Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

(1898-1984)
Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik

PK

Chrystus cierpiący.
II. W Ogrodzie Oliwnym.

Wspomnienia z pielgrzymki do Ziemi Świętej.
Zwrócił się Pan Jezus do zgrai i spytał: „Kogo szukacie?” Odezwały się głosy: „Jezu są Nazaretańskiego”. Rzekł im Jezus: „Jam jest”. Oni zaś padli na ziemię z przerażenia. Spytał ich tedy znowu:, „Kogo szukacie?” Oni zaś odpowiedzieli: „Jezusa Nazaretańskiego”. I rzekł im: „Powiedziałem wam, iżem ja jest. Jeśli tedy mnie szukacie, dopuśćcie tym odejść!”.

Szymon Piotr dobył tedy miecza i uderzył sługę arcykapłana. Pan Jezus zganił Piotra, a dotknąwszy się sługi, uzdrowił go. Tedy żołnierze związali Jezusa. Oddział ustawił się w szeregi, a potem ruszył naprzód. Zeszli z Góry Oliwnej. Szli dalej przez dolinę Jozafata obok licznych cmentarzy umarłych. Wkroczyli do miasta cicho, bez rozgwaru. Wreszcie stanęli w pałacu Annasza, arcykapłana. Annasz był teściem Kajfasza, który w tymże roku piastował godność arcykapłańską.

Mimo, że była już północ, zwołano zebranie Wysokiej Rady. I pytał Go Kajfasz o naukę i uczniów. Rzekł mu Jezus: „Jam zawsze uczył w bóżnicy i kościele..., pytaj tych, co mnie słuchali. Oto ci wiedzą, com mówił”. Jeden z sług uderzył za to Jezusa w jego świętą twarz. I jęli przesłuchiwać świadków, iżby coś zdrożnego w nim znaleźli. Jezus zaś milczał. Tedy najwyższy kapłan rzekł, mu uroczyście: „Poprzysięgam Cię przez Boga żywego, abyś nam powiedział, jeśliś Ty jest Chrystus, Syn Boga żywego?” I odpowiedział mu Jezus: „Jam Jest”.

Wtenczas najwyższy kapłan rozdarł szaty swoje: „Otoście słyszeli, bluźnierstwo. Co wam się zda? - zapytał. Oni zaś odpowiedzieli: „Winien jest śmierci”. Żołnierze pluli nań z pogardą i bili po świętej twarzy. Związawszy go ponownie, prowadzili do dworu Kaifaszowego. Tam bowiem było więzienie. A Piotr św. po trzykroć się zaparł Mistrza swego. Przechodząc spojrzał Pan Jezus na Piotra. Piotr zaś wyszedł z podwórza arcykapłańskiego i płakał gorzko.

Żołnierze wtrącili Jezusa do lochu ciemnego, I czekał tam Jezus, aż wzejdzie to słońce wielkopiątkowe, które zachodzić już miało nad Jego krzyżem...

Idziemy śladami Jezusa pojmanego w Ogrójcu. Przechodzimy przez most nad Cedronem. Potok przecina tu ową królewską dolinę, „kędy Melchizedech, król Salemu, chleb i wino wyniósłszy, błogosławił Abrahamowi”. Następnie spuszczamy się do doliny Jozafata, którego grobowiec tu się znajduje.

W tej to dolinie, Jozafat śpiewał pieśni pochwalne, sławiąc Boga Najwyższego. Z wdzięczności tak śpiewał, kiedy Amonitów i Moabitów rozbiły wojska Izraela. W tej dolinie też ma się odbyć Sąd Ostateczny przy końcu świata. Tak głosi ogólne podanie. Opiera się ono przy tym na proroctwie Joela:

„Niech powstaną narody,
A przyciągną na dolinę Jozafata.
Bo tam siedzieć będę, abym sądził
Wszystkie narody okoliczne”.

Prorok jednak miął na myśli Sąd Boży nad ościennymi narodami Izraela, które naród wybrany skrzywdziły, a ziemie Jego podzieliły między sobą.

Bądź jak bądź Żydzi biorą przepowiednię dosłownie w swej trosce o literę. Przeto jest najgorętszym życzeniem każdego Żyda, aby prochy jego spoczęły w Jozafatowej dolinie. To też w Jerozolimie widać niezwykle dużo Żydów - starców, którzy przybyli z dalekich krajów, by w mieście świętym dokonać swego żywota. Za życia już „zakupują sobie miejsce w świętej dolinie. Płacą różnym wyzyskiwaczom za to grube pieniądze. Nieraz oszczędności całego życia idą na ten cel. Główna rzecz, by na Sądzie Bożym stanąć jak najbliżej Bożego tronu. Dolina Jozafata ponure na nas robi wrażenie. Jak daleko tylko okiem sięgniesz, widzisz tylko płyty grobowe, spalone od słońca, popękane. Napisy grobowe wymyły deszcze, [s. 140] zatarły czasy. Tyle grobów, same groby! Gdzie niegdzie tylko jakaś oliwka lub krzak dzikiej róży, wyrasta ze złomów kamienia - oazy w dolinie umarłych. Ze zboczy skalistych zieją otwarte grobowce zamożnych. Są puste. Wyjęto z nich trupy, bogactwa. Niema tu życia prawie nigdzie. Raz po raz jaszczurka wystraszona prześlizgnie się między kamieniem lub wąż przesunie się wśród zrębów skalnych. Niema tu drogi żadnej. Tylko wąska ścieżka przerzyna owo dziwne miasto umarłych. Ponad wszystkim unosi się jakiś spokój dziwny a przerażający. Zda się, że groby, dolina, jaskinie, wyczekują odgłosu trąby archanielskiej w sądny dzień.

Na lewo widać „Górę Zgorszenia”. Wystawił tam Salomon w swym zaślepieniu ołtarze fałszywym bogom. „Zbudował na górze przeciw Jeruzalem zbór Chamosowi, bałwanowi Moabu, Molochowi, bałwanowi synów Amona”. „To samo uczynił wszystkim swoim żonom cudzoziemkom, które paliły kadzidła i ofiarowały bogom swoim”.

Jeszcze dalej widać owo Hakeldama, „rolę krwi”, którą kupili kapłani za Judaszowe srebrniki - na cmentarz dla pielgrzymów. I spełniło się Zacharjaszowe proroctwo:

„I wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę oszacowanego,
i dali je na rolę garncarzowi, jako postanowił Pan”.

Łatwo tu zbłądzić wśród tych dolin, pagórków i ścieżyn krętych. Przeto poprosiliśmy w klasztorze OO. Franciszkanów o przewodnika. Chętnie zgodzono się na nasze życzenie. Wybór padł na Władzia Dopierałę, naszego ziomka, który pracuje w drukarni klasztornej Władzio liczy 17 lat i robi bardzo mile wrażenie. Urodził się w Jerozolimie. Przed wojną przybyła tutaj kiedyś pielgrzymka polska. Matka Władzia znajdowała się również wśród pielgrzymów. Pokochała miasto święte i została, tym więcej, że znalazła uczciwe zajęcie. Poznała się tu z pewnym Polakiem, który tu już dawniej zamieszkał. Pobrali się - ślub w Jerozolimie! Władzio jest chłopczykiem bardzo zdolnym. Zna aż pięć języków. Nie tylko je zna, ale włada nimi doskonale. Mówi, więc płynnie po arabsku, francusku, angielsku, włosku i hiszpańsku, nie licząc oczywiście języka ojczystego. To też chętnie wysuwają go Ojcowie jako przewodnika dla pielgrzymów. Idziemy więc w trzech. Przeszliśmy przez mały wąwóz, porośnięty kaktusami o długich, ostrych kolcach. Napotykamy duże jaszczurki zielone i różowe. W szczelinach popękanej ziemi czyhają na zdobycz: pająki i skolopendry. Tu i tam pasą się kozy lub owce czarne. Mijamy nędzne lepianki arabskie lub też duary, czyli grupy czarnych namiotów koczowniczych pastuchów. Wybiegają z nich ku nam czarne dzieciaki arabskie i wrzeszczą hałaśliwie: Ui luil! Ui luil.

Zatrzymujemy się dopiero przy Wieży Dawidowej. Oto najstarsza budowla jerozolimska. Zbudował ją król Dawid. Miała być główną warownią w stolicy. Burzono ją w ciągu wieków kilkakrotnie. Lecz główne mury, z nieociosanych głazów zbudowane, ostały się. To też Kościół św. sławi w Litanii Loretańskiej Matkę Bożą jako „Wieżę Dawidową”. Tak samo bowiem Najświętsza Maryja Panna jest ostoją i dźwigarem Kościoła katolickiego, jak Dawidowa wieża była ostoją świętej stolicy.

Wreszcie zatrzymujemy się przed kościołem św. Jakuba Starszego, apostoła. Przez obszerny dziedziniec wchodzi się do jego wnętrza. Wewnątrz wszędzie przepych i bogactwo niebywałe. Marmury wszędzie, nawet posadzka z marmuru. Ściany zaś zdobią wielkie tafle porcelanowe, jaśniejące żywą barwą i szafirowym deseniem. Władzio prowadzi nas do małej kapliczki. Tutaj jeszcze większy przepych. Ściany wyłożone są masą perłową i słoniową kością. W zagłębieniu przed ołtarzem znajduje się miejsce, na którym Herod Agrypa kazał ściąć apostoła. Idziemy jeszcze kilka kroków i wstępujemy do kościółka śś. Aniołów. Należy on do zakonnic ormiańskich, które obok kościółka mają swój klasztor. Na tem oto miejscu stał kiedyś pałac Annaszowy. W pierwszych wiekach pobudowano na fundamentach tego pałacu kościół. Kościół został jednak z czasem zburzony. Później dopiero odbudowano go w dzisiejszej szacie. Kościółek niewielki!

Rozmiary jego mają [s. 141] być tę same, co rozmiary sali w pałacu arcykapłańskim. Jego ściany są również wykładane lazurową porcelaną. Bogaty ołtarz i zdobne pilastry świadczą o czci, jaką kościółek otaczają wierni. Władzio pokazuje nam miejsce, na którym stał Zbawiciel przed sądem Wysokiej Rady. Tu oto pytał Kajfasz Pana Jezusa, czy jest Mesjaszem i Synem Bożym. Na tym też miejscu dał Jezus odpowiedź, na którą czekały wszystkie wieki, cały Stary Testament. I twarz jego święta oblekła się majestatem, a spojrzawszy w rozwścieczone oczy Kajfaszowe, odrzekł dobitnie i stanowczo: „Tyś powiedział. Jam jest. Jednak powiadam wam, że odtąd ujrzycie syna człowieczego, siedzącego na prawicy Bożej i przychodzącego w obłokach niebieskich”.

Przeżywamy wszystkie te wspomnienia. W kościółku dookoła cicho. Z ust naszych nie pada żadne słowo. Słyszymy wyraźnie Chrystusowe słowa, a potem - darcie szat, wykrzyknik grozy i brutalne pogróżki... Przed kościółkiem rośnie parę drzew oliwnych.

Mają one wyrastać z korzeni owego drzewa oliwnego, do którego żołnierze przywiązali Jezusa, nim Go wezwano do sali. Mówi legenda że drzewo to z żałości pękło na widok przywiązanego Zbawiciela. Opuszczamy te święte zakątki... Kierujemy teraz swe kroki ku miejscu, na którym stał kiedyś pałac Kaifaszowy. Upał daje się nam we znaki. Niebo śle całe potoki promieni złocistego, gorącego słońca. To też prawie, że nie widać żadnej twarzy europejskiej. Tylko Arabowie, Beduini, Fellachowie przesuwają się obok nas. Ocierają spocone twarze połami burnusów. Spotykamy licznych handlarzy wodą. Na plecach dźwigają duże wory z koziej skóry z sierścią na zewnątrz. Wory te lśnią się od wody, która kapie przez szwy. Dzwonią w dzwonki mosiężne i wołają ochrypłym głosem: Tessaut! Baredma! Pragnienie! Zimna woda! Dochodzimy u reszcie do klasztoru OO. Asumpcjonistów. Ojcowie posiadają tu rozlegle tereny, na których odkopują dawniejsze ulice i zabudowania Jerozolimy z czasów Chrystusowych. Dokopali się z czasem resztek pałacu Kaifaszowego. Na tym też miejscu budują nową, wspaniałą bazylikę. Wychodzi nam na przeciw O. Superior w długim białym płaszczu i oprowadza nas po wykopaliska i budowlach. Przyłącza się, do nas jego krewny, porucznik z francuskiej armii syryjskiej.

Praca wre. Budują jakby na wieczne czasy. Z pobliskich gór na wielbłądach zwożą olbrzymie głazy. Na miejscu obciosywują je kamieniarze arabscy. Tam znowu zaprawia się cement z wapnem. Gdzie indziej kowale prężą i wyginają żelazne sztaby. Beton, żelazo i głazy. To chyba już mocne będzie budowanie!

Bazylika wznosi się właściwie na miejscu, na którym znajdowało się więzienie, owa ciemnica, w której zamknięto Jezusa aż do ponownych przesłuchów w Wielki Piątek. Schodzimy do niej po stopniach. Podobna ona do słynnych lochów w więzieniu memertyńskiem w Rzymie, w których przebywał Piotr. Jest to głębokie wydrążenie w miękkiej skale, do którego więźniów spuszczano na sznurach. Jeden bowiem tylko otwór znajdował się wysoko ponad głową więźnia. Innego wyjścia, czy otworu nie było. Ucieczka, przeto była niemożliwa.
Klękamy, całujemy krzyżyk dla dostąpienia odpustu zupełnego.

Więzienie Chrystusowe! Tej strasznej chwili niepodobna sobie wyobrazić bez wybuchu łez i wzruszenia dogłębnego... Za grzechy Izraela, za grzechy świata, za grzechy nasze Chrystus w ciemnym i zimnym lochu więziennym!

Jezu w ciężkim smutku i żałości,
Tęskliwą śmierci bojaźnią stroskany, Jezu mój kochany.
Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony!
Dla nas zelżony i pohańbiony!
Bądź uwielbiony, bądź wysławiony, Boże nieskończony!

X. Posadzy [s. 142]


Druk: „Przewodnik Katolicki” 10(1928), s. 140-142.

Drukuj cofnij odsłon: 18183 aktualizowano: 2012-02-03 16:44 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone