Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
PK
Z Kongresu Eucharystycznego w Kartaginie.
W czasie trwania kongresu obradowały najrozmaitsze sekcje narodowe. Sekcja polska zebrała się 9 maja w kościele Matki Boskiej Różańcowej, należącym do XX. Salezjanów. Msze św. odprawił X. biskup Radoński. Poczym X. biskup Okoniewski wygłosił Słowo Boże. Wskazał na znaczenie kongresu dla Afryki północnej. Na jej obszarach kwitło kiedyś bujne życie chrześcijańskie. Tu działali wielcy ojcowie Kościoła, jak św. Augustyn i Cyprian. Tu nauczał sławny Tertulian, tu liczne synody wnosiły nowe życie do społeczności Chrystusowej. Stratował bujne te łany święte najeźdźca. Chrześcijaństwo jednak odradza się tu na nowo, a dowodem tego dzisiejszy kongres.
Następnie X. Kardynał-Prymas Hlond zagaił obrady. W swym przemówieniu podkreślił dostojny mówca, ów zwycięski pochód chrześcijaństwa na ziemiach, afrykańskich. Innowierczy żołnierz prezentuje broń przed biskupami a i władze oddają cześć Kościołowi. Pierwszy referat wygłosił X. biskup Przeździecki z Siedlec nt.: „Eucharystia a praca unijna”. Eucharystia jest tym ośrodkiem, który jednoczy narody i prowadzi je do Boga. Pokój świata w Eucharystii i przez Eucharystię: „Panie, do kogóż pójdziemy? Słowa żywota wiecznego masz”.
W drugim referacie p. minister Puławski przedstawił rolę Eucharystii w życiu religijnym wychodźstwa polskiego. Dla biednego tułacza polskiego Jezus eucharystyczny jest jedyną ostoją i źródłem mocy, co go krzepi religijnie i narodowo.
X. Cieszyński z Poznania, w ostatnim referacie omówił znaczenie Eucharystii w dziejach narodu oraz literatury polskiej. Była Eucharystia słońcem pokrzepienia i zwycięstwa, tak w zaraniu naszego istnienia jak i później w chwilach wielkich, przełomowych. Dowodem tego Grunwald, Zbaraż, Jasna Góra a zwłaszcza wiktoria wiedeńska. Objawiła się Eucharystia w życiu naszych królów i świętych jako potęga twórcza, promieniejąca najpiękniejszymi blaskami w ich życiu. Począwszy od św. Wojciecha poprzez Kunegundę, św. Kazimierza i św. Stanisława, aż do najnowszych czasów święci polscy okazali się szczególniejszymi czcicielami Najświętszego Sakramentu.
Może najciekawiej objawił się nasz stosunek do Eucharystii w życiu naszych największych wieszczów. Komunia św., Msza św., wszystkie te nabożeństwa eucharystyczne uskrzydlają wyobraźnię Mickiewicza, Krasińskiego a osobliwie Słowackiego. Sienkiewicz, Kossak-Szczucka, Rydel i inni, piszą piękne karty o czci eucharystycznej naszego narodu.
X. Kardynał-Prymas podziękował w serdecznych słowach referentom za budujące odczyty. Obecnych zachęcał, iżby sami rozpaleni żarem miłości dla Jezusa eucharystycznego, apostołami Jego byli na ziemiach polskich. - Na zakończenie popłynął z ust naszej gromadki mocarny hymn „Boże, coś Polskę”. Śpiewaliśmy z rozrzewnieniem. W niejednych oczach błysnęły, łzy. Wszak byli wśród nas tacy, którzy tej pieśni dawno nie słyszeli. Byli przecież z nami wychodźcy nasi z Francji, a nawet kilku Polaków z Tunisu. Znalazł się tam nawet jakiś Górnoślązak, który pełni służbę w legii cudzoziemskiej.
Tymczasem odbywały, się nabożeństwa i posiedzenia plenarne. Na pierwszy plan wysunęły się uroczyste Msze święte, wśród których tłumy łączyły, się z kapłanami w pożywaniu Ciała i Krwi Pańskiej. [s. 320]
Na wzgórzu Byrsa słuchaliśmy wymownych słów najznakomitszych mówców, niekiedy członków Akademii francuskiej.
