Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond
(1881-1948)kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin
Baczek Piotr
Tajemnica śmierci Prymasa Hlonda. Zgładzony przez UB?
Piotr Bączek
Niedawny zamach na byłego oficera GRU Siergieja Skripala jest znakomitą okazją do przypomnienia tajemniczych zgonów przeciwników komunizmu z najnowszej historii. Jednym z takich niewyjaśnionych wydarzeń jest śmierć prymasa Polski kardynała Augusta Hlonda.
Kościołowi w Polsce przewodził od 1922 r. Jego słynny list pasterski „O chrześcijańskie zasady życia państwowego” z 1932 r. wyznaczał kierunki działań świeckich. W czasie II wojny światowej przebywał we Włoszech i Francji. Do Polski wrócił w lipcu 1945 r. Dzięki specjalnym pełnomocnictwom Piusa XII ustanowił administrację apostolską na ziemiach zachodnich i północnych.
Stał się jednym z głównych ogniw legalnego oporu wobec komunistycznego reżimu. Komuniści mieli dobre rozpoznanie poglądów prymasa. Jeszcze przed powrotem do Polski spotkał się z generałem Władysławem Andersem, który zapewniał o rychłym wybuchu III wojny światowej. Dlatego odradzał kardynałowi wyjazd do kraju. Prymas konsultował się w tej sprawie z przedstawicielem amerykańskiego prezydenta przy Watykanie.
Po przybyciu do kraju utrzymywał kontakty z opozycją, zachodnimi dyplomatami. Miał nadzieję, że w referendum i w wyborach do sejmu zwyciężą niezależne partie opozycyjne PSL i Stronnictwo Pracy, co doprowadzi do zmiany rządu. Po sfałszowaniu wyborów i referendum mówił zaufanym osobom, że jedyną szansą na zmianę ustroju komunistycznego jest wojna światowa pomiędzy Zachodem a Związkiem Sowieckim.
Dzięki niekwestionowanemu autorytetowi w Polsce i znajomościom w świecie zachodnim był tym bardziej niebezpieczny dla reżimu.
Zaskakująca śmierć
Nagła choroba była zaskoczeniem dla najbliższych współpracowników prymasa Hlonda. Ostatnie dni życia kardynała i przebieg leczenia dokładnie opisał prof. Jerzy Pietrzak w biografii „Pełnia prymasostwa”. 13 października 1948 r. prymas zaczął się uskarżać na silne bóle żołądka.
Następnego dnia konsylium lekarskie zdecydowało przeprowadzić operację. Prymas znalazł się w szpitalu ss. Elżbietanek w Warszawie. Po operacji wywiązało się zapalenie w lewym płucu. 16 października zaobserwowano objawy zapalenia otrzewnej, prymas gorączkował. W kolejnych dniach nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia, potrzebna była transfuzja krwi, lekarze byli zaskoczeni komplikacjami. 20 października otworzyła się rana pooperacyjna, wysunęły się wnętrzności brzucha, konieczna była kolejna operacja. Ze względu na to, że prymas był bardzo słaby, przeprowadzono ją bez narkozy, tylko stosując miejscowe znieczulenie, co powodowało dodatkowe cierpienia.
Prymas był świadomy nadchodzącej śmierci. Mówił o tym do swoich współpracowników, żegnał się z nimi, wydawał ostatnie polecenia dotyczące testamentu. Zwracając się do lekarzy, spytał:
„Panowie, co wy powiecie po mojej śmierci, na co ja umarłem? Co podacie jako powód mej śmierci?”.
Zmarł 22 października 1948 r. W oficjalnym komunikacie stwierdzono, że przyczyną śmierci 67-letniego kardynała było ostre zapalenie wyrostka robaczkowego.
Wątpliwe leczenie
Jednak wielu jego współpracowników wyrażało wątpliwości dotyczące przyczyn choroby, metod leczenia i śmierci prymasa. Osobisty lekarz dr Tuszewski bardzo krytycznie oceniał czynności warszawskich chirurgów, twierdził, że pierwsza operacja była niepotrzebna, w dodatku za późno podano antybiotyki. Nie dopuszczono go również do lekarzy przed drugą operacją, którą ocenił jako przewlekłą, trwała sześć godzin. Jedna z zakonnic mówiła, powołując się na lekarzy, że nie należało operować prymasa.
Pojawiły się również pogłoski o zgładzeniu prymasa, zwłaszcza że już wcześniej były dziwne przypadki. Profesor Pietrzak podaje, że jesienią 1947 r. UB próbowało spowodować wypadek prymasa w czasie podróży po Pomorzu Zachodnim. We wrześniu 1948 r. w czasie jazdy odpadło z samochodu koło. Po latach ks. Witold Pietkun napisał:
„Nie pierwsza to okazja (…) Wkrótce dokonano reszty”.
Ks. Józef Zator Przytocki, który wtedy przebywał w więzieniu, wspominał, że w czasie przesłuchania jeden ze śledczych krzyczał do niego:
„»A ty, bydlaku, nie chcesz zeznawać, dlatego (…) po śledztwie tutaj zdechniesz. My sobie damy radę ze wszystkimi. Myśmy pomogli zdechnąć Hlondowi«. Tu ugryzł się w język. Zorientował się, że powiedział za dużo. Dla mnie te słowa były odpowiedzią na spotykane wątpliwości u różnych ludzi związane ze śmiercią kard. Hlonda”.
