Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond
(1881-1948)kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin
1939-1945
O położeniu Kościoła katolickiego w Polsce po trzech latach okupacji hitlerowskiej 1939-1942.
Część 2.
III. W Rzeszy
Już dnia 8 października 1939 ukazał się dekret wcielający do Rzeszy zachodnie i północne województwa polskie (Reichsgesetz I, S. 2042). Obszar ten wynosi 92.460 km2 i był wówczas zamieszkany przez 10.740 tysięcy mieszkańców, z tych niecałe 6 procent Niemców. Pod względem administracyjnym z Pomorza razem z Gdańskiem stworzono Gau Danzig-Westpreussen; ziemie płockie, ciechanowskie, Ostrołękę z Borami Kurpiowskimi i Suwałkami przydzielono do Gau Ostpreussen; Śląsk, Zagłębie Dąbrowskie i powiaty województwa krakowskiego: bielski i chrzanowski połączono z Górnym Śląskiem niemieckim w nowoutworzonym Gau Oberschlesien a wreszcie z Wielkopolski, Kujaw włocławskich, z ziemi kaliskiej. Łodzi i Kutna stworzono Gau Wartheland. Nowe wschodnie granice Rzeszy przesunięto tak daleko, by zagarnąć cały przemysł Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, cały polski węgiel, najbardziej urodzajne ziemie i wielkie połacie przepięknych polskich lasów. Niemcy przyszli tu i w tym względzie z gotowym planem, który momentalnie wykonano, demaskując w ten sposób rzeczywisty imperialistyczny charakter tej wojny.
Dla Polaków zaczęło się prawdziwe piekło na tych prastarych ziemiach polskich, na których stała ongiś kolebka państwa polskiego. W Wielkopolsce (województwo poznańskie) rozstrzeliwano masowo i publicznie, mordowano w więzieniach, zamęczano na śmierć tysiące najwybitniejszych obywateli. Na Pomorzu zginęło literalnie całe ziemiaństwo i cała inteligencja. Na Śląsku odbyły się najstraszliwsze egzekucje, które w niektóre dni szły w tysiące. Potem zaczęto wywozić do Generalnego Gubernatorstwa ludność najprzód z miast, a następnie i ze wsi. Ci zesłańcy nic zabrać nie mogli poza kilkukilowym tłumoczkiem, więc przepadały im majątki, domy, inwentarze: żywy i martwy, fabryki, sklepy, warsztaty, pracownie lekarskie, meble, nawet ubrania, odzież, bielizna; z palców zdzierano złote obrączki ślubne, a z szyi złote i srebrne medaliki. Wysiedlono w ten sposób około miliona osób, rzucając je bez mienia, bez pieniędzy i odzieży w objęcia nędzy w Generalnym Gubernatorstwie. Ile w tych nieludzkich transportach w wagonach bydlęcych podczas ostrej zimy 1939/1940 w samym pociągu zmarzło, ile z tego powodu z chorób zginęła, to są rzeczy nieprawdopodobne.
Ale i tychco na miejscu zostali zaczęto ograbiać z wszystkiego, wyrzucać z własnych domów i mieszkań, wypędzać z domów i zagród. Dnia 18 września 1940 roku ukazał się osławiony dekret, jeden z najciemniejszych dokumentów ducha hitlerowskiego, zajmujący na rzecz Rzeszy cały majątek polski na ziemiach wcielonych do Rzeszy (Rechsgesetzblatt z 28 września 1940). Tym niesłychanym w dziejach aktem grabieży wywłaszczono bez najmniejszego odszkodowania około dziewięciu milionów Polaków. A grabież ta jest całkowita, bo zabrano wszystko, nawet majątek ruchomy, biblioteki, dzieła sztuki, srebro stołowe, majątkowe prawa, pamiątki rodzinne itd. a w dodatku uznano Polaków jako niezdolnychdonabywania i posiadania majątku nieruchomego. Odtąd Polak jest skazany do roli niewolnika, co gauleiter Warthegau Greiser dobitnie określił, proklamując Polaków literalnie niewolnikami Niemców, dosłownie: ŤKnechteť. I w rzeczywistości każdy Polak jest odtąd traktowany pod każdym względem jako niewolnik narodu niemieckiego. Możnago zawezwać do każdej roboty, można go bez jego zgody na roboty wysyłać gdziekolwiek. Za pracę otrzymuje znacznie mniejszą płacę niż robotnik niemiecki, ale za to musi opłacać mieszkanie o 30 procent drożej niż Niemcy i jest obowiązany uiszczać szczególny podatek nałożony tylko na Polaków. W ten sposób nigdy się niczego nie dorobi, będzie wiecznie proletariuszem zdanym na wolę Herrenyolku. Polak nie może być kupcem, nie może nawet na wsi prowadzić drobnego handlu, nie może być urzędnikiem, nie może wykonywać poza pracą ręczną żadnego zawodu. Nie może prowadzić zakładu rzemieślniczego ani jako stolarz, czy kowal, ani jako rzeźnik czy piekarz, ani jako krawiec czy szewc, ani jako introligator czy fotograf. Wolno mu być tylko siłą pomocniczą, poddaną, popychaną, wyzyskiwaną.
