Chrystus cierpiący.
V. Droga krzyżowa.

Pliki do pobrania

Wspomnienia z pielgrzymki do Ziemi Świętej.
Było to w piątek, 15 lipca, o godzinie drugiej po południu. Wyszliśmy z Casa Nuova OO. Franciszkanów razem z innymi pielgrzymami, by wziąć udział w Drodze krzyżowej. Drogę krzyżową odprawia się w Jerozolimie każdego piątku o godzinie trzeciej. Szliśmy wspólnie z czterema klerykami amerykańskimi. Poznaliśmy ich w klasztorze. Od pierwszej chwili łączyła nas z nimi serdeczna przyjaźń. Znajdował się wśród nich również M. Lord.

M. Lord był profesorem historii przy uniwersytecie w Cambridge, w Ameryce Północnej. Był on protestantem. Przed dwoma laty nawrócił się i wstąpił jako zwyczajny kleryk do seminarium duchownego w Bostonie.

Polska zawdzięcza temu wielkiemu uczonemu niesłychanie dużo. Liga Narodów powierzyła mu bowiem w swoim czasie ustalenie granic zachodnich Polski. Zadanie to spełnił M. Lord sumiennie, kierując się przy tern jak największą życzliwością dla Polaków.

Znał on przecież historję Polski tak, jak może żaden inny cudzoziemiec. O drugim rozbiorze Polski wydał nawet osobne dzieło. Przy tej sposobności odwiedzał też często Poznań, który mile wspominał.

Jaki ja jestem szczęśliwy, - mówił mi często, - że będę kapłanem! Oby ten dzień chciał nadejść jak najrychlej!

Budowałem się jego pobożnością. - Pielgrzymkę odbył, jak opowiadał, z wdzięczności dla Boga, za łaskę nawrócenia.

- W tym dniu czuł się źle i gorączkował całą noc. Upały jerozolimskie wyczerpywały go zbytnio.

Nie chciał jednak opuścić Drogi krzyżowej. Z gorączką zwlókł się z łoża i poszedł z nami. Dochodzimy do „koszar Piłata”. Ta jest bowiem pierwsza stacja Drogi krzyżowej. Zgromadziło się dużo pielgrzymów. Widzę misjonarzy z misyj zamorskich, kapłanów, zakonnice i wielką ilość świeckich z wszelkich możliwych krajów i ras. Jest nawet dwóch biskupów.

Jeszcze brak kilku minut do trzeciej, a już wszyscy zebrani. Chowamy się w cieniu, siadając na kamieniach. Odmawiamy różaniec. Niebo śle żar i płomień. Rozpala stare głazy i murowania.

Wybiła godzina trzecia. Jeden z Ojców Franciszkanów, ubrany W komżę i stułę, odmawia modlitwy wstępne. Odmawia je po włosku. Klękamy wszyscy.

Pierwsza stacja. Piłat wydaje wyrok śmierci na niewinnego Jezusa. Pan Jezus milczy. Ofiaruje życie swoje za grzechy nasze. Ofiarowan jest, iż sam chciał, a nie otworzył ust swoich.

Jeśli się przypomni, że to wszystko działo się tu oto, na tem miejscu, na którem klęczymy, to - aż ciemno się robi przed oczyma... a serce uderza silnie, z nadmiaru boleści...

Wstajemy. Procesja rusza dalej. Droga krzyżowa w Jerozolimie! Odtąd pójdziemy już tą samą drogą, którą tu kiedyś Jezusa prowadzono - z krzyżem na ramieniu. Będzie to droga, której chyba nie zapomni się do śmierci...!

Druga stacja znajduje się w bramie „koszar Piłata”. Tutaj włożono Jezusowi na ramiona ciężki krzyż. Pan Jezus chętnie go przyj-[s. 186]muje, bo „Bóg włożył nań nieprawości wszystkich nas”.

Idziemy dalej. Przed nami chłopiec arabski niesie czarny krzyż. Obok uwija się kawas, służący z patriarchatu, z pałaszem u boku. Idzie naprzód i zatrzymuje ruch uliczny. Jadący na osiołkach czy wielbłądach czekają, dopóki procesja nie przejdzie.

Spuszczamy się do doliny Tyropeon.

Naprzeciw hospicjum austriackiego jest trzecia stacja. Tu Zbawiciel upadł po raz pierwszy. Wycieńczony był i osłabiony upływem krwi. Brutalnie zapewnie obeszli się z nim żołnierze. Dzikie lamparty, jak ich nazywa jeden z męczenników, rzuciły się nań. Szturchańcami i biczem zmusili go, by powstał. Czwarta stacja! Najświętsza Marja Panna spotyka Syna swego. Marja była w tym czasie w mieście. Przeczuwała coś złowrogiego. Naraz ten krzyk ogłuszający - co go echo niosło po uliczkach miasta świętego. Mówili jej, że Jezusa chcą stracić. Więc pobiegła co tchu - i spotkała go: Jej Syn jako zbrodniarz pospolity w drodze na Golgotę, kędy tracą skazańców...

Napół omdlała przecisnęła się przez tłum. Ujrzała go we krwi samej z bladością przedśmiertną na licach...

Mówi legenda, że Marja spotkała Syna swego w bramie. Tuż opodal i dziś tu jest brama, jakby na pamiątkę. Na tem miejscu też wybudowano w pierwszych wiekach kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Płaczącej. Dziś znajduje się tam kościół katolickich Ormian. Cichy to kościółek. O każdej porze dnia zawsze tam ktoś na modlitwie. Do Marji Płaczącej modlą się tu pielgrzymi. O pocieszenie w smutku się modlą. Boć jakiż to był smutek! - Jako morze była boleść Twoja, o Marjo! Ona Matka słodka, co marzyła o Jezusie sny takie cudne, tam w cichem Nazaret wśród kwiatów i woni! A teraz stała we łzach cała, zemdlona...

