16. List okrężny

Towarzystwo Chrystusowe a Maryja.


 

Kochani Księża!

W tym pięknym miesiącu maryjnym dobrze będzie poświęcić ten list Królowej i Matce naszego Towarzystwa. Zbliżmy się więc do „zamknionego ogrodu, gdzie kwiat polny i lilia padolna bujnie wzrasta" (Pnp 2,1). Odświeżmy się nieco przy zdroju „wód żywych, które płyną pędem z Libanu" (Pnp 4,15).

Towarzystwo nasze w poczuciu swej słabości od samego początku poświęciło się Matce Najświętszej i poświęcenie to stale odnawia:

„W zaraniu istnienia naszego Towarzystwa poświęciliśmy się Tobie, błagając Cię, byś w pełnym znaczeniu tego wyrazu zechciała być naszą Matką i Opatrznością. Tobie i Twojemu Niepokalanemu Sercu oddajemy się i poświęcamy na nowo. Ślubujemy służyć Ci wiernie, poświęcić wszystkie nasze siły, by przyczynić się do ugruntowania wierności nauce Ewangelii oraz do umocnienia Królestwa Twojej miłości i pokoju".

Towarzystwo nasze poświęcone Matce Najświętszej Królowej i Pani naszej jak również wszyscy członkowie jego są powołani do spełnienia podobnego zadania co Maryja.

Cała wielkość i zadanie Matki Najświętszej na ziemi polega na tym, iż miała stać się Matką Chrystusową. - „Lumen aeternum mundi effudit, Jesum Christum Dominum nostrum" - tak śpiewamy w prefacji na święta Matki Bożej.

Gdy bierzemy Ustawy nasze do ręki, to na samym wstępie czytamy te słowa: „Zadaniem Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców jest apostolska działalność duszpasterska i religijna wśród nich" (§ 2 Ustaw).

Zadaniem więc naszym jak i zadaniem Maryi to „Lumen aeternum mundo effundere" - przez pracę apostolską rodzić Chrystusa w duszach bliźnich. Tak tę pracę swoją pojmował św. Paweł, kiedy wołał do wiernych: „Dziatki moje, które bolejąc rodzę, iżby Chrystus był w nas ukształtowany" (Ga 4,19; ks. Tuszkowski - Egzorty domowe).

Wypływa stąd, że w stosunku naszym - do Chrystusa, w stosunku Maryi do Boskiego Jej Syna muszą być pewne cechy wspólne.

Pierwsza z nich to świętość.

Między świętością Maryi a naszą istnieje jednak cała przepaść. Ona zachowana, a my tylko uleczeni z grzechu pierworodnego, który pozostawił w nas blizny i rany niezagojone. Przeto jako ci, których Chrystus w szczególniejszy sposób zbliżył do siebie, mamy żywić szczególniejszą nienawiść do grzechu. Nieprzyjaźń nasza do wszelkich niedoskonałości ma być podobna do tej, jaką sam Bóg „Położył między wężem a niewiastą, między potomstwem jego a nasieniem Jej" (Rdz 3,15). Toteż w myśl ceremoniału profesji „wyrzekamy się wszystkiego, co jest samowolą, pychą i grzechem". - „Wyrzekamy się ducha tego świata, który Ty potępiłeś" (Akt intronizacji).

Druga cecha wspólna to znajomość Chrystusa.

Nikt nie znał dokładniej Chrystusa od Maryi. Jaką znajomość Chrystusa musiała posiadać Matka Najświętsza, która przez lat 30 „Wszystkie słowa Jego zachowywała w sercu swoim" (tk 2,19).

Uczeń umiłowany tak głęboko wniknął w tajniki Serca Chrystusowego, a przecież przelotnie tylko złożył głowę swoją na piersi Mistrza, wsłuchując się w tajemnicze uderzenia Najświętszego Jego Serca. Cóż wtedy powiedzieć o Matce Najświętszej, która Go własną piersią wykarmiła, piastowała i która najwierniejszą Mu pozostała od żłóbka aż do grobu!

Znać Chrystusa, „umieć Chrystusa" jak mów! św. Paweł, to drugi nasz punkt styczny z Maryją. Zmierzają do tego wysokiego poznania nasze studia teologiczne. Chodzi tylko o to, by wiedza na tych studiach zdobyta zamieniła się w prawdziwą „theologia mentis et cordis".

Zmierzają do tego Msza św. i ćwiczenia duchowne, półgodzinne rozmyślanie, czytanie duchowne, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu (§ 57 Ustaw). Takie poznanie Chrystusa doprowadzi nas do tego, że będziemy mogli powtórzyć za św. Pawłem: „Poczytam wszystko za szkodę, byłem Chrystusa pozyskał" (Flp 3,8).

Trzecia nasza wspólna cecha z Maryją to stygmat cierpienia.

Im kto bliżej Chrystusa, tym bliżej cierpienia - powiedział o. Meschler. Dlatego też prócz Chrystusa cierpiącego nikt tyle nie wycierpiał co Maryja, której „duszę własną przeniknął miecz" (Łk 2,35). Jej tycie to droga zasłana cierniami, droga, która zakończyła się dopiero w chwili Wniebowzięcia.

I Towarzystwo musi iść tą drogą naznaczoną krzyżem i ofiarą. Już przed wojną obok głosów entuzjazmu dla idei Towarzystwa padały słowa zelżywe i szkalujące Towarzystwo jako „wylęgarnię bakterii papieskich" (Myśl Wolna). W czasie zaś wojny w szczególniejszy sposób ścigano Towarzystwo i „niebezpiecznych chrystusowców". Wymownie o tym świadczy tablica poległych chrystusowców zawierająca 26 nazwisk. W ten sposób Towarzystwo nasze (obok Towarzystwa Jezusowego) złożyło wśród zakonów polskich procentowo najwyższą daninę krwi.

I każdy z nas musi pójść drogą cierpienia, i każde nasze cierpienie osobiste zostało wciągnięte w plan ekonomii zbawczej, która dokonywa się przez krew i ofiarę. Jak Maryja, choć niepokalana, razem z Chrystusem cierpiała za grzechy ludzkości, tak i każdy kapłan, a zwłaszcza chrystusowiec, na mocy swego urzędu winien Bogu złożyć ofiarę ze swego cierpienia. Winna go nawet ogarnąć „żądza ofiary z siebie i radosne poświęcenie sił, wygód i życia dla dobra tułaczy polskich" (§ 2 Ustaw).

Czwarte podobieństwo między Maryją a nami to oddanie się na służbę Bożą z miłości.

Oddać się Bogu i spełniać Jego wolę z miłości, to tajemnica świętości wszystkich sprawiedliwych. Tą drogą poszła również Matka Najświętsza. Oddała się Bogu na przepadłe mimo cierpień i doświadczeń. „Niech mi się stanie według słowa Twego". Te słowa wyrzekła Maryja w chwili największej radości, jakiej serce ludzkie doznać zdolne. Te słowa powtarza także w czasie najstraszniejszej swej męki.

I my oddaliśmy się Bogu całkowicie - „... idziemy na trud i poświęcenie, na ofiarę każdą, byle świętą wolę Bożą spełnić, byle Boskiemu Odkupicielowi jak najwięcej dusz pozyskać" (z obrzędu profesji). Oddaliśmy się Bogu z miłości. „W miłości Bożej pragniemy znaleźć uświęcenie naszych dusz grzesznych" - pamiętając równocześnie o tym, że naszym ideałem to „bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej na wychodźstwie" (i 8 Ustaw). Wszak ten obowiązek miłości przypominają nam słowa św. Jana, które powtarzamy codziennie w czasie południowego rachunku sumienia! „Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka a Bóg w nim" (J 4,16). Bóg w swej dobroci niepojętej użyczył nam cząstkę swej miłości. Niech pozostanie ona zawsze najdroższym skarbem Towarzystwa, byśmy mogli wołać z Apostołem: „Któż tedy odłączy nas od miłości Chrystusowej?" (Rz 8,35).

Św. Jan Bosko kiedyś w jednej ze swych wspaniałych wizji ujrzał domy salezjańskie we Francji zagrożone przez wrogie żywioły i skazane na zagładę. Kiedy pełen lęku podniósł wzrok swój ku niebu, ujrzał Matkę Najświętszą zasłaniającą płaszczem swym matczynym wszystkie domy należące do jego rodziny zakonnej. Wówczas też usłyszał z ust swej Matki Niebieskiej pełne pociechy słowa: „Ja miłuję tych, którzy Mnie miłują".

Matka Najświętsza od zarania istnienia Towarzystwa otacza je szczególniejszą opieką. Dowodem tego jest przedwojenny rozwój Towarzystwa. Dowodem tego są dzieje w czasie wojny oraz obecne koleje Towarzystwa w kraju i za granicą. Miłuje nas Matka Najświętsza miłością wyjątkową. Wszak to Towarzystwo Chrystusowe, dzieło umiłowane Jej Syna Bożego.

Miłujmy więc Maryję i my miłością szczególniejszą. Jaki byłby to wstyd dla nas, gdybyśmy innym pozwolili się prześcignąć w dowodach miłości ku Niej.

Maryja będzie najlepszą wychowawczynią Towarzystwa i Jego kapłanów. Ona otworzy w nas cały zespół cnót i zalet duszpasterskich: dobroci, delikatności i subtelności uczuć. Całe bogactwo uczuć Matki Najświętszej wyleje się na nasze kapłańskie dusze.

Toteż w te piękne dni majowe codziennie polecajmy Towarzystwo i wszystkich chrystusowców Jej przemożnej opiece.

Niepokalaną Królową naszą prośmy „o mocarne dusze, o wodzów natchnionych, o pokolenie orle, o bohaterstwo czynu, o świętość i zbawienie ..." (z listu Prymasa Założyciela).

Z serdecznym pozdrowieniem i błogosławieństwem, kochający Was w Chrystusie

(-) O. Ignacy TChr
Poznań, dnia l maja 1947 r.


Druk: LO I, s. 65-69.

odsłon: 5871 aktualizowano: 2012-01-29 20:23 Do góry