca. Do samych niebios nawet popłynął i rozdźwięczał milionem harf złocistych u tronu Bożego...

Wchodzimy przez obszerny dziedziniec klasztorny do kościoła. Odmawiamy półgłosem Magnificat - Wielbij duszo moja Pana - z dziwnym wzruszeniem... Na miejscu, gdzie się odbyło Nawiedzenie Najświętszej Marji Panny, już w pierwszych wiekach zbudowano kościół. Po zdobyciu Ziemi św. przez Persów kościół rozpadł się w gruzy. Odbudowali go Krzyżowcy. Na straży kościoła Nawiedzenia postawiono zakonnice - Benedyktynki. Dla nich też wybudowano obok kościoła osobny klasztor. Po upadku jednak królestwa jerozolimskiego wszystko uległo ponownie zniszczeniu. Dopiero w r. 1621 odkupili OO. Franciszkanie miejsce Nawiedzenia od Turków.

Dzisiejszy kościółek Nawiedzenia pochodzi z r. 1861. Jest zbudowany w kształcie groty. Są w nim tylko dwa ołtarze. Jeden jest zbudowany na cześć Zacharjasza. W obu ołtarzach umieszczone są piękne obrazy, odnoszące się do tej tajemnicy. W kościółku wytryska źródełko. Pijemy z niego skwapliwie. Upał bowiem daje się nam porządnie we znaki. Woda chłodna i smaczna. Źródło to pochodzić ma z czasów, kiedy Najświętsza Marja Panna przebywała w domku Elżbiety. Wytrysnąć miało w cudowny sposób. Dlatego chrześcijanie otaczają je czcią i piją z niego wodę.

Obok kościółka stoi niewielki klasztorek. Mieszkają w nim trzej zakonnicy. Gdyby zazdrość nie była grzechem, zazdrościłbym im z całej duszy pobytu na tak świętem miejscu. O, jacy oni szczęśliwi! Zresztą to ich szczęście tryska im z oczu i z twarzy ich bije. Przejawia się w każdym ich słowie. Szczęśliwi stróże Maryjnej świętości.

Zresztą wszystko tam takie piękne. Piękne te palmy wysmukłe i rozłożyste platany. Inaczej jakoś, uroczyściej śpiewają tu ptaszki w koronach tych drzew prastarych. Jak gdyby wiedziały, że tu kiedyś mieszkała ich Pani - ziemi i niebios królowa. Piękny jest ogródek klasztorny. Pełno w nim kwiatów i zieleni. Rozmaite barwy, kształty i odcienia. Rozmaryny, goździki, tulipany, róże indyjskie. I lilie tam rosną bielusieńkie, jak śnieg marcowy - symbol Maryjny.

Wzwyż góry Nawiedzenia rozciąga się majestatycznie niewielki lasek smukłych a smutnych cyprysów. W lasku tym znajduje się cerkiew rosyjska, przy niej zaś dużo bielejących domków. Jest to osada rosyjska. Mieszkają w niej Rosjanki, pochodzące z możnych nieraz rodzin szlacheckich. Z miłości ku Najświętszej Pannie mieszkają przy tym miejscu świętym, wiodąc żywot pustelniczy. Przestały płynąć ruble złote z ojczyzny. Krewnych ich w Rosji pomordowano. To też przymierają głodem. Wierzą jednak mocno, że się wszystko zmieni. Może Najświętsza Panna odwróci nieszczęście, które nawiedziło ich biedną ojczyznę.

Siadamy w ogródku klasztornym pod starym platanem, który szeroko zwiesza nad nami swe odwieczne konary. W dolinie widać owce na pastwisku. Uwijają się wśród nich pastuchowie w długich burnusach. Wygrywają na jakimś dzikim instrumencie smętne melodie. Ta sama dolina, w której kiedyś Dawid pasał owce swoje. Może i nawet to samo miejsce, na którym później pogromił Goliata...

Słońce rzucało ostatnie błyski na ziemię. Szczyty judzkich gór jarzyły się jak rubiny... Już czas, mówi O. Gwardjan. Ach, jak ciężko opuszczać tę górę świętą. Wspomnienia Maryjne przykuwają nas do miejsca. Wchodzimy jeszcze do kościółka na adoracją. Ostatnie pożegnanie. Potem idziemy a usta z czcią wymawiają: Wielbij duszo moja Pana...

X. Posadzy [s. 394]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 27(1928), s. 393-394.

odsłon: 11342 aktualizowano: 2012-02-03 15:05 Do góry