Dla Polaków z Warthelandu opublikowano 4 grudnia 1941 roku osobny drakoniczny kodeks karny i ustanowiono sądy specjalne, które bezapelacyjnie skazują Polaków na śmierć za byle co, a więc za handel pokątny, za ubój niedozwolony, za kupowanie w sklepie zarezerwowanym dla Niemców. Bywały wyroki śmierci za małe nieposłuszeństwo wobec pracodawcy, za gniewne spojrzenie na Niemca. Tych sądów specjalnych są trzy w Poznaniu, trzy w Łodzi, jeden w Kaliszu, jeden we Włocławku, jeden w Inowrocławiu. A podobne sądy zaprowadzono też w Bydgoszczy (Gau Danzig-Westpreussen), w Katowicach (Gau Oberschlesien) i w Ciechanowie (Gau Ostpreussen). Polak nie ma prawa zaskarżenia Niemca, choć jest krzywdzony przez pracodawcę, bity przez majstra, poniewierany przez pierwszgo lepszego młokosa z hitlerjugend, który maltretując i plując na bezbronnych Polaków, uczy się męstwa i bohaterstwa. Jest to zresztą nauka z góry, bo nienawidzić Polaka i pastwić się nad nim jest zasadniczym obowiązkiem narodowym, w myśl słów Greisera Gauleitera Warthelandu, który na zjeździe Hitlerjugend wołał: Lernet neben dem Eifer in der Auführung eurer Pflichten die Polen hassen. W ogóle Polak nie ma możności apelacji czy prawnej obrony w żadnym wypadku. Hitlerowcy muszą mieć kogo bezkarnie popychać, kopać, krzywdzić, jarzmić.
Pod względem mieszkania Polacy są zredukowani do piwnic swych domów i wypędzeni poza miasto, gdzie się dla nich jak na przykład w Poznaniu, zakłada całe dzielnice barakowe, podczas gdy w samym mieście które było zamieszkane przez 230 tysięcy Polaków rozpierają się nowi panowie i Niemki z dziećmi, ewakuowane z niemieckich okolic bombardowanych. Pod dotkliwymi karami zabroniono Polakom zmieniać bez zgody władz miejsce zamieszkania, dysponować sobą, zmieniać zajęcie, wypowiadać pracę. Niedopuszczone są towarzyskie stosunki .między Niemcami a Polakami; zabroniono nawet Niemcom siadać do stołu z Polakami a podawanie papierosa, odstępowanie żywności lub jakiejkolwiek rzeczy pożytecznej jest karane i piętnowane. Nie wolno poza tym Polakom zwiedzać ogrodów publicznych, zatrzymywać się w poczekalniach dworcowych, używać telefonów międzymiastowych; mieć rowerów itd. W Poznaniu obowiązuje Polaków od godziny 21 do 5 rano godzina policyjna; pokazywanie się w tym czasie na ulicach i placach publicznych podlega dotkliwym karom.
To samo upośledzenie znoszą Polacy na punkcie wyżywienia. Przyznaje im się znacznie mniejsze racje żywnościowe niż Niemcom, a pewnych artykułów, jak masła, owoców, pewnych gatunków jarzyn w ogóle nie wolno im kupować. Wyznaczone dla nich składy muszą najprzód obsłużyć Niemców a Polacy mogą tam kupować dopiero o późniejszej godzinie, gdy Niemcy wszystko co lepsze wykupili.
W dodatku rola niewolnicza zaciążyła przede wszystkim na Polskiej młodzieży żeńskiej, która jest policyjnie rekrutowana, tak samo jak w Generalnym Gubernatorstwie, do domów publicznych w Rzeszy i do ośrodków żołnierskich. Podawaliśmy już na innym miejscu haniebny i o pomstę bożą wołający los tych niewolnic hitlerowskich chuci. Wyławia się poza tym na całym obszarze zdrowe dziewczyny polskie o nordyckim wyglądzie i te zamyka się w specjalnych obozach, gdzie są zmuszone oddawać się dobranym młodym z formacji SS lub z szeregów hitlerowców. Taki obóz istnieje między innymi w Helenowie pod Łodzią. Dzieci zabiera się im zaraz po porodzie, a biedne dziewczyny są wysyłane w głąb Niemiec do robót lub do domów rozpusty.
Siady tysiącletniej kultury polskiej na tych klasycznych ziemiach polskich dziejów zaciera się z sekciarską zawziętością. Nie ma szkół polskich, a do średnich szkół niemieckich polskiej młodzieży uczęszczać nie wolno, podczas gdy dla młodzieży niemieckiej, która w te strony świeżo sprowadzoną została, utworzono już w samym Warthelandzie 34 gimnazja niemieckie. Dla przekreślenia tradycji i praw polskich niszczy się systematycznie wszelkie polskie pamiątki, grobowce, pomniki. Zatarto wszystkie polskie napisy nawet w kościołach i na cmentarzach. Zgermanizowano wszystkie prastare nazwy geograficzne, tworząc nieraz prawdziwe dziwolągi. Skonfiskowane prywatne archiwa rodzinne przekazano specjalnej instytucji, mającej bronić niemieckości tych ziem a mianowicie Volksbundowi für das Wartheland. Zabrano Polakom książki polskie, nawet książki modlitewne. Miliony książek polskich przerobiono na papier, a cenne dzieła przeniesiono do bibliotek niemieckich. O gazecie polskiej oczywiście nie ma mowy. Polakowi nie wolno nic polskiego czytać. Tymi sposobami osiągnięto, że na tym całym terytorium nie ma już ani jednego inteligenta polskiego, nie ma śladu kultury czy piśmiennictwa - jest tylko niewolnik.