Niezapomniane to były chwile. Legat papieski, kardynałowie i biskupi zasiedli pod gołym niebem, jak się kiedyś biskupi zbierali przed portykami kościołów. Przed nami najwspanialszy widok, jaki dać może zatoka Morza Śródziemnego. Stary port fenicki i rzymski, spokojna zatoka o barwie szafiru, ruiny rozsiane po wybrzeżu. Zdala błękitnieją szczyty góry Bu Korum, poświęcone kiedyś bożkowi Baalowi.
Najpotężniejsze, bo do głębi wzruszające wrażenie wywarło nabożeństwo mężczyzn. Odbyło się ono wieczorem w przeddzień zamknięcia kongresu wśród ruin dawniejszego amfiteatru. Nieprzeliczone rzesze mężczyzn spieszą wśród mroków wieczornych na arenę amfiteatru. Zdało się, że to jeszcze czasy prześladowania, kiedy to ukradkiem schodzono się za miastem na nabożeństwo. Arena się zapełniła. Ta sama arena, którą niegdyś zbryzgiwała krew męczenników. Zaczynają śpiewać. Pieśń taka potężna, że wypełnia każdą szczelinę tych starych głazów i do podziemnych nawet lochów wpada, kędy niegdyś czyhały zgłodniałe lwy. Nastaje cisza. Biskup z Chalons mówi o Eucharystii, twórczyni nieśmiertelnych męczenników i świętych. Potem na znak przysięgi zapalają się tysiące świec. Tysiące ust powtarzają: Credo in unun Deum - Wierzę w Boga Jedynego. Od tego morza głów jaśniejących wśród zalewu migocących świec idzie jakiś zapal, niby huragan nadziemski, co patrzącego chwyta za gardło. Potem klękają znów wszyscy. Jezus utajony w Najświętszej Hostii błogosławi swym rycerzom na święty bój.
Kongres dobiegał do końca. Zakończyła go uroczysta procesja w niedzielę dnia 11 maja. Wyruszyła z bazyliki św. Ludwika na górze Byrsa. Szła do amfiteatru i wróciła znowu do bazyliki.
Tłumy olbrzymie w liczbie 80 tysięcy czekają podle drogi. Samolot unoszący się nad nami daje znaki. Słychać śpiewy na górze. Procesja rusza, pod wtór pieśni i muzyki orkiestralnej. Wspaniały to i rzadko widziany pochód. Idą pod swymi od złota kapiącymi chorągwiami bractwa najrozmaitsze i towarzystwa katolików afrykańskich. Idą delegacje poszczególnych narodów. Idą nasi. Niosą chorągiewki narodowe i transparent z napisem Pologne - Polska. Śpiewają na przemian pieśni eucharystyczne. Idą zakonnicy, misjonarze afrykańscy w najróżnorodniejszych habitach. Na ich czele kroczą Ojcowie biali w czerwonych fezach na głowie. Idą tysiączne rzesze kapłanów w komżach białych. Kroczą długie szeregi biskupów. Płoną purpury kardynałów.
Wreszcie wśród zmiennych obłoków kadzidlanych pod złotym baldachimem w misternej monstrancji rozlśnionej cudnymi diamentami, ukazał się Ten, który był ośrodkiem wszystkiego. Niosły Go drżące dłonie Kardynała-Legata. Zagrzmiały fanfary. Niby łan żywych kłosów pochyliły się głowy. I spłynęła na nie niby rosa ożywcza łaska Pańska. O salutaris Hostia - O Przenajświętsza Hostio. Ten hymn śpiewaliśmy na zakończenie tej świętej chwili. Na drugi dzień nasz okręt „Solunto” odbijał od brzegów afrykańskich. Staliśmy wszyscy na pokładzie. Ląd znikał nam przed oczami. Wówczas to jakby na pożegnanie runęła w rozsłonecznione przestworza staropolska pieśń: „Twoja cześć chwała”. Wracaliśmy podniesieni na duchu i z wdzięcznością w sercu za wielkie rzeczy, które nam uczynił Pan.
X. Posadzy [s. 321]
Druk: „Przewodnik Katolicki” 22(1930), s. 320-321.