Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

(1898-1984)
Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik

PK

Od Pacyfiku po Atlantyk.

Przyjeżdżamy do Saskatoon, prowincji Saskatchewan. Miasto liczy 100.000 mieszkańców. Polaków około tysiąca.

W Saskatoon

Rodacy nasi zatrudnieni są w fabrykach, w rzemiośle. Niektórzy posiadają własne farmy w pobliżu miasta. Niestety, Polacy nic mają własnego duszpasterza. Przyjeżdża do nich raz na miesiąc ks. Smyczyk T.Chr. proboszcz z Krydor. Z jego inicjatywy powstało ostatnio Katolickie Stowarzyszenie Polaków. Prezesem został ruchliwy p. Zygmunt Indyk. Odwiedzamy go w jego własnym, pięknym domu przy 409 Avenue G South. Gospodarz z żoną i córką, studentką chemii, przyjmują nas z wyjątkową życzliwością. Pan Zygmunt pracuje ciężko w fabryce, by utrzymać rodziną. Musi też wystarczyć na spłatę samochodu, a zwłaszcza pożyczki zaciągniętej na kupno domu. Wszystkie jednak wolne chwile poświęca pracy społecznej.

„Proszę księdza, tu za granicą musimy iść wszyscy ławą. Jesteśmy tu zresztą awangardą Polski” - mówi z naciskiem.

Polacy w Saskatoon mimo braku stałej opieki duszpasterskiej, zweryfikowali się jako dobrzy katolicy. Choć jest ich niewielu, uradzili zbudować właściwy kościół. Zakupili działkę za 5.000 dolarów przy ul. 20-th Street M. Już zbierają pieniądze na budowę kościoła. Oglądam listę ofiarodawców. Z pietyzmem patrzę na podpisy oraz wyszczególnione za nimi ofiary. Pismo nieraz mało wyraźne, stąd nazwiska ledwie czytelne. Za to serca gorące, drgające miłością Boga i tej dalekiej Ojczyzny.

Miejscowemu Biskupowi Kleinowi nie dają spokoju. Delegacja za delegacją nachodzi Biskupa, by im się postarał o księdza polskiego. I my złożyliśmy wizytę ks. Biskupowi w jego przytulnej rezydencji przy katedrze. Ten młody, energiczny biskup przyjmuje nas w swoim skromnie umeblowanym gabinecie. Spod długich krzaczastych brwi spoglądają na nas głęboko osadzone czarne oczy. Opowiada nam, że w czasie Soboru poznał niektórych biskupów polskich. Nawiązując do celu naszej wizyty, mówi z niekłamanym entuzjazmem: „Podziwiam gorliwość i zapał apostolski waszych rodaków. Możecie być z nich dumni. Oczywista, że uczynię wszystko, co będzie w mojej mocy”.

Wieczorem zebranie Polaków na sali wynajętej od Węgrów. Nasi stawili się gromadnie. Powitania, deklamacje dziewczynek w strojach narodowych. Opowiadam o swej podróży, o Polsce. Słuchają z napiętą uwagą. Potem stawiają pytania bez końca. Wszystko ich interesuje. Spotkanie kończymy odśpiewaniem pieśni „Boże, coś Polskę”. Potem powrót do Krydor.

Jadąc ulicami miasta, słyszymy za nami charakterystyczne sygnały policji porządkowej. Nie uświadamiamy sobie, o co chodzi. Stajemy jednak posłuszni na wezwanie. Pędzący za nami samochód zatrzymuje się również. Wychodzi z niego starszy pan w kraciastej koszuli. To chyba ktoś z tajnej policji - myślimy sobie. Ale już za chwilę okazuje się, że to nasz rodak, pan Babiarz. Nie mogąc nas dopędzić, dawał sygnały policyjne, aby nas zmusić do zatrzymania. Następnie nasz przyjaciel wyciąga z walizki wędliny, pieczywo i inne smakołyki.
„To dla was, kochani goście z Polski. I to z wielkiej wdzięczności, boście tego wieczoru przypomnieli ml moje ojczyste strony”.

Z Krydor 900 km samochodem z powrotem do Calgary. Jeszcze dwa dni pobytu wśród Polonii w tym mieście. Pożegnanie na sali Związku Polaków. Przemówienia, wyznania wierności i przywiązania, deklamacje, wspólne śpiewy. [s. 436] „Lubimy takie uroczystości, bo każda z nich mobilizuje ducha polskiego i cementuje naszą wspólnotę” - mówi na zakończenie prezes Związku p. Władysław Chuchla.

Na wschód Kanady

Z Calgary samolotem do Toronto. Jakieś 4000 km lotu. Wzbijamy się na wysokość 12.000 metrów. Tam na zachód Góry Skaliste, wielkie miasto portowe Vancouver i bezkresny Ocean Spokojny. Lecimy odrzutowcem linii lotniczej „Trans Canada Airlines”. Jest to przedsiębiorstwo państwowe. Prócz togo istnieje wielka linia lotnicza „Canadian Pacific Airlines”, która znajduje się w rękach prywatnych. Są jeszcze inne linie prywatne, które przewożą pasażerów i towary do wszystkich części Kanady. Tu zresztą ludzie chętniej podróżują samolotem niż koleją. Toteż w pociągach pustki, mimo wielkich napisów propagandowych umieszczonych przez zarząd kolei. Napisy głoszą: Go relaxed, go by train - chcesz odpocząć, jedź pociągiem.

Lądujemy w Robina, stolicy prowincji Saskatchewan. Szkoda, że nie ma czasu na odwiedzenie ks. Prałata Gockiego, wielkiego, niezmordowanego apostola polskości w tym mieście. Krótka przerwa i już za chwilę szybujemy dalej nad wielkimi preriami prowincji Manitoba. I znowu postój w Winnipeg, stolicy tej prowincji. Wymiana pasażerów i dalej podniebnym szlakiem nad bogatą prowincją Ontario. Lecimy nad miastem Fort William, nad Wielkimi Jeziorami, Lake Superior i Lake Huron. Liczne okręty na jeziorach i potężne elewatory na brzegach wypełnione eksportową pszenicą wyglądają jak drobne czarne punkciki. Te olbrzymie jeziora mają bezpośrednie połączenie z Atlantykiem. Droga wodna św. Wawrzyńca łączy je bezpośrednio z Montrealem. Kanałem tym, głębokości 12 metrów, płyną duże okręty oceaniczne z całego świata do wielkich miast Kanady i USA - Toronto, Bufallo, Cleveland, Detroit, Chicago. Po czterech godzinach lotu lądujemy na lotnisku w Toronto, drugim największym mieście Kanady.

Bohaterscy Oblaci

Zamieszkujemy w domu O.O. Oblatów Niepokalanego Poczęcia N.M.P. przy ul. Indian Trail. Jest to siedziba O. Schmidta, przełożonego prowincji polskiej Oblatów. W Kanadzie wszyscy ze czcią wymawiają imię tego Zgromadzenia. Mówi się o „białej epopei” Oblatów w Kanadzie. Oni to dokonali najliczniejszych nawróceń wśród Indian, zwłaszcza Irokezów i Huronów w północnej Kanadzie. Po dziś dzień opiekują się katolickimi Indianami, metysami i półindianami na dalekiej północy.

Poświęcenie ich niepojęte. Wśród długiej zimy srożącej się 50-stopniowym mrozem, przesuwają się na saneczkach ciągnionych przez psy. To znowu latem wśród much i komarów, na chwiejnych łódeczkach w ślad za koczowniczymi szczepami. Toteż Pius IX nazwał ich „białymi męczennikami”.

Jednego z nich chciano odwołać z tej krainy wiecznych lodów. Misjonarz odpisał pokornie: „Błagam, pozwólcie mi tu pracować i cierpieć. Będę żył rybami, jak moi Eskimosi. Będę się ogrzewał lodem jak oni”. Był to O. Turquetil, największy apostoł Eskimosów. W całej Ka-[s. 437]nadzie, w dziesiątkach diecezji pracuje obecnie 2000 kapłanów i braci-koadiutorów tego Zgromadzenia. Stanowią oni główny trzon duchowieństwa w tym kraju.

Prowincja polska O.O. Oblatów oddała wielkie usługi sprawie polskiej. Polscy Oblaci tworzyli parafie polskie, budowali polskie kościoły. Organizowali życie polskie w Kanadzie. Po dziś dzień 56 kapłanów tego Zgromadzenia pracuje wśród naszej Polonii. Z O. Antonim Rabiegą. Dyrektorem Misji, zwiedzamy parafie polskie w Toronto. Pulsuje w nich intensywne życie katolickie i polskie. Szczególnie imponuje nam parafia św. Stanisława, prowadzona przez O. Murawskiego, Oblata. Kościół poprotestancki, zakupiony przez bogatego protestanta i darowany Polakom. Protestant ten był kiedyś na nabożeństwie polskim w wypożyczonym przez nich małym kościółku. Uderzyły go pieśni polskie, śpiewane z prawdziwym dynamizmem. Rozrzewniło go to głębokie przywiązanie do wiary. Wykupił więc za własne pieniądze obszerną świątynię od protestantów i darował ją Polakom. Było to w roku 1911.

Obok kościoła wielka sala zebrań. Pod tą salą salki katechetyczne, nowoczesne kręgielnie, tak bardzo popularne w Kanadzie. Przy parafii istnieje nawet kasa oszczędności. Nasi rodacy składają tu swe uciułane dolary. Z funduszów tych udziela się pożyczek długoterminowych. Z pożyczek korzystają głównie młode małżeństwa.

Następnie O. Antoni obwozi nas po tym wielkim, wspaniałym mieście. Dojeżdżamy do ulicy Yong Street. Ulica ta to kanadyjska trasa W-Z. Jest to chyba jedna z najdłuższych ulic świata. Zaczyna się od jeziora Ontario, biegnie następnie prostą linią przez całe miasto z południa na północ. Jej przedłużenie to Yong Street Highway, autostrada biegnąca w głąb prowincji Ontario. Pod Yong Street zbudowano nowoczesną kolej podziemną, pierwszą w Kanadzie.

Polska nad Ontario

Następnie oglądamy najważniejsze gmachy miasta. Imponuje nam budujący się nowy ratusz, według projektu fińskiego architekta Vilio Revel. Koszt - 24 miliony dolarów. W Toronto wznosi się dużo nowych budowli, w tym nowy dworzec lotniczy, najnowocześniejszy w Kanadzie. Przy budowie ratusza i lotniska pracuje spora gromada naszych rodaków.

Wjeżdżamy na Queen Street, nazwaną przez naszych „Kwiną”. Przy tej ulicy mieszka najwięcej Polaków. „Kwina” jest ulicą raczej skromną. Widać stare kamienice, poprzedzielane domkami jedno lub dwupiętrowymi. Przy tej ulicy znajdują się biura „Związku Polaków w Kanadzie” i „Kongresu Polonii Kanadyjskiej”. Tu też mieszczą się redakcje półtygodnika „Związkowiec” i tygodnika „Głos Polski”.

W pobliżu „Kwiny” jest druga polska ulica - Dundas Street. Tu wychodzi trzecie pismo polskie „Kronika Tygodniowa”. Na obu tych ulicach słychać często mowę polską. Mój towarzysz potrafi nawet rozróżnić Polaków, którzy niedawno przyjechali z Polski. Pytam się, po czym ich poznaje. „Niech ksiądz się dobrze przyjrzy tym dwojgu ludziom po tamtej stronie ulicy. Ręczę, że dopiero od kilku dni są w Kanadzie. Odrębny ubiór, niepewne ruchy”.

Tuż obok nad brzegami jeziora Ontario znajduje się świeżo założony „Gzowski Park”. W tym pięknym parku wzniesiono okazały pomnik na cześć tego wielkiego Polaka. Inż. Kazimierz Gzowski (1813-1898) pochodził z Krzemieńca. Po upadku powstania listopadowego tuła się kilka lat po Europie. Potem emigruje do Kanady. Jako młody inżynier buduje mosty, drogi, reguluje rzeki. Szczytowe jego osiągnięcie to most nad rzeką Niagarą, łączący Kanadę z Stanami Zjednoczonymi. Kanada zalicza Gzowskiego do czołowych swoich cywilizatorów. Ostatnio wydano pamiątkowy znaczek pocztowy z podobizną naszego rodaka, w ilości 40 milionów.

Jest jeszcze cały szereg innych Polaków, którzy w przeszłości oddali wielkie usługi Kanadzie. I dziś jeszcze około 300 000 Polaków wnosi swój zapał pionerski w rozbudowę tego kraju-giganta rozciągającego się od Pacyfiku po Atlantyk. [s. 437]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 42(1963), s. 436-438.

Drukuj cofnij odsłon: 15005 aktualizowano: 2012-01-24 17:31 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone