kl. Józef Miękus
(1912-1937)chrystusowiec;
wstąpił do Towarzystwa w 1932;
pierwszy kronikarz w Potulicach
studiował w Rzymie
wstep
Przedmowa
Jeżeli życie katolickie, wchłaniając w siebie nowoczesność i tę nowoczesność prześwietlając do głębi Chrystusów ością, wydaje przepiękne i oryginalne formy życia jednostkowego i społecznego, to rzadko można spotkać wśród tych naprawdę kipiących życiem zjawisk zrzeszenie katolickie tak młode i tak pełne słonecznego entuzjazmu, jak Seminarium Zagraniczne w Potulicach, albo raczej "Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców".
Stworzone dla jednego, ściśle określonego celu, wnet w bujnej swej żywotności wyłania ze siebie nowe możliwości, napełnia hieratyczne formy życia religijnego taką młodością i radością, że ze wszystkich dróg świata już kroczą ku niemu coraz nowe zadania.
Zgromadzenie czysto-polskie, wyrosłe na polskim gruncie, z polskiego ducha. Nic dziwnego, że żywiołowo zwróciły się ku niemu sympatie całego społeczeństwa.
Zgromadzenie składające się prawie z samych młodych ludzi, którzy przynieśli tu swoją czystość, nieskalaną jeszcze brudem świata, swój zapał, rozmach do wielkich przedsięwzięć, niestępioną wrażliwość, niezadeptane przez nieszczęście zaufanie do świata...
I oto zgromadzenie ludzi młodych, prawdziwych podchorążych Bożych w tej najradośniejszej z podchorążówek przygotowuje się do wielkich wypraw w nieznane kraje, do trudów, do poświęceń, do służby Bożej. Ten ładunek entuzjazmu jest tak wielki, że z pomocą Bożą rozsadzi może po drodze niejedno zastarzałe posępne zło.
Wśród nich - młodziutki podchorąży, któremu danym było zbyt prędko zejść z pola. Kleryk Józef Miękus... Przeszedł przez życie powstającego Towarzystwa, jak smuga jasności, zostawiając żal i wspomnienie, rozechwiane na skrzydłach anielskich. Życie jego najściślej związane z życiem Towarzystwa.
Z postaci, ozdabiających wielki ruch katolicki naszych czasów, najpodobniejszy jest Józef Miękus do Jerzego Piotra Frassati. Upodabniał go do Frassatiego typ Towarzystwa, które pełne życia i miłości wychodzi naprzeciw świata, by go zdobyć dla Chrystusa, nie separując się od ludzi, dążeń współczesnych, prostej i niewinnej radości.
Miękus - to harcerz Chrystusowy, który bada przyrodę, bierze udział w meczach sportowych, potrafi ożywić dokoła siebie grono współbraci, ma otwartą wrażliwość, z siłą i zdrowiem chwytającą z otoczenia wrażenia artystyczne, umysłowe, hasła ideologu katolickiej. Żadnego oderwania od świata, żadnej negacji życia. A jednocześnie - wszystko to obrócone w cegły budowy Królestwa Bożego, wszystko, iglicą wieży gotyckiej wystrzelone ku niebu. Wszystko owiane błękitem. Wszystko skąpane w białych obłokach. Młoda dusza, w której zaiste zamieszkał Chrystus.
Mówiąc po ludzku, jest to życie niedokończone, przerwane, zmarnowane. Wydaje się straszliwym nonsens i bezcelowość tego dążenia, tych przygotowań, które się przerwały, którym nie dano osiągnąć żadnego dokonania w świecie czynu.
W świecie czynu został ślad nikły zaledwie. Praca w organizacjach katolickich, wśród młodszych braci zakonnych, parę referatów wygłoszonych z zapałem, nieco pracy redakcyjnej w wydawnictwie Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców. Wystarczyło tego krótkiego czasu, by wnieść do Zgromadzenia ten odrębny ton - radości z życia, radości w Bogu, prześwietlania każdej rzeczy boską ideą, nie zaś odtrącania jej i pogardzania za ziemskość - ton nowoczesności, przez który Towarzystwo mogło stanąć pośrodku żyda i wszystkich zrozumieć.
I oto jeden z najzdolniejszych i najbardziej obiecujących zakonników, odchodzi, ofiarowawszy się "za grzechy własne, za grzechy Towarzystwa i za grzechy wychodztwa" na ofiarę poranną, na ofiarę czystą i niepokalaną.
Biorąc rzeczy po Bożemu, nie po ludzku, jest cały przebieg tego życia wszechmocnie logiczny i zwarty. "Choćbyś mnie zabił, ufać Ci będę" - mówi Miękus do Chrystusa. Kto takie słowa wypowiada, musi je stwierdzić, musi dać im świadectwo.
I oto przychodzi męka niezawiniona, próba cierpliwości, wytrzymana mężnie, wytrzymana do końca. Miękus był człowiekiem zdecydowanym na wszystko: gdyby dożył i poszedł w dalekie kraje - pracować dla uchodźstwa, z którym miał sposobność się zetknąć na zjeździe Światowego Związku Polaków Zagranicą - znosiłby tam wszelkie przeciwności i dobiegł do mety, przebojowawszy potykaniem dobrym.
Jasnym jest sens tego młodego, krótkiego życia. Zaprzysiężone było idei Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, idei, przypominającej dawne wielkie hasła naszych wieszczów, idei mesjanistycznej w stosunku do wychodztwa polskiego i do innych narodów.
By tę ideę zrozumieć, musiała Polska stać się ofiarą i cierpieć straszliwie i męczeńsko przez stulecie przeszło.
By ta idea mogła rość, potrzeba było ofiary porannej, wlewającej prąd promiennej siły duchowej w życie Towarzystwa.
Kreśląc młode dzieje młodego Towarzystwa, jednocześnie ukazujemy jednego z tych podchorążaków, tych nowo-zaciężnych Chrystusa, który zrywał się i wytężał siły, by przybliżyć Królestwo Boże na ziemi, a tak prędko odwołany został do hufca wiekuistej glorii.
Autorka
Warszawa, dnia 1 listopada 1938 r.