Nowicjat


Po sześciotygodniowej próbie aspirandatu, jasnym jest dla zwierzchności Zgromadzenia, że Józef nadaje się do życia zakonnego, że może rozpocząć nowicjat.

Jest to okres bardzo ważny, okres uformowania przyszłego zakonnika. Większość przyszłych zakonników i zakonnic przebywa go w wielkim podniesieniu ducha, czasem w prześlicznej egzaltacji, znajdując w sobie siły duchowe do zwalczania stałych wad charakteru, do „przyobleczenia się w człowieka nowego".
Józef wita z uniesieniem świętym początek nowicjatu:

„Dzień 15 października.

Radosny był.

Świetlany, pamiętny i wzniosły. Mało jest takich dni w życiu człowieka, który poświęcił się Bogu. Rozpoczął się uroczyście czas próby dla kleryków, rozpoczął się nowicjat Seminarium Zagranicznego.

Kaplicę w przeddzień przybrano odświętnie. Posadzkę usłano szkarłatnym dywanem, prezbiterium przyozdobiono palmami, ołtarz przystrojono w zieleń i kwiaty.

...Zebraliśmy się w sali rekreacyjnej. W imieniu J. Em. X. Kardynała-Prymasa przyjął nas X. Rektor formalnie do nowicjatu. Odbyła się aspersja, po czym wyruszyliśmy w procesji z zapalonymi świecami i z psalmem „Kto się w opiekę" do kaplicy. Bracia, asystujący nam do kaplicy, udali się na chór, podczas, gdy nowicjusze postąpili przed ołtarz i, klęknąwszy, śpiewali „Veni creator".

Po przemówieniu X. Rektora 20 wybrańców kładzie się krzyżem na posadzkę, a lud i bracia śpiewają litanię do Wszystkich Świętych".

Nieopisane, niezapomniane wrażenia, które będą towarzyszyły w życiu przyszłym zakonnym jasnym wspomnieniem... Głos Józefa drży, gdy wymawia formułę ślubowania. Głos jego łączy się, płynąc z serca przepełnionego wdzięcznością, z tonami uroczystego hymnu „Te Deum".

Płyną teraz dni nowicjatu. Wszystko ujęte w żelazne karby regulaminu. Wszystko celowe i dążące do wyrobienia woli, do usystematyzowania wysiłków i przezwyciężeń.

5 godzina rano. Odzywa się „vox Christi“ grubym basem, wtóruje mu cienkim dyszkancikiem dzwonek elektryczny. Józef wraz z innymi zrywa się, żegna znakiem krzyża. Wstaje natychmiast, bo ranne natychmiastowe wstanie to doskonały sposób do wyrobienia w sobie silnej woli. Słychać kroki dzwonnika: „Benedicamus Domino“ rozlega się w drzwiach każdego pokoju. Odbrzmiewa radosna odpowiedź: „Deo gratias“, za szczęśliwie przebytą noc.

Szybko ubiera się nowicjusz, rozmyślając o porannej medytacji. Wchodzi do kaplicy, ogarnięty przedsmakiem wielkiej radości każdego dnia: momentu komunii.

Jeżeli jest czas, Józef odprawia drogę krzyżową. Uczy się tępić ostrze cierpienia, co zawsze się staje, gdy się je dobrowolnie przyjmuje. Od życia nieodłączny jest ból — nie trzeba wierzgać przeciwko ościeniowi, by się snadź głębiej nie pokaleczyć. Przyjąć krzyż na ten dzień i na wszystkie dni — znaleźć w sobie siły do dźwigania brzemion, uśmiechać się cicho w męce — i iść przez to wyżej...

Tego uczy się serce młode, serce jeszcze niestrudzone, patrząc na Zbawiciela, upadającego pod krzyżem. Wybaczyć złu i niedokładności ludzi, których w przyszłości będzie się z całym nakładem energii dźwigało w górę... Aż w końcu trzeba powiedzieć słowami poety: „I kochałem, kochałem, sercem bólem nabrzmiałym, to największy mój trud“.

Będzie nawracał ludzi, będzie zbawiał dusze... Czyż jest coś wyższego, jak obudzić dobro w człowieku i nauczyć go wszechobecności Zbawiciela, który na potworne rany życia, na wrzody zropiałe duszy kładzie cudotwórcze, białe, odradzające dłonie?

Wtórzy słowom własnego officium Zgromadzenia, modlącego się o mężów apostolskich na wychodztwie:

V. Przez najświętsze tajemnice odkupienia ludzkiego

R. Poślij, Panie, robotników do winnicy swojej i zlituj się nad ludem swym,

V. Przez zasługi i przyczynę Najświętszej Rodzicielki Swojej, Królowej Wychodztwa Polskiego oraz wszystkich aniołów i świętych.

R. Poślij, Panie, robotników do winnicy swojej i zlituj się nad ludem swym.

V. Królowo Apostołów i Królowo Wychodztwa Polskiego, wszyscy aniołowie i święci proście Pana winnicy —

R.Aby posłał robotników do winnicy swojej i zlitował się nad ludem swym, abyśmy się wszyscy z Nim razem, z Bogiem Ojcem i z Duchem Świętym cieszyć i radować mogli na wieki wieków.

Skandując harmonijnie, nowicjusze recytują chóralnie modlitwę za wychodźców:

„Panie Jezu, Pasterzu dusz, Ty, co przyszedłeś szukać i zbawiać co było zginęło, zlituj się nad duszami naszych braci na wychodztwie. Bo oto dni głodu dla nich nastały, nie głodu chleba, ani pragnienia wody, ale słuchania słowa Pańskiego. Wołają za chlebem żywota, a nie ma, ktoby go im podał. Tęsknią spragnieni za zdrojem wody żywej, a nie ma, ktoby im źródło otworzył. Zlituj się, Panie Jezu, nad nimi, bo oni są ludem Twoim i Twoimi być pragną na wieki. Zachowaj ich w wierze ojców i prowadź do przystani prawdy i zbawienia”.

Potem następuje półgodzinna medytacja. Nowicjusz podług wskazań mistrza nowicjatu przechodzi w myśli wszystkie momenty życia Zbawiciela, poczynając od chwili Jego Narodzin, Jego ukrytego życia w Nazarecie, aż do publicznego życia, nauczania i cudów i do męki za zbawienie świata. Chodzi w wyobraźni z tłumem ludu po winnicach, górach i nad jeziorami Galilei, w niemej adrocji, w szczęściu idzie z tłumem uczniów za tą postacią w białej szacie, podchwytując wzrok boskiej wszechwiedzy i niezgłębionej miłości, w którym się tonie, jak w oceanowej głębi... Wżywa się w te chwile nadprzyrodzone, utożsamia się coraz głębiej z Chrystusem: By poczuć wraz z Pawłem: „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”.

Ale oto zaczyna się Msza św. Rozlegają się słowa liturgii. Chór kleryków i braci skanduje chóralnie odpowiedzi lub wygłasza modlitwy. Prawda, wszak jesteśmy w jednym z ośrodków ruchu liturgicznego w Polsce... Zasada współuczestnictwa w każdej części, w każdym Responsorium Liturgii jest tu wykonana.

Liturgia staje się rzeczywiście modlitwą zbiorową, czym też była na początku chrześcijaństwa.
W kaplicy rozszerza się dusza: atmosfera przepojona modlitwą dodaje skrzydeł, lekkości, rozniebieszcza świat. Tyle czystych wotów, tyle porywów miłości, tyle momentów rzucenia całego siebie pod Stopy Najświętsze...

Moment Komunii przejmuje Józefa głębokim wzruszeniem, które zaledwie potrafi pokryć. Nie powstrzyma częstego mrużenia powiek. Jest to natura głęboko eucharystyczna.

Potem już zaczyna się szereg ćwiczeń i posług, związanych z nowicjatem. Codzienna krzątanina, służba Marty, wtedy, gdy dusza się wydziera do Mariowego siedzenia u stóp Mistrza i wsłuchiwania się w poszum wieczności w Jego słowach. Tu nie ma rzeczy nadzwyczajnych, tu są codzienne obowiązki. Ale cała wielkość Józefa, jako nowicjusza, polegała na tym, że rzeczy zwyczajne wykonywał w sposób nadzwyczajny. Bystre oko Przełożonego dopatrzyło się w nim jednej cnoty: była nią wierność w drobnych rzeczach. Jest to sumienność i dokładność, posłuszeństwo karne i posunięte jak najdalej, jakie cechuje dyscyplinę żołnierską.

Bo czyż nie jest żołnierzem „na Boga ordynansie?“ Czyż nie jest to podchorążówka przyszłych żołnierzy Chrystusowych? Z opanowanych odruchów niecierpliwości, z przełamania ociężałości i odrazy do jakiejś pracy, z wydobycia ze siebie wysiłku w momencie zmęczenia tworzy się żelazny fundament przyszłej doskonałości.

Po śniadaniu zrobił piśmienną rekapitulację rozmyślania. W kilku słowach spisuje wszystkie oświecenia, jakie otrzymał na rozmyślaniu. Są to t. zw. „lumma“. Te głębokie poruszenia łaski w sobie jest w stanie odsłonić kierownikowi, gdyż ustala się między nimi stosunek tak głęboki, tak intymny, że mogą mówić o najwyższym. Ludzie przeciętni o tym mówić nie mogą i dlatego kruche i bezwartościowe często są związki ludzkie.

Potem następuje studium Ojców Kościoła.

Dzwonek — rekreacja. Józef jest podczas rekreacji wesoły, ale nie ma w nim żadnej hałaśliwości. Wesołość zewnętrzna, rozmowa, uwaga zwrócona na innych nigdy nie rozprasza w nim głębokiego wewnętrznego skupienia.

W czasie rekreacji porannej nowicjusze sprzątają pokoje. Jest to jedno z ćwiczeń każdego nowicjatu dla kandydatów na księży — praca fizyczna. Opowiada jeden z nowicjuszy następujące zdarzenie:

— Zamiatam z Józefem korytarz. Podchodzi do nas listowy i pyta o brata kasjera. Ma pieniądze do oddania

— Wyszedł — mówi Józef — może pan nam zostawi pieniądze, oddamy bratu, jak tylko wróci.

— Wam miałbym pieniądze zostawić? Znam się na ludziach. — Niegrzecznie odpowiada listowy i odchodzi.

Józef zapłonił się. Nic nie odpowiedział. Na chwilę oddalił się. Może poszedł do kaplicy? Za chwilę wrócił już zupełnie uspokojony.

Po rekreacji — studium spraw wychodźczych.

Z ciężkim westchnieniem odkłada Józef książkę. Dopiero za siedem lat będzie mógł przyjść z pomocą wychodźcom, przynieść wiatyk umierającym, powstrzymać błądzących od złego, nieświadomych od wynarodowienia, smutnych pocieszyć, wszystkim dać uczestnictwo w życiu Kościoła. Tymczasem może tylko się modlić za wychodźców.

Dzwonek przerywa zadumę.

Po czytaniu dzieł ascetycznych i adoracji przychodzi godzina gimnastyki, obowiązkowa dla nowcjuszy w myśl zasady, że w zdrowym ciele zdrowy duch mieszka. Pracownik na wychodztwie, narażony często na ciężkie trudy i na wpływ złego klimatu musi być silny, żeby to przetrzymać.

Ulubioną jego grą jest siatkówka.

I dalej wszystkie stacje dnia zakonnego: czytanie duchowne, modły południowe, obiad, rekreacja.
Józef udaje się do parku z jednym lub drugim przyjacielem. Od hałaśliwej zabawy woli przechadzkę. Piękny krajobraz więcej daje zadowolenia od palanta. Rozmawia o czymś poważnym, o Bogu, o przyrodzie. Wypowiada tylko swe przeżycia i myśli, które mu się nasuwają — tak pełnym piękna i Boga jest jego życie wewnętrzne. Ale inni nie umieją utrzymać się w tak wysokim nastroju. Zarzucają mu, że jest zarozumiały, ponieważ stroni od lekkiej rozmowy, od zabaw.

Trzeba przyznać, że jest bystrym obserwatorem. Podchwytuje i opisuje z wielkim wdziękiem zjawiska przyrody, jak tego dowodzi kronika, spisywana przez niego.

Po rekreacji — dwie godziny pracy ręcznej. Zdawałoby się, że nie jest to współmierne ze studium Ojców Kościoła i dla duszpasterza nie jest potrzebne. Tymczasem jednostronna praca umysłowa wypacza i marnuje człowieka współczesnego. Wszak wprowadzono nawet dla inteligencji choćby ogródki działkowe albo sport, żeby zapobiec zgnębieniu organizmu pracą siedzącą, wysiłkiem umysłowym i nerwowym, nieodłącznym od niego. Kościół dawno to zauważył i w zakonach wprowadzono dla zakonników chórowych godziny pracy ręcznej, by utrzymać ich „w formie“, by nie wykoszlawić organizmu, na którego podłożu rozwija się lepiej lub gorzej praca duchowa.

W Seminarium Zagranicznym praca fizyczna ma szczególniejsze znaczenie. Wszak kapłan na wychodztwie będzie nie tylko kapłanem, będzie nietylko oświatowcem i społecznikiem, będzie też pionierem, budowniczym, gospodarzem. Będzie sam heblował, przybijał, kopał, będzie tego uczył innych. Zapoznanie się z pracą ręczną ma dla niego pierwszorzędne znaczenie, o ile trafi w mało ucywilizowane okolice.
Szacunek dla pracy ręcznej przez pamięć Chrystusa - Cieśli żywy jest w Potulicach. W pierwszym roku karczowano tu las. Poszli wszyscy pomagać, nawet i przełożeni. Nie zabrakło i Józefa. W drewniakach na nogach pomagał przedzierać się przez splątane korzenie, piłować, rąbać, rozsadzać klinami pnie, aż padały powalone z postękiem na ziemię. Przymusem wielkim to nie było dla młodych zakonników: organizm ich potrzebuje ruchu, a młodzi chłopcy bardzo lubią majstrować. W gimnazjach męskich wprowadzono pracę ręczną i chłopcy oddawali się jej z takim zapałem, że nie można było ich wypędzić do domu. Ale i w tę pracę wkładali obowiązkowość, starając się z nią uporać jak najprędzej.

Po takiej pracy ledwo można zdrowym apetytom nastarczyć kawy i chleba. Pochłaniają stosy skibek, opróżniają dzbanek po dzbanku.
Rekreacja po podwieczorku. Jedni siadają do fortepianu, inni brząkają na gitarze hawajskiej, Józef znowu czyta. Z wielkim zainteresowaniem studiował czasopisma misyjne i religijne — wnet mu się przyda przy pracy redakcyjnej, którą mu powierzą.

17.45. Biegiem. Czytanie duchowne drugie. Znowu ma głos Rodricjusz, wytrawmy znawca życia wewnętrznego. Po czytaniu — śpiew gregoriański, który Józef bardzo lubi.

Następuje wykład, którego Józef słucha zawsze bardzo uważnie. Potem — różaniec albo benedykcja.
Następuje kolacja, po której mówi się „Anioł Pański" u stóp ołtarza.

Ostatnia dnia tego rekreacja w świetlicy. Piękna jest świetlica — lubią ją młodzi zakonnicy. Na ścianach — zbiory X. Posadzego z Brazylii i innych krajów egzotycznych: krokodyle wypchane, wyjce brazylijskie, łuk Botokudów i „metryka chrztu" pod równikiem. Odzywa się klarnet, fortepian, Józef przypomina sobie czasy harcerskie (wszak i tu jest drużyna harcerska). Intonuje: „Gdy stary tygrys w dżungli“... Podchwytują inni: „Pawiany, pawiany".... Piosenka odzywa się w końcu sali, rozszerza się, podchwytują ją wszyscy.

Najlepsza jest rekreacja, gdy przyjdzie Przełożony, nazywany śmiało „drogim ojcem". Prowadzą go wtedy do kominka.

Ojciec opowiada o dalekich morzach i lądach, Brazylii, o swoich przygodach, o wychodztwie. O tym, jak spędził noc w lesie brazylijskim, nasłuchując, czy nie skrada się jaguar, czy nie nadpełza jadowita jararaca — jeden z tych ogromnych wężów w rude cętki, którego skóra ściągnięta wisi w pokoju X. Rektora. Opowiada, jak to raz pojechał do kabokli — leśnych ludzi w Brazylii, by wypędzać wodą święconą mrówki. Są one tam ogromne i napad ich jest groźny — są jadowite i mogą wyludnić nie tylko całą wieś, lecz i całe miasto. Przybył do nich więc, pokropił — i o dziwo! — mrówki się wyniosły. Dalej opisuje twarde życie naszych kolonistów, którzy muszą karczować lasy, rąbiąc drzewa, które są twarde, jak stal. Praca to nadzwyczaj ciężka. Wszyscy słuchają z zainteresowaniem. Dzwonek przerywa miłą pogadankę, nastrój szczęśliwej rodziny, mającej w swym gronie ojca.

Potem już tylko ostatnie modlitwy wieczorne i rachunek sumienia.

Sen spokojny, odpoczynek zasłużony po bojowaniu dobrym.

Skończył się dzień nowicjusza Józefa, zapisany złotymi zgłoskami w księdze żywota.

Przy dniu tak szczelnie wypełnionym, wymagającym nieustannego sprężenia na baczność, nowicjusze znajdywali jeszcze czas, prawdopodobnie podczas rekreacji, by pomodlić się samotnie w kaplicy.

Jeden z braci opowiada o niezapomnianym wrażeniu, jakie zrobił na nim Józef w czasie modlitwy w kaplicy:

„Po skończonej rekreacji wszyscy udaliśmy się do kaplicy domowej, na modlitwy wieczorne. Wówczas w ostatniej ławce siedział Józef Miękus, kleryk. Był on sam w ławce. Zaczął odmawiać modlitwy, a ja wtedy klęczałem obok ławki przełożonych. Modlitwy zaczął, żegnając się z takim skupieniem i wiarą, że wywarło to na mnie głębokie wrażenie. Same modlitwy odmawiał z wielką pobożnością i tak powoli, jakby odprawiał rozmyślanie. Spojrzałem na jego twarz: wyrażała pogodę ducha, skupienie, pokorę, które odczułem przelewające się w moje serce. Jego każdy ruch, jego każde słowo było tak miłe i ciche... Zdawało się, że to Duch św. przemawia w nim w sposób nadprzyrodzony.

odsłon: 1739 Do góry