Znak z nieba


 A zatem trzeba otworzyć dopływ powołań, trzeba zasilać stale i systematycznie szeregi duchowieństwa, pracującego dla wychodztwa. Plan Seminarium Zagranicznego, przygotowującego misjonarzy dla wychodztwa, zarysowuje się przed X. Prymasem coraz wyraźniej. W roku 1928, będąc w Rzymie, X. Prymas przedkłada ten plan Ojcu św. i zyskuje zupełną aprobatę. W następnym, 1929 roku otwiera się w Gnieźnieńskim Seminarium Duchownym pierwszy kurs dla kandydatów na duszpasterzy zagranicznych.

Ojciec św. zwrócił jednak uwagę X. Prymasowi, że zagranicą kapłan-zakonnik daleko lepiej może odpowiedzieć swemu zadaniu, niż kapłan świecki. Zakonnik ma w swym zgromadzeniu mocne oparcie. Zgromadzenie, jego rodzina zakonna, łączy go z krajem, jak łańcuch mocny i bezpieczny. W zgromadzeniu znajdzie kapłan zawsze schronienie na wypadek choroby, wyczerpania sił, w starości. Zgromadzenie do pewnego stopnia zdejmuje z niego troskę o byt i pozwala mu całkowicie oddać się pracy dla innych.

Dla tych wszystkich względów Ojciec chrześcijaństwa radzi X. Prymasowi założyć osobne zgromadzenie zakonne. Takie zgromadzenie może się stać pierwowzorem dla innych narodów, mających także liczną emigrację i szukających rozwiązania kwestii duszpasterstwa wśród niej.

Ale nie wybiła jeszcze godzina założenia nowego zgromadzenia, zgromadzenia czysto-polskiego. Dotąd w ciągu wieków mało okazaliśmy inicjatywy w stwarzaniu form życia zakonnego. Przyjmowaliśmy gotowe z innych krajów. Dopiero wiek XVII widzi założenie czysto-polskiego, powstałego na gruncie polskim zakonu OO. Marianów, którego twórcą był o. Stanisław Papczyński, zmarły w opinii świętości.

Nową, oryginalną formę zakonu, oryginalną nie tyle co do reguły i wzorów życia zakonnego, ile co do ożywiającego go ducha widzimy w okresie porozbiorowym. Pokutę za Naród i odrodzenie narodu w Chrystusie, postawili za swój cel OO. Zmartwychwstańcy, zakon, którego dzieje są jedną z najbardziej polotnych, głębokich kart w dziejach naszego Narodu. Tu poraz pierwszy w historii dziedzina życia religijnego objęła już nie tylko jednostkę, lecz Naród, rozszerzając przez to sferę oddziaływania, sferę przeżyć, przenikając głębiej w życie ludzkości. Niebawem Kościół weźmie udział i w społecznym odrodzeniu ludzkości, przepajając prawdą Bożą także i zbiorowe momenty jej życia.

Rzecz dziwna, że na gruncie polskim powstało bez porównania więcej zakonów żeńskich, niż męskich: tak widzimy SS. Niepokalanki, Nazaretanki, Służebniczki Matki Boskiej i in. Zakony te odznaczyły się także pracą nad wychodztwem: w r. 1935 na emigracji pracowało 8230 sióstr zakonnych. W kraju zaś mamy 13500 sióstr. Zatem 2/3 wszystkich zakonnic polskich działa na wychodztwie w szkołach, ochronkach, żłóbkach, szpitalach i. t. d.

Zgromadzenie, które miałoby się skupić dokoła przyszłego Seminarium Zagranicznego, byłoby więc trzecim czysto-polskim zgromadzeniem. I jako takie, mogłoby naprawdę nieść pełnię ducha narodowego polskiej swoistej pobożności między rzesze uchodźców. Opatrznościowym i porywająco pięknym się wydaje, że myśl ta wyszła od tego, którego w miłości swej nazywamy "Polskim Papieżem", który tyle dowodów życzliwości daje zawsze naszemu narodowi. Czy to nie jeden z największych jego darów?

X. Prymas wciąż nie przystępuje do realizacji tej myśli. Za każdej jego bytności w Watykanie, Ojciec św. zapytuje, czy zgromadzenie jest już założone.

- Jeszcze nie - odpowiada za każdym razem X. Prymas.

W 1931 roku, w prywatnym gabinecie Ojca św. toczy się następująca rozmowa:

"- Czy Eminencja założył zgromadzenie?
- Proszę Waszej Świątobliwości, jeszcze nie. Wyznaję, że ciągle się jeszcze waham. Stają mi bowiem żywo w pamięci słowa św. Jana Bosko: "Nie wolno tworzyć nowego zgromadzenia bez wyraźnego znaku z nieba". A takiego znaku dotychczas nie ma.
- A jeżeli Papież rozkaże, czy to będzie znak z nieba?
- Proszę Waszej Świątobliwości, w tej chwili rozumiem wszystko. To znak z nieba! To wola Boża!".

Po powrocie z Rzymu X. Prymas zaczyna działać. Zgromadzenie na razie otrzymuje nazwę "Seminarium Zagranicznego" i ma stanąć pod opieką Chrystusa-Uchodźcy. Zadaniem jego jest poświęcenie się sprawie Bożej i ratowanie polskich dusz na uchodźstwie.

Leży poza tym w intencji Założyciela, by członkowie zgromadzenia byli przygotowani do pracy na wychodztwie. W tym celu położy się w ciągu nauk duży nacisk na studium spraw wychodźczych, geografii politycznej, ekonomii i obcych języków. Przyszli duszpasterze powinni się również zapoznać z warunkami politycznymi i społecznymi tego kraju, w którym mają działać w przyszłości.

Duszpasterzowi zagranicą będzie towarzyszył brat, t. zw. pomocnik duszpasterski, związany ślubami zakonnymi. Będzie on spełniał przy boku księdza powinności domowe i prowadził prace apostolskie, o ile będzie na to pozwalało wykształcenie. Będzie on towarzyszem doli i niedoli duszpasterza na obczyźnie.

Chodzi o to, kto stanie na czele nowego dzieła, kto je poprowadzi.

Wybór pada na X. Ignacego Posadzego. Dwukrotnie objechał on skupiska polskie w Ameryce Południowej (w roku 1929 i 1930-31). Wrażenia swe zawarł w książce "Drogą Pielgrzymów". Autor w przedmowie tak tłumaczy pobudki do napisania tej książki:

"Więc po co piszę? Chcę szerzyć ukochanie sprawy Bożej i Polskiej. Chcę potrącić w duszach młodych o strunę entuzjazmu i umiłowania ducha misjonarskiego. Chcę zwrócić uwagę na tych, co pod Krzyżem Południa myśli swoje, niby te mewy śnieżno-białe, w rodzinne wysyłają strony. Chcę wreszcie przysłużyć się, choć w drobnej mierze, owej ośmiomilionowej rzeszy rodaków, co poza granicami Polski żywot wiedzie tułaczy".

X. Posadzy udaje się z polecenia X. Prymasa w początkach roku 1932 w objazd po Europie, by zapoznać się z życiem zakonnym. W lutym tego roku przybywa do Rzymu i jest przyjęty na audiencji prywatnej u Ojca św. Ojciec św. z największym zainteresowaniem wypytuje, jak daleko posunęła się sprawa założenia nowej kongregacji zakonnej. Przy tej sposobności udziela mu cennych rad i wskazówek.

Wreszcie błogosławieństwo papieskie spływa na pochylone czoło. Chrystus przemówił przez swego Namiestnika.

Tymczasem zaczyna się pod okiem X. Prymasa organizować młodziutka rodzina zakonna. Nie ma podstawy materialnej, nie ma kandydatów. Ale od czego optymizm i wiara? O co się troskać? Bóg tak chce, Bóg pomyśli o tym, by wielkie porywy i wola ofiary miały ziemską podstawę.

odsłon: 2502 Do góry