Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

(1881-1948)
kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin

1926-1932

Monsignor Ratii w Polsce.

[Przedruk powyższego artykułu znajduje się w: ACTA HLONDIANA, T. III, cz. 2, str. 72-79 /w j. włoskim/].

Zbliża się ku końcowi krwawa wojna narodów. Na zbroczonych krwią polach gigantycznych zmagań wojennych między trzema cesarstwami wschodziła jutrzenka wolności narodu, który skupiony wokół krzyża Chrystusowego i przywiązany do tradycji ojców od półtora wieku wzdychał za wolnością swej wiary i za końcem swego narodowego poniżenia. W tej historycznej godzinie, papież Benedykt XV - jedną z tych decyzji, które historia zapisuje jako godne pamięci przejawy  opieki Ducha Świętego, prowadzącego przez swe natchnienie najwyższych Pasterzy w rządach Kościoła - wysyła do Polski w charakterze Wizytatora Aspostolskiego prałata Achillesa Ratti. W dzień Zielonych Świąt 1918 r. uczony prałat opuszcza Rzym, przerywając swoje studia dla pełnienia misji, początkowo nieokreślonej, która jednak w planach Opatrzności miała się stać najwspanialszym dziełem, jakiego kiedykolwiek dokonał Legat Papieski w naszym narodzie.

Do historyków będzie należało wdzięczne zadanie zbadania i naświetlenia zarówno związku między Zielonymi Świętami 1918 roku a 6 lutego 1922 r. i jak i głębokiego wpływu - jaki te trzy lata pełnienia godności Legata w Polsce wywarł na Pontyfikacie Papieża Piusa XI, jak również wiekowych refleksów tej misji na ogólny kierunek działalności Kościoła, a zwłaszcza na wysiłki zmierzające do pojednania, z nim odłączonego Wschodu. Zakres mojego tematu omawiającego działalność prałata Ratti w Polsce jest mocno zawężony; a byłby on nawet o wiele łatwiejszy, gdyby bliskość czasu, o którym zamierzam pisać, nie zmuszała mnie do pewnych przemilczeń, które w tym wypadku mogłyby wyjść na niekorzyść postaci Legata.

U schyłku wieku XVIII opuścił Warszawę ostatni Nuncjusz Apostolski przy królu polskim, Wawrzyniec Litta, Lombardczyk. Od tego czasu żaden Legat Papieski nie miał wstępu do tego kraju. Jakiś poseł papieski przeszedł wprawdzie przez Warszawę, udając się ze szczególną misją na dwór petersburski, ale bez możności zatrzymania się i nawiązania kontaktu z narodem polskim. Prałat Ratti, po przeglądnięciu akt Sekretariatu Stanu, zrozumiał, że dla pełnienia posłannictwa odnowy życia kościelnego w odradzającym się państwie, należało mu przede wszystkim przestudiować poważnie sytuację religijną. Zaprawiony zaś do ścisłych i wszechstronnych badań naukowych, zastosował metodę pracy, która mu umożliwiła zebranie, w krótkim czasie wszystkich koniecznych wiadomości do wyrobienia sobie pewnego osądu sytuacji.

Nie zamykał się w swej kancelarii, czekając na ludzi, którzy by mniej lub więcej poinformowani, przyszli z nim przygodnie porozmawiać o różnych sprawach. Nie zadowalał się czytaniem korespondencji. Nie pozwolił, żeby jakiś krąg przyjaciół lub interesantów odrywał go od życia narodu. Nie ulegał żadnym sugestiom. Chciał zapoznać się z sytuacją osobiście, na własny sposób i w całej pełni.

