Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
Inne
Przemówienie podczas jubileuszu 50-lecia święceń prezbiteratu ks. Świetlińskiego TChr.
„Oto dzień, który uczynił Pan”.
Dzisiejszy dzień to wyjątkowe święto w naszej rodzinie zakonnej, pierwsze tego rodzaju w dziejach Towarzystwa. Dziś myśli Chrystusowców w Kraju i na dalekich kontynentach krążą dookoła jednej osoby. Treścią wszystkich modlitw, przedmiotem gorących pragnień wszystkich serc naszych to również osoba X. Jubilata.
Wielka łaska Boża
50 lat gorliwej służby kapłańskiej dla Boga, Polski i Polonii zagranicznej - czyż to nie wielka łaska Boża? I cisną się na usta słowa: „Misericordiae Domini in aeternum cantabo”. To też nasamprzód złożymy hołd Wszechmogącemu za wszystko, co uczynił za pośrednictwem Tego, który był wiernym narzędziem, instrumentem w rękach Opatrzności Bożej.
To półwiecze egzystencji kapłańskiej Jubilata dzieli się na dwa równe okresy. 25 lat pracy w diecezji, w tym 6 lat pracy duszpasterskiej na wychodźstwie, oraz 25 lat działalności jako bonus miles Christ i w szeregach Towarzystwa.
To pierwsze 25-lecie ocenili Ordynariusze Diecezji Łódzkiej, Warszawskiej i Rektor Misji Polskiej w Paryżu. Ocena brzmiała: magna cum laude.
Przełożonemu Towarzystwa przypada to zaszczytne zadanie dać ocenę tego drugiego 25-lecia spędzonego w szeregach Towarzystwa.
Pierwsze spotkanie
Jubilata poznałem w 1932. Poznałem go w Troyes w czasie objazdów polskich placówek duszpasterskich we Francji. Poprzednio opowiadał pi dużo o nim X. Paulus, Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu. Mówili o nim Polacy z tych placówek, które Jubilat tak gorliwie obsługiwał.
Wrażenie podniosłe. W oczach tego najruchliwszego duszpasterza płonął żar apostolski. Jego uprzejmość, giętkość umysłu, delikatność w obcowaniu podbiły moje serce.
I dziś powiem, czego nigdy przedtem nie powiedziałem. Przyszła mi bowiem wówczas myśl do głowy - jaka by to była piękna zdobycz dla Towarzystwa, gdyby ten gorliwy kapłan, namiętny łowca dusz wychodźczych, zasilił jego szeregi.
Wielka decyzja
I oto Pan Bóg udzielił Towarzystwu tej łaski. W tej duszy kapłańskiej Duch Św. zaczął działać. Jakieś siły zaczęły kierować ją ku wielkim ideałom zakonnym.
Upłynęło od tego czasu 4 lata. I 30 września 1936 r. w Potulicach zjawia się nasz Jubilat obchodzący wówczas 25-lecie kapłaństwa. Jako ukoronowanie 25-lecia kapłaństwa zdobywa doktorat na Instytucie Katolickim w Paryżu. Kilka dni poprzednio X. Prymas proponuje mu telegraficznie rektorat Misji Polskiej w Mandżurii z siedzibą w Charbinie.
Potulice, młodzież potulicka, jej bokowy, zdobywczy duch, urzekły X. Doktora. Tam w ustroniu potulickim Królowa Wychodźstwa Polskiego powoduje w jego duszy przeobrażenie. Królowa Wychodźstwa Polskiego nalega na duszpasterza Polonii zagranicznej, by złączył się na zawsze z wielką ideą potulicka - ratowanie dusz wychodźczych. [s. 4]
Ale Jubilat pragnie się upewnić, czy ten natarczywy wewnętrzny głos jest głosem Bożym. Jedzie więc do Częstochowy, by tam, w duchowej stolicy Polski szukać ostatecznego rozstrzygnięcia. Jasnogórska Pani, zatroskana o los polskich dusz na wychodźstwie umacnia Jubilata w jego postanowieniu.
Z Częstochowy udaje się do Poznania z gotową decyzją. Staje przed X. Prymasem. W pałacu odbywa się dramatyczna rozmowa. „Więc kiedy X. Rektor wybiera się do Charbina?” „Proszę Waszej Eminencji, nie do Charbina, lecz do Potulic”. „Do Potulic?” - Pyta zdziwionym tonem X. Prymas. „Tak, do Potulic i to na zawsze”.
Na ustach Eminencji uśmiech zadowolenia. „Ależ ja bardzo z tego się cieszę i Księdzu błogosławię”. Było to 16.X.1936 r.
Pozostało jeszcze pojechać do Francji, by tam zdać agendy duszpasterskie następcy.
W szeregach Towarzystwa
Jest mroźny dzień 31 grudnia tego samego roku. Wyjeżdżam z Poznania przez Paryż do Neapolu, by stamtąd odpłynąć okrętem na Daleki Wschód. Na dworcu zjawia się Jubilat, pragnąc mi towarzyszyć w drodze do stacji granicznej. I w tym pamiętnym dniu w pociągu pośpiesznym nastąpiło przyjęcie do nowicjatu. Tego samego dnia wieczorem Jubilat znalazł się w Potulicach. Nowicjat nie był sielanką. Trzeba było zaprząc się do pracy. Spadły więc na Jubilata obowiązki wychowawcze, pomoc duszpasterska, pomoc w redakcji „Mszy świętej”, „Głosu Seminarium Zagranicznego” oraz inne obowiązki.
Po ślubach nominacja na rektora naszego Seminarium w Poznaniu. Trzeba było nie tylko wychowywać ale i żywić. Kasa potulicka nadsyłała nieco pieniędzy, ale to nie wystarczało. Trzeba było chodzić i pukać do drzwi zamożniejszych obywateli miasta. Opatrzność Boża błogosławiła hojnie zachodom nowego rektora. I klerycy nigdy nie byli głodni.
Okres wojny
Wybuchła wojna. Trzeba ewakuować Potulice. Ktoś musi jednak zostać na miejscu, by strzec skromnego dobytku. Zadanie nie łatwe. Kto je spełni? Dobrowolnie zgłasza się Jubilat a razem z nim 10 najstarszych braci. Ten mały garnizon potulicki spisuje się doskonale, spełnia znakomicie swe zadanie.
Działania wojenne skończone. O dalszych studiach kleryków w Poznaniu nie ma mowy. Jubilat wybiera się w drogę, by szukać miejsca na studia w innych seminariach. Próby w Włocławku, Płocku i Łodzi nie powiodły się. Natomiast Kraków, nasz kochany Kraków stał się miastem opatrznościowym. Tam Jubilat w grudniu 1939 r. organizuje Studia. Powoli ściągają klerycy, posłuszni wezwaniu przełożonych.
I znowu trzeba było nie tylko wychowywać, ale i żywić. Wyprawy po żywność były prawdziwą epopeją, której należałoby się osobne wspomnienie. Dosłownie na wozie i pod wozem, z tobołami na plecach, wśród różnych niebezpieczeństw zagrażających życiu. Jubilat dokonał swego. Nigdy niczego nie brakowało. Klerycy byli ubrani i syci, dzięki poświęceniu ich przełożonego. Dzięki jego zapobiegliwości 42 z nich w ciągu wojny otrzymało święcenia kapłańskie w Krakowie.
Jubilat czuł się odpowiedzialnym nie tylko za kleryków. Los Polaków wywożonych brutalnie przez Niemców na przymusowe roboty nie da-[s. 5]wał mu spokoju. Zainteresował się szczególnie obozami przejściowymi, z których Polacy byli wysyłani do Rzeszy. Organizuje stałą obsługę duszpasterską dla obozów w Krakowie, Częstochowie, Warszawie, Lublinie, Przemyśli i Lwowie.
Przyczynia się również do wysłania kilku kapłanów w charakterze robotników do Rzeszy, by naszym w Niemczech nieśli potajemnie pomoc duszpasterską.
Po to zawierusze
Wojna skończona. Jubilat jako pierwszy 17.11.1945 r. zjawia się w Poznaniu. Dociera do naszego Domu będącego pod obstrzałem artylerii niemieckiej z cytadeli poznańskiej. Komendant oddziału radzieckiego, który usadowił się w tym domu, w pierwszej chwili chciał go zastrzelić jako podejrzanego intruza.
W tydzień później Jubilat dociera do kochanych Potulic. W Potulicach znajduje się wielki obóz dla Niemców i różnego rodzaju przestępców. Jubilat obejmuje na kilka tygodni obowiązki kapelana obozu. Odprawia nabożeństwa, głosi konferencje, niesie uwięzionym ponoć materialną i duchową.
Pionierskie duszpasterstwo
Otwierają się możliwości duszpasterskie na Pomorzu Zachodnim. Obok X. Berlika jednym z pierwszych był Jubilat, który stanął w Szczecinie. Organizuje duszpasterstwo.
Wpierw jednak trzeba załatwić sprawę jurysdykcji, bo faktyczne rządy na tym terenie sprawował Biskup Preysing w Berlinie. Jubilat zjawia się u gen. Telegina, komendanta Berlina. Komendant wydaje zezwolenie na widzenie się z biskupem. Biskup udziela jurysdykcji oraz wszelkich władz dla kapłanów polskich.
Po powrocie do Szczecina Jubilat staje się duszą i ośrodkiem życia katolickiego i polskiego w Szczecinie. Święci wszystkie ważniejsze obiekty - port, radiostację, pocztę, fabryki - ulicom nadaje nazwy.
W Szczecinie Dąbiu odbudowuje monumentalną świątynię. Jest dyrektorem tamtejszego gimnazjum i wykładowcą.
Dwa lata później przychodzi kolej na Przybiernów, a potem na Maszewo, wielką parafię obsługującą aż 9 kościołów filialnych oraz kilkanaście punktów katechetycznych.
Od roku 1953 do 1958 pełni funkcję dziekana wielkiego, rozległego dekanatu stargardzkiego. Pełni te funkcje z wyjątkowym oddaniem i ojcowską dobrocią. Toteż spotyka się z wielkim uznaniem wszystkich kapłanów kondekanalnych.
W „Betanii”
Od roku 1958 przełożeni powierzają mu obowiązki przełożonego domu generalnego i kurialnego w Puszczykowie. I tutaj nie zawodzi zaufania. Porządkuje dom, rozbudowuje go umiejętnie. Nie przestaje być duszpasterzem. Dosłownie jest do usług wszystkich, nikomu nie odmawia pomocy. Służy pomocą Przełożonemu. Spełnia różne poufne misje. Reprezentuje godnie Towarzystwo przy różnych okazjach.
Wierny duchowi Towarzystwa
X. Prymas-Założyciel w Ustawach naszych kreśli ducha charakterystycznego dobrego Chrystusowca. Trzy elementy składają się na całokształt tego ducha. [s. 6]
1. Bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej w wychodźstwie,
2. Żądza ofiary, radosne poświęcenie sił, wygód i życia,
3. Bezwarunkowa karność wewnętrzna w duchu wiary.
Zdaje się, że te trzy elementy bezustannie wypełniały życie kapłańskie i zakonne naszego Jubilata.
Bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej
To niby nić czerwona, która wije się przez to półwiecze rzetelnej służby kapłańskiej. W sercu Jubilata płonął wielki ogień miłości Bożej. Jubilat był i jest zawsze maksymalistą. Boć sprawie Bożej można służyć tylko całym sercem i całą duszą. Był wrogiem minimalizmu, oglądania się wstecz. Czyż nie świadczy o tym opuszczenie ukochanej łodzi, intratnego stanowiska kościelnego, by pójść do Francji na poniewierkę, byle tylko służyć Bogu w duszach wychodźczych. Zdaje się, że przyświecało Jubilatowi szczytne zawołanie wielkiego łowcy dusz X. Kardynała Hlonda: „Daj mi dusze, a-resztę bierz”.
A potem oddanie się na służbę w zakonie. W chwili profesji powtarzał Jubilat z naciskiem, że tę służbę Chrystusową pojmuje jako służbę miłości i ofiary. W miłości Boga pragnął uświęcić swoją duszę. W miłości dla Boga pragnął wyniszczyć życie swoje.
Żądza ofiary z siebie, radosne poświęcenie sił
Wydaje mi się, że cnota ofiary, samozaparcia, jest chyba najcharakterystyczniejszą cnotą Jubilata. I każdy z obecnych przyzna mi rację. Duch ofiary Jubilata to jego święta pasja. By przysłużyć się bliźnim lub Towarzystwu, Jubilat posuwał się w swej ofierze do ostatecznych granic.
Z początkiem 1943 r. X. Florian Berlik dostał się do więzienia, los jego przesądzony. Czuliśmy wszyscy, jaka strata wynikła by dla Towarzystwa z tego powodu. Jubilat, mimo przestróg Biskupa Kieleckiego, sam niepewny życia, zgłasza się do kwatery Gestapo i prosi o zwolnienie aresztowanego. Na drugi dzień X. Rektor opuszcza więzienie.
Karność w duchu wiary
Jubilat należy do elitarnej grupy Chrystusowców, dla której zwykłe życzenie Przełożonego jest rozkazem. Jubilat był i jest zawsze gotów wypełnić każdej godziny dnia i nocy każde choćby najdrobniejsze polecenie Przełożonego. „Dummodo Christus annuntietur”.
Pragnąłbym jeszcze podkreślić wielkie przywiązanie i ukochanie Jubilata do Towarzystwa. Realizuje Jubilat w całej pełni „sentire cum Societate”. Dobro, rozwój, pomyślność Towarzystwa - to jego wielka ambicja. Przynależność do naszej społeczności zakonnej to święta duma i chluba jego.
Pełne chrześcijaństwo
Pisał niegdyś O. Lippert w „Stimmen der Zeit”: „Jestem pewny, że ludzkość odwróci się plecami od dogmatów, Sakramentów i Kościoła, jeżeli nie pokaże się jej owoców chrześcijańskiego życia”.
Tak samo myślał i myśli nasz Jubilat. Trzymając się ściśle wskazań Ewangelii, przeszedł przez 50 lat swego życia kapłańskiego po myśli Ewangelii.
U Jubilata nigdy nie było rozdźwięku między sferą wiary a sferą działania. [s. 7]
Jubilat jest imponującym monolitem chrześcijańskiego wierzenia i chrześcijańskiego stylu życia. Zawsze uderzał swą wyjątkową kulturą chrześcijańską. I to brało i bierze innych. „Po owocach poznacie je”. „Dobre drzewo nie może rodzić owoców złych”.
Serdecznie dziękuję Ci za wszystko, coś uczynił dla sprawy Bożej, polskiego wychodźstwa i naszego Towarzystwa.
Dziękuję Ci za Twoje wielkie, dobre serce, za budzenie radości i optymizmu w naszych szeregach.
Dziękuję Ci za Twój chrześcijański maksymalizm, za Twoje poświęcenie bez reszty, za urzeczywistnienie w swoim życiu tych przez Ciebie tak bardzo ulubionych słów poety: „Trzeba zawsze w górę iść, choć męczy życie. A jeśli przyjdzie w boju paść, to paść na szczycie”.
Niechże „Ojciec Miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” zleje pełnię Swego błogosławieństwa na dalszą drogę Twego posłannictwa. Niech Cię nadal umacnia w wierze i w miłości.
Niech Królowa Wychodźstwa Polskiego otacza Cię Swą czułą Matczyną opieką. Niech Ci uprosi dalsze osiągnięcia w utwierdzaniu Jej Królestwa na ziemi.
Życzymy Ci zdrowia i pełni sił, byś w najdłuższe lata mógł pracować, walczyć i zwyciężać pro Christo Rege et grege.
Druk: „Biuletyn Towarzystwa Chrystusowego d. W.” 10(1961), s. 4-8,
Archiwum Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu, syg. KR II,5.