Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

(1898-1984)
Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik

t. I

19. List okrężny

Piętnasta rocznica założenia Towarzystwa.


 

Misericordiam Domini in aeternum cantabo (Ps 88, 1).

Tegoroczne święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryl Panny było zarazem uroczystym świętem całego Towarzystwa. W dniu tym bowiem, piętnaście lat temu, z woli Opatrzności Bożej, a za przyczyną Niepokalanego Serca Maryi Panny, zrodziło się nowe zgromadzenie zakonne, które później z ust samego papieża otrzymało nazwę "Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców".

Piętnaście lat temu, w pamiętne popołudnie niedzieli sierpniowej, klęczał u stóp Prymasa Polski i Założyciela Towarzystwa pierwszy aspirant i przyszły przełożony nowego Zgromadzenia. Błogosławieństwo prymasowskie, a potem krótkie żołnierskie słowa: „A więc - In nomine Domini!".

Z rozrzewnieniem wspominamy te piętnaście lat historii naszej młodziutkiej rodziny zakonnej. Wszak te trzy pięciolecia to jedno nieprzerwane pasmo łask i błogosławieństw Bożych.

Pierwsze pięciolecie! Prześcignęło ono najśmielsze nasze marzenia. Wszak pod koniec tych pierwszych pięciu lat było już 60 kleryków i przeszło stu braci. W Potulicach w osobnym domu przemysłowym powstały zakłady graficzne, warsztaty ślusarskie, stolarskie l Inne pomniejsze. W Poznaniu stanął obszerny dom studiów.

Zdumienie ogarnęło wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy Towarzystwo uważali za „fantazję kardynalską". Posypały się gratulacje i z kraju i z zagranicy. Ale i piekło się odezwało jako zapowiedź przyszłych prześladowań: „W Potulicach powstała nowa wylęgarnia niebezpiecznych bakterii papieskich" - pisała warszawska „Myśl Wolna".

W uroczystości uczestniczyli J. Em. kord. Prymas Założyciel, wojewoda pomorski i poznański, Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz liczni przyjaciele i dobrodzieje Towarzystwa. Obchód odbywał się u stóp świeżo zbudowanego pomnika ku czci Królowej Wychodźstwa Polskiego. W przemówieniach padały słowa o wspaniałym starcie Towarzystwa Chrystusowego, o nadziejach w nim pokładanych przez społeczeństwo i wychodźstwo polskie. Myśmy zaś zapewniali naszych dostojnych gości, że z pomocą Bożą dotrzymamy słowa, by w duchu zupełnej ofiary z siebie stanąć kiedyś w polskich szeregach i wychodźczych z hasłem naszym na ustach: „Wszystko dla Boga i Polskiej Rzeszy Wychodźczej".

I minęło znowu pięć lat.

Nadszedł rok 1942. Drugi ten okres Towarzystwa - jakżeż odrębny od pierwszego. Wojna światowa wypędziła nas z naszych domów zakonnych. Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców samo znalazło się na wychodźstwie.

Uroczystość drugiego pięciolecia odbywała się w czasie naszych rekolekcji kapłańskich w Górze Kalwarii. Przełożony, który parę tygodni temu cudownie tylko wydostał się z rąk gestapo, mógł tylko ukradkiem uczestniczyć w tej uroczystości.

Towarzystwo było w rozsypce. Kilkudziesięciu członków przebywało w obozach koncentracyjnych i więzieniach, inni na robotach przymusowych. Lista zabitych i zamordowanych wykazywała już siedemnaście ofiar.

Przełożony w swym przemówieniu nawoływał do ufności: „Przyszłość nasza jest jasna i promienna, bo Boża. Przeciwności i przykrości towarzyszyć muszej każdemu dziełu Bożemu. Najstraszliwsza burza nie zdoła obalić dzieła, którego Bóg pragnie. Dzieła Boże osiągają zawsze zwycięstwo - wielkie zwycięstwo Chrystusowego Serca".

I znowu minęło pięć lat.

W historii narodów a często i w historii zgromadzeń panuje często ruch falisty. Po okresach ciężkich doświadczeń następują okresy świetlane. Tak też było i z Towarzystwem. Zaraz po ukończeniu wojny mimo rozsypki, rozproszenia i strat poniesionych (26 ofiar) Towarzystwo staje do pracy duszpasterskiej, włączając się czynnie w życie Kościoła.

Dziś Towarzystwo w liczbie 64 kapłanów, 60 braci rozwija swą działalność w Egipcie, Francji, Niemczech, a zwłaszcza na Pomorzu Zachodnim. J. Em. kard. Prymas Założyciel zaczyna czynić starania o „decretum laudis".

Powołań napływa coraz więcej, l tak do tegorocznego nowicjatu kleryków przyjęto dziesięciu maturzystów licealnych, a Małe Seminarium liczy 90 wychowanków. Posiew krwi chrystusowców z czasów wojny zaczyna wydawać owoce. „Sangius martyrum, semen christianorium". My wszyscy, których nas Bóg wybrał jako narzędzia dla rozbudowy swego dzieła, mimo tych zewnętrznych osiągnięć, wołamy w poczuciu swej niegodności: „Servi inutlies sumus, quod debuimus facere, fecimus. Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam".

Analizując te piętnaście lat historii Towarzystwa zastanówmy się, czy ono, po ludzku mówiąc, choć w części skorzystało z wielkich łask, którymi Bóg je obsypał dla osiągnięcia swoich zamiarów.

Na polu doskonałości i uświęcenia się członków

Największe wysiłki Towarzystwa winny były zdążać do uświęcenia się jego członków. Stanowi to przecież główny cel Towarzystwa (§ 1 Ustaw). Bo na cóż by się przydało, choćbyśmy mieli najwspanialsze plany i wyniki zewnętrzne, a w życiu wewnętrznym się zaniedbywali?

Rozróżniamy dwa stopnie doskonałości zakonnej. Stopień nadzwyczajny, wymagający obok specjalnej łaski Bożej nadzwyczajnych wysiłków oraz stopień zwyczajny, wymagany od wszystkich zakonników.

Stopień nadzwyczajny w okresie przedwojennym osiągnął, tak się nam wydaje, nasz kleryk śp. Józef Miękus. Jego świątobliwe życie i jego śmierć, złożona Bogu dobrowolnie jako ofiara za Towarzystwo, stały się „kamieniem węgielnym, na którym śmielej i doskonalej zaczęły się wznosić dalsze zręby budowania młodego Towarzystwa" (słowa śp. ks. prałata A. Żychlińskiego). Książka Anny Zahorskiej „Ofiara poranna", opisująca jego życie, znalazła się we wszystkich bibliotekach sodalicyjnych i niejedną duszę zapaliła do większej miłości Bożej.

Z okresu wojennego wymienić należy zwłaszcza naszych bohaterów męczenników. Z rozrzewnieniem wspominamy nazwisko kleryka nowicjusza M. Ruczyńskiego, b. porucznika Ułanów Grudziądzkich. Ten zapalony adorator Najświętszego Sakramentu i gorący czciciel Matki Bożej wysłany z początkiem wojny po zajęciu Potulic do domu, nie może usiedzieć na miejscu. Coś go wyrywa do kochanych Potulic, do regularnego życia zakonnego. Pieszo udaje się w daleką drogę. Pisze stamtąd wspaniałe listy apostolskie o cierpieniu i zdaniu się na wolę Bożą, aż w końcu życie swoje oddaje za Chrystusa.

Podobnie piękną śmiercią umiera młodziutki ks. Henryk Herbich i tylu innych kleryków i braci, których imiona są wypisane na tablicy pamiątkowej w domu poznańskim i jako jasne gwiazdy jaśnieć będą zawsze na firmamencie młodziutkiego Towarzystwa.

Śp. ks. Paweł Kontny dokonuje czynu bohaterskiego na polu nam właściwym i w pracy duszpasterskiej. Na wieść, iż umundurowani zbirzy nastawają na czystość panieńską jego parafianek, udaje się natychmiast, by stanąć w obronie zbeszczeszczanej cnoty. Trafiony kulami zbirów, pada na swym posterunku, jako dobry pasterz, który duszę swoją daje za owce swoje. Ten ofiarny zryw apostolski młodego duszpasterza wywołuje głęboką cześć dla jego czynu w całym społeczeństwie. Jego pogrzeb zamienia się w pochód triumfalny. Jego grób zimą i latem zasypany jest kwiatami. Ludzie modlą się za jego wstawiennictwem. Ulica nazwana jego imieniem, świadczyć będzie po wsze czasy o szczytnym bohaterstwie młodego duszpasterza chrystusowca.

Oto kilka tylko wymienionych kwiatów świętości nadzwyczajnej, które zakwitły na niwie Towarzystwa.

Chodzi jeszcze o to, czy i stopień zwyczajny świętości zakonnej, przez użycie środków podanych w Ustawach, został osiągnięty. Decyduje tu oczywiście ogólny poziom duchowy członków, bez względu na wyskoki wzwyż oraz niedociągnięcia i odchylenia od wymaganego ogólnego poziomu.

Osądzi to najlepiej Pan Bóg. Ocenią to także ludzie, którzy z nami się stykają. Mamy jednak w Bogu nadzieję, że ogólny poziom właściwy członkom zgromadzeń zakonnych, w znacznej części został osiągnięty. Jeśli tak jest rzeczywiście, mimo braków wypływających z charakteru i temperamentu polskiego oraz z okoliczności, wśród których powstało Towarzystwo, to jest to walna zasługa łaski Bożej. Za św. Pawłem każdy z członków może w tym względzie słusznie powtórzyć: „Z łaski Bożej jestem tym, czym jestem" (1 Kor 14,10).

Na polu pracy duszpasterskiej

W okresie przedwojennym Towarzystwo przygotowywało dopiero swoje kadry duszpasterskie. W tym czasie Towarzystwo obsługiwało tylko jedną placówkę wychodźczą w Estonii. Za to w okresie wojennym kapłani nasi weszli od razu w wir pracy nad duszami i to w diecezjach katowickiej, kieleckiej, krakowskiej, lubelskiej, podlaskiej i tarnowskiej. Na terenach zajętych przez Niemców - kapłani Towarzystwa pracowali jawnie tylko w Bydgoszczy, w ukryciu zaś w rejonie Ostrowa Wlkp. Poza tym kilku kleryków, którzy zgłosili się dobrowolnie do robót lub zostali do nich zabrani przymusowo, podtrzymywało ducha wiary i polskości wśród rodaków na dalszych terenach Rzeszy. Ten sam cel spełniało również 19 braci Towarzystwa. Jedni jako ochotnicy, inni wywiezieni do Rzeszy, dawali wzruszające przykłady gorliwości apostolskiej. Nie bacząc na przeszkody ze strony władz obozowych, urządzali wspólne modlitwy poranne i wieczorne, nabożeństwa majowe i październikowe, zachęcali do udziału we Mszy św., dozwolonej dla Polaków co miesiąc, wykładali katechizm oraz przygotowywali swych towarzyszy w razie potrzeby do pierwszej Komunii św. W miarę przedłużania się wojny, coraz głośniej zaczęły dochodzić z Rzeszy bolesne wołania: „Na wychodźstwie polskie dusze giną". Wołanie to w Towarzystwie nie mogło minąć bez echa.

Pragnąc złożyć ofiarę na rzecz polskich dusz wychodźczych, czterech kapłanów Towarzystwa zgłasza dobrowolnie swą gotowość na wyjazd do Rzeszy. Zamieniając sutannę na bluzę robotniczą, rejestrują się w urzędzie pracy i wyjeżdżają za podrobioną kartą rozpoznawczą, świadomi tego, że w razie zdemaskowania grozi im pewna śmierć.

Wpływ ich na otoczenie staje się bardzo wielki. Modlitwa, przykład, dobre słowo, oto tajemnice ich powodzenia. By jeszcze dodać swym ludzkim poczynaniom pełni skuteczności, składają Bogu w ukryciu Najświętszą Ofiarę. W ślad za nimi wysyła się do Rzeszy po gruntownym przeszkoleniu jeszcze trzech innych kapłanów, nie będących członkami Towarzystwa. Innym polem pracy Towarzystwa, związanym ściśle z głównym jego zadaniem, to praca duszpasterska w przejściowych obozach dla robotników, wyjeżdżających do Rzeszy. Ludzie w tych obozach tzw. „dulagach" oglądali się za pomocą religijną, lecz o dopuszczeniu kapłanów do obozów przez władze niemieckie nie można było marzyć.

A może by jednak popróbować? Pod koniec roku 1942 za zgodą abpa metropolity krakowskiego A. S. Sapiehy, dwóch księży zjawia się u samego „ministra" pracy. Spada na nich jak lawa gorąca, potok wyzwisk i obelg pod adresem duchowieństwa polskiego. Świetna argumentacja o potrzebie pracy duszpasterskiej w obozach, przekonywuje „ministra". W końcu zgadza się na wszystko.

Jeden z tych księży zostaje kapelanem naczelnym, a drugi jego zastępcą. W porozumieniu z biskupami polskimi wszystkie obozy otrzymują kapelanów. Kapelani stają się nie tylko duszpasterzami obozowymi, lecz nadto nawiązują ścisłą łączność z wyjeżdżającymi, wyszukując wśród nich apostołów, którzy mają podtrzymywać ducha w swoim otoczeniu.

Wkoło kapelana grupuje się cały sztab pracowników, którzy załatwiają liczną korespondencję z łącznikami w Rzeszy, uskuteczniają wysyłki paczek z książkami itd. Nie dziw przeto, że tak szeroko zakrojona praca wzbudziła podejrzenie u Niemców. Kilku z kapelanów aresztowano i osadzono w obozach koncentracyj nych.

Inni kapłani Towarzystwa, pracując po parafiach, także nie spuszczali z oka głównego swego zadania. Utrzymywali stały kontakt z parafianami, wywiezionymi na roboty. Robotników przyjeżdżających na urlop wypoczynkowy do domu przygotowywali zaś do pracy apostolskiej wśród kolegów.

Jeden z księży chrystusowców z archidiecezji krakowskiej co dwa miesiące posyłał każdemu z wywiezionych parafian, specjalnie redagowane „Wiadomości parafialne" z krótkim streszczeniem kazań niedzielnych oraz słowami zachęty. Z jego też inicjatywy wysyłano zbiorowe paczki z książkami i żywnością dla najuboższych robotników z parafii. Akcja ta spotkała się z wielkim uznaniem abpa metropolity A. Sapiehy. Arcypasterz wydał osobny list do wszystkich proboszczów z zaleceniem, by każdy proboszcz w podobny sposób zaopiekował się swoimi parafianami, przebywającymi w Rzeszy.

Po zakończeniu działań wojennych, kapłani Towarzystwa spieszą od razu z pomocą duszpasterską do diecezji chełmińskiej, gnieźnieńskiej, poznańskiej i włocławskiej.

W maju 1945 roku rozpoczyna się specjalna karta w historii duszpasterskiej Towarzystwa. Jeszcze dymią zgliszcza ruin Szczecina, a już z pierwszą ekipą polskich pionierów zjawia się w tym mieście kapłan chrystusowiec. Odtąd Towarzystwo na tym terenie obejmuje placówkę po placówce. Przy tym kieruje się szczytnym hasłem swego Założyciela: „Da mihi animas, caetera tolle". Nie wyciąga więc ręki po Wschowy, Słupska, Koszaliny czy inne miasta, lecz w zwartych rejonach bierze pod swą opiekę duszpasterską odleglejsze wioski w tym przeświadczeniu, że ksiądz świecki tam nie pójdzie. Dziś na Pomorzu Zachodnim pracuje już 30 kapłanów Towarzystwa, obsługując przeszło 100 kościołów.

Za granicą obowiązki duszpasterskie spełnia 12 kapłanów Towarzystwa.

W Niemczech kapłani ci pracują w obozach polskich. Dwóch z nich pełni funkcje duszpasterzy objazdowych na terenie kilkudziesięciu gromad polskich w obrębie diecezji kolońskiej, monasterskiej i paderbornskiej. Mają oni propagandę narodowo-socjalistyczną.

We Francji nasi kapłani pracowali dotychczas jedynie w rejonie paryskim. Ostatnio objęli oni jedną z największych polskich placówek w Bruay-en-Artois. Jeden z kapłanów Towarzystwa redaguje największy tygodnik polski we Francji „Polskę Wierną" a równocześnie przygotowuje filie posłannictwa naszego we własnym domu Towarzystwa w Roubaix.

Na terenie Egiptu działa jeden kapłan chrystusowiec.

Na polu szerzenia nabożeństw

Ustawy Towarzystwa nakazują jego członkom głębokie życie eucharystyczne. Członkowie winni kłaść nacisk na zrozumienie wielkości Najświętszej Ofiary oraz na należyte pojmowanie i pielęgnowanie nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa (§ 3 i 64c). Nadto winna cechować członków „głęboka, synowska miłość i cześć do Matki Najświętszej" (64c).

Mając takie wskazania, kapłani Towarzystwa w swej pracy duszpasterskiej szerzyli w szczególniejszy sposób kult Eucharystii, a zwłaszcza nabożeństwo do Serca Jezusowego. Zdaje się nam, że pierwsze piątki oraz godziny święte, były w naszych parafiach więcej rozpowszechniane niż gdzie indziej. Nigdzie też w kazaniach i konfesjonale nie podkreślano z takim naciskiem znaczenia Mszy św. oraz potrzeby łączenia się z kapłanem, odprawiającym Mszę św. Również i szerzenie kultu Matki Najświętszej, zwłaszcza praktyki o świętym niewolnictwie z miłości, znalazły w naszych kapłanach entuzjastycznych szermierzy.

Z szeregów naszych młodych duszpasterzy wyszła też piękna inicjatywa wprowadzenia osobnej comiesięcznej „Niedzieli Małżonków". W myśl tej inicjatywy niedziela ta ma być przeznaczona na uświęcanie się wzajemne małżonków, na specjalne modlitwy za nich oraz na uświadamianie wiernych o znaczeniu i zadaniach rodziny katolickiej. Projekt ten miał być wniesiony na obrady Episkopatu Polskiego.

Na polu nauki

Towarzystwo jako zgromadzenie duszpasterskie nie ma specjalnych zadań pod względem naukowym. Niemniej sześciu kapłanów Towarzystwa przygotowuje się do doktoratu, a ośmiu do magisterium. Ich prace naukowe z zakresu wszystkich dziedzin teologii stanowić mogą niemały przyczynek dla teologii polskiej. Gotowa do druku jest książka o św. Pawle, napisana przez jednego z naszych księży. Nadto dwaj klerycy Towarzystwa odbywają studia na Gregorianum w Rzymie, a kilku innych ma być wysłanych do Instytutu Katolickiego w Paryżu.

Praca wydawnicza

Od samego początku Wydawnictwo nasze starało się wzbogacić naszą ubogą literaturę katolicką. Chodziło nam głównie o książki, popularyzujące najważniejsze zagadnienia religijne i światopoglądowe. Drukowaliśmy również książki, przeznaczone wyłącznie dla celów duszpasterskich, jak np. trzytomowe dzieło ks. prof. Szukalskiego „Katechezy", „Katechizm diecezjalny", „Nowa historia biblijna" itd. Wszystkich książek i broszur wyszło dotychczas nakładem naszego Wydawnictwa przeszło 800 tysięcy.

Przed wojną wydawaliśmy trzy czasopisma: „Głos Seminarium Zagranicznego", „Cześć Świętych" oraz „Mszę Świętą" w łącznym nakładzie 140 tysięcy egzemplarzy. Zaraz po wojnie wznowiliśmy wydawanie „Mszy Świętej", by nadal spełniać zadanie wytyczone nam przez Ustawy.

Wobec braku książek do nabożeństwa, zniszczonych celowo przez okupanta, Wydawnictwo nasze przystąpiło od razu do druku tych książek. Wydano dotychczas „Nasze modlitwy", „W górę serca", „Chwalcie Pana", „Mszalik dla dziatwy". A więc i pod tym względem Towarzystwo nasze starało się wesprzeć sprawę katolicką w Polsce.

Ocena osób spoza Towarzystwa

Ciekawą jest rzeczą śledzić wypowiedzi Ojca świętego, biskupów polskich, kapłanów oraz świeckich, którzy ustnie lub pisemnie wyrażali swą opinię o Towarzystwie. Dużo tych wypowiedzi na piśmie zostało zniszczonych wraz z głównymi naszymi aktami w czasie działań wojennych. Niektóre z nich jednak zachowały się. Po wojnie doszły nowe wypowiedzi biskupów polskich, znajdujące się w listach prywatnych oraz w naszej Księdze Pamiątkowej. Zwroty takie jak „wspaniały rozwój Towarzystwa uważam za jeden z wielkich cudów Bożych, których byłem świadkiem w moim życiu" lub „mówiąc po ludzku, nie wyobrażałem sobie nigdy, by Towarzystwo potrafiło duchowo tak skrzepnąć, a na zewnątrz tak wspaniałą rozwinąć działalność" - potwierdzają powyższe wypowiedzi.

Reasumując to wszystko dochodzimy do wniosku, że Towarzystwo w ciągu tych minionych 15 lat pod opieką Serca Bożego za szczególnym wstawiennictwem Królowej Wychodźstwa Polskiego starało się odpowiedzieć woli Bożej, umacniając w duszach Królestwo Chrystusowe. Widzimy również, że w ciągu tych lat choć pierwiastek ludzki niejednokrotnie zawodził, pierwiastek Boży święcił w Towarzystwie niebywałe triumfy.

Stąd dla nas pocieszające upewnienie, że Towarzystwo jest dziełem Opatrzności, powołanym do życia głosem Ojca świętego Piusa XI (§ 4 Ustaw). Wszak nie może to być drzewo złe, które rodzi takie owoce. Wszak po owocach ich poznacie (Mt 7,20). Towarzystwo może więc nadal liczyć na szczególne łaski i błogosławieństwo Boże.

„Wierny jest Bóg, który was powołał do Towarzystwa Syna swego Jezusa Chrystusa" (1 Kor 1,9).

Nowe pięciolecie

I nowe pięciolecie jest jasne, promienne - bo Boże. „Opera Dei sunt perfecta" - powiada św. Tomasz. Dla swego dzieła Pan Bóg i w nowym pięcioleciu zarezerwował cały szereg specjalnych łask.

Sądząc po ludzku, przyszłe pięciolecie Towarzystwo obchodzić będzie już w ustroniu potulickim. Już za rok, jeśli nie będzie przeszkód zewnętrznych, zbierze się pierwsza Kapituła Generalna. Towarzystwo przez wybranych delegatów wypowie się w sprawie składu przyszłego Zarządu, w sprawie Ustaw oraz co do innych pilnych spraw, będących tematem obrad.

Prawdopodobnie Stolica Apostolska przez wydanie „decretum laudis" udzieli dalszej aprobaty nowemu dziełu. W ten sposób Towarzystwo zbliży się do tej radosnej chwili, od której istnieć, już będzie na prawach papieskich.

Liczne szeregi kapłanów Towarzystwa wyruszą do Francji i krajów zamorskich dla ratowania polskich dusz wychodźczych. Ujrzą ich również szerokie rozłogi misyjne Wschodu.

Uruchomione zostanie własne seminarium duchowne, w którym profesorami będą kapłani Towarzystwa.

I Małe Seminarium otrzyma własny personel profesorski. Liczbę wychowanków Małego Seminarium podniesie się do 250.

Zmontuje się na nowo Potulickie Zakłady Graficzne. Sprowadzi się do nich nowoczesne maszyny. Uruchomi się i inne warsztaty, a w Potulicach brzmieć będzie chóralna pieśń pracy. Tak samo jak brzmiała kiedyś przed nadejściem krwawej pożogi w wojnie.

„Maiora horum videbitis" - pisywał nam ks. Prymas Założyciel, ilekroć donosiliśmy mu z Potulic o nowych łaskach otrzymanych, l w tym nowym pięcioleciu ujrzymy na pewno jeszcze większe cuda miłosierdzia Bożego i opieki Jego nad Towarzystwem.