Dlatego natychmiast zabiera się do składania wizyt w stolicy. Składa ich wiele. Odwiedza duchownych, mężów stanu, wojskowych, osoby prywatne. Nie poprzestaje na formalności, ale zbiera wiele informacji, interesuje się i mówi o wszystkim. Na ten sam temat interpeluje wielu ludzi. Wizytuje kościoły, seminaria, domy zakonne, szpitale, żłóbki, szkoły, dzieła dobroczynne, a zwracając uwagę na ich prowadzenie i ducha, nie omieszkał zasięgać tych wszystkich wiadomości, jakie są mu potrzebne. Przyjmuje chętnie zaproszenia i podejmuje się każdego trudu: odprawia nabożeństwa pontyfikalne i inne funkcje religijne, asystuje podczas uroczystych świąt kościelnych, narodowych, wojskowych, szkolnych, i nie uchyla się od urzędowych przyjęć ani od długich i męczących bankietów.

Przyjmował również wizyty u siebie. A któż u niego nie bywał? Pozwalał swoim gościom mówić wiele, zadając im pytania na najróżniejsze tematy.

Ileż podróży odbył i z jakim trudem! Pierwsze sześć miesięcy spędził pod okupacją państw centralnych ze wszystkimi następstwami, udrękami i przeciwnościami wojny. Kraj w większości był zniszczony działaniami wojennymi. Koleje były w opłakanym stanie, drogi zrujnowane, mosty prowizoryczne i grożące zawaleniem, pociągi wlokące się i niewygodne. A jednak prałat Ratti odbywa spokojnie swoje podróże pociągiem, samochodem, powozem i łodzią. Przemierza Polskę we wszystkich kierunkach, odwiedza biskupów, łaskami słynące sanktuaria, pielgrzymuje do ziemi męczeńskich unitów Lublina, Chełmu i Podlasia, zwiedza Śląsk, Gniezno, Poznań, Łomżę, Kalisz, Wilno. W iluż miasteczkach i wioskach, w iluż kościołach i klasztorach, szkołach i zakładach uczci kiedyś potomność pamiątkowymi tablicami prałata Ratti! A te wszystkie podróże, w których zaspakajając swoją szlachetną skłonność, oglądał także biblioteki, muzea, dzieła sztuki, zabytki kościelne i świeckie - będące tryumfem papiestwa i silnym budzeniem katolickiego uczucia w narodzie, stały się dla niego najnaturalniejszym objawem rzeczywistości i dostarczały jego wrażliwemu i przenikliwemu umysłowi obfitego i rozlicznego materiału obserwacyjnego.

Te studia ułatwiał mu bardzo jego wybitny talent osobisty. Chociaż przedstawiał Stolicę Świętą z godnością, skłaniającą do czci i szacunku, zbliżał się jednak do wszystkich z serdeczną uprzejmością, która zjednywała mu miłość i zaufanie. Cechowały go spokój i opanowanie w każdej okoliczności do tego stopnia, że nie widziano go nigdy zniecierpliwionym. Uderzał wszystkich wzniosłością myśli, głębokim wykształceniem, umysłem nawykłym do ścisłości naukowej, wielką przenikliwością, zadziwiającą i swoistą gotowością do szybkiej odpowiedzi. Jego szczerość pociągała swoją naturalnością, tak że chociaż mówił każdemu wszystko to, co na mocy swego urzędu uważał za obowiązek, to jednak słuchano go chętnie. Wywierałby jeszcze większe wrażenie, gdyby nie musiał wytykać różnych niewłaściwości i podsuwać środki zaradcze. Szacunek względem jego osoby powiększało przekonanie ogólne, że we wszystkim szukał dobra narodu i że bardzo mu leżała na sercu pomyślność kraju. Ponieważ powszechnie wiedziano, że w swoim prywatnym życiu był bardzo oszczędny i mieszkał w skromniutkim domu parafialnym, a ponadto przy swej niezwykłej pracowitości poświęcał regularnie większą część nocy, więc nie dziwnego, że w krótkim czasie otoczyła go aureola czci i zaufania, życzliwości i serdecznej miłości.

