Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond
(1881-1948)kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin
1945-1948
Przemówienie "Polska na przełomie dziejów".
Poznań, dnia 28 października 1945.
Przed ośmiu laty obradował tu w Poznaniu Pierwszy Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla. Katolicka elita narodów europejskich zastanawiała się nad tym, jak we współczesnych warunkach realizować potężne myśli zawarte w nauce o powszechnym władztwie Chrystusa.
Od ogólnych założeń przeszedł Kongres do szczegółowych badań nad współczesnym bezbożnictwem, które jako wezbrana fala materializmu wypiera chrześcijańską kulturę i chrześcijańską postawę życia. Referaty i sprawozdania z różnych krajów wyświetliły ideową i moralną genezę bezbożnictwa, jego założenia filozoficzne, tajemnicę jego dynamizmu, zasięg zdobywczy. We wszystkich językach padały alarmujące przestrogi przed niedocenianiem tego ruchu. Z wywodów wynikało, że obalić ideologię materialistycznego ateizmu może tylko chrześcijaństwo i że to jest jego doniosła rola i misja w obecnym okresie historii ludzkiej.
Ale Kongres stwierdził zarazem, że za postępy bezbożnictwa w pewnej mierze ponosi odpowiedzialność świat chrześcijański. Wyliczył grzechy po naszej stronie i zaniedbania, które przyczyniły się do zmierzchu wiary w szerokich masach. Powiedziano nam, że wierzymy w Chrystusa, ale często brak nam ducha Chrystusowego. Że ulegając atmosferze wygody i używania, jesteśmy nieraz fałszywie nastawieni na problem życia, w którym za słabo zaznaczają się nadprzyrodzone wartości wiary. Że nasz zmysł moralny jest nadwątlony, a życie religijne płytkie. Mamy prawdę objawioną, zdolną ratować świat, ale w życiu naszym prawda ta zbyt często jest martwą literą.
Jeden z mówców wołał: Rozwój bezbożnictwa w danym kraju jest sprawdzianem moralności narodu i niedomagań w realizacji Ewangelii i przytoczył zdanie współczesnego myśliciela słowiańskiego, który twierdzi, że stanowisko świata chrześcijańskiego wobec bezbożnictwa, to nie tylko stanowisko kogoś będącego włodarzem wiekuistej i absolutnej prawdy, ale także stanowisko winowajcy, który tej prawdy nie potrafi należycie zrealizować.
Kongres doszedł do wniosku, że najskuteczniej wypiera się bezbożnictwo, budując Królestwo Chrystusowe. Wezwał więc narody chrześcijańskie, by się chroniły przed zarazą bezbożnictwa przez pełne życie religijne, przez odrodzenie moralne, przez śmiałą realizację spóźnionych reform społecznych i przez gruntowanie wiary we współczesnej umysłowości.
Gdy 29 czerwca 1937 r. na tym placu, wówczas jeszcze reprezentacyjnym i pełnym życia, z Polską modliła się katolicka Europa o przyjście Królestwa Bożego, z tej najpotężniejszej manifestacji religijnej, jaką ten stary Poznań pamięta, płynęło w świat na falach eteru, z hołdem dla nieśmiertelnego Króla wieków, mistyczne zaklęcie, by ludzkość stanęła do obrony swego ducha i swego człowieczeństwa, swej kultury, prawdy i górnego sensu dziejów, dochowując wiary Bogu.
Po wywodach kongresowych przyszła z dopuszczenia Opatrzności lekcja poglądowa. Ujrzeliśmy w potwornej rzeczywistości wcielenie bezbożnictwa, gdy w imię materializmu rasowego ruszyła na podbój świata zbrojna potęga hitlerowska. Zamierzała zmieść chrześcijaństwo i zastąpić je kultem siły. Na ołtarzach zwycięskiego nazizmu miały wyręczyć Boga goły miecz i ewangelia apostazji Mein Kampf. Rozpętał się burzycielski szturm na świętości nasze: łamanie krzyżów, bezczeszczenie kościołów, burzenie pomników, zajmowanie zakładów kościelnych, niszczenie literatury religijnej, prasy i wydawnictw katolickich, więzienie biskupów, mordowanie duchowieństwa i działaczy katolickich, tępienie narodu. Dla wyznawców Chrystusa, ale i dla Żydów, nastał okres terroru, nieprawdopodobnego okrucieństwa, niewolnictwa, obozów, komór gazowych. Kto się nie sprzedawał w służbę brutalnego ateizmu, był poza prawem.
Równocześnie uderzała w chrześcijaństwo i Kościół dzika propaganda hitlerowska. Dzieje nie pamiętają podobnego nadużycia i zakłamania słowa. Od historycznych popisów krasomówczych Hitlera, poprzez akcję propagandową Goebelsa i nazistowską literaturę, aż do komunikatów wojennych deklaracyj rządowych i not dyplomatycznych, szła na kulę ziemską lawina fałszu i oszczerstwa. Wszystko, co chrześcijańskie, zostało sponiewierane i zmieszane z błotem. Poza perwersyjnym okrucieństwem, w żadnym innym objawie hitlerowskiego szału nie wypowiedziała się tak cynicznie obrzydliwość tego ateizmu, jak w szatańskim zakusie złamania ducha chrześcijańskiego Europy poprzez potworny atak kłamstwa. Przybierało to znamiona apokaliptycznej walki syna kłamstwa z Bożą prawdą.
A może najobłudniej posługiwano się fałszem w walce ze Stolicą Apostolską. Wprawdzie dla prestiżu międzynarodowego utrzymywano aż do końca stosunki dyplomatyczne z Watykanem, lecz przy każdej sposobności poniżano powagę Stolicy Świętej w sumieniach katolickich i na forum wszechświatowym. W Rzeszy okrzyczano Papieża wrogiem Niemiec, a Kościół katolicki powszechnym sprzymierzeniem przeciw prawom i aspiracjom niemieckiego narodu. Szczególnie młodzieży i członkom formacyj hitlerowskich wpajano wstręt i nienawiść do Papieża, jako konspiracyjnie sprzymierzonego z aliantami i z Polską na zgubę Rzeszy, a katolicyzm polski przedstawiano jako wydłużone anty-niemieckie ramię watykańskie dla zapobieżenia ekspansji hitlerowskiej. W Rzeszy i w krajach okupowanych nie pozwalano ogłaszać autentycznego tekstu alokucyj papieskich, które na zachodzie witano jako krzepiące wypowiedzi czystego ducha chrześcijańskiego. Tę samą odezwę Ojca świętego przedstawiała propaganda narodowi niemieckiemu, jako atak na jego uprawnienia, w Polsce jako solidaryzowanie się Papieża z polityką i metodami okupacyjnymi nazistów, we Francji jako uznanie kolaboracji z Hitlerem, w Holandii i Belgii jako potępienie ruchów wolnościowych tych ciemiężonych narodów.
Tak się objawiło Polsce i światu brutalne bezbożnictwo materializmu rasowego. Przeżyliśmy je jako koszmar dziejowy. Polska atoli przetrwała i przetrwał polski katolicyzm. Hitler przegrał totalnie walkę z Bogiem i z chrześcijaństwem. Nie dosięgnął polskiej duszy, nie zmógł polskiej wiary. Bezbożnictwo, na którym chciał ugruntować podbój świata, runęło okryte hańbą, a karząca sprawiedliwość narodów ściga jego zbrodnie. Opoka Piotrowa trwa niewzruszona. Na zgliszczach hiterowskich spustoszeń stoi Krzyż. Z krwi i popiołów rodzi się nowe życie.
Jak wygląda duchowe oblicze świata po potopie? Czy narody wysnuły właściwe wnioski z moralnej klęski brutalnego bezbożnictwa? Czy przestrogi poznańskiego Kongresu utraciły swe znaczenie dla powojennego świata?
Narody wyszły z wojny zmęczone, jak człowiek po nieprzespanej nocy. Słońce nowego dnia wschodzi spowite w mgłę. Mimo najszlachetniejszych porywów, ciążą ludom materialne następstwa wojny, a może najwięcej męczy je rozterka duchowa. A duchowa rozterka powojennego świata jest głęboka, gdyż dotyczy zasadniczych zagadnień życia. Chodzi o to, czy przyszłość oprzeć na zasadach i wartościach chrześcijańskich, czy na światopoglądzie materialistycznym. Bo runęło narodowe bezbożnictwo hitlerowskie, ale obok chrześcijaństwa pozostał na arenie świata i chce kształtować nowego człowieka także materializm dziejowy.
Około tych dwóch światopoglądów skupiają się dziś ludy kontynentu europejskiego. Są to grupy życiowo pomieszane, myślowo bardzo oddzielone. Inaczej pojmują człowieka i drogi rozwoju ludzkości chrześcijanie, inaczej materialiści.
