Nazaret, miasto Najświętszej Rodziny. Z pielgrzymki do Ziemi św.

Pliki do pobrania

Minęły lata tułaczki. Dola wygnańcza się skończyła. Najświętsza Rodziną wróciła do miasta swego. Nazaret, co znaczy kwiat, rozradowało się z chwilą powrotu świętych wygnańców. Rozradował się „kwiat”, bo zakwitł w nim kwiat przecudnej piękności - Jezus Nazarejski.

I domek stał na tym miejscu, na którym się wznosi dzisiejsza bazylika Zwiastowania. Przednia część domku była murowana, tylna zaś wykuta w skale. W skalnym tym wydrążeniu mieściły się trzy izdebki, przeznaczone dla świętych mieszkańców. Obok domku stal warsztat Józefowy. Tutaj mieszkała Święta Rodzina. Te oto miejsca przez dwadzieścia lat patrzały na Jej znojne i żmudne prace. Na Jej świętość patrzały, na piękność Jej cnót.

Dużo było zajęcia dla Najświętszej Panienki. Dom, ogródek i stajenka - wszystko to było na jej głowie. Maryja mełła mąkę na żarnach, piekła chleb, gotowała w kuchence. Trzeba było rzeczy stare naprawiać i szyć nowe odzienie. Wieczorem zaś dźwigała wielkie dzbany, pełne wody, ze źródła pobliskiego. Święty Józef pracował w warsztacie. Stare jarzma naprawiał, obrabiał drzewo na budulec - na sprzęt rolniczy. Pomagał mu Jezus. Krople potu spływały z czoła świętego, wśród mozolnej roboty. I Maryi pomagał Synaczek Boży, drwa znosił na ogień pracował w ogrodzie.

W chwilach wolnych z rówieśnikami hasał po wzgórzach i łanach nazarejskich. Zabawiał się grą lub miłą pogawędką. Dla wszystkich dobry był, to też lubili go wszyscy. Kto Doń się zbliżył, odchodził lepszy, odnosząc w duszy iskierkę światła, dobroci.

W Nazarecie mieszkał Bóg. I nikt nie wiedział o Nim.

Tak ziarnko pszeniczne długo leży w ziemi, ukryte głęboko i zamiera napozór, nim w kłos wyrośnie złoty - ludziom na zbawienie. I wszystko po staremu działo się na świecie. Tak samo słońce świeciło na niebie, złote jak zawsze, i błękit lśnił takąż zawsze barwą. Ale już tęsknił za nim świat i wołał ku niebu wzburzoną falą mórz i głosem wichrów, co huczały po szczytach nazarejskich gór.

Opuszczamy Jerozolimę. Jedziemy samochodem przez Samarję obok studni Jakóbowej, kędy Pan Jezus rozmawiał z Samarytanką, przez Nablus - obok Betulji. Spuszczamy się w dolinę Ezdrelońską. W oddali błękitnieją góry Gelboe - a przed niemi wznosi się majestatyczny Tabor. Wspinamy się znowu w górę. - Kiedyż wreszcie ujrzymy Nazaret?

- Tam, oto z tego wzgórza - odpowiada kierowca. Wjeżdżamy na ostatni z grzbietów, zamykających od północy dolinę Ezdrelon.

Wreszcie na zboczu wzgórza jakieś miasteczko - bielusieńkie, kąpiące się w blaskach południa. To Nazaret. Tylem razy je już widział - na obrazku. Ale gdym ujrzał w całym przepychu - z kościołami, gmachami - jego domki białe wśród ciemnych cyprysów - to była dopiero piękna rzeczywistość. Pomyślałem sobie, że jednak uroczy zakątek wybrał sobie Syn Boży, gdzieby zamieszkał na ziemi.

„En Nazira” czytamy na tabliczkach. Tak nazywają Nazaret Arabowie. Wjeżdżamy do miasteczka główną ulicą. Miasteczko schludne i dość duże, liczące 15 tys. mieszkańców. Stajemy przed Casa Nuova - domem dla pielgrzymów, własnością OO. Franciszkanów. Są tu w klasztorze dwaj Polacy: jeden Ojciec z Ameryki i Brat zakrystjan, pochodzący z Warszawy. Już 30 przeszło lat mieszka na tem świętem miejscu. [s. 77] Zjawili się też obaj na nasze powitanie.

Ledwośmy sobie trochę odetchnęli, a już prowadzi nas Ojciec do Bazyliki Zwiastowania, największej świętości Nazaretu. Wchodzimy do bazyliki, a potem po stopniach, do krypty. Kilka lamp tam płonie srebrzystych. Panuje tu półmrok. Ledwo dostrzegamy płytą marmurową z napisem: Verbum Caro hic factum est. - Tutaj Słowo Ciałem się stało - Padamy na kolana. Z czcią całujemy płytę i napis. Długo tak trwamy na modlitwie. Świętość miejsca nas elektryzuje. Serca biją coraz goręcej. Pot występuje na czoło, a usta powtarzają: Zdrowaś Marjo.

Na tem miejscu przed 19 wiekami dokonała się największa tajemnica naszej Wiary Św. Tutaj zstąpił z niebios archanioł Gabrjel i rzekł do Najświętszej Panienki: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą!”.

Zatrwożyła się Maria. I oto rzekł jej anioł: Nie bój się, Maryjo, albowiem znalazłaś laskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz syna, a nazwiesz Imię jego Jezus. I rzekła Maryja: Oto, ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego.

I Słowo stało się Ciałem i mieszkało miedzy nami.

Wchodzimy w głąb groty. To pokoik Pana Jezusa. Na płycie marmurowej czytamy napis: Hic erat subditus illis - tu był im poddany. Stąd trochę wyżej mieści się mniejsza komora. Służyła może Najświętszej Pannie jako kuchenka, bo ma coś w rodzaju kominka.

W kaplicy Zwiastowania przez trzy dni następne odprawialiśmy Msze św. Tam też, ilekroć była chwila wolna, chadzaliśmy na rozmyślanie i na różaniec. Zdrowaśki w kaplicy Pozdrowienia Anielskiego! Jak inaczej je się tutaj odmawia, - z jaką czcią i przejęciem. Tuż obok bazyliki Zwiastowania znajduje się bazylika pod wezwaniem św. Józefa. Zbudowano ją na tern miejscu, na którem stał niegdyś warsztat Józefowy.

Po drodze wstępujemy do jednego z domków arabskich, by mieć wyobrażenie o urządzeniu domku Najświętszej Rodziny. Jest to kwadratowy budynek z kamienia, przyczepiony do skały, w której znajduje się duża grota, służąca jako komora. Izb tylko dwie. Pod ścianą tapczany, na nich poduszki i dywany. Stół w środku. W rogu dzbany do wody i żarna do mielenia zboża. Zamiast dachu jest taras, otoczony barjerą. To sypialnia letnia. Latem bowiem sypia się tu tylko na dachu W domu za gorąco.

Podobnie musiało wyglądać mieszkanko Świętej Rodziny.

W północno wschodniej stronie miasteczka tryska źródło, jedyne tutaj. Nad źródłem zbudowano zbiornik, z którego wypływa woda „żywa”. Przy źródle natłok. Cisną się około niego Nazaretanki, by napełnić wielkie dzbany wodą. Niektóre z nich właśnie wracają, niosąc dzbany na głowie. Gwarno przy źródle. Zgiełk tam i śmiech srebrzysty. Dzieciarnia bawi się w błocie. Zoczono nas. Wyciągają ku nam ręce, oblepione gliną.

- Hadżi, bakszysz - pielgrzymie, daj podarek! Dostali po cukierku. Sidi, jaki słodki twój cukierek, daj więcej! - Przenosimy się myślą wstecz. Tutaj do źródła również chodziła Najświętsza Panienka z takim samym dzbanem na głowie. Właśnie idzie jakaś młoda Nazaretanka, ubrana w długie powłóczyste szaty. Obok niej drepce chłopczyk miły. Jak łatwo sobie wyobrazić Najświętszą Pannę z małym Jezusem. Tak, oni tutaj chodzili, codzień - kiedyś...