Ruszamy dalej. I Chrystus szedł dalej, szedł cały wyczerpany, krwią broczący. Przodem jechał rotmistrz konno. Za nim szli skazańcy, każdy otoczony czwórką żołnierzy. Na końcu kaci z narzędziami męki. Niesiono również na drążkach tabliczki z wypisanem nazwiskiem każdego skazańca. Pochód zamykał pluton legjonistów rzymskich. Wszerz i wzdłuż, niby rzeka szeroka, przelewał się tłum.

I upadł zapewne Zbawiciel na jeden z tych kamieni, o które się potykamy. Zatrzymał się pochód. Trzeba mu pomóc, zakomenderował rotmistrz, bo nie dojdzie. Ale któżby się poniżył i dopomógł skazańcom!

Szedł podle drogi robotnik Szymon, wracając z pola z dwoma synkami. Chwycili go żołnierze i przymusili. I niósł Szymon Cyrenejczyk Pański krzyż...

Cyreneusza pod ciężar krzyżowy
Przyjmuje Jezus, a wszystkim gotowy
Zapłacić niebem, kto Mu w tej ciężkości
Ulży z litości.

Wybudowano na tem miejscu małą, cichą kapliczkę. Zwracamy się teraz ku zachodowi. Idziemy ulicą pod górę. Ulica ta nazywa się Tarik es-Alam - ulicą Bolesną. Pełno tu bazarów - ludzi kupczących, zajętych codziennością. Nikt nie zwraca na naszą procesję uwagi. Mijają nas ludzie obojętni, z nudą na twarzy. Z okna wychylają się dzieciaki arabskie i plują na nas, a potem cofają się w głąb za kraty. Tak samo jak kiedyś... Ludzie tutejsi podobni do tych, co byli sprawcami męki Pańskiej. Oni tam śnią na Jozafata dolinie, przywaleni głazami - ale ich nienawiść pozostała!

Szósta stacja. Stajemy. Znajduje się na tem miejscu stary dom żydowski. Kiedyś tu miała mieszkać Weronika. Stała przy drzwiach i ujrzała Zbawiciela. Cały był zawalany plwociną i krwią i błotem ulicznem... I litość ją zdjęła. Przedarła się przez pluton żołnierski i otarła Mu czoło. Na progu stoi młoda Arabka, wedle zwyczaju z zasłoną na twarzy. Jak nietrudno wyobrazić sobie Weronikę!

Siódma stacja. Pan Jezus upadł po raz drugi. Bo nic już prawie nie widział. Oczy mu zachodziły krwią i łzami. I leżał niewinny baranek w błocie ulicznem: Robak a nie człowiek, pośmiewisko ludzi i wzgarda pospólstwa. Było to właśnie w bramie miasta, w Bramie Sądowej. Tutaj według zwy-[s. 187]czaju odczytywano skazańcom wyrok śmierci po raz wtóry. Oczy moje spotkały się w tej chwili z wzrokiem M. Lorda. Był cały wzruszony i chustką ocierał łzy.

Idziemy dalej pod górę Golgotę. Przystajemy. Jest to stacja ósma, gdzie Pan Jezus spotkał płaczące niewiasty. Cóż mogły więcej uczynić dla Pana? Niosły w darze łzy kochającego serca. Płakać im jednak należało nad synami własnymi.

Spotykamy Arabki i Żydówki z nienawiścią na twarzy. Gdyby dziś Chrystus szedł tędy, one by nie płakały! Ukrzyżuj Go, wołałyby, jak niegdyś wołano. Ale są i litościwe, płaczące niewiasty wśród naszej procesji. Przybyły z dalekich lądów, by choć ucałować kamienie, po których Chrystus stąpał kiedyś...

Na miejscu ósmej stacji wybudowali zakonnicy greccy nieduży klasztorek.

Pan Jezus upada po raz trzeci. To miejsce święte oglądamy i czcimy przy klasztorze Abisyńczyków. Jest to stacja dziewiąta.

Pięć ostatnich stacyj i scen dramatu wielkopiątkowego kryje bazylika, która się wznosi nad Golgotą i Grobem Pańskim.

Golgota! Jeszcze kilka kroków do niej. Kiedyś góra skalista i naga, podobna do trupiej czaszki. Na niej porozrzucane bielały trupie piszczele skazańców.

Droga krzyżowa wynosiła kiedyś zaledwie 600 metrów. Dzisiaj idzie się dłużej. Uliczki są bowiem kręte i pozagradzane.

Myśl nasza cofa się wstecz aż do Wielkiego Piątku. Tą samą drogą szła też procesja! Krwawa to była procesja. Tworzyli ją ludzie pełni nienawiści dla swej Ofiary. Jezus wpośród pospólstwa i gawiedzi ulicznej. Ten sam upał, to samo niebo, to samo słońce, olśniewające a posępne. I powietrze to samo, którem Chrystus oddychał...

Droga krzyżowa w Jerozolimie! Idąc drogą tą bolesną, Chryste, Tyś wiedział, że my nią kiedyś pójdziemy, bez Ciebie, ale z Tobą w duchu i w sercu.

X. Posadzy [s. 188]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 13(1928), s. 186-188.

odsłon: 14784 aktualizowano: 2012-02-03 16:28 Do góry