Obóz chrześcijański, wyznający wiecznego Stwórcę wszechświata, stojący na stanowisku Odkupienia rodu ludzkiego przez Syna Bożego, przyjmujący duszę nieśmiertelną i wartości duchowe, chce urządzić sobie byt ziemski w świetle postępu wiedzy i techniki, w możliwie doskonałych ustrojach społecznych i politycznych, ale bez zrywania z Bogiem, owszem w zgodzie z nauką ewangeliczną, tak iżby również duchowa strona człowieka i jego wieczne przeznaczenie były należycie uwzględnione. Świat materialistyczny chce również postępu człowieczego, ale przeciwstawia ten postęp postawie chrześcijańskiej, pojmując go jako rozwój cywilizacji doczesnej, bez względu na prawa i potrzeby duszy ludzkiej, której nie uznaje i bez oglądania się na Boga, któremu przeczy. Chrześcijaństwo utrzymuje, że postęp cywilizacji odbywać się może i powinien bez walk z religią i że bezbożnictwo nie jest ani wynikiem kultury, ani postulatem wiedzy, ani wymaganiem doskonalącego się człowieczeństwa, lecz mylnym wnioskiem, wysnutym z fałszywych założeń filozoficznych. Natomiast system materialistyczny wyzwala człowieka z jakiegokolwiek związku ze światem nadprzyrodzonym, każe mu się doszukiwać wskazań moralnych w zjawiskach laicyzacji i prawach przetwarzającej się materii i widzi w życiu warunek postępu.
Mimo, że pomiędzy nauką chrześcijańską a doktryną materjalistyczną są niektóre punkty styczne - np. co do rozwoju cywilizacji, co do potrzeb reform społecznych, co do konieczności podniesienia poziomu kulturalnego i materjalnego najszerszych warstw - w zasadniczych rzeczach zachodzi jednak między chrześcijaństwem a materjalizmem różnica tak istotna, że teoretycznie ich pogodzić nie podobna. Stąd w świecie to napięcie duchowe o wielkim i nie przypadkowym nasileniu.
Jeżeli do ideowego uzgodnienia dojść nie może, czy można się spodziewać, że jeden z tych systemów ustąpi dobrowolnie pola drugiemu? Czy jest do przewidzenia, że jedna z tych nauk straci żywotność i atrakcję, że zacznie zamierać, jak wszystkie dotychczasowe systemy poza chrześcijaństwem?
Trudno przewidzieć, jakie będą przyszłe losy materjalizmu międzynarodowego. Ale jest pewnikiem, że chrześcijaństwo z areny dziejowej nie ustąpi i nie sprzeniewierzy się swemu posłannictwu głoszenia Ewangelii wszemu światu i wszystkim wiekom. Chrześcijaństwo może mieć okresy świetniejsze i słabe, spokojniejsze i burzliwe, ale nie wyczerpie się, nie przeżyje się, nie zamrze. Przetrwa każdy wstrząs, a z prześladowania wyjdzie spotęgowane. Patrzy więc spokojnie w przyszłość, nie opuszcza nowoczesnego człowieka, wierzy, że dobitniej niż dobrobyt mas i niż bomba atomowa charakteryzować będzie jutrzejsze dzieje wielkość ludzkiego ducha. Napór materjalizmu międzynarodowego jest potężny, lecz chrześcijaństwa nie powali. Jego współzawodnictwo z Kościołem Katolickim sprawia, że katolicyzm z większą jeszcze miłością i z pełniejszym oddaniem bez żalu i uprzedzeń, bez złudzeń i zdenerwowania oddaje się swej misji dla zbawienia skołatanej duszy powojennego świata. W końcu chrześcijaństwo będzie duchową treścią czasów, które idą. To jest poręczone zbawczymi planami Opatrzności.
Na tym tle europejskim jaka jest postawa religijna narodu polskiego, której chcemy dać wyraz na tym pierwszym po wojnie obchodzie ku czci Chrystusa Króla?
W czasie walki z bezbożnictwem hitlerowskim o byt i kulturę, Polak, czerpiąc z najgłębszych pokładów religijnych swej duszy, umierał za Boga i wiarę z tą samą godnością, z jaką kładł życie za ojczyznę. Nie imponowały mu pokazy brutalnej siły i nie przekonały go realizacje materjalizmu, na które patrzał. Dzisiaj zawezwany, by z ręką na sercu wypowiedział się, na jakich zasadach pragnie budować swe nowe życie, ten, stary lud polski odpowie bez wahania, że w atmosferze chrześcijańskiej, w ewangelicznym klimacie. Niezawodny instynkt życiowy i sumienie wieków każe mu stanąć frontem do Chrystusa.
Polska wyznaje więc dalej swe wiekowe Credo. Jak przez długie tysiąclecie, tak i dziś Polska chrzci swe dzieci. Polska żyje nadal pod znakiem krzyża, chce iść w przyszłość z Chrystusem, Jego nauką i Jego prawem. Na przełomie dziejów Polska katolicka ślubuje Bogu i zaprzysięga się wobec przyszłych pokoleń, iż ostoi się wobec wszelkich pokus niewiary i że uchroni swą duszę od ubezwładnienia przez materjalizm.
Polska katolicka, polski katolicki lud nie uchyla się od żadnej ofiary dla dobra Rzeczypospolitej. Chętnie poręcza swój obywatelski udział w budowie życia państwowego, ale stoi na stanowisku, że polska rzeczywistość zbiorowa powinna pod względem moralnym odpowiadać tej rzeczywistości duchowej, którą nosi w sercu. Nie lękamy się ani nowoczesności, ani przemian społecznych, ani ludowej formy rządów, o ile uszanowane zostaną zasady niezmiennej moralności chrześcijańskiej.
Chcemy, by Polska była krajem postępowym, najkulturalniejszym i przykładamy do tego ręki. Chcemy współpracować z poczucia katolickiego nad wprowadzeniem takiego ustroju społecznego, w którym by nie było ani przywilejów, ani krzywd, ani proletariatu, ani bezrobotnych, ani głodnych, ani bezdomnych i by w polskiej społeczności narodowej, zorganizowanej wedle nakazów sprawiedliwości i miłości bliźniego, każdy obywatel miał możność uczciwą pracą zapewnić sobie i rodzinie byt, godny człowieka.
Państwo polskie ludowe, ufundowane na sprawiedliwości - o dostojnej powadze, o wysokiej moralności, było odwieczną tęsknotą narodu. Polski lud katolicki kocha swoje wskrzeszone Państwo, chce je swym trudem dźwignąć, pragnie mieć udział w kształtowaniu jego życia i oblicza. A lud pojmuje swoje państwo górnie, jako wspólny twór rąk, mózgów i ducha najszerszych warstw. Lud katolicki oczekuje, że nowa państwowość będzie owiana myślą chrześcijańską, plemiennym geniuszem narodu, tajemnicą rodzimej psychiki, bo po wiekowych zawodach i bólach, lud ten chciałby w nowej Polsce czuć się wreszcie włodarzem własnych losów, bez żalu i rozterki w duszy. Państwo chrześcijańskie będzie nie tylko ukochaniem, będzie dumą obywateli.
Nie mylę się chyba, twierdząc, że Polsce jest przez Opatrzność zastrzeżony przywilej dziejowy ochrzczenia nowych czasów przez pokojowe wyprowadzenie narodu z rozbieżności ideowej na gościniec szczerej zgody. Polska, która od dziesięciu wieków przeżywa chrześcijaństwo na swój sposób, ma swoiste wyczucie i nastawienie także wobec zagadnień obecnego przełomu. Polska kroczy ku odrodzeniu własną drogą. Prędzej niż inne narody Polska znajdzie w swym gorącym a chrześcijańskim patriotyzmie pogodzenie zdrowej rewolucyjnej treści czasu z wiara ludu, pokona sprzeczności, które obca nam filozofia XIX wieku skonstruowała między materią a duchem, sprowadzi do harmonii życiowej fizyczne siły i duchowe władze polskiego człowieka, pogodzi ducha z techniką, doczesne zadanie obywatela z jego wiecznym powołaniem, nowoczesność ze szczytną tradycją, przyszłość ze zdobyczami duchowymi wieków.
W imię Boże, pod znakiem Chrystusa Króla, ruszamy na tę święta i pokojową wyprawę apostolską. Włóżmy zbroję wiary. Dopełnijmy w duszach nadprzyrodzonego życia. Dostojnością moralną uświęćmy każdy krok. Miłością poszerzmy serca. Śmiało i ofiarnie idźmy na apostolstwo prawdy, by Polskę uzdolnić do wielkości i przewodniczenia w wykuwaniu ducha powojennego świata.
A Ty, Chryste, Boże nasz i Zbawicielu, nasz Królu wiekuisty, któryś Swą męką i śmiercią wybawił nas z niewoli grzechu, w tę dziejową godzinę, kiedy z ręki Twojej przyjmujemy nowe posłannictwo, oczyść serca polskie gorzkością Twej Męki, wybierzmuj dusze polskie mocą Ducha Świętego, myśl polską oświeć błyskawicami prawdy Twojej, by dziełem rąk i serc naszych było Twoje Królestwo, a Polska Twym dziedzictwem, a naród ten radością Twego Serca, a nowe czasy polskie wiosną wiary. Bo nie rządcom tego świata, lecz Tobie, Jedynemu Królowi wieków, powiedział Bóg: Dam Tobie narody, dziedzictwo Twoje, a posiadłość Twoja krańce ziemi (Ps. 2, 8).
Druk: "La documenation catholique" 44(1947), s. 1137-1142;
także: Dzieła, s. 785-790.