Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

(1881-1948)
kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin

Żaryn

Prymas niepoprawny politycznie. Komu przeszkadza kardynał Hlond?

prof. Jan Żaryn


Po śmierci Piusa XI prasa włoska sugerowała, że jeśliby kardynałowie byli zainteresowani wyborem papieża nie-Włocha, to najlepszym kandydatem byłby kardynał August Hlond – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. dr hab. Jan Żaryn. Dlaczego zatem dziś ten wielki polski kapłan pada ofiarą wściekłych ataków ze strony środowisk żydowskich? Czy jedynym powodem był słynny już list ze słowami prawdy o Żydach? A może wpływowych ludzi XXI wieku boli stanowczy sprzeciw prymasa wobec masonerii oraz najniebezpieczniejszych prądów intelektualnych poprzedniego stulecia?

13 października 1896 15-letni wówczas August Hlond wstąpił do zgromadzenia księży salezjanów, a rok później złożył śluby zakonne. Co zdecydowało, że w tak młodym wieku późniejszy prymas Polski zdecydował poświęcić swoje życie dla służby Bogu i Jego Kościoła?

Według biografów, powołanie do kapłaństwa młody August zawdzięczał rodzinie, która wychowywała i jego i jego rodzeństwo w pobożności i codziennych praktykach religijnych, wg hasła „módl się i pracuj”. Do tego dochodzi bardzo ważne na Śląsku wychowanie patriotyczne, co stawiało rodzinę w konflikcie z władzami pruskimi, a jednocześnie zbliżało do Salezjanów – zakonu mocno poprzez postać Augusta Czartoryskiego związanego z Polakami i służącego uboższym rodzinom polskim, w tym zdolnym młodzieńcom. W końcu, także jego brat został razem z młodszym Augustem posłany do Włoch na nauki, a zatem rodzice widzieli w tej decyzji logiczną drogę rozwoju dla swoich dzieci. August jednak, rzeczywiście, bardzo szybko staje się salezjaninem – klerykiem, wyjątkowo zdolnym, na tyle by podjąć studia na słynnym papieskim Uniwersytecie Gregorianum. Uzyskuje tam doktorat z filozofii. Podczas studiów redaguje także pismo w języku polskim pt. „Wiadomości Salezjańskie”. Jak widać, od początku ks. August Hlond nie tracąc swej polskiej tożsamości, pozostaje jednocześnie człowiekiem Kościoła Powszechnego, coraz bardziej znanym i cenionym.

W roku 1919 ks. Hlond poznał w Wiedniu Achille’a Rattiego (późniejszego papieża Piusa XI). Jakie to spotkanie i ta znajomość wpłynęła na późniejsze życie prymasa Polski?

Niewątpliwie ks. August Hlond, jako salezjanin bardzo szybko stał się postacią znaną w Kościele Powszechnym, szczególnie od czasów wiedeńskich kiedy to udało mu się doprowadzić do uznania Towarzystwa Salezjańskiego w monarchii, a z kolei Achille Ratti co najmniej od 1917 r. związał się z powstająca po 123 latach Rzeczpospolitą, najpierw jako specjalny wysłannik papieża m.in. na ziemie polskie, a potem nuncjusz, od 1922 r. jako papież nazywany „polskim papieżem”. Kariera Augusta Hlonda rzeczywiście była wyjątkowo błyskotliwa pod rządami Piusa XI, a ich długa rozmowa wiedeńska – przypadkowa – miała wpływ zasadniczy. Hlond najpierw został mianowany w 1922 r. administratorem apostolskim przyszłej diecezji katowickiej, a biskupem tejże dopiero po podpisaniu konkordatu w grudniu 1925 r., by już po kilku miesiącach, w następnym roku zostać prymasem i arcybiskupem poznańsko-gnieźnieńskim, w kolejnym roku zaś – 1927, kardynałem. Miał wówczas 46 lat. Zapoczątkował w ten sposób tradycję „młodych prymasów” na ziemiach polskich, rozciągającą się na cały wiek XX.

Po śmierci Piusa XI prymas August Hlond był uważany za jednego z najpoważniejszych kandydatów na nowego papieża. Czy rzeczywiście polski hierarcha należał do „faworytów” ówczesnego konklawe?

Moim zdaniem prymas Polski nie należał do faworytów, bo była nim jedynie jedna osoba, czyli długoletni współpracownik Piusa XI, kardynał Eugenio Pacelli. Natomiast, o ile pamiętam, prasa włoska sugerowała po śmierci Piusa XI, że jeśliby kardynałowie byli zainteresowani (co wówczas nie mieściło się w wyobraźni nawet najbliższych ludzi Stolicy Apostolskiej) wyborem papieża nie-Włocha, to najlepszym kandydatem byłby kardynał August Hlond.

Nasuwa się więc pytanie: dlaczego miał aż taki autorytet? Prymas w latach 1926-1938 wielokrotnie reprezentował papieża, nie tylko jako jego legat w Polsce, ale także w innych krajach europejskich. Nota bene był bodaj pierwszym kardynałem w Kościele Powszechnym, a na pewno pierwszym prymasem Polski, który nie tylko wsiadł do samolotu, ale jeszcze tak nagminnie go używał przemieszczając się z miejsca na miejsce, właśnie w celach, nazwijmy to, służbowych. Dzięki swej wyjątkowej pozycji, udało mu się także zadbać o los dusz polskich, osób żyjących poza granicami kraju. Papież w 1929 r. wyraził zgodę na utworzenie przez prymasa specjalnego zgromadzenia zakonnego, Chrystusowców, którzy mieli posługiwać w parafiach polonijnych rozsianych po całym świecie (np. licznych w Ameryce Południowej), a sam został mianowany opiekunem emigracji. Ten wyłom w strukturze diecezjalnej Kościoła Powszechnego dokonany przez papieża na rzecz Polonii, okazał się zbawienny wobec kolejnych doświadczeń z lat II wojny światowej, wypędzeń, deportacji i przymusu emigracji, w czasie i po 1945 r.

Prymas Hlond przez lata sprzeciwiał się i nie pozwalał na zalegalizowanie w II RP tzw. małżeństw cywilnych i rozwodów. W wielu swoich wystąpieniach namawiał również do przeciwstawiania się masonerii. Dlaczego hierarcha tak mocno zaangażował się właśnie w te dwie kwestie?

Proszę pamiętać, że August Hlond należał do pokolenia ludzi Kościoła, które bardzo mocno doświadczało skutków rodzenia się nowoczesnych ideologii, tych wszystkich „–izmów”, które na sztandarach miały walkę z katolicyzmem (czy szerzej chrześcijaństwem). W przestrzeni publicznej przełomu XIX i XX wieku (oczywiście w Europie i w USA) dominowała postawa racjonalna, której efektem było widzenie postępu jedynie w kategoriach filozofii materialistycznych, negujących istnienie Opatrzności. Głównymi przeciwnikami Kościoła, jako rzekomej zawalidrogi na drodze do postępu, stawali się masoni. Ich wpływ na rozwiązania cywilizacyjno-światopoglądowe, w tym prawne, okazał się dla pokolenia Augusta Hlonda, dramatycznie negatywny czego przykładem była przede wszystkim Francja. Tam, szczególnie od początku XX wieku następowały reformy, m.in. ustawa o stowarzyszeniach kontrolująca z pozycji antyklerykalnego państwa funkcjonowanie zgromadzeń zakonnych, czy grudniowy dekret z 1905 r. opisujący swoiście rozumiany rozdział państwa od Kościoła. Ówczesne media liberalno-socjalistyczne promujące wyrzucenie nauki Kościoła z przestrzeni publicznej, jakby umówiły się by podjąć ofensywę ideologiczną skierowaną w stronę parlamentarzystów Republiki Francuskiej, zakończoną dokładnie tego samego dnia gdy cel został osiągnięty. Aristide Briand, jeden z promotorów tych antykościelnych pomówień, stał się jednym z głównych beneficjentów politycznych tej ofensywy. Zdaniem ludzi Kościoła masoneria francuska, nawiązująca wprost do czasów dyktatury jakobińskiej, kiedy to topiono zakonników i likwidowano autonomię Kościoła, narzucając klerowi funkcję urzędników państwowych, jednocześnie opanowawszy media stanęła w pierwszym szeregu deprawatorów moralnych, wprowadzając etykę świecką, z rozwodami, eugenicznymi eksperymentami, rasizmem jako doktryną białego człowieka dążącego do zbudowania idealnego społeczeństwa bez Boga. Zagrożeniem dla człowieka stała się eliminacja z przestrzeni publicznej nauki Kościoła, czyli zanegowanie całego dorobku ustanowionego na bazie decyzji cesarza Konstantyna Wielkiego. O tym wszystkim mówiła jedna z najważniejszych encyklik papieskich Leona XIII z 1884 r. Humanum genus, a kodeks prawa kanonicznego zatwierdzony w 1917 r. obowiązujący przez kolejne dziesięciolecia, zakazywał wstępowania katolikom do masonerii.

Jak wyglądała działalność duszpasterska prymasa Hlonda w czasie II Wojny Światowej?

Prymas August Hlond wyjechał z Polski i udał się do Watykanu na wyraźną prośbę władz II RP. Celem było poinformowanie Stolicy Apostolskiej o rzeczywistym położeniu społeczeństwa katolickiego napadniętego przez Niemcy i od początku w sposób nieludzki traktowanego. Naloty na kolumny idących drogami uciekinierów, bombardowanie Wielunia i innych miast polskich nie stanowiących celów strategicznych, itd. itd. Sam prymas wycofując się samochodem ze stolicy na wschód doświadczył skutków tych nalotów; na szczęście został tylko lekko ranny. Po przybyciu do Rzymu został przyjęty przez papieża Piusa XII, opracował raport, a jego wnioski – choć w zmienionej formie – papież zdążył jeszcze zamieścić w swej pierwszej encyklice, którą właśnie kończył. Równocześnie, szczególnie gdy Niemcy odmówili kardynałowi prawo do powrotu do Poznania, w Rzymie prymas stał się osobą ważną – jako dostarczyciel wiedzy na temat tego co dzieje się w Polsce po 1 września. Prymas wykorzystał te sytuację by na falach radiowych, głownie Radia Watykańskiego, ale także w prasie (m.in. emigracyjnej) upominać się o sprawiedliwość dla swego narodu. W ten sposób porządkował przestrzeń medialną, w której także rozbrzmiewał głos niemieckiej tuby propagandowej, zdobywając sympatię dla Polaków, a niechęć do Niemców. Ambasada III Rzeszy przy Watykanie od początku interweniowała, by zamknąć usta prymasowi. Ostatecznie, w przeddzień bodaj przystąpienia Włoch do wojny, w 1940 r. kardynał jako persona non grata, musiał wyjechać. Wybrał Lourdes, gdzie zdążali pielgrzymi, w tym Polacy; spotykał się z nimi. Jak pisał w X 1940 r. do prezydenta RP Władysława Raczkiewicza: ”przez trzy miesiące przesunęły się przez mój pokój setki i setki uchodźców, emigrantów, wojskowych, którzy byli wdzięczni za słowa otuchy i wiary”. Przebywając w Lourdes nawiązał m.in. kontakt z Marią Winowską (1904 – 1993), pisarką katolicką, która wydawała wówczas w podziemiu francuskim pismo pt. „Słowo”. Prymas zamieszczał tam pod pseudonimem swoje artykuły. Stale przygotowywał się i naród do chwili zakończenia wojny i konieczności odbudowy Ojczyzny; także, przebywając u Maryi, jak się wydaje kreślił przyszłość swojej prymasowskiej posługi w Kraju. Zobaczymy tego ślady, szczególnie we wrześniu 1946 r. gdy przy bodaj milionowej obecności pielgrzymów na Jasnej Górze kardynał poświecił naród cały Niepokalanemu Sercu Maryi. Tym aktem zawierzenia wpisywał się także w tajemnice fatimskie, a jednocześnie podjął przygotowania do obchodów millenium chrztu Polski. To bowiem właśnie w 1946 r. EP rozpoczął wstępne przygotowania do obchodów tej uroczystej daty.

Co czekało prymasa po powrocie do komunistycznej Polski?

Prymas po uwolnieniu przez Amerykanów z niewoli niemieckiej (w 1944 r. został bowiem aresztowany) dotarł do Rzymu, gdzie udało mu się za zgodą Piusa XII ustanowić bp Gawlinę opiekunem duszpasterstwa emigracyjnego na całe Niemcy, a de facto po kilku latach nad całą Polonią. Podjął decyzję powrotu do kraju, a nie mogąc przewidzieć czy będzie mógł komunikować się z Rzymem, wystarał się o specjalne pełnomocnictwa papieskie. Czekali bowiem na niego komuniści, formacja wyjątkowo przebiegła, którzy z perspektywy kardynała prędzej czy później mieli podjąć walkę z Kościołem by zniszczyć jego struktury, pozbawić majątku, a być może także pozbawić życia niejednego kapłana. Takie były doświadczenia Kościoła w ZSRS od 1918 r. Stąd, przede wszystkim uporządkował struktury Kościoła, ustanowił nowy skład Episkopatu Polski, m.in. wprowadzając doń młodszych jak bp Wyszyńskiego, Klepacza czy Choromańskiego; odnowił życie diecezjalne, od reaktywowania WSD-ych, po założenie w czerwcu 1947 r. specjalnego komitetu odbudowy kościołów warszawskich. Przede wszystkim jednak po powrocie do kraju natychmiast zareagował na fakt, iż ludność polska wypędzana z Kresów i wyjeżdżająca z racji ekonomicznych z centrum Polski, instalowała się na ziemiach zachodnich poniemieckich i po-protestanckich jednocześnie. Już w sierpniu 1945 r. ustanowił zatem sieć administratur apostolskich na czele ze swoimi wikariuszami, którzy mieli faktyczną władzę biskupią, niezbędną do kompleksowego zorganizowania życia religijnego na tym obszarze. Komuniści zerwali wprawdzie konkordat, ale jednocześnie pozostawili Kościół póki co na uboczu, zwalczając podziemie i PSL. Oczywiście, ofiarami tej walki stawali się także kapłani-kapelani AK czy NSZ, w pierwszym rzędzie.

Wiele wskazuje na to, że prymas Hlond został zgładzony przez komunistów. Kto wydał na niego wyrok?

Nie wiemy jak było naprawdę; plotka głosiła, że prymas po udanej operacji wyrostka robaczkowego miał być truty na zlecenie partii przez lekarzy. Oficjalnie, kardynał zmarł po tygodniu od operacji na zapalenie płuc. Faktem jest, że operacja się udała, a pacjent czuł się dobrze jedynie przez pierwszych kilka dni. Proszę jednak pamiętać, że leczony był w szpitalu ss. Elżbietanek, że był przy nim i sekretarz ks. Antoni Baraniak, s. Maksencja – Elżbietanka, a w ostatnich godzinach jeszcze wielu innych, w tym rodzina czy bp Choromański, sekretarz EP. Zarówno załoga szpitala, jak i lekarzy byli to zaufani ludzie Kościoła. Plotka o zabójstwie prymasa rozniosła się jednak, bo zgon 67-letniego Augusta Hlonda wszystkich zaskoczyła. Kard. Sapieha miał stwierdzić na wieść o tej tragedii, że prymas zrobił w życiu dwa błędy, wyjechał w 1939 r. z Kraju i za wcześnie zmarł. Osłabienie Kościoła niemal zbiegło się bowiem z decyzją komunistów (po grudniowym akcie zjednoczeniowym w PZPR) o przeprowadzeniu frontalnego ataku na Kościół, jego ludzi, struktury, finanse, zgromadzenia zakonne i obecność w życiu publicznym, w tym na powszechność katechezy w szkole. Ten kompleksowy atak będzie trwał aż do podpisania przez jego następcę, abp Wyszyńskiego – rękami trójki członków EP - tzw. porozumienia z władzami 14 IV 1950 r. A potem będzie trwał dalej.

Które z antykomunistycznych wystąpień prymasa uważa Pan za najważniejsze?

Było ich sporo, m.in. ważne były jego wypowiedzi odnotowywane przez ambasadora RP na uchodźstwie Papee’go w czasie kilku powojennych wizyt prymasa w Rzymie. W kraju, podczas jednego z pierwszych swych wystąpień w święto Chrystusa Króla 28 X 1945 r. w Poznaniu mówił: „Chodzi o to, czy przyszłość oprzeć na zasadach i wartościach, czy na światopoglądzie materialistycznym. Bo runęło narodowe bezbożnictwo hitlerowskie, ale obok chrześcijaństwa pozostał na arenie świata i chce kształtować nowego człowieka międzynarodowy materializm”. Jednak jak w praktyce się okazało, najważniejsze słowa i decyzje padły na łożu śmierci. Jeśli przyjdzie zwycięstwo Polski i odzyskamy wolność, to przez Maryję. Ta myśl stanie się drogowskazem dla jego następcy, maryjnego prymasa Wyszyńskiego i papieża – Polaka, Jana Pawła II. Jedną z ostatnich decyzji Hlonda było skierowanie prośby do papieża – za pośrednictwem ks. Baraniaka – by jego następcą został bp Wyszyński z Lublina, późniejszy Prymas Tysiąclecia, ale wówczas – jak niegdyś on sam – młody, 47-letni ordynariusz lubelski, najmłodszy członek EP, od dwóch lat biskup.

Środowiska żydowskie od lat oskarżają prymasa Hlonda o antysemityzm. Cytują wyrwane z kontekstu pół-zdania czy wręcz wkładają w jego usta słowa, których nigdy nie wypowiedział. Dlaczego? Skąd ta nienawiść do polskiego hierarchy?

O stan nienawiści trzeba zapytać tych, którzy nienawidzą. Prymas Hlond był atakowany, i wydaje się że jest do dziś, za dwa głównie swoje świadectwa. Po pierwsze za list z 1936 r. O Katolickie zasady moralne, w którym stwierdził, m.in. że „problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki żydzi będą żydami”. I dalej pisał: „Faktem jest, że żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej”. Takie było ówczesne doświadczenie ludzi Kościoła. Szukając jednocześnie sprawiedliwości prymas przestrzegał przed użyciem siły wobec jakichkolwiek wrogów, a także stwierdzał, że nie wszyscy Żydzi są wrogami Kościoła; są i pobożni: „Znamy w świecie żydowskim ludzi także pod względem etycznym wybitnych, szlachetnych, czcigodnych”. Przed wojną Żydzi jako naród, a zatem także jako grupa społeczno-zawodowa, jak i jako wyznawcy judaizmu rabinicznego, krytyczni wobec chrześcijaństwa, podlegali takim samym regułom oceny, jak każdy inny człowiek. Z kolei, po pogromie kieleckim z 4 VII 1946 r. kardynał miał stwierdzić wobec dziennikarzy amerykańskich, że jeśli stosunki polsko-żydowskie się popsuły po wojnie to duża w tym „zasługa” Żydów, którzy są postrzegani jako nosiciele antypolskiej władzy, narzuconej przez Moskwę Polakom i mordującej jej najlepszych synów. Co warto podkreślić, był zmuszany do uległości polegającej na tym by wpisując się w kłamstwo, potępił pogrom jako konkretny akt zbrodniczy dokonany rzekomo przez polskich niepodległościowców. W jednym i w drugim przypadku powiedział to, co mu kazało sumienie, a nie dzisiejsza poprawność polityczna.

Dlaczego prymas Hlond nie jest wymieniany w jednym zdaniu z innymi, wielkimi polskimi pasterzami XX wieku, m.in. prymasem Wyszyńskim i kard. Wojtyłą?

Prymas August Hlond pozostawał w żywej pamięci w pokoleniu prymasa Wyszyńskiego; on sam wielokrotnie nawiązywał do wypowiedzi swego wielkiego poprzednika. Cóż! Przychodzić i dojrzewać zaczęły nowe roczniki i pokolenia Polaków, którzy patrząc na bieżące dokonania, ofiarę uwięzienia i wielkie obchody milenijne przeprowadzone przez EP na czele z Prymasem Tysiąclecia, zapomnieli o tym, z którego nauk czerpał kardynał Wyszyński. Jan Paweł II z kolei, miał i ma do dziś tak wyjątkową pozycję w Kościele Powszechnym i polskim, że pamięć o nim nie zagaśnie nigdy, a dzięki niemu także postać prymasa Wyszyńskiego, którego obdarzał wyjątkowym szacunkiem i którego nazwał Prymasem Tysiąclecia.

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Drukuj cofnij odsłon: 1749 aktualizowano: 2018-08-20 23:09 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone