Święty zawsze uśmiechnięty.
17 lutego rozpoczyna się w Poznaniu proces kanonizacyjny o. Ignacego Posadzego, współtwórcy Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.
Zapamiętałem dwa portrety wujka - mówi Paweł Michał Posadzy, syn bratanka księdza Ignacego Posadzego, którego proces kanonizacyjny właśnie się zaczyna. - Pamiętam go najpierw jako pełnego słońca i radosnego, wysokiego mężczyznę, który z trudem wysiadał z żółtej Syreny prowadzonej przez szofera, w kapeluszu przypominającym kardynalski i portret drogi: stary człowiek gasnący w oczach. Kiedy go odwiedzaliśmy z ojcem w Puszczykowie zwykle siedział w fotelu lub leżał, uśmiechał się blado... Aż przyszła ta ostatnia chwila, kiedy mówił już tylko szeptem.
Ksiądz Ignacy Posadzy współtwórca Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej zmarł w opinii świętość 17 stycznia 1984 roku w domu zakonnym w Puszczykowie. - To przekonanie - mówi ksiądz Jan Konieczny, postulator w procesie kanonizacyjnym, nie opuszczało współbraci Chrystusowców. Przeciwnie, nasilało się. W 1995 roku na IX Kapitule Generalnej całego Zgromadzenia podjęto uchwałę zobowiązującą Zarząd Generalny Towarzystwa Chrystusowego, aby podjął starania u ordynariusza miejsca (według prawa kanonicznego tylko on ma prawo rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego) Juliusza Paetza, by formalnie wszczął postępowanie kanonizacyjne. W sobotę ten proces się rozpocznie.
Paweł Posadzy miał czternaście lat, kiedy umierał wujek. Zdążył go jednak poznać dość dobrze. - Ojciec mój mówił o nim wprost - "Święty człowiek" - wspomina Paweł Posadzy. W naszym domu mimo silnego charakteru mojego ojca, ksiądz Ignacy był ojcem duchowym. Do księdza Ignacego mój ojciec odwoływał się w wielu sprawach, często go cytował, podobnie traktowała go dalsza rodzina. Wiem, że podobnie był postrzegany przez najbliższe otoczenie, w którym przebywał - siostry zakonne, innych księży (w rodzinie Posadzych byli dwaj inni Chrystusowy: ks. Zbigniew Szwarc i ks. Tomasz Sielicki- dop. SD.). Nie sposób więc, aby nie udzieliła mi się ta atmosfera. Ale ponieważ byłem chłopakiem, kiedy obcowałem z księdzem wujkiem trudno mi było pogodzić potoczne wyobrażenie o świętości - majestatyczność, z tym co widziałem. Ksiądz Ignacy był zawsze uśmiechniętym, dość cicho mówiącym mężczyzną, wysokim o wielkich dłoniach. Zawsze pochylonym jakby czegoś ciągle nasłuchiwał. Kojarzył mi się raczej z mędrcem niż świętym z obrazu. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nie przystawał do reszty ludzi stąpających po ziemi. Zawsze zamyślony, pogrążony ... Uśmiech jednak nie schodził mu z twarzy. Nie słyszałem aby kiedykolwiek okazał irytację lub zniecierpliwienie. [...]
Z perspektywy czasu wiem, że ksiądz Ignacy Posadzy był i jest bardziej własnością Kościoła niż rodziny. To było widoczne na jego pogrzebie. [...]
Paweł Posadzy odczuwa ogrom odpowiedzialności. O swoim nazwisku wiedział zawsze, że jest dobrem ludzi, którzy nosili je przed nim. A teraz to nazwisko ma być święte...
Druk: "Głos Wielkopolski" 41(2001), s. 7.