Kiedy po roku od swego przybycia otrzymał nominację na Nuncjusza odrodzonej Polski i został dziekanem korpusu dyplomatycznego w Warszawie, spełniał ten delikatny urząd z taką zręcznością i swobodą, jak gdyby całe swoje życie spędził nie wśród książek i dokumentów, ale przy załatwianiu spraw Sekretariatu Stanu. Utrzymywał jak najlepsze stosunki z Rządem. Z nadzwyczaj szczęśliwą intuicją zagłębiał się w nawał zagadnień, jakie w tym czasie niepokoiły polską duszę. Rozumiał owe drżenia wolności, wybuchy radości i niepohamowanego entuzjazmu oraz obawy, jakie budziła odpowiedzialność przed historią. Pojmował szlachetne wysiłki nowego państwa oraz niedostateczne przygotowanie praktyczne jego rządców. Umiał odróżnić wartościowe pobudki ducha polskiego od jego wypaczeń spowodowanych upadlającym uciskiem. Potrafił oceniać słuszne dążenia narodu do wielkości i potęgi, jak również upokorzenie odczuwane na skutek odradzania się w nędzy, w rozdarciu dzielnicowym i wśród zarzewia rewolucyjnego. Był przekonany, że po przezwyciężeniu początkowych trudności, wyleczeniu się z ran niewoli i oczyszczeniu duszy z uraz przeszłości, naród polski w rodzinie narodów europejskich spełni wielką misję na polu cywilizacji chrześcijańskiej. W ten sposób doszedł do ukochania Polski głębokim uczuciem. Życzył, jej wszelkiego dobra, chciał, by się ustrzegła od błędów i nieszczęść, pragnął, by weszła na drogę pokojowego i harmonijnego rozwoju, i wskazywał jej Boże prawo jako jedyną drogę do prawdziwej potęgi i trwałej wielkości.

Od pierwszej chwili przybycia do Polski prałat Ratti był zachwycony wiarą i pobożnością ludu. W stolicy widział w niedziele przepełnione kościoły, a w tygodniu o jakiejkolwiek godzinie dnia znajdował osoby różnego wieku i stanu, skupione na modlitwie. Wzruszała go postawa głębokiej pobożności, z jaką pozdrawiały go tłumy na kolanach, ze łzami w oczach, spragnione jego słowa i błogosławieństwa papieskiego. Me mógł się nasycić, patrząc na rzewne sceny prostej i samorzutnej pobożności ludu w sanktuariach Częstochowy i Ostrej Bramy. Chętnie brał udział w długich nabożeństwach popołudniowych i przysłuchiwał się melodyjnym pieśniom kościelnym, których naród polski tak wielkie bogactwo odziedziczył po przodkach. Robiły na nim wrażenie tłumnie oblegane konfesjonały, wielka frekwencja u Stołu Pańskiego, szacunek, jakim naród polski otacza kapłanów, surowe posty, wspaniałomyślna ofiarność na potrzeby Kościoła.

Nie uchodziły też jego uwagi głębokie rany, jakie życiu kościelnemu zadał wiekowy ucisk religijny. Wszędzie stwierdzał nieszczęsne ślady tych czasów, w których na każdym kroku utrudniano swobodę i działalność Kościoła: kiedy to biskupom pozbawionym dóbr, nie pozwalano na utrzymywanie kontaktów ze Stolicą Świętą i na wykonywanie pasterskiego urzędu; kiedy to gorliwi biskupi bywali wtrącani do więzień, deportowani, zsyłani na wygnanie, a nawet truci; kiedy pozostawiano diecezje przez długie lata bez prawowitych rządców; kiedy kler był uciskany i skazywany na kary; kiedy to rząd, wkraczając do seminariów, wprowadzał tam nieład i zamieszanie; kiedy Kościół był pozbawiony dóbr, pobożnych fundacji i dobroczynnych zakładów; kiedy katedry, rezydencje biskupie, kurie diecezjalne i seminaria były skazywane na powolne zamieranie; kiedy to w sposób gwałtowny zamykano liczne domy kwitnących zakonów, a kościoły i zabudowania klasztorne oddawano niekatolikom, aby z nich tworzyć ośrodki propagandy prawosławnej i protestanckiej.

