Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy

(1898-1984)
Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik

Artykuły

ks. Witold Stańczak TChr

Konferencja wygłoszona w Domu Głównym w Poznaniu 17.01.1997 r. podczas dnia skupienia, w XIII rocznicę śmierci Ojca Ignacego Posadzego, Współzałożyciela Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.


 

Ks. Rektor zasugerował mi następujący temat na dzisiejszą konferencję: "O. Ignacy Posadzy - kapłan i zakonnik, miłujący Kościół". Te trzy określenia wtapiają się w jedną kapłańsko-zakonną osobowość.

Moje wspomnienia postaram się ująć w trzech punktach: 1. korespondencja Ojca, 2. rodzinność zakonna, 3. zdecydowanie.

Korespondencja.

Chodzi w tym wypadku o tak zwaną "drobną" korespondencję. Listy okrężne Ojca opracował w czterech zeszytach ks. prof. Bernard Kołodziej, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Trzeba najpierw zaznaczyć, że Ojciec posiadał sekret piękna języka. Polega on na prostocie i bezpretensjonalności. Pamiętał Ojciec o każdych imieninach, rocznicach, jubileuszach. Pisał z licznych swoich podróży. Gdy dowiedział się, że w naszych rodzinach przypada jakaś większa uroczystość, np. jubileusz rodziców itp., wysyłał bardzo dobre listy. Siostry Antoninki, u których kapelanuję, przechowują pilnie teczkę z listami Ojca. Najbardziej korespondencja Ojca odegrała rolę w rozproszeniu wojennym. Wyszukiwał nas Ojciec listownie i podtrzymywał na duchu. Były to czasy dramatyczne. Jeden ze współbraci opowiadał: wojnę i okupację przeżyłem w wyjątkowo trudnych warunkach. Przymusowe roboty w Niemczech, bombardowania itp. Ojciec odnalazł mnie przez rodzinę i przysłał mi bardzo dobry list. Gdy wróciłem do domu, matka po powitaniu mówi mi - otrzymaliśmy piękny list od twego zakonu. Czekają na ciebie w Poznaniu. Podobnych wypadków było więcej. Brat Andrzej Firc, powojenny sekretarz Ojca, raz tak się wyraził: "Dzisiaj naprzepisywałem się słodkich listów Ojca". Była rzeczywiście w listach Ojca autentyczna słodycz duchowa, ewangeliczna, która umacniała, podnosiła na duchu i zbliżała do Boga. Przypomina mi się pewien szczegół z życia potulickiego. Przyjechała do domu nowicjackiego pewna rodzina naszych dobroczyńców. Ojciec polecił nam, nowicjuszom, towarzyszyć gościom w "zwiedzaniu" Potulic. Zaprowadziliśmy ich najpierw do drukarni. Ojciec tej rodziny, z zawodu inżynier mechanik, tak się do nas odezwał: "Maszyn to ja mam na co dzień dosyć, powiedzcie coś nam o waszym życiu zakonnym". I jeszcze z tej samej materii wspomnienie z kolędy. Spotkałem w kilku wypadkach na przygotowanym starannie stoliku kolędowym opartą o krzyż kartę świąteczneą. Widzę, że ciocia napisała na święta - rzekłem. Żywa na to reakcja: "Proszę księdza, to życzenia świąteczne od poprzedniego księdza proboszcza". Wspominam o tym jako o dowodzie, że i tym środkiem komunikacji możemy wiele dobra rozsiewać po świecie i czego przykład pozostawił nam Ojciec. Pamiętam list Ojca donoszący mi o przyjęciu do Towarzystwa. Otrzymałem go w szczególnych okolicznościach, podczas wołyńskich manewrów. Po całodziennych ćwiczeniach na wieczornej odprawie dowódców, oficer prowadzący wręczył nam pocztę. Na moją kopertę spojrzał z zainteresowaniem, bo była na niej pieczęć z pięknym symbolem Towarzystwa. Treścią listu podzieliłem się z niektórymi kolegami, którzy zastanawiali się nad wyborem dalszej drogi życia. Młodsi współbracia na pewno z pewnym zdziwieniem słuchają jakichś wspomnień wojskowych. Otóż były to czasy wielkiego patriotyzmu. W gimnazjum spotykaliśmy na uroczystościach patriotycznych weteranów Powstania Styczniowego. Świeże były przeżycia odzyskanej po latach niewoli wolności. Byliśmy dziećmi "Cudu nad Wisłą". Wspominano bohaterstwo ks. Ignacego Skorupki. W szkole średniej mieliśmy kolejno dwóch prefektów, którzy jako zwykli żołnierze brali udział w kampanii 1920 r. i często dzielili się z nami wspomnieniami. Był kult munduru. Tym trzeba tłumaczyć fakt, że w nowicjacie było nas siedmiu po szkole podchorążych. Zresztą i w naszym słownictwie zakonnym używano zamiennie słów: batalion - podchorążówka. Brat Czesław Kijas w jednym z kupletów "na św. Mikołaja" też śpiewał: "Na Lubrańskiego stoi chałupa - w tej chałupie jest ludzi kupa. Zamieszkują tam tacy, co są nie byle jacy, bo kończą podchorążówkę, by pójść później na wędrówkę, na tę Bożą harówkę". Gdy przekroczyłem potulickie progi, pierwsze spotkanie z Ojcem było krótkie, jakby wojskowe. Formalności są załatwione. Chodź, zaczniemy - powiedział Ojciec. Przemknęła mi myśl, że będzie jakaś ceremonia przyjęcia. Tymczasem Ojciec wprowadził mnie do kaplicy, ukląkł, ja obok niego i tak w krótkiej modlitewnej ciszy odbywała się "inicjacja" zakonna.

