Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond
(1881-1948)kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin
1897-1922
Dla młodzieży Rękodzielniczej.
[VIII 1909]
Od kilkunastu lat pracuje się nad tak zwanym uprzemysłowieniem Galicji tj nad założeniem w tej części naszej Ojczyzny wielkich pracownia fabryk, kopalń, hut, słowem wszystkich tych wielkich przedsiębiorstw, które są niezbędne, żeby zaspokoić wszystkie potrzeby ludności, a kraj nie był już nadal zmuszony za drogie pieniądze sprowadzać z zagranicy rzeczy, które można wyrabiać w kraju.
Wszyscy zrozumieli, że sprowadzając z zagranicy np. drogie maszyny rolnicze, instrumenta, zegarki, tkaniny, sukna, itd. wynosi się z kraju pieniądze, daje się zarobek obcym ludziom a pozbawia się zarobku własnych ziomków, którzy wskutek tego są zmuszeni szukać zarobku za granicą.
Ale jak stworzyć ten wielki przemysł, który by dał krajowi wszystko to, co on dotąd musi sprowadzać od obcych? Pomysły były różne. Był. czas, kiedy jedyną i najprostszą drogą do celu zdawał się pieniądz. Marzono o zebraniu stumilionowych funduszów, które by znacznymi pożyczkami zasilały wielkich przedsiębiorców, wielkich przemysłowców. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy zrozumieli i w czas wykazali, że nie sam pieniądz stworzy wielki przemysł, ale długoletnia, natężona praca rąk i umysłów. Sam wyraz "przemysł" wskazuje na to, bo zawiera w sobie pojęcie przemyśliwania, dociekania, szukania. Więc nie koniecznie wiele pieniędzy potrzeba do stworzenia wielkiego przemysłu (bo mamy niezliczone wypadki, że przemyślni ludzie pracą i sprytem, bez wielkich kapitałów, stworzyli olbrzymie przedsiębiorstwa) ale wiele pracy ręcznej i umysłowej, wiele ludzi o gruntownym, wszechstronnym wykształceniu zawodowym, o nieugiętym i żelaznym charakterze: ludzi nie cofających się przed lada przeszkodą, ludzi, co nie obliczają swych zamiarów i usiłowań na rok, dwa, lecz na dziesiątki lat, na następne pokolenia.
Bać społeczeństwu takich ludzi wykształconych zawodowo, uczciwych, ugruntowanych na niewzruszonych zasadach wiary, to było marzeniem X. Bosko, gdy patrzał na opuszczona gromady młodych ludzi, marnujących czas i zdrowie na włóczęgostwie, bezczynności i nieuctwie. I stworzył dzieła, które już od. 50 lat dostarczają społeczeństwu rok rocznie setki młodych ludzi, posiadających wszystkie warunki po temu, aby pracą swoją przynieść mu chlubę i pożytek. Jak doskonale odgadł potrzeby społeczeństwa w dobie obecnej, i jak doskonale umiał do tych potrzeb dostosować swe zakłady, świadczy fakt, że dziś - poza granicami Włoch - istnieje 55 zakładów salezjańskich o kierunku rzemieślniczo-wychowawczym.
I na ziemi naszej, w Oświęcimiu, posiadamy jeden taki zakład, który z roku na rok powiększa swoje pracownie w miarę środków, jakimi go zasila ofiarność Pomocników Salezjańskich. Ale baczne przyglądanie się rozwojowi przemysłowemu w Galicji, zrodziło w nas przekonanie, że nie chcąc ograniczyć opieki nad szczupłą garstką młodzieży przygarniętej do zakładu, lecz przeciwnie chcąc rozwinąć zbawienny wpływ na szerokie koła młodzieży rękodzielniczej, trzeba we większych środowiskach przemysłowych stworzyć instytucje, które by ściągały do siebie młodzież w godzinach wolnych po pracy, dostarczały jej miłej, pociągającej a godziwej rozrywki, kształciły ją umysłowo i obyczajowo, wyrabiały w niej zmysł organizacyjny, słowem zaprawiły do uczciwego życia obywatelskiego. W takim kierunku pracował dotąd na skromną skalę nasz zakład w Przemyślu, który należy teraz rozwinąć do zakreślonych rozmiarów.
Zbudujmy Przemyśl! Pod tym hasłem rozpoczęliśmy niniejszy rok 1909 i Pomocnicy nasi, nie spuszczając z oka zakładu oświęcimskiego, poczęli zasilać swymi ofiarami nowe dzieło. Nie zastraszyła ich olbrzymia suma 80.000 k., którą podaliśmy jako potrzebną do wzniesienia zamierzonego dzieła. Kto mógł pospieszył z ofiarą, kto nie mógł złożyć ofiary pieniężnej, zyskiwał Związkowi Pomocników Salezjańskich nowych członków. Z zadowoleniem zaznaczyć dziś możemy, że liczba tychże wzrosła przeszło o 4.000. Bóg obfitymi błogosławieństw niechaj wynagrodzi dobrą wolę jednych i drugich, a Maryja Wspomożycielka niechaj z dnia na dzień pomnaża łaski i cuda we wszystkich ich potrzebach.
Ufni w błogosławieństwo Boże, tchnijmy nowego ducha w naszą prasę, o Przezacni Pomocnicy i Czcigodne Pomocnice, bo Bóg widocznie gotuje nam wielkie żniwo, ale zarazem i wielką pracę w winnicy swojej; Zakład oświęcimski, mimo corocznych powiększeń nie może ani w czwartej części przyjąć zgłaszających się o przyjęcie: z zakładu daszawskiego musieliśmy przed dwoma laty dla braku miejsca wysłać studentat i nowicjat do Radnej (wśród Słoweńców). Po wyjeździe nowicjuszów i kleryków, poczęliśmy przyjmować do Daszawy "Synów Maryi" tj. młodzieńców w starszym wieku, pragnących wstąpić do stanu kapłańskiego. Dziś panuje tam już znowu przepełnienie: znowu trzeba myśleć o przenosinach. Jeżeli Bóg zsyła nam tyle młodzieży, to znak, że widzi u nas dostateczny zasób środków, żeby dla niej wznieść i utrzymać odpowiednie zakłady.
Zapalmy więc się do nowej gorliwości Przezacni Pomocnicy. Czcigodne Pomocnice i okażmy się godnymi współpracownikami w dziele zbawiania dusz. Kto może niech zasila ofiarami zakłady w Oświęcimiu i Przemyślu: kogo nie stać na żadną ofiarę, niech stara się pozyskać nowych członków dla Związku Pomocników Salezjańskich. Wszyscy zaś starajmy się żarliwą modlitwą i przykładem życia ściągnąć błogosławieństwa Boże na nasze dzieła. Mając za sobą błogosławieństwo Boże i sprawiedliwość wszystko inne będzie nam przydane.
Druk: "Wiadomości Salezjańskie", 8(1909), s. 212-213;
także: Dzieła, s. 60-62.