Sługa Boży ks. Paweł Kontny
(1910-1945)chrystusowiec;
zginął w Lędzinach,
stając w obronie cnoty czystości kobiet
Artykuły
Dobry Pasterz – ksiądz Paweł Kontny
Dominika Leks
„Wnijdę do ołtarza Bożego, do Boga, który rozwesela młodość moją” (Ps 42) – słowa umieszczone na obrazku prymicyjnym ks. Pawła Kontnego, 1 lutego 1945 r. nabrały zupełnie nowego znaczenia, wtedy to właśnie został zastrzelony przez radzieckich żołnierzy - stanął w obronie cnoty czystości, jednak zacznijmy od początku.
Ksiądz Paweł urodził się 29 czerwca 1910 roku w Paprocanach, został ochrzczony 3 lipca w kościele parafialnym p.w. św. Marii Magdaleny w Tychach. W wieku 7 lat, zmarł mu ojciec, co spowodowało, że bardzo szybko musiał dorosnąć. 6 lat później przyjął sakrament bierzmowania z rąk ks. Augusta Hlonda (ówczesnego administratora apostolskiego na Górnym Śląsku, później Prymasa Polski oraz Założyciela Towarzystwa Chrystusowego). W 1932 r. zdał egzamin dojrzałości, po zdobyciu którego postanowił wstąpić do Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie. Niestety było to niemożliwe z powodu przepełnienia seminarium. W odpowiedzi na informację zawartą w „Przewodniku Katolickim” na temat powstającego nowego zgromadzenia zakonnego, znanego jako Seminarium Zagraniczne, Paweł Kontny zgłosił się 31 sierpnia 1932 roku, jako jeden z pierwszych kandydatów do tegoż zgromadzenia, 4 lata później złożył wieczyste śluby zakonne, zaś 3 czerwca 1939 przyjął święcenia kapłańskie z rąk prymasa Polski kard. A. Hlonda w katedrze poznańskiej.
Po otrzymaniu święceń prezbiteratu ks. Paweł wyjechał do Tychów, gdzie 5 czerwca odprawił swoją prymicyjną mszę św. w kościele p.w. św. Marii Magdaleny. Kazanie prymicyjne wygłosił ks. Tomala, wcześniejszy katecheta prymicjanta.
Przed 14 lipca 1939r. ks. Paweł Kontny został skierowany do pomocy w pracy duszpasterskiej w Kivioli w Estonii, gdzie zastał go wybuch II Wojny Światowej. Ks. Kontny otrzymał wówczas propozycję wyjazdu do Finlandii, którą odrzucił, wszak chciał wcielić się do wojska, aby zostać kapelanem. Niespełna 2 tygodnie później dotarł do Łucka, gdzie spotkał swojego kolegę z rodzinnej parafii, z którym wspólnie był święcony - ks. Alojzego Dudka SChr. Obydwaj księża przez około miesiąc czasu pełnili obowiązki duszpasterskie przy miejscowej katedrze, chodząc m.in. z kapłańską posługą do chorych i rannych.
Pod koniec października 1939 roku księża, powrócili na Śląsk. Ks. Paweł zamieszkał w domu rodzinnym w Paprocanach, posługując w miejscowej kaplicy (pomógł w jej wyremontowaniu). W swojej służbie, a zwłaszcza w głoszonych kazaniach (które wygłaszał w języku polskim) cechował się wielkim zapałem i żarliwością. Nie spodobało się to ówczesnej władzy, przez co został aresztowany i wtrącony do więzienia w Mikołowie, w którym przebywał przez 2 tygodnie.
Po wyjściu z więzienia ks. Paweł nie zaprzestał jednak swojej działalności patriotycznej, ponadto- nie podpisał tzw. Deutsche Volksliste. Cała działalność spowodowała, że jego rodzina była prześladowana przez Niemców, a sam ks. Paweł w połowie listopada 1941 roku musiał opuścić rodzinne Paprocany. Schronienie znalazł w Lędzinach u ks. Jana Klyczki (którego poznał podczas pobytu w więzieniu), gdzie od 15 listopada 1941 roku pełnił obowiązki wikariusza.
W czasie pracy w Lędzinach dał się poznać, jako odważny i gorliwy duszpasterz. Między innymi co dwa tygodnie spieszył z posługą duszpasterską do polskiego księdza Wilhelma Poloka, ukrywającego się przed Niemcami. Jak wynika z świadectw osób pamiętających księdza Kontnego, pomagał on rodzicom polskich księży, a także codziennie po Mszy świętej modlił się publicznie za wszystkich opuszczonych, osamotnionych, uwięzionych i potrzebujących pomocy, co bardzo pokrzepiało serca wiernych. Po wyzwoleniu Lędzin przez armię radziecką, dzięki swojej interwencji spowodował, że ok. 70 jeńców pochodzących z ziem wcielonych do Rzeszy, mogło powrócić do swoich domów rodzinnych.
Jak mówi bratanek ks. Pawła Kontnego, pan Marian Kontny: „wujek był bardzo wesoły, pogodny, ale również bardzo energiczny. Wiem też, że nieraz konsultował Paweł swoje kazania ze swoim bratem Franciszkiem. A konsultował dlatego, że były one nieraz bardzo ostre. Była to przecież wojna i Franciszek przestrzegał Pawła, że w tym czasie nie trzeba czasem, aż tak ostro mówić na pewne tematy”.
Również Pani Marta Wagstyl miała okazję spotkać ks. Pawła Kontnego. Wspomina to tak: „ (…) Gdy Niemcy całkiem opuścili naszą wioskę, wtedy dopiero poszliśmy do swojego domu. Gdy wracaliśmy do swojego domu, wybuchł ostrzał artyleryjski. Z klasztoru, z jego szczytu tylko pył leciał, taki czerwony jak cegłówki. Mąż wtedy powiedział, że on już dalej nie idzie, tylko że wejdziemy na probostwo. Proboszczem był wtedy ks. Klyczka Jan. On nas znał i przybiegł, aby szybko otworzyć nam bramę i wpuścić nas do środka. Byli już tam wtedy: gospodyni proboszcza, którą była jego siostra i ksiądz Paweł Kontny. Oni wszyscy siedzieli już w piwnicy. Do dziś pamiętam tę piwnicę - miała ona sufit taki okrągły, masywny. I myśmy w tej piwnicy czekali, aby się uspokoił ostrzał i aby móc wrócić do domu. Ks. Kontny chodził po tej piwnicy i wyglądał przez takie małe okienka, i informował nas, co się dzieje. Postawił sobie krzesło, bo te okienka były wysoko pod sufitem. Mówił wtedy do nas między innymi tak: "Wiecie, mnie się wydaje, że nie są to Rosjanie, że są to jeszcze «blaszowcy»", jak popularnie nazywani byli poplecznicy Hitlera. Ksiądz proboszcz nie otwierał piwnicy, bo się bał. Około godziny pierwszej zrobił się szum i odryglowali nas, i to byli już Rosjanie. I gdy weszli to powiedzieli, że już nie ma hitlerowców, że są tylko oni i że oni przyszli nas oswobodzić. No i nas wypuścili. Plebania była cała splądrowana. Przyszedł wtedy taki mały Rosjanin. Miał 15 lat. Mąż poprosił go, aby nas zaprowadził do domu. Był tak mały, że ten karabin to mu się po ziemi wlókł”.
Dnia 1 lutego 1945 roku rosyjscy żołnierze zastrzelili ks. Pawła Kontnego. Stanął on wtedy w obronie kobiet. Istnieje kilka relacji tego zdarzenia, jednak przytoczę tutaj tą, którą przedstawia pani Gertruda Kula. To właśnie ona była wtedy w centrum całego zdarzenia: „Miałam wtenczas trzynaście lat. Gdy z Lędzin odjechało wojsko, został wtedy jeszcze cały sztab tego rosyjskiego wojska. Zepsuł się im samochód i stanęli koło naszego domu. Przyszedł do nas żołnierz, który miał same gwiazdy na mundurze, czyli był to jakiś wyższy rangą żołnierz. Prosił mamę, aby mu dała wiadro wody do tego samochodu. Mama oczywiście mu tę wodę dała". Jednak żołnierz oczekiwał czegoś więcej od mamy Pani Gertrudy, gdy jednak nie dostał tego, czego chciał „wtedy się zdenerwował i zaczął iść w naszą stronę. Bracia siedzieli na łóżku, a ja byłam na ławce koło okna. I zaczął mówić tak: 'Wstawajcie dziatki, wychodzić, wychodzić!'. Chciał nas wygonić. A mama widząc, co się dzieje, uciekła. Ja wtedy nie rozumiałam dlaczego mama uciekła i po co on nas wyganiał z domu. A mama przeskoczyła przez płot do sąsiadów i przez ogród uciekła do swojej matki. Żołnierz wtedy się bardzo zdenerwował(…). Gdy jej nie znalazł jeszcze raz powiedział do mnie: 'Ty pójdziesz mamy szukać, a jak jej nie przyprowadzisz ta ja was tu wszystkich postrjelam'.
Ja też się wtedy bardzo przestraszyłam, że nas zastrzeli. I pobiegłam do mojej ciotki, było to jakieś trzy domy od naszego. Mówiłam wtedy do ciotki: 'Ciotko, idźcie po Józka i po Romualda, bo przyszedł Rus i chciał mamę, a mama uciekła. I powiedział, że jak mamy nie przyprowadzę to nas wszystkich zastrzeli'. Ciotka stała na dworze ze sąsiadką i powiedziała, że ona nie pójdzie. Ale żebym pobiegła szukać mężczyzn, którzy mają opaskę na rękawie, bo oni ratują tych, u których Rosjanie coś robią złego. I pytałam: 'Ale kto to jest?'. 'Jest to Waksztyl, kościelny, Kaleta i proboszcz. Oni chodzą ratować, bo proboszcz był u Ścierskiego, gdyż też coś tam się działo. I jak proboszcz przyszedł, to Rus się uspokoił. Idźcie więc po nich'. Na to odpowiedziała sąsiadka, że 'Waksztyl i Kaleta gdzieś poszli, więc żebym poszła na farę'. Proboszczem był wtedy ks. Klyczka, a ks. Kontny był wikariuszem.
Pobiegłam więc z córką tej sąsiadki Cecylią Zajdyl, która jeszcze żyje, na probostwo. Weszłyśmy więc we dwie na probostwo. Po schodach schodził właśnie ks. Paweł, który zagadnął do nas w ten sposób: 'I co dziewczynki chcecie?'. 'Przyszłyśmy po proboszcza, bo Rus powiedział, że jak nie przyprowadzę mamę to nas wszystkich zastrzeli. W domu zostali bracia i boję się o nich'. Na to odpowiedział natychmiast ks. Paweł: 'Proboszcza nie ma, ale ja pójdę z wami'. Ks. Kontny wziął opaskę od proboszcza, bo na wieszaku wisiał płaszcz właśnie z opaską, i poszedł ze mną. Ta druga dziewczyna nie wiem, gdzie wtedy poszła.
Weszliśmy do naszego domu od obecnej ulicy Kontnego. Do domu były dwa wejścia. W pokoju na łóżku leżeli moi bracia, którzy byli poduszkami przykryci i głośno płakali, bo byli wystraszeni. W pokoju nie było już tego żołnierza. Stał on natomiast już przy swoim samochodzie i były tam też dwie inne dziewczyny z Lędzin. Jedna to Pieczka po mężu, która już nie żyje, a druga to Gałązka. Obydwie były wtedy pannami. Żołnierz ten trzymał je za plecy i wciskał na siłę do samochodu. Dziewczyny się opierały.
Natomiast ks. Kontny zapytał mnie, gdzie teraz pójdę z braćmi, a ja odpowiedziałam, że pójdziemy do babki. Wyszliśmy z domu drzwiami na ulicę Miarki, bo tędy można było dojść do ciotki i babci. Gdy byliśmy na podwórzu, ks. Kontny odwrócił się i zobaczył, jak żołnierz wpychał te dwie dziewczyny do samochodu. I zaczął iść w ich stronę, a ja poszłam za nim. Zapytał mnie jeszcze, czy to jest ten żołnierz, który nas straszył. Ja odpowiedziałam, że tak. Wtedy ksiądz krzyknął na niego: 'To tak robicie?! Tak przyszliście nas oswobodzić?!'. To rozgniewało tego żołnierza i zaczął ostro mówić do ks. Pawła. Nie było żadnej szarpaniny, tylko ks. Kontny wypowiedział te słowa, o których wcześniej wspomniałam. Ks. Paweł mówił wtedy po polsku. Po chwili ten żołnierz zaczął krzyczeć do ks. Pawła, że 'ja cię będę strjelał!'.
Gdy żołnierz wyciągnął pistolet, ja natychmiast uciekłam ile sił w nogach do mojej babki. Ks. Kontny natomiast pobiegł w drugą stronę, bo u Musioła był jeszcze cały sztab wojska. Chciał pewnie pobiec do tego sztabu. Za ks. Pawłem pobiegł też ten żołnierz.
Ja już później nic nie widziałam, ale widziała to sąsiadka, która opowiadała, że ks. Paweł wbiegł na podwórko 'Owczarni'. Jest to taki długi dom, gdzie kiedyś były owce. Żołnierz, który go gonił zaczął krzyczeć, aby zatrzymać księdza. Wtedy z budynku, gdzie był sztab, wybiegli inni żołnierze. Jedni mówią, że ks. Paweł uciekł do mieszkania jakiejś kobiety, inni z kolei twierdzą, że skrył się w ogrodzie za kopcem z ziemniakami. W każdym bądź razie żołnierze dopadli go i zastrzelili przy kopcu. Nie wiem, który z tych żołnierzy go zastrzelił”.
Pani Gertruda wspomina, że mieli później z rodziną wielkie problemy, aby znaleźć gdziekolwiek pomoc, ponieważ rozniosła się wieść, iż ktokolwiek będzie ukrywał rodzinę, zostanie rozstrzelany.
Ciało ks. Pawła zostało pochowane na miejscu zbrodni. Po trzech dniach, gdy front przesunął się dalej na zachód, zwłoki ekshumowano i przeniesiono do pobliskiego klasztoru sióstr boromeuszek, a potem do kościoła pod wezwaniem św. Klemensa. Według świadectw, pogrzeb przerodził się w religijną manifestację. Wzięło w nim udział 10 księży i liczny tłum świeckich, co na ówczesne warunki było bardzo znaczące.
Jak wspomina pani Marta Wagstyl: „Zastrzelonego go nie widziałam, ale byłam na jego pogrzebie. Było wtedy bardzo dużo ludzi mimo, że wszyscy się bali, a jednak przyszli. Do dziś mam w oczach obraz jego matki, jak stała nad tym grobem i cicho płakała, i mówiła: 'Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął, niech będzie Jego wola'. Te słowa pamiętam do dziś”.
Ostatecznie ks. Paweł Kontny został pochowany na miejscowym cmentarzu w Lędzinach, przy obecnym kościele św. Anny. Na nagrobku widnieje napis: „Ks. Paweł Kontny - który zginął jako Dobry Pasterz za owce swoje”.
Sądzę, że ks. Paweł może stać się przykładem dla nas wszystkich, przykładem do naśladowania. Nie zważając na możliwe konsekwencje, zainterweniował, pomógł bliźniemu, gdy tej pomocy potrzebował. Dlaczego tak trudno w dzisiejszych czasach o takie zachowanie? Człowiek przechodzi obojętnie obok bólu, cierpienia, złego zachowania. Prośmy Boga o łaskę odwagi i siły do zwalczania zła tego świata, a postawa księdza Kontnego i jego osoba niech będą dla nas wzorem.
Podczas pisania tego artykułu korzystałam z informacji zamieszczonych na stronie Ośrodka Postulatorskiego Towarzystwa Chrystusowego. Jak powiedział mi ks. dr Bogusław Kozioł SChr (postulator sprawy ks. Kontnego), ksiądz Paweł Kontny został włączony do mającego się rozpocząć procesu Męczenników Wschodu, zaś zgromadzone tam dane są dostępne w ramach rozeznania do procesu beatyfikacji, które prowadzi właśnie Towarzystwo Chrystusowe.