Rodzinność zakonna.

Zakonną rodzinność Ojca odczuwaliśmy w pozornie drobnych wydarzeniach, które w sumie stwarzały klimat rodzinności. Były to codzienne "słówka wieczorne", wspólne rekreacje, zwłaszcza latem przy figurze Matki Bożej, sprawozdania z wyjazdów, ze spotkań z różnymi osobistościami, z otrzymanej ważnej korespondencji. Omawialiśmy też wspólnie ważniejsze sprawy. Oto jedno ze wspomnień: "Niech każdy poda na kartce projekt nazwy miesięcznika o Mszy świętej" - ogłosił Ojciec. Innym razem po zakończeniu obiadu Ojciec ogłosił: "Dzisiaj po otrzymaniu poczty wraz z dwoma sekretarzami uklękliśmy w biurze, dziękując Bogu za wyjątkowo dobre przesyłki...". Były to szczegóły, ale życie składa się ze szczegółów, nie będąc samo szczegółem. Dzisiaj przy sześciu prowincjach i dużym duszpasterstwie krajowym przełożeni budują rodzinność kronikami i częstymi odwiedzinami. Ojciec czynił to na miarę tamtejszych potrzeb i możliwości. W "słówkach" i konferencjach przypominał paragraf Ustaw: "Wszyscy będą tworzyć zwarty i solidarny Hufiec Boży".

Zdecydowanie - kapłańska i zakonna odwaga. W całym postępowaniu Ojca można było dostrzec zasadę: "Odważnie, naprzód z miłością". W Ewangelii Pan Jezus mówi o takiej postawie w porównaniu z nieoglądaniem się wstecz po przyłożeniu ręki do pługa. Młoda rodzina zakonna nie miała podstawy materialnej, nie miała kadry formacyjnej. Ale, od czego optymizm i wiara. Bóg tak chce. Bóg pomyśli, by wielkie porywy i wola miały ziemską podstawę. "Gdy zaczynaliśmy - mówił Ojciec w jednej ze swoich nauk - ludzie kiwali głowami, ale my zaufaliśmy Opatrzności Bożej, bo byliśmy przekonani, że jesteśmy potrzebni". Zdecydowanie i odwaga Ojca szczególnie okazała się w rozproszeniu wojennym i okupacyjnym. Byliśmy chyba jedyną rodziną zakonną, która w wyniku wojny i okupacji stała się całkowicie bezdomną. Kilku współbraci już we wrześniu 1939 roku straciło życie, inni powędrowali do obozów koncentracyjnych. Współbracia Ślązacy zostali wcieleni do wojska niemieckiego. Pozostała nieliczna gromadka chroniła się przy swoich rodzinach. Zapanował straszliwy terror. Dokonywano masowych egzekucji, w których na pierwszy plan szli księża. Bądźcie bezwzględni - brzmiał hitlerowski rozkaz. Zwycięzców nie będą pytać o racje. W tej ponurej sytuacji, wiosną 1940 r. a więc w kilka miesięcy po wybuchu wojny otrzymałem od Ojca list tej treści: "Przyjedź do Krakowa, ul. Smoleńsk 4, celem kontynuowania studiów". Ojciec był w najwyższym stopniu zagrożony. Gromadzenie się młodych ludzi w warunkach wojenno-okupacyjnych groziło najgorszymi następstwami (więzienie, obóz). Ojciec podjął jednak to ryzyko. Około czterdziestu nas w tych warunkach skończyło studia i otrzymało święcenia kapłańskie. Wielką wdzięczność winniśmy za to Siostrom Felicjankom, które w dawnej jadłodajni studenckiej przy ul. Smoleńsk troszczyły się o nasze wyżywienie. Kwaterowaliśmy zaś grupami u 00. Kapucynów, Franciszkanów i XX. Kanoników Regularnych. Rekolekcje ośmiodniowe odprawialiśmy na Bielanach u 00. Kamedułów i w Kalwarii Zebrzydowskiej u 00. Franciszkanów. Przejścia okupacyjne podkopały zdrowie Ojca. Zdołał jednak zgromadzić nas z rozproszenia okupacyjnego w Poznaniu, skierować do duszpasterstwa (Ziemie Odzyskane), zorganizować kolejne nowicjaty i dom studiów.

