Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
PK
Chrystus cierpiący.
III. Przed Piłatem i Herodem.
Wspomnienia z pielgrzymki do Ziemi Świętej.
Pytali starsi Jezusa w Wielki Piątek rano: Toś ty jest Chrystus? Odpowiedział im: Sami powiadacie, bo jestem nim. Słowa Jego wydawały się im bluźnierstwem. Przeto osądzili Go winnym śmierci. Powstawszy wiedli Go do Piłata, by jako namiestnik rzymski zatwierdził wyrok. Starsi jednak nie weszli do pałacu, iżby się nie zmazali. Wyszedł więc do nich Piłat i spytał: Co za skargę przynosicie przeciw temu człowiekowi? Odpowiedzieli mu: Gdyby ten nie był złoczyńcą, nie podawalibyśmy Go tobie. I jęli podnosić zarzuty przeciw Jezusowi. Przesłuchiwał, więc Piłat Jezusa. Nie znalazł w Nim jednak przewinienia. Wyszedł więc do Żydów i rzekł im: Ja żadnej winy w Nim nie znajduję. Jednak starsi żydowscy wołali z gniewem: Burzy lud, ucząc po wszystkiej ziemi żydowskiej, począwszy od Galilei aż dotąd. Piłat, słysząc, że Jezus pochodzi z Galilei, odesłał Go do Heroda.
Herod, ujrzawszy Jezusa, uradował się. Wiele już bowiem o Nim był słyszał. Pytał Go więc wiele słów, ale Chrystus mu nic nie odpowiadał. Wzgardził Nim przeto Herod ze swoim dworem, oblekłszy Go na pośmiech w szatę białą. Potem odesłał Go z powrotem do Piłata.
Był zwyczaj, że na dzień wielkanocny namiestnik wypuszczał jednego z więźniów. Miał też natenczas więźnia znacznego, Barabasza, który popełnił mężobójstwo. Rzekł im tedy Piłat: Którego chcecie, wypuszczę wam, Barabasza, czy Jezusa, którego zowią Chrystusem? Przedniejsi kapłani i starsi namówili lud, iżby prosili o Barabasza. Zawołali tedy pełni nienawiści: Strać tego, a wypuść nam Barabasza.
I znowu mówił do nich Piłat, chcąc wypuścić Jezusa. Oni zaś wołali: Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go! Nawet po raz trzeci domagali się, by byt ukrzyżowany.
Piłat więc wypuścił Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować! Wzięli tedy żołnierze Pana Jezusa, ściągnęli z Niego szaty, przywiązali do słupa i biczowali Go wedle zwyczaju.
Wczesnym rankiem odprawiliśmy mszę św. w bazylice Grobu Pańskiego. Odrazu wyruszamy, aby pójść dalej śladami męki Pańskiej. Władzio też już czekał na nas, w klasztorze oo. Franciszkanów. Mimo, że wczesna jeszcze godzina, strasznie jest gorąco. Kamienie ulicy rozpaliły płomienie słońca. Władzio nie zwraca żadnej uwagi na upał.
Prowadzi nas wąskimi uliczkami obok rozlicznych „souków”, czyli bazarów. Ściany domów, rzucają długie cienie. W czarnym tym pasie cienia przesuwają się ludzie w długich, powiewnych burnusach. Ilekroć przechodzą na oświetloną stronę, szaty ich lśniące o barwach krzyczących, stają się złocistymi. Kąpią się wprost w złotych kaskadach słońca. Tłumy ruchliwe płyną jak by nieprzebranym potokiem. Wszędzie krzyk, hałas, ciżba, zamęt. Krzyczą poganiacze osłów lub wielbłądów. Krzyczą na zwierzęta i przechodniów. Przeraźliwie uderzają w mosiężne dzwonki roznosiciele wody. Wreszcie kupcy i przekupnie, zachwalając swój towar. Kłócą się z kupcami klienci, przybyli z „bled”, czyli dalekich wsi. Zgiełk ten nie nastraja duszy na nutę poważną. Smutno się robi, że miasto święte tak zbezczeszczone przez niewiernych.
Wreszcie dochodzimy do „koszar Piłata”. Na tym miejscu, tj. na gruzach fortecy Machabeuszów, kazał kiedyś Herod wznieść warownię i pałac. Warownia, nazwana na cześć Antoniusza „Antonią”, była arcydziełem sztuki wojennej. Strzegły jej na czterech rogach cztery wieże obronne. W niej też obozowały rzymskie legiony. Pałac o wysokich marmurowych kolumnach łączył w sobie wykwint rzymski z przepychem Wschodu. Był to przybytek godny rzymskiego prokuratora, namiestnika. Wszystko to jednak legło z czasem w gruzach.
Dopiero w roku 1858, przy kopaniu fundamentów pod nowy ko-[s. 153]ściół, znaleziono tak zw. Litostrotos. Było to wybudowanie, wyłożone płytami kamiennymi, przed pałacem prokuratora. Mówi o nim w swej ewangelii św. Jan: A Piłat usłyszawszy te mowy, wywiódł przed ratusz Jezusa i siadł na stolicy sądowej, na miejscu, które zowią Litostrotos, a po żydowsku Gabbatha. W tym samym czasie odkopano też schody, które prowadziły do pałacu prokuratora. Po nich to, wprowadzali żołnierze Pana Jezusa przed oblicze Piłata. Przewieziono je, jako drogą pamiątkę do Rzymu. Tam je umieszczono w osobnym kościółku, który nosi nazwę: „Scala Sancta” - Święte schody. Gdym był przed trzema laty w Rzymie, odwiedziłem ten kościółek. Znajdujące się w nim „Święte schody” odbierają wielką cześć od wiernych. To też wolno po nich wchodzić tylko na klęczkach. Kto wejdzie klęcząc po wszystkich 30 stopniach i odmówi przytem pacierze, dostępuje odpustu zupełnego.
Pamiętam, jakeśmy wchodzili w ten sposób z pewnym starszym lekarzem z Małopolski. Posuwaliśmy się z trudem z jednego stopnia na drugi, odmawiając przytem różaniec. Mój towarzysz, cierpiący na serce, jakoś się bardzo tym męczył. Nie chciał jednak odstąpić od świętego zamiaru. Gdyśmy się wreszcie wspięli już na ostatni stopień zawołał: - Nie ma ksiądz pojęcia jak bardzo się cieszę! Uważam sobie za największe szczęście, że mogłem niegodny, choć na klęczkach wlec się po tych kamieniach, po których kiedyś stąpały święte stopy mego Zbawiciela.
Dawniejszy pałac, rezydencja namiestników, jak mówiłem, zniszczał i rozpadł się w gruzy. Później dopiero go odbudowano. Mieszkali w nim „Sandziaki”, czyli rządcy Jerozolimy. Później obrócono go na magazyny. Przed wojną zaś były tu koszary tureckie. Obecnie są tu znowu magazyny i arabska szkoła.
Jakiś stary Arab, w białym turbanie na głowie, otwiera nam bramę. Wchodzimy na obszerny dziedziniec. Stajemy w głębokiej zadumie. Nie przeszkadza nam ani hałas ulicy, ani igraszki szkolne dzieci. Tu oto przyprowadziła nienawistna tłuszcza żydowska na wpół omdlałego Zbawiciela. Tu Go oskarżali przed prokuratorem rzymskim.
- Znaleźliśmy Go podżegającego naród nasz i zakazującego dani dawać cesarzowi i mówiącego, że jest Chrystusem królem. Tu też Zbawiciel, odpowiadał z spokojem, kiedy Piłat jął Go pytać: Toś ty jest król żydowski? Królestwo moje - odrzekł Jezus - nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje z tego świat było, wżdyby się bili słudzy moi, żebym nie był wydany Żydom, lecz teraz królestwo moje nie jest stąd. A gdy Piłat Go spytał, czy jest istotnie królem, odpowiedział mu Jezus: Sam mówisz, że ja jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem n a świat, aby świadectw dać prawdzie.