W 1971 r. kapelan szpitala ss. Elżbietanek w Warszawie skomentował śmierć bp. Edmunda Nowickiego: „Znowu zatruli, tak jak Hlonda”. Biskup zmarł po zakażeniu paciorkowcem.
Śmierć „skonstruowana przez UB”
Na zamordowanie prymasa wskazuje również odnaleziony w archiwum IPN donos informatora Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W listopadzie 1950 roku tajny współpracownik bezpieki o pseudonimie Skarżyński poinformował funkcjonariusza MBP o następującej rozmowie, jaka miała mieć miejsce w Łodzi pomiędzy Ludwikiem Romeyko a księdzem Witoldem Pietkunem, który mówił o kulisach śmierci prymasa:
„Hlond był operowany przez któregoś z profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i podczas operacji któryś z asystentów przez zatrucie spowodował śmierć Hlonda, a że cała ta sprawa była skonstruowana przez UB [podkreślenie – P.B.]. Hlond miał opowiadać przed śmiercią prof. [tzn. profesorowi – P.B.], który go operował, iż wie, że został specjalnie »zgładzony« z tego świata na rozkaz Rządu Ludowego, ponieważ był niewygodny. Rozmowa Romeyko z ks. Pietkunem miała miejsce w tym czasie, gdy w gazetach w czasie procesu było wspomniane nazwisko Hlonda” – donosił „Skarżyński”.
Ubek oceniał wcześniejsze informacje „Skarżyńskiego”, współpracującego z bezpieką od 1946 r., jako wiarygodne. W grudniu 1950 roku donos współpracownika przesłano do Departamentu V MBP, zajmującego się również inwigilacją duchowieństwa. Meldunek zachował się w dokumentacji bezpieki dotyczącej księdza Witolda Pietkuna. Pochodzący z Wilna ks. Pietkun po 1945 r. był profesorem seminarium w Łodzi.
Trucizny w służbie Sowietów
Meldunek „Skarżyńskiego” nie jest przesądzającym dowodem na zabójstwo prymasa Hlonda.
Oczywiście muszą być przeprowadzone badania w celu potwierdzenia jego wiarygodności. Jednak jest kolejną, i to dość poważną, przesłanką wskazującą na możliwość zamordowania przez komunistów prymasa Polski. Szczególnie że Sowieci stosowali takie metody, także wobec duchownych.
Jednym z przykładów jest zabójstwo ukraińskiego biskupa unickiego Teodora Romży. Utrzymywał on kontakty z przedstawicielami partyzantki oraz Watykanu. Sowieckie służby charakteryzowały jego i Kościół jako „bastion antyradzieckiej działalności, który był zagrożeniem dla politycznej stabilności regionu”. Operację opisał Paweł Sudopłatow, szef jednostki wywiadu i dywersji. W październiku 1947 r. funkcjonariusze lokalnego oddziału sowieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego przeprowadzili zamach na duchownego, stosując metodę tzw. wypadku drogowego. Biskup Romża przeżył i trafił do szpitala w Użgorodzie, gdzie przyjmował delegatów podziemia. W celu zakończenia akcji z centrali wysłano ekipę. Z Moskwy dostarczono ampułkę z kurarą. Pielęgniarka, która była agentką MGB, wstrzyknęła nocą toksynę. Rano znaleziono biskupa martwego.
Trucizna pochodziła z tajnego laboratorium Grigorija Maironowskiego, gdzie zatrudnieni biochemicy produkowali trucizny używane przeciwko „wrogom ludu”. Laboratorium powstało już w 1921 r. Przez lata przeprowadzano w nim eksperymenty – wykorzystując na przykład kurarę, digitoksynę, gazy bojowe, w tym iperyt – poszukując skutecznej toksyny, która równocześnie nie byłaby wykrywalna po sekcji zwłok. Kierownik laboratorium osobiście uczestniczył w zabójstwach. W 1947 r. Maironowski wstrzyknął śmiertelną truciznę inżynierowi Sametowi, który chciał zbiec do Wielkiej Brytanii. Semet pracował nad projektem silników do łodzi podwodnych. W tym samym roku, i ponownie w trakcie kontroli lekarskiej, Maironowski zabił zastrzykiem z toksyną Izaaka Ogginsa, stalinowskiego więźnia.
Z tajnego laboratorium korzystały kolejne ekipy Kremla. Warto przypomnieć zabójstwo bułgarskiego dysydenta Georgi Markowa. W 1978 r. został on otruty w Londynie wstrzyknięciem końcówką parasola trucizny, którą dostarczyli Rosjanie.
Refleksje na marginesie
Pamięć o prymasie Hlondzie wymaga dokładnego zbadania okoliczności jego śmierci. Natomiast już na marginesie należy stwierdzić, że te przytoczone przypadki skrytobójstw z najnowszej historii, jak i ostatni zamach na rodzinę Siergieja Skribala oraz ten sprzed dziesięciu lat na Aleksandra Litwinienkę, powinny uzmysłowić, że atak przy pomocy toksyn jest realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa.
Źródło: P. Bączek, Tajemnica śmierci Prymasa Hlonda. Zgładzony przez UB?, „Gazeta Polska codzienna” 13(2018), s. 26-28.