Na domiar złego zaczęto Polaków w tych dzielnicach brać do wojska. Z Pomorza rekrutowano już ponad 120 tysięcy Polaków, ze Śląska około 150 tysięcy. Ostatnio zaczęła się rekrutacja także w Warthelandzie.
Dla Polaków zamknięto nawet szpitale i kliniki. Z trudnością dopuszcza się tu i tam rodzące matki polskie do klinik położniczych, ale już w dwa lub trzy dni po porodzie muszą wracać do domu. Zakłady nieuleczalnych, niektóre sierocińce a zwłaszcza domy dla ciężko chorych opróżniono w bardzo prosty sposób: przez mordowanie i rozstrzeliwanie. W Chełmie na Pomorzu rozstrzelano 330 chorych. W Gnieźnie i w Owińskach pod Poznaniem pozbawiono życia przeszło tysiąc chorych. W Płocku wywieziono z przytułku 42 starców i rozstrzelano w lesie itd.
Więc co ma się stać z tą prastarą ziemią polską, na której wedle niemieckich kronikarzy z X i XI wieku zaczęła się przed tysiącem lat państwowość polska? Wypowiedział to Himmler w bieżącym roku ("Deutsche Arbeits"): Nasze zadanie polega na tym; nie germanizować Wschodu w dawnym znaczeniu, to znaczy nie przyswajać ludności tam zamieszkałej języka i prawa niemieckiego, lecz postarać się o to, by na Wschodzie zamieszkiwali tylko ludzie rzeczywiście germańskiej krwi. A krócej wyraził to Greiser (Gauleiter Warthelandu), już 6 października 1940 roku na dożynkach hitlerowskich w Kaliszu: Jeżeli istnieje Bóg i sprawiedliwość, to upatrzył on sobie Adolfa Hitlera na tego męża, który ma wymieść stąd tę hołotę.
Więc wszystko się Polakom zabrało, by wszystko dać sprowadzonym na tę historyczną polską ziemię Niemcom. Niemcy obejmują polskie domy, polskie sklepy z całym inwentarzem, polskie fabryki, polskie warsztaty rzemieślnicze, a na wsi polskie gospodarstwa. I tak osiedlono na byłych polskich sklepach i hurtowniach tysiące i tysiące niemieckich kupców, zastrzegając ponadto w samym Warthelandzie przeszło 20 tysięcy większych placówek handlowych dla kombatantów niemieckich po wojnie. Podobnie osiedlono w Warthelandzie na polskich przedsiębiorstwach rzemieślniczych 1.158 stolarzy i stelmachów, 3.067 piekarzy i rzeźników, 2.258 kowali i ślusarzy, 3.061 krawców, 156 introligatorów i fotografów, 1.204 rzemieślników budowlanych itd.
Na wsi zaś ograbiono doszczętnie polskich gospodarzy na rzecz kolonistów Niemców. Wyjątek stanowią tymczasem karłowate gospodarstwa na słabych ziemiach, ale i w tym wypadku traktuje się polskiego rolnika jako robotnika, który na roli państwowej i dla Rzeszy pracuje pod ścisłym nadzorem. I tak w Warthelandzie osiedlono do października 1942 roku 60.500 rodzin niemieckich na tyluż gospodarstwach, czyli około 300.000 osób, przy czym w wielu wypadkach składano mniejsze posiadłości polskie na jedną jednostkę gospodarczą. Z Polaków pozostawiono ludzi wyznaczonych do służby u kolonistów niemieckich, resztę wyprowadza się na inne roboty do Niemiec lub przerzucono do Generalnego Gubernatorstwa. Ponadto rozdano w Warthelandzie 16 tysięcy hektarów ziemi rolnej w formie ogródków rodzinnych 5.400 niemieckim kolejarzom. Kolonistom niemieckim, których tu osiedlono w czasie pierwszej niewoli polskiej, powiększono dotychczasowe gospodarstwa w przeszło 10 tysiącach wypadków. Podobnie poszafowano ziemią polską na Pomorzu czyli w Gau Danzig-Westpreussen, a nawet słabszymi ziemiami śląskimi.
Sytuacja kościelna w Rzeszy
Na terytoriach polskich, inkorporowanych do Rzeszy wspomnianym już dekretem z 8 października 1939 roku, było siedem diecezji, czyli archidiecezja gnieźnieńska i poznańska oraz diecezja chełmińska, katowicka, łódzka, płocka i włocławska. (Liczba katolików przekraczała osiem milionów, z czego 2 procent Niemców, skolonizowanych tu podczas sto pięćdziesięcioletniej niewoli polskiej przez rząd pruski).
Życie kościelne tętniło tu od wieków silnie, a od 1918 roku doznawało szczególnie potężnego rozwoju. Na tych prastarych diecezjach polskich wzorowały się dzieła katolickie innych dzielnic Rzeczypospolitej. Warto wspomnieć dla przykładu, że w archidiecezjach gnieźnieńskiej i poznańskiej utworzono w latach 1919-1939 nie mniej jak 105 nowych parafii, a polska Akcja Katolicka miała swe centrale krajowe w Poznaniu. We wszystkich siedmiu diecezjach nie tylko liczba duchowieństwa rosła z roku na rok, ale mnożyły się apostolskie inicjatywy i dzieła. Seminaria były przepełnione. Życie zakonne rozwijało się wspaniale i wnosiło wiele walorów duchowych w życie narodu. Otóż to wszystko zostało przez okupację hitlerowską efektywnie przekreślone, a z kościelnego dorobku dziesięciu wieków pozostały jeno strzępy, jak to wynika z pobieżnego przeglądu sytuacji kościelnej w poszczególnych diecezjach.
Diecezja chełmińska padła pierwsza pod straszliwymi ciosami kościołoburstwa hitlerowskiego. Biskup diecezjalny J. E. biskup Okoniewski Stanisław, znajdujący się poza swą diecezją, nie może żadnym sposobem wrócić do swej rezydencji w Pelplinie i został odcięty od wszelkich stosunków ze swą owczarnią. Jego sufragan i wikariusz Generalny, J. E. Biskup Konstanty Dominik, mąż o wybitnej świątobliwości, został przez okupantów wywieziony z Pelplina i internowany w Gdańsku, gdzie zmarł 7 marca 1942 roku, nie odzyskawszy swobody. Całą Kapitułę katedralną wytępiono. Kurię biskupią, jej archiwum i fundusze zagarnęły władze hitlerowskie. Katedra w Pelplinie została zrabowana i sprofanowana. W pałacu biskupim urządzono już w roku 1939 kasyno, a w kaplicy pałacowej dancing.
Niemal doszczętnie wytępiono duchowieństwo diecezjalne, które w 1939 roku liczyło 649 księży i około dwustu alumnów wielkiego Seminarium. Zaraz po wkroczeniu wojsk niemieckich aresztowano księży masowo, wysyłano na ciężkie roboty, zamykano w więzieniach i obozach, bito i maltretowano straszliwie. Rozstrzeliwano grupami i mordowano w pojedynkę zarówno czcigodnych weteranów świątyni jak i młodych wikarych i dziesiątkami wykańczano ich w lochach więziennych oraz w obozach koncentracyjnych. Wedle dotychczasowych wiadomości poniosło tam z rąk oprawców hitlerowskich śmierć męczeńską przeszło 500 kapłanów, a reszta dogorywa w obozach. Na obszarze tej kwitnącej ongiś diecezji o 313 parafiach jest w tej chwili około trzydziestu księży i to niemal wyłącznie księża niemieccy, sprowadzeni tam z zachodnich Niemiec dla obsługi nowych kolonistów niemieckich.
Doszczętnie został zlikwidowany kler zakonny. Z pięknej pracy ojców jezuitów, pallotynów i ojców Słowa Bożego nie pozostało śladu. Prócz dwóch niemieckich klasztorów żeńskich nie ma dziś na tym obszarze żadnego ośrodka sióstr zakonnych, bo liczne żeńskie ośrodki zakonne rozpędzono, zabierając im domy, szkoły, zakłady wychowawcze, szpitale oraz skazując setki sióstr na rozsypkę i na poniewierkę zarówno fizyczną jak moralną.
Życie kościelne zamarło. Świątynie są poza małymi wyjątkami zamknięte. Nabożeństwa, kazania i śpiewy polskie są wzbronione. Zakazano nawet spowiedzi w języku polskim. Pewnego kapłana, który mimo to słuchał spowiedzi ludności polskiej w jej języku, zamordowano w konfesjonale. Polacy stanowiący jeszcze dzisiaj ponad 90 procent ludności katolickiej, za zgodą Ojca świętego przystępują do Komunii świętej kilka razy w roku bez spowiedzi, po wspólnym odmówieniu aktu żalu i otrzymaniu wspólnej absolucji generalnej od ołtarza. Wobec braku kapłanów i w skutek tego, iż nieliczni księża, którzy tam działają, nie mówią po polsku, Polacy umierają na ogół bez sakramentów świętych.
Cały majątek kościelny ruchomy i nieruchomy, poza paru świątyniami, oddanymi niemieckim katolikom, został przyjęty przez okupantów na własność Rzeszy na tej podstawie, że wszystko co tu Kościół posiadał, podciągnięto pod pojęcie majątku polskiego w myśl dekretu z 28 września 1940 roku. Wśród inwentarza zrabowanego z kościołów i klasztorów przepadły bezcenne zabytki o historycznym i kulturalnym znaczeniu. Ponad 20 tysięcy hektarów ziemi kościelnej przeszło na własność Rzeszy; częściowo rozdano ją nowym kolonistom niemieckim.
Wśród zamordowanych przez gestapo inteligentów polskich zginęli wszyscy diecezjalni prezesi Akcji Katolickiej, którą całkowicie rozbito razem z organizacjami charytatywnymi i wielu bractwami kościelnymi.
Od morza polskiego, od Gdyni, która wspaniale się rozwijała jako jedyne wielkie katolickie miasto portowe nad Bałtykiem, wieje odtąd zimny wiatr pogaństwa, a w byłych klasztorach i zakładach katolickich wychowuje się w bezbożności, nienawiści i dzikim okrucieństwie nowe pokolenie niemieckie, męskie i żeńskie, sprowadzane tam masowo z Rzeszy hitlerowskiej, a wyznaczone na pogromców narodu polskiego.
Podobne stosunki zapanowały w diecezji płockiej. Jej obszar poza dwoma dekanatami wcielonymi do Reichsgau Wartheland został pod względem administracyjnym włączony do Gau Ostpreussen. Aż do roku 1939 katolicka ludność tej prastarej ziemi mazowieckiej była wyłącznie polska. Po ciężkich kolejach pod zaborem rosyjskim diecezja ta odżyła zupełnie w dwudziestu latach niepodległej Rzeczpospolitej i zaznaczyła się przepięknymi inicjatywami katolickimi. Niestety po trzech latach obecnej okupacji niemieckiej przestała ona de facto istnieć.
Już z końcem roku 1939 internowano poza Płockiem biskupa diecezjalnego J. E. Juliana Nowowiejskiego, a następnie zawleczono go do obozu koncentracyjnego, gdzie zginął dnia 28 maja 1941 roku. W niemieckim obozie koncentracyjnym zmarł też śmiercią męczeńską jego sufragan biskup Leon Wetmański dnia 10 października 1941 roku. Z wikariuszów generalnych, kanoników i prałatów nikt nie pozostał przy życiu. Z duchowieństwa diecezjalnego, liczącego 342 księży, zamęczono dotychczas około 150 kapłanów; dalszych 150 księży domiera w obozach koncentracyjnych. Prawdopodobnie uratuje się jedynie pewna grupa wysiedlona do Generalnego Gubernatoratu.
Majątek kościelny został tu zabrany totalnie, a spoliacja kościołów była gruntowna. Różne gmachy oddano na partyjne cele hitlerowskie. Ziemie kościelne z plebaniami przydzielono przybyszom niemieckim. Przepadły nie tylko budynki, ale i bogate muzeum diecezjalne, pokaźna biblioteka seminaryjna i cenne zabytki przeszłości. Nie uratował się żaden klasztor, żadna instytucja katolicka.
Władze okupacyjne zlikwidowały administrację diecezjalną, rozpędziły prosperujące Seminarium, zamknęły kościoły, zniszczyły zupełnie kwitnące życie katolickie. Wiara pokoleń zamknęła się w niezdobytych katakumbach wiernych serc.
Nieco odmiennie potoczyła się walka z Kościołem w diecezji katowickiej, młodej, bo utworzonej dopiero w roku 1925, ale jakże żywotnej i dynamicznej. Biskup diecezjalny J. E. Stanisław Adamski i jego sufragan biskup Juliusz Bieniek zostali zesłani do Gubernatoratu Generalnego i zabroniono im wszelkiego znoszenia się z diecezją. Atoli dotychczas organizacja kościelna zdołała się tam zasadniczo utrzymać i sprawuje ją zamianowany przez ordynariusza wikariusz generalny.
Straty w duchowieństwie są wielkie. Około 40 procent polskiego kleru, w tym najpoważniejsi kapłani, zostało straconych przez rozstrzeliwanie lub przez zamęczenie w więzieniach i obozach koncentracyjnych, w których tkwi jeszcze pokaźna liczba księży. Młodzi księża zostali włączeni przymusowo do armii niemieckiej i umierają na rosyjskich bezkresach w narzuconej im walce o ideały pogańskie wyobrażone przez swastykę. Seminarium diecezjalne, które było zbudowane w Krakowie przy tamtejszym fakultecie teologicznym, zostało zabrane przez władze hitlerowskie. Zabrano też liczne klasztory i plebanie.
Mimo, że w diecezji żyje około miliona Polaków, stanowiących ogromną większość wśród ludności katolickiej, zniesiono we wszystkich parafiach nabożeństwa i kazania polskie, i to nawet w tych miejscowościach, gdzie katolickiej mniejszości niemieckiej w ogóle nie ma. Spowiedź w języku polskim jest surowo wzbroniona podobnie jak w diecezji chełmińskiej. I tu Polacy przystępują kilka razy w roku do komunii świętej bez spowiedzi i po otrzymaniu wspólnej absolucji generalnej. Wzbronione są w kościołach wspólne modlitwy polskie, jak nabożeństwa majowe i październikowy różaniec. Tępi się nawet indywidualną modlitwę polską przez konfiskatę polskich modlitewników. W świątyniach fundowanych ofiarnością ludu polskiego zaciera się polskie napisy, zamalowuje się polskie wezwania modlitewne, zasłania się świętych polskich, usuwa się polskie chorągwie kościelne. Nawet stare i nowsze kamienie grobowe na odwiecznych polskich cmentarzach nie mają spokoju, bo albo się z nich polski tekst ściera albo się je w ogóle usuwa. Germanizacja weszła znowu brutalna i bezwzględna w kościoły śląskie, wnosząc w sumienia głęboką rozterkę i wystawiając wiarę ludu polskiego na bardzo bolesną próbę. Sytuacja jest pod tym względem tak ciężka, iż osławione czasy Bismarckowskie można nazwać idyllą w porównaniu z tym, co polski lud na Śląsku w tej chwili przeżywa.
W specyficznie wyjątkowej sytuacji znalazł się Kościół katolicki w czterech diecezjach, które weszły w skład nowoutworzonego Reichsgau Wartheland. Rozgrom administracji kościelnej i życia katolickiego był tu poniekąd jeszcze gruntowniejszy, niż w innych diecezjach, ale w końcu władze hitlerowskie były zmuszone przyznać Kościołowi pewne tymczasowe prawa bytu, co się atoli stało w formie charakteryzującej dosadnie ducha hitleryzmu. Oto parę szczegółów.
Archidiecezja gnieźnieńska! poznańska. Prymasowi Polski, czyli Arcybiskupowi gnieźnieńskiemu i poznańskiemu J. E. Kardynałowi Augustowi Hlondowi okupanci nie pozwolili wrócić na terytorium jego archidiecezji mimo interwencji Stolicy Apostolskiej. W bardzo trudnych i przykrych warunkach przetrwał w Poznaniu jego sufragan biskup Walenty Dymek jako jedyny i ostatni biskup tolerowany przez okupantów na obszarze wcielonym do Rzeszy, czyli na terytorium siedmiu diecezji. Nie ma on możliwości rozwijać jakiejkolwiek akcji biskupiej, bo nawet mu bierzmować nie wolno.
Uderzenie hitlerowskie w Kościół w tych dwóch prastarych polskich archidiecezjach było szczególnie gwałtowne, bo chodziło o zniszczenie ośrodka, który historycznie i efektywnie był sercem życia kościelnego w Polsce i tradycyjnym czynnikiem jedności wiary narodu. Było tu zresztą co burzyć i zburzono też wszystko z przejmującą precyzją. W tych archidiecezjach szkody są największe.
W Gnieźnie bazylika prymasowska została zamieniona na salę koncertową. Kurię arcybiskupią zniesiono. Akta zabrano. Kapituła wymarła, Archiwum kapitulne, jedno z najstarszych i najbogatszych w Polsce wzięto dla Państwa. W pałacu prymasowskim usadowiono rezydencję niemieckiego generała. W gmachu seminaryjnym ulokowano szkołę policyjną. Zabrano wszystkie gmachy kościelne.
Podobnie w Poznaniu kurii arcybiskupiej nie ma. Katedra zamknięta. Pałac arcybiskupi zrabowano. Zlikwidowano zupełnie administrację kościelną, wszystkie centrale Akcji Katolickiej, wszystkie wydawnictwa, pisma, i organy ruchu katolickiego, wszelki ruch charytatywny.
Z diecezjalnego duchowieństwa świeckiego, które we wrześniu 1939 roku liczyło w obu archidiecezjach 1.070 księży, pozostało na miejscu 25 kapłanów. Reszta? Przeszło dwustu umarło śmiercią męczeńską przez rozstrzelanie lub przez zamęczenie w więzieniach i obozach koncentracyjnych; około 600 tkwi jeszcze w obozach niemieckich, gdzie powoli wymierają, a pewna liczba żyje w trudnych warunkach w Gubernatoracie Generalnym, gdzie ich okupanci zesłali. Z dwustu zakonników nie pozostał nikt na miejscu; jedynie w klasztorze ojców franciszkanów (Conventuels) w Poznaniu jest paru ojców, których sprowadzono z Niemiec na miejsce Polskich zakonników.
Poza jednym zgromadzeniem żeńskim, mającym swój dom macierzysty w Niemczech, zniesiono wszystkie klasztory żeńskie, których było 216. Siostry zakonne wywożono grupami po trzysta do obozu pracy w Bojanowie, gdzie je sekularyzowano i niby uczono pożytecznych zawodów, a w rzeczywistości poniewierano fizycznie, torturowano moralnie i męczono robotami. Niejedna zakonnica przypłaciła to życiem. Resztę wywożono z obozu na pracę jako zwykłe siły robocze.
Świeccy działacze i kierownicy Akcji Katolickiej wyginęli wszyscy; niektórzy umarli z dumą katolicką śmiercią męczeńską.
Przez konfiskatę całego majątku kościelnego rząd okupacyjny grubo się obłowił, bo liczne tu były i częściowo zasobne instytucje kościelne. Samej ziemi ornej zabrano parafiom przeszło 20 tysięcy hektarów; Seminaria arcybiskupie straciły 3.000 hektarów, a zakony około 6.000 hektarów. Dalsze 5.000 hektarów ziemi zajęto przez likwidację położonej tu fundacji hrabiny Potulickiej na rzecz Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie. Wiele czynnych gmachów zajęli hitlerowcy i ponadto przejęto na własność państwa przeszło 700 kościołów, przeszło 600 plebani!, przeszła 200 klasztorów. Szereg kościołów zburzono. Pewną liczbę oddano przybyłym tu kolonistom niemieckim wyznania protestanckiego. Z kościołów i kaplic zabrano tysiące ornatów, około 1.000 kielichów, całą bieliznę, wszystkie lichtarze wartości historycznej i wiele zabytkowych dzieł sztuki. Przy inkameracji słynnej księgarni i drukarni świętego Wojciecha w Poznaniu zajęto między innymi wspaniałą drukarnię i składy cennych wydawnictw wartości paru milionów złotych.
Co było pomnikiem polskim lub katolickim, to obalano, rąbano na materiał wojenny. Przepadły arcydzieła sztuki kościelnej i monumenty wiary. Wszelkie publiczne ślady katolickości tej ziemi zatarto bezwzględnie i z wyzywającą brutalnością.
Życia parafialnego nie ma. Z 629 parafii ani jedna nie funkcjonuje, choćby w elementarnej formie. W mieście Poznaniu na dwadzieścia parafii przed wojną otwiera się w niedzielę tylko dwa kościoły dla Polaków i to na godzinę. Ponieważ pozostało tylko 25 księży na całym tym obszarze, na którym w 1939 roku było dwa miliony katolików, całe okolice żyją i umierają bez księdza, bez nabożeństw, bez kazań i sakramentów świętych. Niektóre siostry zakonne roznosiły po kryjomu komunię świętą po wsiach, zwłaszcza do chorych. Nawet laikom pozwolono przechowywać Przenajświętszy Sakrament. Tam gdzie jest ksiądz, otwiera się kościół na jedną godzinę w niedzielę, ale niemieccy właściciele i pracodawcy nie chcą zwalniać Polaków nawet na tę jedną godzinę od pracy i dlatego na przykład w Poznaniu odprawia się w niedzielę msza święta wieczorem. Śpiewy kościelne i kazania a zwłaszcza spowiedź w języku polskim są zabronione. Pogrzebów kościelnych nie ma. I nie ma ślubów wśród Polaków, bo władze okupacyjne wywożą młodzież żeńską na roboty do Niemiec, a męską zaczynają wcielać przymusowo do wojska.
Oczywiście nie ma polskich szkół i nie ma też nauki religii w szkołach. Natomiast od szóstego roku życia są młode serca i umysły zarażone w szkole niemieckiej jadem hitleryzmu, bezbożnością, wzgardą dla chrześcijaństwa, zasadami nienawiści i okrucieństwa.
Tak wygląda w kolebce państwowości polskiej i polskiego katolicyzmu - po trzech latach okupacji hitlerowskiej - realizacja nowego ładu przez tych, którzy pod znakami swastyki mobilizują oszukaną Europę niby to do rozprawy w obronie zachodniej kultury chrześcijańskiej.
Diecezja łódzka. Po dwudziestu trzech latach istnienia, w których diecezja ta nie tylko się zupełnie zorganizowała, ale weszła na tory pełnego rozwoju, została ona przez okupantów zniesiona i pogrzebana.
J. E. biskup diecezjalny Włodzimierz Jasiński i jego sufragan biskup Kazimierz Tomczak zostali zesłani do Gubernatoratu Generalnego. Kuria biskupia, Kapituła, Seminarium, Akcja Katolicka, i wszelkie dzieła oraz organizacje katolickie zostały przez okupantów zupełnie zlikwidowane. Życie zakonne upadło zupełnie. Parafie skasowano. Wiele kościołów oddano protestanckim przybyszom. Tylko w siedmiu kościołach odprawia się w niedzielę msza święta. Z całego duchowieństwa liczącego przeszło 300 kapłanów pozostało na terenie diecezji 15 księży. Reszta to męczennicy pomarli za wiarę i wyznawcy męczeni w obozach niemieckich. Rozgrom Kościoła jest tu kompletny.
Diecezja włocławska. I ona przestała istnieć. A była to diecezja stara, czcigodna, o wielkim rozmachu, licząca ponad 300 parafii. Biskup diecezjalny J. E. Karol Radoński został przez wypadki odcięty od swojej rezydencji i nie może do niej wrócić. Sufragan biskup Michał Kozal został uwięziony przez okupantów już w 1939 roku i męczy się już trzeci rok w obozie koncentracyjnym w Dachau. Zarząd diecezjalny został zlikwidowany. Włocławek sam nosi piętno pysznego pogańskiego hitleryzmu, wrogiego każdemu przejawowi chrześcijańskiemu. Kilkunastu księży zaledwie pozostało w diecezji a było ich ponad 400; resztę wytępiono lub wywieziono do obozów. Życia parafialnego nie ma. Wszystko, co było majątkiem kościelnym, zostało przez okupantów zabrane, w tym pomnikowe świątynie, wspaniałe szkoły katolickie, zabytkowe klasztory. Całe terytorium o bujnej przeszłości religijnej zamieniło się w smutne cmentarzysko katolicyzmu.
Polityka okupantów, dążąca wyraźnie do unicestwienia Kościoła, zwłaszcza na ziemiach polskich włączonych do Reichu, miała atoli ten skutek, że pogłębiła przepaść psychiczną między najeźdźcami i Polakami, a z drugiej strony wzmogła poważnie niepokój setek tysięcy kolonistów niemieckich, których hitlerowcy naprędce sprowadzili i dalej sprowadzają z krajów bałtyckich, z Rosji, Besarabii, Rumunii i Jugosławii, by ich osiedlać na zabranych Polakom ziemiach i warsztatach pracy. Koloniści ci, przeważnie protestanccy a tylko w około 10 procentach katoliccy, są na ogół przywiązani do wiary i dzikie metody stosowane przez hitlerowców wobec katolicyzmu polskiego nie tylko nie odpowiadają ich poglądom, lecz wprost wprawiają ich w lęk o własne wyznanie, zwiększając ponadto ich ciągłą obawę, że pobyt na skradzionych gospodarstwach może się rychło skończyć i wtedy ich sytuacja będzie tym cięższa, im więcej krzywd Polakom się wyrządza. Aby swych kolonistów uspokoić uznali okupanci, że należy coś dodatniego uczynić w dziedzinie religii.
Dnia 13 września 1941 roku ukazał się dekret Gauleitera Warthelandu, który zawiera warunki normujące istnienie i działanie w Warthelandzie niemieckich kościołów ewangelickich oraz niemieckiego Kościoła rzymskokatolickiego. Dekret ten przewiduje też, że na analogicznych warunkach mogą być dopuszczone polski Kościół rzymsko-katolicki i polski Kościół protestancki.
Istotne przepisy dekretu pozbawiają Kościół katolicki dotychczasowego charakteru osobowości prawa publicznego i stawiają go na równi z pierwszym lepszym stowarzyszeniem sportowym; przewidują osobny Kościół katolicki dla Polaków, a osobny dla Niemców i to pod różnymi zarządami; przekreślają zależność Kościoła od Stolicy Apostolskiej, poddając natomiast zupełnej kontroli i samowoli państwa nie tylko organizację Kościoła, lecz także całe jego wewnętrzne życie; potwierdzają dokonaną już inkamerację majątku kościelnego na rzecz państwa i skazują Kościół na zupełną niemoc przez to, że Kościół nie może mieć innych dochodów poza składkami członkowskimi, z wykluczeniem darów, ofiar i zbiórek; postanawiają, że członkiem Kościoła może być tylko człowiek pełnoletni, który złoży władzom państwowym osobistą deklarację przystąpienia do Kościoła; przyznają gauleiterowi prawo rozwiązania Kościoła itd.
Ogłaszamy w dodatku ten dekret w całej osnowie, jako dokument stwierdzający niezbicie, jak hitleryzm traktuje Kościół tam, gdzie go ze względów taktycznych jeszcze zupełnie zniweczyć nie może. Zaznaczamy zresztą, że w praktyce dekret ten w niczym nie zmienił postępowania władz okupacyjnych wobec Kościoła. Dalej tępi się duchowieństwo, maltretuje siostry zakonne, szerzy się nienawiść do chrześcijaństwa, a dwu tysiącom księży polskich ślęczących w niemieckich obozach koncentracyjnych nie tylko nie przywrócono wolności, ale w niczym nie ulżono ich straszliwej niedoli. Nie pozwolono deportowanym biskupom wrócić do ich siedzib, nie pozwolono organizować diecezji lub parafii, nie przyznano żadnych ulg w sprawie nabożeństw i spowiedzi. Wszystko zostało jak było i terror antykościelny pastwi się dalej nad wyznawcami Krzyża.
IV. Polacy na robotach w Niemczech
Już latem 1942 roku przeszło l.300.000 Polaków i Polek pracowało w Reichu na prawach niewolniczych. Upośledzeni pod każdym względem, domagali się oni od księży katolickich w Rzeszy, by im umożliwiono przyjmowanie sakramentów świętych i uczestniczenie we mszy świętej. Sprawa oparła się o władze niemieckie, które w tym przedmiocie w sierpniu 1942 roku wydały następujący dekret ministra Rzeszy dla spraw wyznaniowych. Dekret zakomunikowano urzędowo Konferencji Biskupów niemieckich w Fuldzie.
Za zgodą szefa SS i szefa policji niemieckiej, wydane zostały następujące środki zaradcze:
1. Robotnicy cywilni narodowości polskiej zatrudnieni na terytorium Rzeszy mogą uczestniczyć jedynie w specjalnych nabożeństwach religijnych. Oprócz dni wielkich świąt, nabożeństwa mogą odbywać się tylko w pierwszą niedzielę miesiąca, między godziną 10 i 12 i wyłącznie w kościołach lub innych wyznaczonych miejscach.
2. Na tych specjalnych nabożeństwach, użycie języka polskiego w kazaniach i pieśniach jest formalnie zabronione. Praktyka spowiedzi w języku polskim również nie jest dozwolona. Z tego względu będą udzielane rozgrzeszenia ogólne, a do przygotowania do spowiedzi, podobnie jak do przygotowania do Komunii, będzie można korzystać z tekstów polskich przeznaczonych przez oficjalne władze, służbie duszpasterskiej.
3. Robotnicy cywilni polscy nie będą w żadnym wypadku brali udziału, w nabożeństwach, religijnych przeznaczonych dla ludności niemieckiej; podobnie zabronione jest ludności niemieckiej uczestniczyć w specjalnych 'nabożeństwach polskich.
4. Robotnicy cywilni polscy nie mają prawa organizowania specjalnych nabożeństw religijnych. Przeciwnie, władze mogą, ze względów ogólnych lub z uwagi na pracę, nakazać zawieszenie nabożeństw religijnych na dłuższy lub krótszy czas.
5. Nie mogą być zawierane małżeństwa między pracownikami cywilnymi polskimi ani między nimi i innymi obcokrajowcami, małżeństwa Polaków na obszarze starej Rzeszy również nie są dopuszczone.
6. Nie będzie zezwalać się na nauczanie religii lub przygotowywanie do spowiedzi, czy do Komunii dzieci cywilnych pracowników polskich.
Dekret ten mówi za siebie. Toteż rezultat jego jest taki, że cała rzesza niewolników polskich w Rzeszy, która ustawicznie rosnę wskutek ciągłego deportowania przymusowego dalszych sił męskich i żeńskich z Polski, w rzeczy samej nie ma w ogóle w Rzeszy polskiego nabożeństwa, o co hitlerowskim władzom chodziło. Oczywiście nie ma też mowy o tym, by księdzu polskiemu pozwolono działać duszpastersko wśród polskich robotników. Miejsce polskiego księdza w Rzeszy jest jedynie w obozie, za drutem kolczastym.
I tak się dzieje wśród hucznych i uroczystych zapowiedzi nowej Europy, że niezliczeni Polacy w Rzeszy, napiętnowani na piersiach literą "P", wzgardzeni, pozbawieni obrony i prawa regresu, krzywdzeni, bici i nieraz bezkarnie mordowani, znoszą jak dożywotni skazańcy niedolę swej niewoli także pod względem religijnym. Żyją pod straszliwym interdyktem, bolesnym, męczącym sumienia. Ale choć fizycznie z Kościoła wykluczeni, trwają przy Chrystusie i noszą w sercu Jego prawdę, która im dzisiaj rozświetla mroki godziny ciemności, a jutro, w dzień zwycięstwa Bożego nad siłami zła, poprowadzi ich z powrotem do oswobodzonej ojczyzny dla podjęcia wielkiej odbudowy ołtarzy, rodzin i życia państwowego na tle Europy wyzwolonej z barbarzyństwa najpotworniejszej i najbardziej zakłamanej apostazji.
Lourdes, 11.XI.1942.
Druk: Dzieła, s. 743-755.