Nie brakło problemów personalnych. "Jesteśmy - mówił Ojciec w takich wypadkach - drzewem zasadzonym na niwie Kościoła. Zdarza się, że jakaś gałąź się złamie, inna uschnie, inną trzeba usunąć, a drzewo rośnie i coraz głębiej zapuszcza korzenie". Innym razem tak określił personalny dramat zakonny: "Gdy drzewo w lesie upadnie, powstaje głośny trzask. Cichnie on jednak szybko, a las dalej cicho rośnie".

Podczas odwiedzin Niepokalanowa, pod koniec lat pięćdziesiątych, spotkaliśmy starszego ojca franciszkanina, współpracownika o. Kolbego. Gdyśmy się przedstawili jako chrystusowcy, ożywił się i wspominał Ojca Posadzego jako rekolekcjonistę w Niepokalanowie. Pomyślałem słuchając rekolekcji: Czym dla nas, franciszkanów, będzie O. Maksymilian, tym dla chrystusowców będzie O. Posadzy. Przyjęliśmy to jako chwalebne zestawienie.

Przez szereg lat Ojciec spędzał letni urlop we Władysławowie. Lubił morze. Przypominało mu to też podróże do Brazylii. Jednego lata było nas razem z Ojcem trzech potuliczan. Zaprosił nas Ojciec na wspomnieniowy wieczór potulicki. Częstując owocami wspominał pierwsze kroki potulickie. Uzupełnialiśmy je naszymi wspomnieniami. Nie obyło się w tych początkach bez potknięć i pomyłek - mówił Ojciec i do tego się przyznaję. Trudno byłoby mi jednak znieść zarzut, że mi Towarzystwo nie leżało głęboko w sercu. Jednogłośnie oświadczyliśmy, że nikt nie ośmieliłby się takiego zarzutu stawiać. No to Deo gratias! - zakończył Ojciec.

Przy rocznicowym wspomnieniu trzeba nam przypomnieć testament Ojca: "Na sądy Boże idę z drżeniem, pomnąc na niezliczone grzechy i niedbalstwa moje. Ufam jednak Miłosierdziu Bożemu oraz Najświętszej Pannie. Im dziś ofiaruję moje życie, moje cierpienia w ostatniej chorobie oraz śmierć moją w intencji uświęcenia drogich współbraci i duchowej odnowy Zgromadzenia".

Oto ostatnia prośba, którą kieruje do wszystkich członków naszej wspólnoty zakonnej: "Wzrastając w łasce Bożej i w poznaniu Jezusa Chrystusa, kochajcie Go, bo On jest Przyjacielem i Bratem naszym. Kochajcie naszą Najświętszą Matkę. Dała Ona przecież tyle dowodów szczególnej opieki nad Towarzystwem. Ona gwarantuje Wasze wytrwanie i dalszy rozwój Zgromadzenia". Wasz niegodny sługa i brat - ks. Ignacy Posadzy.

Dziękujemy Ci, Boże Ojcze nasz, że obdarzyłeś naszą Rodzinę Zakonną świetlaną postacią Ojca Ignacego, Współzałożyciela. Oświecaj i umacniaj nas, abyśmy z Jego bogatej spuścizny duchowej pilnie w spełnianiu naszych posłannictw korzystali.


Druk: "Głos Seminarium Zagranicznego" 3(1998), s. 24-27.

Drukuj cofnij odsłon: 5957 aktualizowano: 2012-01-14 15:52 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone