/Przemówienie Przełożonego Towarzystwa na akademii ku czci Braci - Jubilatów w dniu 3 maja 1960 r. w Poznaniu/.
Dzisiejsze święto Królowej Polski jest równocześnie świętem Narodu, Wychodźstwa Polskiego, naszego Towarzystwa. Korzymy się u stóp Tej, która od zarania Towarzystwa jest jego Patronką.
Dotychczasowe dzieje Towarzystwa toczyły się w orbicie przemożnych wpływów Matki Najśw. Z Jej Niepokalanego Serca zrodziło się Towarzystwo. Do Matki Najśw. tuli się z ufnością, gdy zagrażają nam niebezpieczeństwa.
Tak się dobrze składa, że w dniu tego wielkiego święta obchodzimy zbiorową uroczystość 25-lecia życia zakonnego dziesięciu naszych kochanych Braci koadiutorów, tych, którzy kładli fundamenty pod budowę Towarzystwa, którzy nie szczędzili ofiary i trudu przez 25 lat po bohatersku budując zręby naszej społeczności zakonnej. Tych, dla których świętość i pożytek Towarzystwa były zawsze naczelnym hasłem oraz synowską troską. Jeżdżąc w czasie rocznego aspirandatu po Polsce, odwiedziłem różne domy zakonne. Byłem między innymi w Niepokalanowie. Po raz pierwszy spotkałem się z O. Kolbe. Ze zdziwieniem patrzyłem na rozwijające się dzieło Niepokalanej. Patrząc na moje zdumienie, O. Kolbe powiedział mi krótko: „To zasługa Niepokalanej i naszych dzielnych Braci”. Jeżdżąc później po niektórych krajach Europy, odwiedziłem w Bad Godesberg Ks. Bpa Gayera, założyciela zgromadzenia dla wychodźców niemieckich. Bawiłem u niego przez kilka dni. Obserwowałem wszystko dokładnie. Kiedy z podziwem patrzyłem na pracę braci, Biskup Geyer odpowiedział z dumą: „To jest moja przyboczna gwardia”.
Widziałem, z jaką miłością biskup do swoich się odnosił. Kochał ich tak jak ojciec kocha swoich synów. Udając się w podróż do Berlina, Paryża czy Rzymu, zabierał z sobą w charakterze kapelana zawsze jednego z zaufanych braci. Stanąwszy w Potulicach, zrozumiałem od razu, jaką rolę odegrają Bracia koadiutorzy w naszym Towarzystwie. I nie pomyliłem się.
Tak się dziwnie złożyło, że pamiętnego 23 sierpnia 1932 r. w drodze do Potulic towarzyszyli mi dwaj bracia. Po raz pierwszy wspólnie [s. 3] odnawialiśmy modlitwy zakonne. Wspólnie przygotowywaliśmy Dom Potulicki na przyjazd pierwszych aspirantów. Czuliśmy się jednym sercem, jedną duszą. Nasi Bracia urządzali i prowadzili wszystkie warsztaty rzemieślnicze.
Z ogromnym poświęceniem budowali wielki, piętrowy dom przemysłowy. Przebudowywali pałac, przystosowując go do wymogów zakonnych. Wielką zasługę położyli Bracia przy montowaniu potulickich zakładów graficznych. Głównym inicjatorem tych zakładów był jeden z Braci.
Wielkie zasługi położyli bracia drukarze, zecerzy, introligatorzy. Dzięki Braciom rozpoczęliśmy wydawanie naszych czasopism „Głos Seminarium Zagranicznego?, „Msza święta”, „Cześć Świętych Polskich”. W związku z różnymi inwestycjami zaczęliśmy odczuwać brak pieniędzy. Narastały trudności materialne. Rozpoczęło się słynne wysłannictwo. Nasi Bracia jako wysłannicy dobrej nowiny szli z książką katolicką do ludu polskiego. Przemierzyli wszerz i wzdłuż od Bałtyku aż do gór Tatrzańskich, od wschodnich rubieży aż do granic zachodnich ówczesnej naszej Rzeczpospolitej.
Trudna to była misja. Owocem jej jednak było szerokie rozkolportowanie książki katolickiej, zdobyte fundusze oraz nowe powołania zakonne. Zdarzały się nawet nawrócenia ludzi obojętnych lub niewierzących. Tak dziwnie działały słowa, przykład Braci profesów.
Dziś bez przesady można powiedzieć, że bez naszych kochanych Braci nie byłoby Potulic - zaryzykowałbym powiedzenie - nie byłoby Towarzystwa.
Poznań
I ten Dom Główny w Poznaniu jest również w wielkiej mierze dziełem naszych Braci! Kiedy na zarosłych, częściowo zniszczonych fundamentach miał stanąć dzisiejszy Dom, to Bracia byli tymi, którzy do tego dzieła mnie namawiali. Oni też towarzyszyli mi w rozjazdach celem zdobycia pierwszego darowanego wapna w Inowrocławiu, pierwszych darowanych cegieł w Poznaniu i Mosinie. Bracia wysłannicy zbierali fundusze na budowę. Brat był kierownikiem budowy. Bracia w potulickich warsztatach stolarskich wykonali częściowo drzwi, okna i szafy. [s. 4]
Puszczykowo
I znowu Bracia urządzali puszczykowską „Betanię” i puszczykowski ogród. Pierwszym przełożonym „Betanii” był Brat - ś.p. Witold Komorowski, były kapitan artylerii w Jarosławiu.
Skończyła się 7-letnia iddyla potulicka, okres siedmiu lat tłustych.
Okres okupacji
Nadeszła burza wojenna. Miała to być ogniowa próba dla Towarzystwa i również dla naszych Braci. Przypominam sobie jak po kampanii wrześniowej wracali Bracia do Potulic. Niestety, obawa przed zajęciem domu przez Niemców zmuszała przełożonych do odmówienia im przyjęcia. Była to dla mnie tragiczna chwila, kiedy wysyłałem ich do domu.
Powtórzyła się scena z Betlejem: „Nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Inna rzecz, że ci co pozostali w Potulicach, omal że nie przypieczętowali swej wierności własnym życiem. Już kopali sobie groby. W ostatniej chwili rozkaz rostrzelania został odwołany.
Inni poszli w świat bez pewności, czy Towarzystwo się ostoi. Poszli w świat narażając na szwank swoje powołanie, swoją duszę zakonną.
I mimo tych niesprzyjających warunków wielka część Braci wytrwała przy sztandarze Chrystusowym. Wielu z nich okupiło to powołanie własną krwią, więzieniem lub obozem koncentracyjnym. A ci którzy zostali w świecie, zachowali postawę chrześcijańską, zachowali łączność z Towarzystwem.
Inni jęli się pracy przy posłudze kościołów. Budowli przy tym swoją postawą bliższe i dalsze otoczenie.
Po dziś dzień proboszczowie warszawscy wspominają naszych dzielnych Braci w swych kościołach. Po dziś dzień nadsyłają błagalne listy, by im przydzielić naszych Braci w charakterze zakrystianów. Dodają przy tym często: „Tak dzielnych i sumiennych zakrystianów już chyba nigdy mieć nie będziemy”.
Niektórzy z naszych kochanych Braci w czasie okupacji wspomagali Towarzystwo przesyłkami pieniężnymi. Dwaj Bracia wywiezieni na roboty do Niemiec przysyłali stamtąd do Krakowa paczki naszym klerykom. Jest to czyn graniczący niemal z heroizmem. [s. 5]
Po wojnie
Skończyła się wojna. Dom Poznański przedstawiał obraz grozy i spustoszenia. Trzeba było wszystko remontować, odnawiać. Te prace przy odbudowie domu wykonali nasi Bracia.
Powstał nasz piękny park. I znowu to zasługa Braci. Bracia budowali ozdobne ołtarze w kaplicach i kościołach parafialnych. Odmalowywali, zdobili świątynie, urządzali Groby Pańskie i Żłóbki z okazji Bożego Narodzenia.
Wznowione zostało Wydawnictwo. Powstały nasze księgarnie w Poznaniu i w Szczecinie. Zwłaszcza w tym dziale Bracia odegrali opatrznościową rolę św. Józefa, opiekunów i żywicieli Towarzystwa.
I pytam, gdzie tkwi tajemnica powodzenia i błogosławieństwa Bożego w pracy naszych Braci, zwłaszcza Jubilatów? Co jest przyczyną sprawczą, że tak doskonale pełnili rolę Józefowa, która im przypadła w udziale?
Tym czynnikiem jest nadprzyrodzony duch ofiary i poświęcenia, płynący z bezgranicznego umiłowania sprawy Bożej i Towarzystwa. Tak trafnie ujął to nasz Założyciel, gdy prosiłem Go o portret i kilka słów: „Duch ofiary płynie z miłości Boga”.
Właśnie ten rys ofiary, płynący z miłości Boga zjednywa naszym Braciom szczególne błogosławieństwo Boże, uznanie i sympatie.
Mamy na to tak bardzo wzruszające dowody: Dwaj Księża Biskupi dosłownie walczyli o jednego z naszych Braci. Ks. Biskup Wronka zaprasza do siebie na wakacje nie księdza, ale jednego z Braci.
Wydaje mi się, że ten nadprzyrodzony duch ofiary płynący z miłości Boga stanowi najcenniejszy, najistotniejszy wkład naszych Braci - Jubilatów na rzecz Towarzystwa. W ten sposób podtrzymują oni Towarzystwo nie tylko materialnie ale i duchowo.
W tym względzie trudno nawet w przybliżeniu określić ich zasługi.
Trudno w całej pełni wypowiedzieć, ile zawdzięcza Towarzystwo i poszczególni Jego członkowie cichej, ukrytej, ofiarnie podejmowanej pracy naszych wspaniałych, ofiarnych Jubilatów oraz wszystkich Braci.
Powiedziałem już w Potulicach, że pierwszym świętym beatyfikowanym czy nie beatyfikowanym będzie nie kapłan, nie kleryk, ale brat zakonny. To moje twierdzenie nadal podtrzymuję z całą stanowczością. [s. 6]
Perspektywy na przyszłość
Kiedy myślą wybiegamy w przyszłość, staje przed nami nadzieja, pewność realizacji zadań Towarzystwa.
Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć, że Bracia nasi w tym względzie odegrają wielką rolę w przyszłości. Wieści, jakie przychodzą z terenów, na których pracują nasi Bracia, w pełni uzasadniają to nasze przekonanie.
Jezuici w Rodezji, a zwłaszcza Ks. Arcybiskup Kozłowiecki dumny jest z Brata Hubermanna /krewniaka Ks. Ruta T.Chr./, który od 40 lat jest tam głównym budowniczym kaplic i stacji misyjnych.
Większą jeszcze rolę od Brata Hubermanna odegrają nasi koadiutorzy na terenach wychodźczych, a zwłaszcza w Południowej Ameryce. Nie tylko będą budowali, ale wspomogą oni walnie naszych misjonarzy w nauczaniu religii oraz w duszpasterstwie młodzieży. Razem z misjonarzem Towarzystwa przestąpią oni każdy polski próg, z krzyżem i polskim słowem na ustach.
Towarzystwo wobec Braci
Towarzystwo docenia w całej pełni wszystkie zasługi Braci a zwłaszcza ich ofiarną pracę. Wysoko ich ceni przede wszystkim dlatego, że są oni członkami tej samej rodziny zakonnej.
To też tak bardzo pragnę, by w naszych domach i na placówkach duszpasterskich panowała atmosfera szczerze rodzinna. Atmosfera, w której zacierały by się różnice między kapłanami, klerykami i Braćmi.
Tak bardzo pragnę, by w naszych domach panowały wzajemne zaufanie oraz szczera miłość braterska, łącząca wszystkich w solidarny hufiec Boży.
By dać wyraz zaufania do naszych Braci, czynimy u Stolicy Apostolskiej starania, by Bracia brali udział w wyborach do Kapituły Generalnej, Jak to przewidywał nasz Założyciel w Ustawach przez siebie napisanych.
Będziemy się starali nadal o dokształcanie naszych cennych współpracowników oraz o przygotowanie ich do pracy apostolskiej.
Dzisiejsza uroczystość ku czci naszych drogich Jubilatów jest wielką uroczystością całego Towarzystwa. Ma ona być zarazem hołdem miłości i czci złożonym tu publicznie Braciom - Jubilatom tu obecnym i nieobecnym oraz wszystkim Braciom - członkom Towarzystwa. [s. 7]
Przy tej okazji pragnę podziękować jak najgoręcej Braciom - Jubilatom tu obecnym jak również tym, którzy na tę uroczystość przybyć nie mogli, w imieniu Kościoła, w imieniu Matki-Towarzystwa oraz w imieniu własnym za wszystko, co przez 25 lat swego życia zakonnego uczynili dla sprawy Bożej, dla Kościoła oraz dla dobra naszej Rodziny Zakonnej. Dziękuję zbiorowo, ogólnie, nie chcę wymieniać nazwisk. Wiemy bowiem wszyscy najlepiej, jakie zasługi każdy z poszczególnych Jubilatów położył dla naszej kochanej Societas.
Kochani Jubilaci! Wy, wszyscy jesteście narzędziami w rękach Bożych. Bóg każdego z Was do nas przysłał. W każdym z was działał cuda swego miłosierdzia i łaski.
To też Bogu, Dawcy darów niechaj będą dzięki za nieoceniony dar, któryśmy otrzymali w naszych Drogich Jubilatach.
Wdzięczność nasza przejawia się w głębokich uczuciach miłości, które nurtują nasze serca. Naszą wdzięczność wyraziliśmy we Mszach św. i Komuniach św. ofiarowanych w Waszych intencjach.
Osobiście przyrzekam odprawić raz po raz Mszę św. w intencji Waszej. Przyrzekam wszystkie Wasze intencje włączać do memento w czasie każdej Najśw. Ofiary. Kochani Jubilaci, czego Wam życzyć na dalsze 25-lecie do 1985 roku? Życzę Wam, by Bóg nadal Wam błogosławił na drodze Waszych posłannictw zakonnych. Życzę Wam wzrostu życia Bożego. „Ut vitam habeatis et abundantius habeatis”. Życzę Wam, aby to następne 25-lecie było dla Was okresem nowych osiągnięć i nowych zwycięstw w budowaniu Królestwa Bożego w sercach Waszych i w sercach wychodźców polskich.
Życzę Wam również zdrowia i sił, byście mogli w jak najdłuższe lata pracować dla wspólnych naszych ideałów na obecnych posterunkach, jak również wszędzie tam, gdzie Opatrzność Boża w przyszłości postawić Was raczy - pro Christo Rege et grege - dla Chrystusa i Jego owczarni, dla Jego Królestwa Prawdy, Pokoju i Zbawienia!
Vivant, crescant, floreant ad multos faustosque annos!
Druk: „Biuletyn Towarzystwa Chrystusowego d. W.” 6(1960), s. 3-8,
Archiwum Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu, syg. KR II,4.