Prałat Ratti zastał niektóre diecezje samowolnie zniesione, a inne pozostawione od dawna bez pasterzy. Widział, że podział diecezji nie odpowiadał wymogom czasu. Prawie wszędzie brakowało biskupów sufraganów. Kler był nieliczny i nie zawsze dostatecznie przygotowany. Seminaria częściowo wymagały reorganizacji systemu formacji kapłańskiej i studiów. Istniały parafie zbyt wielkie, nie mające wystarczającej liczby duchowieństwa, a w wielu wypadkach nie zorganizowane według nowoczesnych metod. Bardzo silna była infiltracja elementu schizmatyckiego w Polsce pod zaborem rosyjskim, gdzie setki kościołów katolickich przekazywano przemocą prawosławiu i gdzie rząd budował znaczną liczbę świątyń schizmatyckich. Na ziemiach zaś zachodnich bardziej katolickich, dokonywano systematycznego wprowadzania protestantyzmu na wielką skalę, z setkami kościołów luterańskich i z wydoskonalonym systemem propagandy antykatolickiej.

Katolicyzm polski, całkowicie zajęty przez półtora wieku bronieniem wiary i czyniący wielkie wysiłki, by się nie dać zepchnąć z pozycji do tej pory zajmowanych, był na ogół mało przygotowany do podjęcia pełnej i swobodnej działalności, koniecznej do tego, by natychmiast zabrać się do naprawy poniesionych szkód, odzyskiwać utracone tereny i umacniać się należycie w nowej sytuacji politycznej.  Ufny w historyczną rolę w życiu narodu nie pojął od razu dobrze, iż o wiele trudniejsze były jego zadania w łonie nowoczesnego państwa. Na skutek bronienia przez półtora wieku przed inwazją siebie  i uczuć narodowych, nie pojął względnie z wielkim trudem tej historycznej chwili i jej znaczenia, w której przy odnowie porządku publicznego należało przede wszystkim uzdrowić życie narodu przez wiarę pogłębioną, oświeconą, konsekwentną i czynną;  było to tym bardziej konieczne, że właśnie wtedy katolicyzm znalazł się nagle w obliczu nowych nieprzyjaciół i niebezpieczeństw, jakimi były zgubne następstwa moralne wojny, pojawienie się sekt amerykańskich, nieoczekiwane umacnianie się marksizmu w niektórych ośrodkach robotniczych, pewien prąd radykalizmu po wsiach, oznaki przenikania bolszewizmu z sąsiedztwa i napływ sekciarskiego laicyzmu z Zachodu.

Po zapoznaniu się z sytuacją kościelną i religijną, po przemyśleniu planów, dzięki którym Opatrzność ze zgliszcz wojennych dźwignęła ten naród, po ocenie wartości, tak już działających, jak jeszcze ukrytych w duszy polskiej, zanim stał się bohaterskim świadkiem cudu nad Wisłą, prałat Ratti doszedł do przekonania, że w wyrokach Boskich nowe państwo powinno spełniać misję o charakterze moralnym i religijnym i że wśród obowiązków i praw do spuścizny po królestwie Jagiellonów, Batorych i Sobieskich, ono przede wszystkim obejmuje dawne i chwalebne zadanie "przedmurza chrześcijaństwa"  w formie pokojowego, dobroczynnego wpływu kulturalnego i to w sensie katolickim. Rozumiał jednak Legat, że do takiego opatrznościowego przeznaczenia naród powinien się przygotować przez gruntowną odnowę swego życia kościelnego i przez podniesienie swej wiary na duchowe wyżyny ewangeliczne i skierowanie jej do apostolskiej działalności.

Tak więc prałat Ratti spieszy narodowi z pomocą w tym niełatwym odrodzeniu religijnym. Nie ograniczając swej roli Nuncjusza do obserwacji, do utrzymania stosunków i pełnienia powierzonych obowiązków, podejmuje inicjatywy, chce działać, działać wiele, działać szybko i działać przede wszystkim dogłębnie.

Nie tracąc czasu wskrzesza stolice biskupie w Mińsku, na Podlasiu i w Kamieńcu, zniesione swego czasu przez carskie rządy i stara się o erekcję diecezji łódzkiej. Oprócz tych czterech stolic biskupich postarał się również o biskupów dla Wilna i Lublina, osieroconych już od dawna. Dziewięciu diecezjom naznacza biskupów sufraganów i uzyskuje, że papież Benedykt XV na Konsystorzu w grudniu 1919 roku wyniósł dwóch arcybiskupów do godności kardynalskiej. Życzliwie i roztropnie współpracuje z Episkopatem w dziele odnowy życia kościelnego, a czyni to tak dobrze, iż zawsze jest pożądany i wysoce ceniony. Chętnie bierze udział w pierwszych konferencjach Episkopatu w Warszawie, i uczestniczy w ważnym zjeździe biskupów, odbytym w marcu 1919 roku w Gnieźnie.

Oddaje bardzo cenne usługi wspólnotom zakonnym. Dopomaga starym zakonom w odrodzeniu dawnej żywotności i siły. Nie szczędzi zachęt i dodawania odwagi młodym zgromadzeniom, pełnym gorliwości i prężnej ekspansji. Gdzie widzi tego potrzebę, doradza przeorganizowanie oraz zmianę form i metod. Opiekuje, się zwłaszcza zakładami wychowawczymi i nadaje im właściwy kierunek, jak również otacza życzliwością te wspólnoty zakonne, które za czasów caratu powstały pod płaszczem stowarzyszeń świeckich, aby zastąpić z powodzeniem w działalności wydalone zakony.

Interesuje się bardzo organizacją seminariów i jest zdecydowanym zwolennikiem myśli założenia uniwersytetu katolickiego w Lublinie, którego fundatorzy znajdują w Nuncjuszu mądrego i praktycznego doradcę.

Gdziekolwiek się znalazł, z kimkolwiek rozmawiał, pobudzał do katolicyzmu czynnego i apostolskiego, który by był zdolny zająć należne miejsce w nowym życiu narodu. Wskazywał na narastające problemy religijne i duszpasterskie, doradzając, by nie opierać się zbytnio na przeszłości, ale stwarzać nowe fakty i zdobywać nowe pozycje. Chciał, żeby pewne problemy były rozwiązywane jak najszybciej, uprzedzając wszelkie trudności i wykorzystując moment najbardziej sprzyjający. Jeśli idzie o inne zagadnienia, radził, by je rozwiązywać bez pośpiechu, po poważnym i dojrzałym przemyśleniu. W wielu wypadkach podejmował niezwykłe inicjatywy i podsuwał tu i tam różne rozwiązania. W razie potrzeby nie wahał się polecać i popierać poczynań katolickich całą powagą swego urzędu i osobistej godności.

Nuncjusz Ratti, kładąc tym sposobem trwałe podwaliny pod potężny nurt odradzającego się katolicyzmu w Polsce, dążył równocześnie do ugruntowania Kościołowi sprawiedliwej i jasnej pozycji w Państwie. Na obszarze Rzeczypospolitej obowiązywały cztery rodzaje prawodawstwa, z których każde było raczej mozaiką praw i dekretów pochodzących z różnych epok i podyktowanych najróżnorodniejszymi poglądami politycznymi. Wynikały stąd w sprawach kościelnych nieporozumienia i trudności. Nuncjusz Ratti podjął się z całym spokojem mozolnego przygotowania Konkordatu i w związku z tym studiował cały szereg zawiłych problemów, gdy oto Opatrzność Boża zrządziła, iż musiał przerwać tę pracę, aby ją podjąć na nowo i doprowadzić do końca, ale już na Stolicy Piotrowej.

W tym samym czasie, kiedy Polska odbudowywała swoje życie polityczne i kościelne, na wybrzeżu Bałtyku kilka nowych państw, powstałych po upadku cesarstwa rosyjskiego wkraczało wśród niezliczonych trudności i szlachetnych wysiłków na drogę wolności. Te kraje, będące niegdyś kwitnącymi ogrodami życia katolickiego, zostały przez protestantyzm i schizmę doprowadzone do takiego stanu, że nie tylko przestała tam istnieć hierarchia katolicka, ale i sam katolicyzm był reprezentowany zaledwie przez znikomą mniejszość. Jedynie Litwa dochowała depozytu wiary swych przodków, jednak i tam Kościół odczuwał pilną potrzebę nowej reorganizacji.

Wyznaczony do spraw religijnych także w tych republikach, Nuncjusz Ratti podejmuje uciążliwe podróże, by się tam zapoznać ze stanem rzeczy i zabrać się do jego uporządkowania. W czasie ostrej zimy 1920 roku, kiedy te kraje były zagrożone bolszewickim najazdem, a środki komunikacji były niepewne, wśród wielkich trudności, wysiłków i niebezpieczeństw grożących życiu, Legat, spokojny i pogodny, udaje się dwa razy na Litwę i zapuszcza się nawet do stolicy Łotwy. W jednym i drugim państwie nawiązuje kontakty z politycznymi sferami rządowymi, śledzi stan Kościoła, bada potrzeby wiary i zapoczątkowuje tak dobre stosunki z rządami, że po wstąpieniu na Stolicę Piotrową doczekał się pociechy zawarcia z Łotwą pierwszego konkordatu po wojnie, a w pięć lat potem także z Litwą. Prawda, że fatalne warunki owych  czasów nie pozwoliły mu dotrzeć do Finlandii, gdzie go oczekiwano, ale zdołał nawiązać przyjazne stosunki między rządem a Stolicą św., tak, iż będąc papieżem mógł ustanowić hierarchię w tej republice. Z kolei zaradził takim samym potrzebom kościelnym w Estonii.

Lecz myśl Legata kierowała się przede wszystkim w stronę Rosji, rozdartej rewolucją bolszewicką. Otrzymawszy nominację na Wizytatora Apostolskiego tej bezkresnej republiki, uczynił wszystko, by uzyskać zezwolenie na udanie się do tego nieszczęśliwego kraju. Wszelkie jednak próby okazały się daremne. - Ujrzał potem w sierpniu 1920 r. pod Warszawą czerwoną armię, jak zagrażała istnieniu Polski i całej cywilizacji Europy; widział jej program i gwałtowną ucieczkę; widział z bliska spustoszenie Rosji, jej cierpienia i udręki, jej historyczną tragedię polityczną i religijną, i to wszystko wzbudziło w nim głębokie, ojcowskie uczucie dla tych dusz, godnych lepszego losu. Wybrany papieżem stał się jednym z największych ich dobrodziejów, jak również ich najszczerszym przyjacielem. Wiekowej doniosłości Kolegium Rosyjskie w Rzymie zrodziło się w sercu Papieża na skutek kontaktu ze Wschodem odłączonym i rozmyślań nad bolesnym kryzysem religijnej duszy rosyjskiej.

Cała ta działalność Nuncjusza Ratti dla dobra wiary w Polsce i na całym Wschodzie europejskim, natchniona głęboką ideą apostolską, wyciska na całej jego trzyletniej pracy charakter potężnej misji religijnej. Spieszył się, nie korzystał nigdy z wakacji, nie miał nawet czasu, żeby się udać do Rzymu po sakrę biskupią. Trzymał się zasady, że katolicyzm w tych krajach nie ma chwili do stracenia. W tych wysiłkach zaś i trudach znajdowało się wszystko, co z ludzkiej strony można było wnieść jak współpraca z Łaską, by zapewnić powodzenie sprawie Bożej, a mianowicie: bezinteresowna i żarliwa gorliwość, wspaniałe dalekosiężne plany, niestrudzone poczynania, jak najruchliwsza działalność i ustawiczna modlitwa. I rzeczywiście każde przedsięwzięcie udawało mu się wspaniale. Cieszył się niesłychanym powodzeniem. Był kochany, czczony, przyjmowany uroczyście, powszechnie popierany. Widział, jak wschodziła i zieleniła się siejba Boża, którą hojną ręką rozrzucał po nowych, wolnych niwach. Utwierdzała się tam wiara, życie kościelne nabierało tężyzny i siły. Katolicyzm przechodził z pozycji obronnych do czynnych zdobyczy. Jeszcze parę lat takiej pracy, a przebogate Boże żniwo zabieli się na bezkresnych równinach europejskiego Wschodu...

Jednak w planach Opatrzności te powodzenia musiały być uświęcone cierpieniem krzyża. A cierpienie to nadeszło niespodziewanie, niezasłużenie i pełne goryczy, co jest zwykle charakterystycznym znamieniem Bożym wzniosłych dzieł odkupienia i konsekracją wielkich ludzi w Kościele. Gdy jako Legat pełni na Górnym Śląsku pokojową misję Wysokiego Komisarza Papieskiego dla plebiscytu, usiłując rzucić pomost chrześcijańskiego po rozumienia nad przepaścią sprzecznych interesów, zostaje niesłusznie posądzony przez opinię publiczną o uczestniczenie w bardzo przykrej sprawie, w której ani nie miał żadnego udziału, ani o niej w ogóle nic nie wiedział. Mówi się, że takie rzeczy przydarzają się i najlepszym dyplomatom. Jednakże w tym wypadku nie można nic zarzucić Komisarzowi Ratti. Jego postawa i działalność powinny by go raczej wywyższyć w opinii narodu pod każdym względem, na przekór wszelkim pozorom i jakiemukolwiek zbiegowi okoliczności. Te tygodnie ciężkiego doświadczenia, zniesione z niewzruszonym spokojem i bez jakiejkolwiek urazy, uwydatniły jeszcze bardziej szlachetność jego ducha i umysłu szerokiego i wyrozumiałego na te czynniki, które zazwyczaj trudno pojąć i ocenić, jakimi są: młoda umysłowość dopiero co wskrzeszonego państwa, jego usilna troska o wyzwolenie braci na terenach spornych i nerwowy niepokój w trudnej sytuacji politycznej i wojskowej. Cierpienie to było dla Wysokiego Komisarza Ratti przygotowaniem do pontyfikatu, do którego w ten sposób przeznaczała go i wprowadzała Opatrzność.

Ślady działalności Nuncjusza Ratti w Polsce będą zawsze czcigodne i błogosławione jako wspomnienia najcenniejszych łask udzielonych przez Wszechmocnego Boga narodowi. Są to ślady wielkiego człowieka, którego Niebo przeznaczyło na świadka odrodzenia wolności narodowej i religijnej. Stanowią one drogę, którą Mąż Opatrzności wskazał narodowi polskiemu do trwałej i prawdziwej wielkości. Stanowią one chwalebny etap, jaki on przebył wśród nas, aby zasiąść na tronie papieskim i nowymi więzami złączyć naród ze Stolicą Apostolską.

Naród polski, wkroczywszy pod Jego przewodnictwem na drogę historycznych przeznaczeń, będzie się zawsze wpatrywał w tę swoją szczęśliwą gwiazdę i w jej żywym świetle będzie odczytywał prawo Tego, którego Pius XI jest Zastępcą na ziemi.


 Druk: Vita e pensiero, Milano XV, Volume XX - Nuova Serie - Fascicolo 6: Guigno-Luglio 1928, pp. 465-471
- poświęconym PIUSOWI XI z okazji jego złotego jubileuszu kapłańskiego w 1928 r.;
także: Dzieła, s. 212-219. 

Drukuj cofnij odsłon: 4222 aktualizowano: 2012-01-09 10:58 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone