Duch ofiary Założyciela.
Carissimi!
Życie naszego śp. Założyciela przepojone było duchem ofiary. Od zarania swego życia unikał wszystkiego, co tchnęło zmysłowością i zbytkiem. Wyniósł zresztą tę zasadę z domu rodzicielskiego. Wszak w domu kolejarza śląskiego nie było znane dogadzanie sobie, próżniactwo czy inne objawy zmysłowości.
Przeniósłszy się później do Włoch, spotkał się z niejedną okazją do wyrzeczenia się. Wszak w zakładach salezjańskich panowała bieda. Uczniów przybywało, lecz dochody się nie zwiększały. Toteż często, jak sam opowiadał, kawałek suchego chleba musiał wystarczyć na śniadanie. Wówczas to młody August oraz inni chłopcy zbierali się pod pompą, by w wodzie rozmiękczyć twardy, suchy chleb.
Tytan pracy
W pewnym arystokratycznym gronie francuskim zapytano kiedyś Kard. Prymasa: „A jakie były tradycje przodków Waszej Eminencji?" Na to padła następująca odpowiedź: „Tradycje moich przodków były bardzo proste: modlitwa i praca".
Był to zresztą testament duchowy księdza Bosko, który obok głębokiego życia wewnętrznego, tak wysoko stawiał pracę, pojętą w duchu ofiary. Wszak umierając, wypowiedział on te znamienne słowa: „lavoro, lavoro - pracy, pracy".
Ten testament Założyciela salezjanów realizował bezwzględnie nasz Założyciel. Był prawdziwie tytanem pracy, pojmując ją jako swe szczytne posłannictwo apostolskie. Pracę i obowiązek stawiał zawsze na pierwszym miejscu.
Gdy po kilkuletnim pobycie za granicą przybył do Oświęcimia, przyjechała na powitanie jego matka. Wielkie to szczęście, gdy po długiej rozłące mogła uścisnąć swego syna, przyodzianego już w suknię kapłańską. Po krótkiej jednak pogawędce rozlega się głos dzwonka. Syn żegna się z matką, oświadczając jej, że ma dyżur a nie ma zastępcy.
W duchu pokuty
Pracę pojmował jako ulubione umartwienie i pokutę. To swoje wysokie pojęcie o pracy pragnął przekazać naszemu Towarzystwu. W tym celu pisał: „Towarzystwo nie nakłada swym członkom szczególnych postów i pokut zewnętrznych. Ulubioną i stałą pokutą członków powinna być bezwzględna wierność dla ducha Towarzystwa i nacechowana poświęceniem, praca dla Jego posłannictwa" (§15 Ustaw).
Każdą chwilę wolną wyzyskiwał dla pracy. W tym celu wstawał wczesnym rankiem, tak jak kiedyś nauczył się tego w zakonie. Kładł się do snu późnym wieczorem. Nigdy nie spał po obiedzie, uważając to za stratę cennego czasu.
Od 1946 roku wstawał o godzinę wcześniej, by mieć więcej mieć czasu na pracę. Często też powtarzał: „Jak byłoby to dobrze, gdyby dzień miał 48 godzin".
Konieczność ofiary
Na konieczność ducha ofiary wskazywał nasz Założyciel w swych gorących przemówieniach i w listach do nas pisanych: „Chodzi mi o ducha ofiary - wołał do nas z przejęciem - nie przyszliście tu po wygody, przyjemności i po zaszczyty. Nie można niczego wielkiego dokonać dla Boga bez ofiary, i ja jestem zakonnikiem. Zgromadzenie, do którego należę, choć młode, jest bardzo prężne. Jest moim głębokim przekonaniem, że jeśli Bóg szczególnie temu Zgromadzeniu błogosławi to za jego ducha ofiary".
„Ofiara... Jeśli ją zrozumieliście, zrozumieliście cel naszej Golgoty, ku której wiedzie was dłoń Opatrzności na skonanie i chwilę Zmartwychwstania".
Będąc w Rzymie i polecając tam Bogu Towarzystwo, modli się dla niego o ducha żarliwości i ofiary.
„Na grobach Apostołów modliłem się o ducha apostolskiego dla członków Towarzystwa, o pełne i wyłączne oddanie się zadaniom jego, o taki żar gorliwości, iżby spalił wszystko to, co samolubne w jakimkolwiek znaczeniu, a miłością Bożą bez granic uszlachetnił i spotęgował wszystko to, co jest pierwiastkiem szlachetnym i łaski Bożej porywem ku doskonałości i ofiary z siebie".
To co sądził o duchu ofiary i co osobiście praktykował, przelał na papier w naszych Ustawach.
Już § 27. odnoszący się do kandydatów wstępujących do nowicjatu, nakłada na nowicjuszów obowiązek starania się o to, by „...pokochać posłannictwo Towarzystwa i w duchu apostolskim zapragnąć ofiary z siebie dla zbawienia dusz polskich na wychodźstwie".
W czasie składania profesji każe się zwracać do kandydatów tymi słowy: „Nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary, a On w duszach waszych działać będzie cuda swego miłosierdzia i swej łaski".
Jeśli określał charakterystycznego ducha Towarzystwa (§ 8 Ustaw) to miał i siebie na myśli. Wszystko to wpierw sam wypraktykował.
„Bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej"
Poświęcił siebie tej sprawie bez granic. Na jego specjalną ofiarną służbę dla sprawy Bożej patrzały różne zakłady salezjańskie, którym przewodził. Gdy Ojciec święty włożył na jego skroń mitrę biskupią, a później gdy mu powierzył hetmaństwo narodu, to odpowiedzialny ten urząd nie dawał mu spokoju, dopóty nie wyczerpał wszystkich zasobów jego ofiarnego żywota.
„Żądza ofiary z siebie i radosne poświęcenie sił, wygód i życia dla dobra dusz".
„Da mihi animas, caetera tolle" było przecież jego dewizą życiową. „Kto zgłębi - pisał w Orędziu wielkopostnym o życiu parafialnym tę moją troskę o wszystkie kościoły? Przygniata mnie ona ciężarem odpowiedzialności. Niepokojem wrosła mi w duszę: przerywa modlitwy, wypełnia rozmyślanie. Dręczy w rachunku sumienia...".
Pogoda ducha
Wszystkie ofiary ponosi z największą pogodą ducha. Zawsze jest radosny. Jego uśmiech nie opuszcza go nawet w chwilach największych boleści.
Bóg nie szczędził mu najrozmaitszych cierpień fizycznych. Przypomnieć należy choćby owe „fantastyczne migreny", trapiące go nieraz po kilka razy w miesiącu. Mimo wszystko nie przerywał swej pracy. Przychodzącym na audiencję ukazywał się pogodny, z czarującym uśmiechem na ustach.
Uczył on nas tej sztuki „radosnego poświęcenia sił", uważając ją jako nieodzowny przymiot chrześcijańskiego ducha ofiary.
„Wystrzegajcie się ponurości - przypominał nam często. Radość i wesele niech was nigdy nie opuszczają! Będziecie przecież pracować wśród ludzi, którzy ciężkie wiodą życie. Macie im zanieść radość życia, macie ich pocieszać i uszczęśliwiać. Świętość wasza niech będzie pogodna, jasna, radosna".
„Nie róbcie z siebie nigdy męczenników. Ból swój powierzcie Bogu, a ludziom okazujcie zawsze oblicze pogodne".
Heroizm ofiary
Heroizm naszego Założyciela budował wszystkich, zwłaszcza gdy spoczął na łożu śmiertelnym. Setki zabiegów uciążliwych i bolesnych przyjmował z anielską cierpliwością tak, jakby to była drobnostka.
Po śmierci jeszcze z trumny swą przedziwną pogodą na zastygłym obliczu podnosił na duchu, porywał tam, kędy świecą zorze wiekuistej chwały. Toteż jeden z lekarzy na widok cierpień swego dostojnego pacjenta, wzruszony jego dobrocią i uśmiechem, a potem patrząc po jego śmierci na pogodny uśmiech na zastygłej twarzy, oświadczył: „Ja muszę odtąd być innym człowiekiem. Ja nie mogę żyć tak, jak dotychczas".
„Duch ofiary płynie z miłości Boga"
Te słowa podpisał nasz Założyciel pod jednym ze swych portretów, darowanym do Potulic. Istotnie - płomienna miłość Boga była tajemnicą jego heroicznego ducha ofiary.
Idąc za wskazaniami i przykładem naszego Założyciela, poświęcajmy się dla sprawy Bożej bez reszty. Poświęcajmy się jednak z miłością. Jeśli codzienne życie nasze nie uświęciło nas dotąd, to nie dlatego, że nie było w nim okazji do ofiar. Ofiarom tym jednak brakowało miłości, która rodzi piękno, zasługę i owocność dzieł. Chrystus króluje przez swój krzyż, który objął z miłością. Niechaj krzyż ofiary i pracy przyjęty przez nas z miłości, będzie orężem naszego zwycięstwa i chwały".
Z serdecznym pozdrowieniem i błogosławieństwem
(-) ks. I. Posadzy TChr
Poznań, dnia 1 marca 1949 r.
Druk: LO II, s. 60-63.