Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

(1898-1984)
Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik

Inne

Rozdział XLIII.
Z ziemi świętej i Egiptu. Wrażenia i wspomnienia. Miasto święte.

Wyjechawszy 8 lipca 1927 r. „Helouan’em” z Tryjestu, przesiadłem w Aleksandji na inny statek, by się udać już do Ziemi św. Zatrzymujemy się w Port Said. W mieście gwarno, Francuzi czynią przygotowania do święta narodowego, girlandy porozwieszane na słupach latarni. W tysiącach powiewa dumna „trykolora”. Nazajutrz zbliżamy się ku świętym wybrzeżom. Ziemia święta! Ziemia Patrjarchów i Proroków! Ziemia co słyszała psalmy Dawidowe, co widziała Boga chodzącego po ziemi. Za chwilę po niej stąpać będę w świętem uniesieniu, pójdę drogami, któremi chadzał Syn Boży, z tych samych źródeł pić będę wodę „żywą” co On. Będę klękał na miejscach świętych, kędy dokonały się wielkie tajemnice Boże.

Okręt zarzuca kotwicę. Wsiadamy do łodzi. Jeszcze tylko jedno uderzenie wioseł. Stawiamy pierwsze kroki na Ziemi palestyńskiej. Jakiś żyd, co tym samym przyjechał okrętem - rzuca się na kamienie i całuje je, zalewając się łzami. Wzruszający widok. W duchu czynię to samo. [s. 605]

Jaffa. Zwiedziłem miejsce, gdzie przebywał Książę apostołów. Tu Bóg rozstrzygnął wahanie Piotrowe i otworzył bramy królestwa poganom. Jakiś czas wy począłem w klasztorze gościnnych OO. Franciszkanów, a potem w drogę do Jeruzalem.

Jadę wygodnem „fiatem”. Szosa asfaltowana. Mijamy raz poraz jakieś zagrody o płotach z kolczastych kaktusów. Po ogrodach sykomory, drzewa świętojańskie, tamaryndy, rozłożyste terebinty, akacje i palmy. Pola puste. Jęczmień już wymłócony. Wzgórza i góry wypalone żarem słońca wschodniego.

Jedziemy doliną Saronu, przez ziemię żyzną kiedyś i urodzajną. Ją oto w swych pieśniach opiewał wielki Izajasz. Cieszy się step, raduje pustynia i kwit nie jak lilja. Rozkwita i kwitnie i śpiewa radośnie hymny pochwalne. Dano jej wspaniałość, piękność Karmelu i Saronu.

Po dwóch godzinach jazdy ukazuje się Jeruzalem. Widać naprzód zachodnią część z zębatemi murami. To niby mury jakiejś warowni. Przy bramie Jafskiej staje samochód. Idę wprost do Casa Nuova OO. Franciszkanów. Przy wejściu spotykam X. Dr. Kirsteina z Chojnic, który do Jerozolimy za witał przed dwoma dniami. Zawieramy serdeczną przyjaźń. Odtąd wspólne będą nasze drogi, wspólne myśli i pragnienia.

Pierwsza myśl, to Bazylika Świętego Grobu. Tam też odrazu kierujemy kroki. Jest do niej blisko. Idziemy przez kręte, sklepione uliczki i bazary. Stajemy przed Bazyliką. Wzruszenie trudno opanować. To inny, swoisty jakiś świat. Wchodzimy. Przy wejściu kobiety skulone w modlitewnej zadumie. [s. 606]

W głębi jarzy się wielkie światło. To lampy zawieszone nad płytą Namaszczenia. Strumie nie szeptów i westchnień, szelest nieustających kroków. Panuje tu półmrok. Zdała widać jakby cienie wlokące się opodal. Padają na twarze, a wtedy słychać szlochy przeciągłe, stłumione. To pielgrzymi, ludzie z różnych zakątków ziemi, ubodzy duchem, płaczący. Po stopniach wchodzimy na Golgotę...

Jest tam dziś kaplica w kształcie czworoboku. Sklepienie wspiera się na filarach. Dzielą one najświętsze miejsce na dwie części czy kaplice. Jedna z nich to kaplica „Przybicia do krzyża”, druga kaplica „Ukrzyżowania”. W pierwszej wisi nad ołtarzem obraz „Ukrzyżowania”. Palą się tu bezustannie lampy. Druga północna, to miejsce, na którem stał krzyż Św. Jest tu podobizna krzyża św. a na nim rozpięty Chrystus. Krzyż jest zwrócony ku Zachodowi, ku Europie. Tak samo kiedyś oblicze Zbawiciela było zwrócone w tę stronę. Po bokach krzyża posągi Matki Boskiej Bolesnej i św. Jana Ewangelisty.

Padamy na twarz - odruchowo. Serca nasze go reją. Wylewa się tu tęsknota i ludzki ból. Ach jak dobrze tu być! Tu umierał Zbawiciel, tu objawił się światu szczyt bólu. Wczuwamy się w dramat Golgoty. Ach jak tu blisko Chrystusa. Wstajemy, rozglądamy się bliżej. Pod ołtarzem „Ukrzyżowania” jest otwór, w którym spoczywał krzyż Zbawiciela. Dotykamy się tego miejsca i całujemy je z czcią. Obok widać szczelinę w skale. Powstała w chwili konania. Szczelina przechodzi przez całą skałę aż do kaplicy Adama.

Obok ołtarza „Ukrzyżowania” znajduje się ołtarz Matki Boskiej Bolesnej - „Stabat Mater”. Na tem [s. 607] miejscu stała Najświętsza Marja Panna pod krzyżem. Nad Ołtarzem umieszczono Jej obraz. W oczach Marji jakaś otchłań bólu i smutku. Jej widok przenika do głębi serca.

Na te miejsca częstośmy się schodzili. Golgota porywa i kruszy człowieka. Tu też cztery razy składałem Bogu Najświętszą Ofiarę. Msza św. na Golgocie! Ofiara bezkrwawa tam, gdzie płynęła prawdziwa krew Zbawiciela. Dobrze że czas wyznaczony, bo skończyćby nie można. Dusza wyrywa się w nadziemskie regjony. Przytem drży cała, bo czuje Jezusowe konanie, Jego przeogromny ból. To miejsce jest geograficznym punktem kuli ziemskiej - mówią Grecy. W każdym razie Golgota stanęła w pośrodku dziejów ludzkich. Trafnie powiedział kiedyś Bossuet: Gdybym miał zebrać wszystkie książki świata w jedną i wszystkie jej strony w jedną, a wszystkie jej słowa w jedno, - to tem słowem byłoby słowo „Crucifixus”.

Schodzimy na dół. Idziemy do Grobu Pańskiego. Jest. to osobna kaplica w tak zwanej Rotundzie. Front jej zdobią cztery kręcone kolumny marmurowe. Obok znajduje się kaplica „Anioła”. Na tem miejscu bowiem siedział Anioł Pański, ukazując się niewiastom po zmartwychwstaniu. Z kaplicy wchodzi się do właściwego Grobu. Znowu ten sam lęk święty ogarnia nas, co na Golgocie. Chciałoby się spełnić rozkaz dany kiedyś Mojżeszowi: Zdejm obuwie, bo miejsce, na którem stoisz, święte jest. Grób Pański to mała grota - 2 m. długa i 2 m. szeroka. Po ścianach wszędzie marmury dla ochrony, by wierni nie wykruszyli świętej skały. W grocie jest ława kamienna, na której spoczywało Najświętsze Ciało. Pokryta jest rów-[s. 608]nież marmurem, i na nim oparta jest mensa. Wejście do groty jest tak niskie, że wchodząc trzeba się schylać. W grobie miałem to szczęście złożyć Bogu ofiarę Nowego Zakonu. Łacinnicy mogą tylko codziennie dwie msze św. odprawiać. Po nich bowiem zaraz na stępują Grecy, Ormianie i Kopci. Msza św. na Jego grobie! Formularz zawsze ten sam o Zmartwychwstaniu. Byłem sam na sam z ministrantem. Wierni klęczą poza grobem. Nawet komunję św. wynosi się dla nich z grobu. Znowu jakieś dziwne wzruszenie, jakiego może jeszcze nie doznałem w życiu. Wszystko przypomina żywo sceny Zmartwychwstania.

W Introicie: Wstałem z martwych - ale jestem jeszcze z wami - a w Ewangelji: „Nie lękajcie się; Jezusa szukacie Nazareńskiego?” Jest lęk, ale zarazem bezkresny poryw duchowy i serdeczna tęsknota za czemś, co kiedy, tak bliskiem tu było....

Wracam do zakrystji. Ministrant klęka i prosi o błogosławieństwo kapłańskie. Błogosławię - a potem całujemy się serdecznie. Kto był tym ministrantem? To p. Lord, dawniejszy profesor przy uniwersytecie w Cambridge w Stanach, z wyznania protest. Polska mu bardzo dużo zawdzięcza. Jemu to Liga Narodów powierzyła w swoim czasie ustalenie granic zachodnich Polski. Zadanie to spełnił p. Lord, kierując się przytem największą życzliwością dla Polaków. Nawróciwszy się przed dwoma laty wstąpił ten wielki uczony do seminarjum duchownego w Bostonie. Obecnie z trzema innymi klerykami odbywał tę pielgrzymkę, by podziękować Bogu za łaskę powołania. Stykaliśmy się z nim codzień. Opowiadał mi dużo [s. 609] o Polsce. Pracy naukowej nie zaniechał. Między innemi przygotowuje nowe wydanie rozprawy o drugim rozbiorze Polski.

W następny piątek o 3 po poł. wzięliśmy udział w Drodze Krzyżowej. Idzie się w tym czasie tą samą drogą, którą szedł kiedyś Chrystus z krzyżem na ramieniu. Dużo było obecnych: zakonnicy, księża, zakonnice, świeccy. Pomiędzy nimi był też p. Lord. Szliśmy razem. Jak się nim budowałem! Dzień poprzednio czuł się niedobrze.

Zwlókł się jednak z łoża, chociaż z gorączką i poszedł. Nie chciał opuścić Drogi Krzyżowej. Zgromadziliśmy się w koszarach Piłata. To pierwsza stacja bolesna. Padamy na kolana. Procesja rusza dalej. Na czele kroczy kawas z patrjarchatu z pałaszem u boku. Idzie zawsze naprzód i zatrzymuje ruch. Jadący na osiołkach czy wielbłądach czekają, dopóty procesja nie przejdzie. Po drugiej stacji schodzimy do doliny Tyropeon.

Myśl nasza cofa się wstecz o 19 wieków aż do Wielkiego Piątku. Tą samą drogą kroczył pochód - a w nim ludzie pełni wrzasku i nienawiści ku swej ofierze. Prowadzono Ją w środku. Jezus wpośród pospólstwa i gawiedzi ulicznej! Ten sam upał, to samo niebo, to samo słońce olśniewające, a posępne. Tak samo mijali ludzie ów pochód, jak teraz nas mijają. Ludzie obojętni, z nudą na twarzy. Z okna dzieciaki arabskie plują na nas, a potem cofają się w głąb tak samo jak kiedyś... Tu oto spotkał Matkę Swą, tam znowu upadł zemdlony pod krzyżem. Ósma stacja jest już blisko Kalwarji. Ostatni upadek. Bazylika obejmuje ostatnie sceny dramatu. Na zakończenie odbyło się nabożeństwo, a potem uroczysta procesja [s. 610] z Najświętszym Sakramentem. Droga Krzyżowa w Jerozolimie. Idąc drogą tą bolesną Chryste, Tyś wiedział, że i my nią pójdziemy, bez Ciebie, ale z Tobą w sercu...

Dziwne to miasto Jeruzalem. Wznoszące się wśród głazów bieli się i mieni wszystkiemi kolorami tęczy. Stare miasto, w którem tyle pamiątek religijnych i świętości, jest brudne. Niema tam prawie ulic, wszędzie tylko schody, które ułatwiają chodzenie po gruncie falistym. Tędy chodzą tylko ludzie, wielbłądy i osiołki objuczone lub dźwigające nieraz całe umeblowanie lub ciężkie głazy do budowli. Po kątach siedzą żebracy, pokryci łachmanami, wyciągając rękę po wschodni bakszisz. W zaułkach gnieździ się nędza ta ludzka, żywiąca się byle czem, odpadka mi i cebulą. A jednak obyć się nie może bez czarnej kawy lub nargilu. Ciekawe tu zobaczysz sceny. O, tam na ośle siedzi jakiś Arab w brudnym burnusie obok niego drepci żona, obładowana tobołkami. Przy niej jej dzieci. Mąż na osiołku - to mu się należy - on wszechwładny tutaj pan.

Mamy znakomitego przewodnika. Jest nim Władzio Dopierało, 16 letni chłopiec - Polak. Włada nieźle pięcioma językami. Po arabsku, francusku, angielsku, włosku i hiszpańsku mówi lepiej aniżeli po polsku. Urodził się w Jerozolimie. Przy była kiedyś pielgrzymka z Polski. Jego matka znajdowała się wśród niej. Poznała Polaka murarza, pobrali się, pozostali tu na dobre. Jest tu wogóle jakieś 30 Polaków, nie licząc 10 urzędników i urzędniczek konsulatu polskiego. [s. 611]

Odwiedziliśmy X. Pinciorka, który zamierza założyć Dom Polski dla pielgrzymów. Serdeczna, polska dusza, ale niepraktyczny staruszek. Dziurawa to jakaś chata, któż w niej zechciałby zamieszkać, kiedy pod ręką Casa Nouova i hospicjum austrjackie i inne wielkie, wygodne hotele? Codziennie od rana do wieczora byliśmy na nogach. Zwiedziliśmy wszystkie pamiątki, tak drogie sercu chrześcijańskiemu. Wszędzie to samo dziwne wzruszenie - i pokochanie tych świętości. Bodaj na zawsze zostać tutajby się chciało - w cieniu Golgoty i Grobu Pańskiego. Byliśmy w kościele św. Anny u sadzawki Betesda i Siloe, w kościele Ecce homo i kaplicy Biczowania. Weszliśmy na górę Syjon do Wieczernika, do kościoła św. Jakóba do pałaców Annasza i Kajfasza. Wstępowaliśmy na górę Oliwną, do wszystkich bazylik, które się wznoszą na miejscach najświętszych.

Dziwne wrażenie wywiera obszerny plac, na którym stała kiedyś świątynia. Wznoszą się tu obecnie meczety Omara i El-Aksa. Wydają się one maleńkie w porównaniu do wielkiego placu. Jest tu ogromnie smutno. Przemawia wieczysta żałość „obnażonej córki Syjonu”. Tu i tam tylko kępy drzew szeleszczą cicho. Zresztą nigdzie zieleni. Gdzie się podziała duma Izraela? Gdzież bogactwa, które oszałamiały jego synów. „Ściany przybytku pokryte ciężkiemi złotemi płytami, jaśniały żywym blaskiem, rażąc oczy niby jaśnienie słońca. U wnijścia zwieszał się olbrzymi złoty winograd, którego, grona dochodziły wielkości człowieka. Zasłona wnętrza utkana z hijacyntu bisioru, karmazynu i purpury”. [s. 612] Dziś tam Izraelicie nawet chodzić nie wolno. Zamiast wspaniałej świątyni mizerne synagogi. Tu się modli lud Izraela - krzykiem przenikającym, w obliczu zniszczonej swoich ojców chwały. Ostatni dzień w Jeruzalem. Idziemy z pożegnaniem na Golgotę. Łzy nasze łączą się z blaskiem lamp i gromnic. Trudno pozostać, trudno odejść. Ostatnie szepty, ostatnie westchnienie Idziemy. W duszy teraz wszystko jest przejrzyste, promienne, a poprzez łzy przesącza się bezmierna radość...

Samochód uwozi nas w stronę Samarji. Patrzymy za siebie. Jeruzalem! Złociste, w promieniach słońca. W oprawie ciemno-szarych murów i baszt strażniczych. Daleko lśni kopuła Bazyliki świętego grobu i jaśnieją wieżyce kościołów i wysmukłe minarety. Patrzymy w milczeniu zasłuchani w szept wieków, płynący od miasta świętego. Smutny powtarzam słowa Psalmisty: Jeśli cię zapomnę Jeruzalem, niech zapomniana będzie prawica moja. Niechaj przyschnie język do podniebienia mego, jeślibym na cię nie pomniał, jeśli bym nie pokładał Jeruzalem na początku wesela mego!


Druk: „Roczniki Katolickie” 6(1928), s. 605-613.

Drukuj cofnij odsłon: 18142 aktualizowano: 2012-02-03 23:04 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone