Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
PK
Czego Polska jeszcze nie widziała. Procesja eucharystyczna.
W niedzielę w Poznaniu działy się dziwy. Jest wcześnie rano. Z wysokich wieżyc kościelnych odezwały się radośnie rozedrgane dzwony. Spiżowym potężnym głosem oznajmiały miastu i okolicy początek wspaniałej uroczystości. I na odgłos tych dzwonów zaczęły się zbierać organizacje, bractwa pod swymi sztandarami niby proporcami wojennymi. Stanęły w ordynku karne szeregi z wszystkich stron Polski. O wód warciańskich aż do potoków dniestrowych, od turni tatrzańskich aż do Bałtyku polskich wód nie brakło nikogo. Z poza granic naszej ojczyzny nawet przybyła miła nam brać, ba, nawet ci, których od nas dzielą oceany, stawili się wraz.
Na Boga, co się z Poznania zrobiło? Toć to nie miasto, to niby jakaś ogromna, przecudną świątynia. W powietrzu łopoczą sztandary polskie, papieskie. Pozawieszane girlandy niby bluszcz przedziwny pną się po w willach i kamienicach. Wzdłuż domów zieleni się brzozowy gaj. A ściany płoną tysiącami świateł i kobierców a kwiatów wszędzie, jakoby kwiecisty deszcz jakowy spadł na gród nasz nadwarciański.
Wszystko gotowe. Wybiła godzina dziewiąta. Za katedrą grzmią armaty. To salwy honorowe polskiej artylerii. Równocześnie polski żołnierz prezentuje broń. Ruszają. Na czele pochodu kroczą ułani z muzyką. Za nimi dzieci szkolne zorganizowane w przeróżnych bractwach kościelnych. Dalej młodzież nasza ukochana. Idą sprężystym, elastycznym krokiem, ci, co są przyszłością narodu. Idą harcerze, harcerki w mundurkach. Setki proporczyków znaczą ich szeregi. Idzie brać strzelecka, idą marynarze, sokoli, sokolice. Idą ósemkami w zwartych i karnych szeregach, jako że na straży stoją narodu Chrobrych obyczajem. I znowu orkiestra, których razem było blisko dwadzieścia. Przygrywa do pieśni nabożnych, co płyną w rozsłoneczniony błękit nieba.
Śpiewają wszyscy. Śpiewają pieśni jedną za drugą. A z taką wiarą śpiewają z takim gorącym zapałem, że zda się nam wszystkim, jakoby niebo się otwierało, jakoby anioły Pańskie wsłuchiwały się w pienia i modły ludu polskiego. A oni idą wciąż i wciąż. Całe przedpołudnie szli bez przestanku. Za śpiewakami kroczą poszczególne diecezje. Krakowianie i Pińszczanie w oryginalnych strojach ludowych. Rozglądają się z zaciekawieniem wkoło. Przecież to rzeczy, które po raz pierwszy oglądają w życiu. Mimo zmęczenia kroczą raźno naprzód, wierni rycerze Chrystusa-Króla!
Idą rodacy wychodźcy. Z Niemiec. Łotwy, Rumunii i Ameryki przyjechali hołd złożyć Jezusowi. Niejednym łza się zakręciła w oku, boć to kawałek nieba na ziemi. A za gardło chwyta wszystkich ta cudowną katolicka parada.
- Ach Boże, jakie to śliczne - odzywają się głosy tych, co stoją podle drogi.
Pochód eucharystyczny dobiegał do końca. Kompania honorowa poprzedzała długi korowód zakonnic i księży. W środku szły biało ubrane dziewczątka, milusińscy nasi, co z dumą świętą rzucały kwiatuszki Jezusowi, zapach wiosny i życia. Zapłonęły potem fiolety prałatów i kanoników. Zamigotały złociste mitry trzydziestu biskupów. W końcu zabłysły pastorały pasterzy ludu. Potem kroczył sam Legat, dostojny wysłannik Ojca św. Asystowali mu X. Infułat Kłos, redaktor Przewodnika i X. Prałat Coli.
Wreszcie ukazał się Ten, który był ośrodkiem wspaniałych uroczystości. Nieśli Go na barkach kapłani w rozelśnionej monstrancji. Dla niego to słońce świeciło, u Jego stóp padały róże czerwone i białe, rzucane drżącymi rękami z balkonów i okien. Jemu to łopotało dwa tysiące sztandarów niesionych w pochodzie. Jemu to śpiewał dwustutysięczny tłum: „Twoja cześć chwała, nasz wieczny Panie! Na wieczne czasy niech nie ustanie”. Za monstrancją szedł Prymas Polski. Poczym władze z przedstawicielami Majestatu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej zamykały pochód. Takie to były dziwy niedzielne. Takeśmy w tryumfie prowadzili Króla - Chrystusa przez Przemysława sławetny gród. To nie był sen o czarownym grodzie z bajki. Rzeczywistość niebiańska, jakiejśmy dotąd nigdy nie oglądali, godna Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie.
X. Posadzy [s. 410]
Druk: „Przewodnik Katolicki” 28(1930), s. 410.