kl. Józef Miękus
(1912-1937)chrystusowiec;
wstąpił do Towarzystwa w 1932;
pierwszy kronikarz w Potulicach
studiował w Rzymie
w wiecznym
W Wiecznym Mieście
A więc — podróż do Rzymu!
Ostatnie, serdeczne pożegnanie ze współbraćmi w Potulicach: „Najdrożsi Rzymianie, do zobaczenia w lipcu!“ Odjazd! —
Czekają go skarby nauk i sztuki, czekają olśnienia religijne w katakumbach, w prastarych kościołach, u grobu Apostołów, w pobliżu Namiestnika Chrystusa... Tymczasem pociąg unosi go wraz z towarzyszącym mu drugim klerykiem przez nieznane kraje. Szeroko otwierają się na świat młode oczy...
Wrażeniami swymi dzieli się Józef z potulickimi współbraćmi w imieniu swoim i drugiego współbrata jadącego z nim także na studia do Gregorianum:
„Roma, Roma! Przybiega tłum tragarzy. Proszą, kłócą się, wskazują obrazki. Wreszcie odchodzą. Przy dorożce to samo. Za 10 lirów zabrał wszystkie 10 waliz i dwóch ludzi. Jak na Rzym — tanio. W porównaniu z Poznaniem od 2 do 3 razy drożej. Wrażeń tyle, że zapomina się o zmęczeniu, nieodłącznym towarzyszu 44 godzinnej podróży.
U Was w Potulicach liście opadają, tu jeszcze nie zaczęły żółknąć. Bujna zieleń, ogromne palmy, pinie i inne drzewa, których na razie nie znamy. Przybywamy do kolegium. Stary dom bardzo prosty, więc się nam podoba. Mieszkamy przeważnie w pojedynkę. Sam mieszkam w pokoju, w którym podług potulickiej, wakacyjnej kalkulacji zmieściłoby się co najmniej dwudziestu! Kolegium znajduje się niedaleko od głównej ulicy, więc ruch wielki. Nie słychać zupełnie trąbek samochodowych. To wszystko, jako zbyteczny luksus, który tylko ludziom nerwy psuje, na szczęście zakazane.
Udajemy się do kościoła św. Andrzeja. Kościół bardzo ładny, pełno marmurów i rzeźb. Po lewej stronie ołtarz z cudownym obrazem Matki Najśw., Tej, która 20 stycznia 1842 roku objawiła się Alfonsowi Ratisbone, żydowi ze Strasburga. Przed tym ołtarzem, jak głosi tablica, upadł jako żyd zatwardziały, powstał jako chrześcijanin. „Cudzoziemcze, podziwiaj miłosierdzie Boga i potęgę Najśw. Dziewicy“. Tej to Matce naszej dziękujemy raz jeszcze serdecznie i z całą ufnością jej się oddajemy, pamiętając o tych, z którymi Ona na wieki nas złączyła“.
Chrystusowiec, który mu towarzyszył na studia do Rzymu, tak pisze o jego tam pobycie i podróży:
„W podróży pełen podziwu dla pięknych widoków. Pobyt w Rzymie był dla niego nieustannym zachwytem. Wszystko mu imponowało: uroczystości w Bazylikach, uniwersytetach, profesorowie, współkoledzy, a potem wszystko w ogóle, co włoskie: wojsko, policja, muzyka, język włoski"
Wolne chwile poświęca teraz Józef zwiedzaniu zabytków Wiecznego Miasta. Robi to po swojemu, sumiennie, ogląda wszystko z grutownym przewodnikiem w ręku. Dzieli się swymi wrażeniami z braćmi potulickimi. Widać w tych listach świeżą, chciwą karmi wrażliwość, zainteresowanie do tego olbrzymiego świata kultury, który zaledwie przeczuwał w wiosce wielkopolskiej, a który zjawił się przed nim, jak najpełniejsze urzeczywistnienie pragnień:
Oto opis Bazyliki św. Piotra:
„Przed Bazyliką plac św. Piotra, otoczony lasem potężnych kolumn doryckich w liczbie około 300. To sławna colonnata di Bernini. W środku placu obelisk egipski, coś 25 m wysoki. Powiadają, że przy ustawianiu go (co było rzeczą niebezpieczną i ryzykowną z powodu ciężaru obelisku) było zajętych 900 robotników pod kierownictwem słynnego architekta XVI wieku — Fontany. Karą śmierci zagrożono temu, kto by się odważył choć słowo głośno powiedzieć podczas niebezpiecznego podnoszenia. Gdy obelisk wzniósł się wysoko ponad ziemią, powrozy zaczęły trzeszczeć i rwać się. Wtedy jeden z patrzących, nie bacząc na surowy zakaz, krzyknął: „Wody na powrozy“ i tym uratował obelisk od rozbicia. Sykstus V. który uchodził za nieugiętego, nie tylko mu przebaczył, lecz dał jemu i jego potomkom przywilej, na mocy którego mogą dostarczać palm na papieskie ceremonie wielkanocne. Też przywilej, nieprawda? Dziś na szczycie obelisku znajduje się duża relikwia Krzyża św.
Obok widzimy dwa wodotryski, wysokie na 14 m. Wyrzucają tyle wody, że królowa szwedzka, Krystyna, przybywająca do Watykanu, podobno miała się wyrazić, że chyba na jej cześć przez kilka godzin wodotryski te działały.
Zbliżamy się do samej Bazyliki. Przed nami wspaniała fasada szerokości 114 m, wysoka 45 m. Przez ogromny portyk, który sam mógłby być osobnym kościołem, wchodzimy do Bazyliki. By opisać jej piękność i majestat, trzebaby mieć coś z tych geniuszów, którzy takie cudowne dzieła wznieśli Bogu na chwałę. My tego nie potrafimy. O potędze wrażenia dadzą słabe pojęcie już same rozmiary Bazyliki: długość z portykiem 211 1/2 m, szerokość w nawach, ramionach krzyża, 137 1/2 m, powierzchnia — 15.160 m2 (więc przeszło 6 morgów), wysokość kopuły 119 m (od posadzki). Najprzód udajemy się do kaplicy Najśw. Sakramentu. Przepiękne Tabernakulum ze złoconego brązu, kolumienki pokryte warstwą lapis-lazuli, dzieło Bernini‘ego.
Podchodzimy pod kopułę. Wspierają to arcydzieło Michała Archanioła 4 ogromne pilastry (obwód pilastru u podstawy 71 m). Pod baldachimem Bernini‘ego spoczywają święte relikwie Księcia Apostołów w tzw. konfesji, tak misternie inkrustowanej rozmaitymi marmurami, że podziwiać tylko anielską cierpliwość mistrza Maderno, który to cacko wykonał. Wokoło płonie nieustannie 89 złocistych lamp. Tamżeśmy się modlili za Towarzystwo. Zeszliśmy się też pomodlić do grobu świątobliwego Piusa X. Prosty, biały sarkofag, zasypany świeżymi kwiatami. Wokół płoną świece. a obok siwiuteńki kapłan odmawia brewiarz u stóp reformatora tej kapłańskiej, życiowej modlitwy. Napis, o ile pamiętam, brzmi: „Pauper et dives, mitis et humilis corde, rei catholicae defensor strenuus“ (ubogi i bogaty — cichy i pokornego serca, dzielny obrońca wiary katolickiej).
Zwiedził też kościół prastary S. Maria Maggiore:
„Pragnęliśmy zwiedzić Bazylikę św. Jana na Lateranie. Ponieważ jednak przechodzimy koło Bazyliki S. Maria Maggiore, więc wstępujemy tam na chwilkę. Bazyliki rzymskie lśniące takim przepychem i bogactwem, że słów brak, by to opisać. Tak też jest i z Bazyliką Matki Boskiej Większej. Bazylika pochodzi z IV w. Nazwa wywodzi się stąd, że ze wszystkich kościołów, poświęconych Maryi w Rzymie, (jest ich około 80, a wszystkich kościołów około 400) ta Bazylika jest największą i najwspanialszą. Przed frontem Bazyliki wznosi się 42-metrowa kolumna z posągiem Najśw. Panny. Obok stoi egipski obelisk, a napis na nim położony mówi nam, że „synowi nadnilowej ojczyzny smutno było stróżować pogańskim świątyniom, ale teraz raduje się, gdyż służy chwale Bogarodzicy“. Wnętrze budzi prawdziwy zachwyt. Po bokach wspaniałe, śnieżno - białe marmurowe kolumny, posadzka z różnobarwnych marmurów, sufit cały lśni od złota. W głębi nowy porfirowy ołtarz papieski pod brązowym złoconym baldachimem. W konfesji złożone są relikwie św. Macieja Apostoła oraz resztki żłóbka Jezusowego, przywiezione z Betlejem. Klejnotami bezcennymi tej Bazyliki są kaplice Sykstyńska i Paulińska (od Pawła V † 1620). Każda z nich mogłaby być odrębnym dużym kościołem. Nad kaplicą Paulióską pracowało przeszło 100 artystów. Największą po Najśw. Sakramencie świętością tej Bazyliki jest cudowny obraz Matki Bożej, malowany według podania przez św. Łukasza Ewangelistę. Obraz ten umieszczony jest w głównym ołtarzu kaplicy Paulin- skiej, który pięknością i bogactwem wprost oszałamia. Fachowo opisuje go X. Szczepański: na stopniach z białego marmuru spoczywa mensa ołtarza, a raczej wspaniała urna z najpiękniejszego wschodniego lazurowego kamienia. Nad nią umieszczone 4 prześliczne kolumny z krwawego jaspisu indyjskiego. Podstawy słupów i kapitele są ze złoconego bronzu i agatu. Ramy cudownego obrazu z najdroższego kamienia — lapis lazuli i z ametystu — podtrzymuje 7 złoconych aniołów. Wielu Papieży miało szczególne nabożeństwo de tego cudownego obrazu. Kemens VIII († 1605) codziennie rankiem boso przychodził tu sprawować Przenajśw. Ofiarę. Benedykt XIV w każdą sobotę z ludem litanię śpiewał. Wrócimy tu jeszcze nieraz, bo krótkość czasu jakim rozporządzamy, nie pozwala nam obejrzeć wszystko dokładniej
Wielkie wrażenie wywiera na Józefie więzienie Mamertyńskie, w którym św. Paweł oczekiwał śmierci. Głęboko utkwiły mu w pamięci słowa, które św. Paweł pisał z więzienia do swego ukopanego ucznia, Tymoteusza: „Bo mnie już ofiarować mają i czas rozwiązania mojego nadchodzi. Potykaniem dobrym potykałem się, zawodu dokonałem, wiarę zachowałem. Na ostatek odłożoa mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi odda Pan Sędzia sprawiedliwy w on dzień: a nie tylko mnie, ale i tym, którzy miłują przyjście Jega. Spiesz się, abyś do mnie rychło przybył“ (II Tym. 4, 5—6).
Wrażenie to wraca do niego niedługo przed śmiercią. Opowiada o więzieniu Mamertyńskim. O śmierci heroicznej Pawłowej, krzepi się tym wspomnieniem na własną, przedwczesną śmierć.
Ale młody kleryk zwiedza Rzym, upaja się jego wielkością i artyzmem, oddycha historią wieków tylko wtedy, kiedy ma wolne chwile.
Nie przeszkadza mu to w nauce — wszak po to go tu posłano, by studiował, by potem przyniósł pożytek Zgromadzeniu. Kolegów uniwersyteckich uderza jego niezwykła skupiona uwaga na wykładach: można by go uznać za wzorowego akademika. Kiedy inni na wykładzie nie zajmującym albo też niewyraźnie wygłaszanym nudzą się i rozmawiają, on zawsze i wtedy uważa, odpowiada tylko z konieczności, najczęściej pisząc odpowiedź na kartce, by nie mówić i nie przeszkadzać wykładowcy.
Ocenia w zupełności wspaniały dobór najlepszych sił intelektualnych w Gregorianum, zebranych ze wszystkich krajów Europy: „Na uniwersytecie nauka w pełnym biegu. Najwybitniejszym z tych profesorów, co nam wykładają, będzie pewnie Zapelena, hiszpan. Wykłada „De Eeclesia“ (o Kościele). Mówi tak szybko, że przez pierwsze dwa lub trz wykłady zupełnie go nie można było zrozumieć. Bo tu Francuz wymawia łacinę po swojemu, Hiszpan — po swojemu i t. d. Zamiast i a m mówią d z i a m, zamiast obiectum — obdziektum, i u r a — dziura, stat — s z t a t, caetera — cietera itd. W to wszystko dopiero trzeba się wsłuchać. Najweselszym profesorem, a bardzo dzielnym jest Tromp, Holender. Często powtarza: notetis bene, auditores ornatissimi!“
Raz to nawet powiedział żartem: „Quam vis ego sim professor valde doctus ...vos scitis me non esse actum purun, permixtum potentia“.
Prawdziwa swoboda wewnętrzna wyraża się u Józefa w dobrym humorze, nieraz w dowcipie, zabawnym „powiedzonku". Ta zdolność wywołania wesołości rzuconym żartem lub trafnym porównaniem jest nieoceniona dla tych, którzy mają prowadzić ludzi za sobą, podtrzymywać w nich nastrój. A właśnie Józefa przełożeni w nadziejach swoich przeznaczają na takiego „przodownika“, na wychowawcę w Zakonie.
„Roma ...parens, magistra, patria“, jak się mówi w hymnie słuchaczy „Gregorianum" w dalszym ciągu czaruje Józefa. Z Potulicką bratnią gromadą dzieli swe wrażenia:
„Kochani Bracia — pisze — dziękujemy najserdeczniej za miły list, jaki od Was otrzymaliśmy. Sprawił nam dużo prawdziwej radości, ho widzimy i pojmujemy, z tego, coście nam opisali, jak Pan Jezus naszemu Towarzystwu błogosławi. Toteż, niechcąc pozostać dłużnikami, posyłamy Wam z radością wiązankę naszych przeżyć i spostrzeżeń. Otóż kiedyśmy się trochę po Rzymie rozejrzeli, łatwo nam było wyciągnąć wniosek, że jednak jest on trochę większy od Nakła czy innego Ślesina. Tak od naszego kolegium do św. Piotra będzie prawie 3 km., do św. Jana Laterańskiego — nieco dalej, a do św. Pawła za murami — około 7 km“.
Pracowite dni studiów płyną. Zeszyty wypełniają się notatkami, budzącymi podziw swą sumiennością, dokładnością, przejrzystością ujęcia. Jednocześnie Józef uczy się języka włoskiego, obracając na to czas rekreacji. Żeby zaś nie przekroczyć regulaminu, zabraniającego uczyć się w tym czasie, czyta wtedy tylko włoskie gazety, a po skończonej rekreacji szuka w słowniku nieznanych wyrazów. Idąc zaś na przechadzkę, powtarza je sobie i w ten sposób w szybkim tempie wyucza się języka włoskiego. W ogóle ma łatwość uczenia się języków, zwłaszcza romańskich.
Zaczyna go bardzo interesować Akcja Katolicka, chodzi nawet na wykłady o niej. „Wyszliśmy z tych wykładów — pisze — z tym głębokim uczuciem, żeśmy się zbliżyli do czegoś niezwykle świętego". Pod wpływem tych nowych myśli na wakacjach w Golinie wygłosił odczyt w swej parafii p. t.: „Dobry przykład niewiasty w służbie Akcji Katolickiej", w którym podniósł wielkie znaczenie kobiety i wpływ jej w rodzinie.
Józef jechał do Rzymu z wielkim pragnieniem każdego katolika: zobaczyć Ojca św. Nieraz spogląda na Watykan, na prywatne mieszkanie Papieża. Pisząc do swego dziadka z Rzymu na imieniny, posyła mu te wiadomości, które tak bardzo mogą zainteresować ludzi wierzących: „Przy Bazylice jest też mieszkanie Ojca św. Ojciec św ma już prawie 78 lat skończonych, a jeszcze bardzo długo i dużo pracuje. Idzie spać prawie zawsze po północy, czasem dopiero o trzeciej, a już o 5-ej wstaje. Tak to Zastępca Pana Jezusa mozoli się na ziemi, dla chwały Bożej i zbawienia dusz ludzkich“.
Te listy jego do rodziny... Tyle w nich troski o wszystkich. Ale nie ma w nich już żadnych ziemskich drobiazgów, nie widzi ich u siebie, nie widzi ich u drugich. Stara się dać tej rodzinie to, co uważa za najlepsze: słowo Boże, chce w nich przelać swój żar religijny. Zadanie przyszłego kapłana zaczyna od swoich.
Wśród przeciążenia studiami, nie zapomina nigdy: jest w tym samym mieście, gdzie blisko, za murami jest Namiestnik Chrystusa...
Na koniec następuje dzień tak oczekiwany, w którym udało mu się ujrzeć Ojca św.:
We czwartek 19 grudnia mieliśmy to wielkie szczęście po raz pierwszy widzieć Ojca św. Było to na konsystorzu publicznym w Bazylice św. Piotra. Za specjalnymi biletami dostaliśmy się na takie miejsce, że widzieliśmy z bliska i bardzo dobrze Ojca św. Na długo przed oznaczonym czasem Bazylika była przepełniona tysiącami ludzi. Po natężonym oczekiwaniu zerwał się grzmot oklasków. To znak, że Ojciec św. się zbliża. Oklaski się wzmagają, słychać wszędzie okrzyki: „Evviva Papa!“ Wszystko poruszone, ludzie wchodzą na ławy, wspinają się, byle szybciej ujrzeć Papieża. Wtem ozwała się z góry potężna fanfara, srebrnych trąb i już widzimy Ojca Św. Poprzedza go długi może na 100 m. orszak dworu papieskiego, kardynałowie, biskupi, wspaniała żandarmeria papieska, wojsko i gwardia szlachecka. Ojca św. niosą na sedia gestatoria. Na tle tego niebywałego entuzjazmu jeszcze silniej odbija się niezrównany spokój i majestat Ojca chrześcijaństwa. Tego wprost nie da się wyrazić. Wśród huku trąb, oklasków i okrzyków orszak sunie powoli ku tronowi przed konfesją św. Piotra. Tam Ojciec św. nakładał kapelusze kardynalskie 15 z nowokreowanych kardynałów. Niezapomniane to były chwile!"
Wraz z całym kolegium polskim jest też na specjalnej audiencji u Ojca św.
„Dziś, 26 marca, mieliśmy szczęście zetknąć się zupełnie blisko z Ojcem św. na audiencji, jakiej udzielił Kolegium Polskiemu. Ojciec św. przyjął Kolegium jako pierwsze przed wszystkimi innymi audiencjami, których było sporo. Papież wszedł szybkim, energicznym krokiem, pozdrowił po polsku Pana Boga, każdemu podał pierścień do pocałowania, po czym serdecznie przemówił, składając swe ojcowskie życzenia z powodu 70-lecia założenia Kolegium. Każdy z nas otrzymał potem obrazek, zdjęcie z katakumb św. Lucyny, przedstawiające symbolicznie Przenajśw. Sakrament. Ojciec św. wskazywał na ten „chleb mocnych", jako na źródło, z którego mamy czerpać siły, gdyż, jak mówił, „longe enim vobis restat via“ (daleka jeszcze pozostaje wam droga). Udzieleniem błogosławieństwa skończyły się piękne chwile „w Domu Ojca“.
Nie tylko wśród gmachów i pomników przeszłości nasyca Józef swą młodą wrażliwość, swą żądzę wiedzy. Nieraz odbywa dalekie wycieczki górskie, upaja się krajobrazem włoskim. Ale za Polską nie przestaje tęsknić: „Ładnie tu — pisze w jednym z listów — ale nierówmie piękniej w Polsce. Przynajmniej dla nas. I z radością polecimy do Polski. Jak to dobrze wyraził Lenartowicz: — Prawda, że piękne cudze kraje, lecz sercu czegoś nie dostaje“.
Na Boże Narodzenie Józef wraz z drugim klerykiem, który jest z nim na studiach, pisze list z powinszowaniem do X. Prymasa. Jakaż jest jego radość, gdy otrzymuje odpowiedź od Dostojnego Założyciela. Dowodzi list Jego Eminencji, jak bliskim jest Mu Towarzystwo Chrystusowe, jak bardzo przywiązuje uwagę do wykształcenia i przygotowania jego członków, że nawet dla młodych kleryków znalazł chwilę swego tak bardzo wypełnionego czasu:
X. Prymas pisze:
„Moi drodzy, dziękuję Wam za list, wiadomości i modlitwy. Reprezentujecie tam wielką ideę potulicką, którą ożywić musi duch rzymski, duch apostolski, wiejący od grobów św. Piotra i Pawła. W codziennym trudzie wewnętrznym i naukowym służcie sprawie swego powołania i utwierdzajcie się w Woli Bożej. W tej myśli wam błogosławię i życzę najobfitszych łask Najświętszego Serca.
Z serdecznym oddaniem
August Kard. Hlond.