Przypominają się legendy. Przyszedł Pan Jezus do źródła po wodę, a tu dzban mu wypadł z rączki i rozprysł się w kawałki. Nabrał wody do sukienki i w jej zagięciach przyniósł do domu. Innym razem bawił się z dziećmi lepieniem ptasząt z gliny. Wszystkie ptaszki, które Jezus ulepił, ożyły, a latając i szczebiocąc wesoło, siadały mu na głowic i ramionach.

Przechodzimy obok starej synagogi, zamienionej na kościół greckokatolicki. Na tern miejscu zapewne stała i synagoga za czasów Pana Jezusa. W szabat i dni świąteczne Pan Jezus przywdziewał odświętne szaty i razem z swym Opiekunem szedł do świątyni Pańskiej. Razem z innymi tutaj śpiewał psalmy Dawidowe i słuchał, jak wykładano Pismo św. Dziwnie zapewne odbijały Jego słodycz, łagodność wielka, jaśniejąca w oczach, od tych doktorów zakonnych, od tych ludzi nadętych pychą, przeświadczeniem o mniemanej swej wielkości. Chodzimy uliczkami miasteczka. Wąskie uliczki, ale czyste i schludne.

Oblegają nas hafciarki arabskie.

- Prawdziwe koronki nazaretańskie, proszę kupić. - Kupujemy.
- Niech ojcowie pokażą je w swoim kraju. Może ktoś do nas napisze i zamówi koronki.
- Ja nazywam się Minua Saffoury, a ja, Laitefels Zeyadels.
- Niech ojciec zapisze, bo zapomni!

Ludzie są tu jakoś przyjaźniej usposobieni aniżeli gdzie indziej. Jedna rzecz każdego uderza. W Nazarecie niema żydów. Mówią, że Pan Jezus to sprawił z miłości ku swej Matce. Ich miasteczko rodzinne nie miało być kalane jego wrogami.

Zresztą Arabowie nazaratańscy nie dopuściliby, by kiedykolwiek Żyd jakiś miał się osiedlić w Nazarecie. Arabowie nienawidzą Żydów. Słyszałem ich antyżydowskie piosenki. Oto jedna z nich:

Filastin biladuni
Wa’l Arab umaruna
Wa’l Musihijin achwa’na
Wa’l Jehud kilabna
Bilad-biladua
Wa’l Jehud kilabna.
Palestyna to nasz kraj,
Arabowie naszymi książętami,
Chrześcijanie naszymi braćmi,
A żydzi naszemi psami,
Kraj ten krajem naszym,
A żyd psem naszym.

W ostatnim dniu naszego pobytu wybraliśmy się na jedno z wzgórz okalających Nazaret. Idziemy przez najstarszą część miasta. Uliczki są tu jeszcze węższe. A wśród nich życie wre. Tu palą, mielą kawę, kują konie, wiją powrozy, szyją worki. Idziemy dalej wzdłuż rozlicznych suk’tów czyli bazarów. Wszystko tam się sprzedaje, zboże, burnusy, fezy, turbany, siodła, naczynia. Kupy barwnych jarzyn, grona różnokolorowego wina, oliwki, cudowne renklody, morele, przyzroczyste jak bursztyn melony, malachitowe arbuzy - a wszystko to bije w oczy swemi barwami, lśni się w ognistych kaskadach słońca.

Wychodzimy poza miasto. Felachowie czyli gospodarze zajęci są właśnie młocką. Tak, jak młócono za czasów Pana Jezusa - tak samo i dzisiaj. Zboże ułożone w stertkach tratują bawoły. Gdzie indziej poczciwe, cierpliwe, długouche osiołki, oni wierni i niezastąpieni pomocnicy człowieka palestyńskiego, ciągną sanie. W ten sposób, ściera się zboże na miał. Ten zaś przesiewa się rzeszotem na wietrze - oddzielając plewy od ziarna.

Wchodzimy na szczyt góry. Tu wybudowali sobie klasztor i piękną bazylikę XX. Salezjanie francuscy. Bazylika jest poświęcona Jezusowi Młodzieniaszkowi. W wielkim ołtarzu znajduje się też piękna rzeźba marmurowa, przedstawiająca Jezusa jako 18 letniego może Młodzieniaszka. XX. Salezjanie mają tu internat dla chłopców miejscowych. Zastajemy dyrektora X. Etienne Hengebaert’a przy grze z chłopcami w szachy. X. Etienne oprowadza nas po bazylice i zakładzie. Podczas wojny zakwaterowały się tu wojska turecko-niemieckie. Zachowywali się brutalnie. Powycinali w parku najpiękniejsze drzewa a w bazylice zmasakrowali niektóre figury święty - z rozpusty czy też nienawiści religijnej. Wszędzie panuje ład i porządek salezjański. W sypialniach, w uczelniach, w świetlicach, wszędzie wzorowe urządzenia. Bazylika została wykończona przed kilku dopiero laty. Poświęcił ją X. biskup Baudrillart z Paryża. Była to niezapomniana chwila, opowiada X. dyrektor, kiedy dostojny mówca rozpoczął swe gorące przemówienie do młodzieży zakładowej od słów: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!

- Te słowa wyrzekł był kiedyś Pan Jezus nad marami młodzieńca w Naim.
- A oto przez otwarte [s. 78] bramy bazyliki widać właśnie miasteczko Naim, oddalone stąd o kilka zaledwie kilometrów. Wrażenie było piorunujące.

Zasiedliśmy potom na tarasie do miłej pogawędki.

- Kiedy się dyrektor dowiedział, że pochodzę z archidiecezji poznańskiej z pod władzy X. Prymasa Hlonda, również salezjanina, nie posiadał się z radości. Kiedym zaś jeszcze dodał, że w niedługim czasie przybędzie X. Prymas z pielgrzymka polską do Ziemi św. i że zapewne odwiedzi swoją brać zakonną w Nazarecie - to nadzwyczajnie - wołał rozrzewniony.

Zamyślił się, a za chwile dodał: Księże, proszę mi przysłać dokładny tekst i nuty waszego hymnu narodowego „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Orkiestra moich chłopców wyćwiczy się w odegraniu hymnu - a jak potem zagra na powitanie Prymasa, to góry nazareiskie, huczeć będą z radości. Pożegnaliśmy gościnnego X. dyrektora Hengebaerdta.

Usiedliśmy na kamiennych schodach bazyliki.

Tutaj przychodził zapewne kiedyś Pan Jezus - bo stąd jedyny w swoim rodzaju widok. Widać górę Tabor, dolinę Ezdrelon i górę Karmel, dalej wielki Hermon i góry Libanu, w głębi zaś siny pas morza Śródziemnego. Tu rozmyślał Pan Jezus o przyszłej swej pracy, o Królestwie Bożem na ziemi. Długośmy tam siedzieli, rozmyślając pełni wzruszenia.

Słońce zachodziło. Nazaret płonęło w blaskach słońca złotego, wspaniałe, uroczyste, poważne, pełne wspomnień wielkich, zamyślone o przeznaczeniach tajemniczych, jakie spełniło. A tu najbliżej, jak by na czele miasta, na tle złoconych od słońca cyprysów świeciły mury bazyliki, najświętszej na świecie i dach jej gorzał w złotych promieniach zachodu.

Wtem na Anioł Pański zagrały dzwony bazyliki. Dźwięki ich tęskne i rzewne płynęły od strony miasta i dobiegały do naszych stóp. I potem szły dalej falą cichą uderzając o zbocza gór, konając z jękiem stłumionym.

Na Anioł Pański grały dzwony tak inaczej, tak przedziwnie - bo było to w tem samem Nazarecie, kędy Archanioł Boży Gabrjel posłań był do Panny Marji.

X. Posadzy [s. 79]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 6(1928), s. 77-79.
Większe fragmenty z tegoż artykułu, również zostały wydrukowane w:
„Roczniki Katolickie” 6(1928), s. 613-618.

odsłon: 17483 aktualizowano: 2012-02-03 17:02 Do góry