Pretorium Piłata! Jezus zelżony ze związanymi rękoma przed sądem poganina. Stoi przed nim pełen godności i majestatu. Nic broni się ani żebrze miłosierdzia. Woła jednak zań prorok słowy pieśni kościelnej:
Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił?
W czemem zasmucił albo w czem zawinił?
Jam ci był wodzem w kolumnie obłoku,
Tyś mnie wiódł słuchać Piłata wyroku.
Idziemy dalej w duchu za Chrystusem. Widzimy Go w pośrodku zgrai - jak Go wiedzie przed sad Herodowy. Odległość to zaledwie kilkuset kroków. Idziemy wąską uliczką, a potem zbaczamy ku bramie św. Szczepana.
Uliczka to gwarna. W „soukach” kipi życie. Przez dziury w płachtach i matach przedziera się słońce. Wszędzie go tu pełno. Przecina sklepiki złotymi pasmami i plamami. W ciemnych zagłębieniach siedzą kupcy z podwiniętymi nogami jak posagi Buddy. Czekają na klientów. Towar rozrzucony w wielkiej ilości. Czego tu niema! Stoły, stoliki inkrustowane kością słoniową, szafki, framugi do okien, półki, wyroby plecione z różnych materiałów, wschodnie makaty!
Wzdłuż uliczki rozsiadły się całe roje „meskinów”, czyli żebraków ulicznych. Jest dużo wśród nich kalek i ślepców. Wyciągają ręce i monotonnym głosem proszą o jałmużnę. Przechodzień daje pieniądze. Czasami też rzuca do ich koszyczków kawałek chleba, czy placka lub resztki „kuskusu” ulubionej potrawy narodowej.
„Nharek mebruk!” Szczęśliwego dnia! „Allah ianuek!” Niech ci Bóg dopomoże! „Allah ihhafdek”. Niech cię Bóg ma w swojej opiece! - wołają chóralnie rozradowani meskini. I przechodzień zadowolony, że spełnił dobry uczynek. Kładzie rękę na sercu - „Emczi bes slama” - zostańcie w pokoju, rzecze i idzie dalej.
Zapewne to nie ta sama uliczka, którą prowadzono Zbawiciela do Heroda. Wszystko się zmieniło. Ale może i wówczas takie same tu były stragany. Może te same szeregi meskinów. Może niejeden ślepiec z nich wolał jak ów żebrak ślepy w Jerycho: Synu Dawidów, z miłuj się nade mną. Może skrępowane ręce Zbawiciela błogosławiły im, a usta Jego święte, po raz ostatni wymawiały słowa uzdrowienia. Miejsce, na którym stał tu kiedyś pałac Heroda, znajduje się obok bramy św. Szczepana. Jest tam mocno zniszczona kapliczka, należąca do prawosławnych. Stał tu kiedyś wprawdzie piękny kościół, wzniesiony ręką Krzyżowców, zawalił się jednak i zniszczał doszczętnie. Uświęcił Chrystus to miejsce swoim milczeniem. Herod pytał Go o wiele rzeczy. A On mu nic nie odpowiadał. Herod na odpowiedź nie zasługiwał, bo był publicznym rozpustnikiem. I wydrwił Go Herod i kazał przyoblec w białą szatę na pośmiewisko. Przypomniały mi się tu strofy „Gorzkich Żali”:
Jezu! od Heroda i dworzan,
Królu chwały, zelżywie wyśmiany,
Jezu, mój kochany!
Jezu! w białą szatę szydersko
Na większy pośmiech i hańbę ubrany,
Jezu, mój kochany!
Wracamy w duchu z Jezusem do Piłata. Rzucamy tylko okiem na pretorium. Tam zaprowadzono Jezusa po raz wtóry przed Piłata, by wymóc na nim wyrok śmierci. Kiedy zaś Piłat się wahał, rozległ się tam, oto na tym wzgórzu wrzask tak ogłuszający i piekielny, że słyszało go miasto całe i te góry judzkie, co tam błękitnieją wdali: Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go, ryczał tłum. [s. 154]
Druk: „Przewodnik Katolicki” 11(1928), s. 153-154.