Stanie się to wszystko jednak tylko pod tym warunkiem, że z największym pietyzmem pielęgnować będziemy pierwotnego ducha, nakreślonego nam przez Ustawy Towarzystwa. Dlatego też na ten nowy okres wysuwamy jako pierwsze hasło: „Instaurare spiritum principalem!".

Dochodzenie o odnowienie w członkach ducha bezgranicznego ukochania sprawy Bożej, o tę żądzę ofiary z siebie dla dobra dusz, o tę bezgraniczny karność wewnętrzną w duchu wiary.

Prymas Założyciel kard. A. Hlond na tę odnowę kładzie szczególniejszy nacisk. On też powtarza często słowa, pisane dla nas kiedyś z Rzymu: „Modlę się dla was o serca wielkie, o ducha apostolskiego, o pewne i wyłączne oddanie się zadaniom Towarzystwa. O taki żar gorliwości, iżby spalił co samolubne, a miłością Bożą bez granic spotęgował wszystko, co jest pierwiastkiem szlachetnym w sercach waszych". Ponadto w nowym pięcioleciu pragniemy położyć większy nacisk na współdziałanie z Towarzystwem. W początkach chodziło nam o to, by członkowie czuli z Towarzystwem - „sentire cum Societate".

Później staraliśmy się o wyrobienie w członkach zdecydowanego współżycia z Towarzystwem - „vivere cum Societate". Miało ono wykluczyć wszelki partykularyzm i wybujały indywidualizm, wszelkie objawy separatyzmu i wstrętnego sobkostwa.

Obecnie chodzić nam będzie o usilne i bezwzględne współdziałanie z Towarzystwem - „agere cum Societate". „Świętość i pożytek Towarzystwa będzie odtąd waszą synowską troską" - tak przemawiał do nas przełożony w dniu naszej profesji słowami obrzędu ślubnego. Prymas Założyciel zaś powtarza często, że „Dla Towarzystwa trzeba wszystko poświęcić, dla niego każdego trudu się podjąć, dla niego każdą ofiarę ponieść".

Toteż hasło wysunięte w rym względzie na nowe pięciolecie brzmi: „Sentire, vivere, agere cum Societate!".

Dla realizacji tych haseł nie wystarczą ludzkie siły. Potrzeba nam pomocy z nieba. Tym więcej, że zły duch przeszkadzać będzie w osiągnięciu naszych zamiarów. Należy jednak o tę pomoc bezustannie prosić. By ją zdobyć, trzeba przypuścić do nieba wspólny szturm modlitw, trzeba siłą wydrzeć niebu łaski.

Cała ufność nasza w Chrystusie Wodzu naszym. „Pokładamy ufność w Tym, który nas tu przyprowadził, a w którym wszystko możemy".

Tłumy w pościgu za Nim wołają: „Nie chcemy, aby On królował nad nami!".

My zaś coraz natarczywiej wołać będziemy: „Chrystusie Wodzu, króluj nam!".

Cała ufność nasza w Niepokalanym Sercu Królowej Wychodźstwa Polskiego.

„Do ufności pobudza nas nasza Niebieska Pani, która nas tu sprowadziła, a której opiece polecamy wszystkie dni naszego życia zakonnego. Ona stała przy boku młodego Kościoła. Ona szczególniejszą opiekę otacza każde młode zgromadzenie. Ona nie odmówi i nam swej pomocy, jeśli Ją synowską miłością miłować będziemy. „Ego diligentes me diligo".

Tą ufnością ożywieni idziemy śmiało w nasze czwarte pięciolecie. Czujemy się na rękach najlepszego z Ojców, najwierniejszego z Przyjaciół: „A gdybym też chodził i w ciemnościach śmierci nie ulęknę się złego, boś Ty jest ze mną" (Ps 22,4).

(-) O. Ignacy TChr
Poznań, dnia 1 września 1947 r.


Druk: LO I, s. 77-87.

 

Drukuj cofnij odsłon: 5529 aktualizowano: 2012-01-29 20:23 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone