Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond
(1881-1948)kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin
Koziol
Prowokacja reżimu
ks. dr Bogusław Kozioł SChr
W święto Matki Kościoła br. (21 maja) papież Franciszek nakazał promulgować Dekret o heroiczności cnót kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski. Kilka zaś dni później, 24 maja, żydowska organizacja American Jewish Committee, ze swoim przewodniczącym rabinem D. Rosen, ostrzegła, że beatyfikacja Prymasa Hlonda postrzegana będzie przez społeczność żydowską jako wyraz aprobaty „antysemityzmu” Kardynała, który - według AJC - przejawiał „skrajnie negatywny stosunek do Żydów”. AJC swoją tezę oparła na wielkopostnym Liście pasterskim Prymasa z 1936 roku pt. O Katolickie zasady moralne oraz na rzekomym braku reakcji kard. Hlonda po pogromie kieleckim w 1946 r.
Mord kielecki sprowokowany przez reżim komunistyczny
Ponieważ w tych dniach (4 lipca) przeżywamy wspomnienie tej okrutnej zbrodni, należy wpierw sięgnąć do historii tamtych dni, a konkretnie najpierw do kontekstu politycznego.
We wrześniu 1945 roku rząd PRL zerwał Konkordat ze Stolicą Apostolską, nie uznając również mianowanych przez Prymasa Hlonda administratorów apostolskich na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Rozpoczęło się inwigilowanie i prześladowanie Kościoła przez reżim komunistyczny, poczynając od oszczerstw rzucanych wobec Piusa XII, poprzez biskupów polskich (m.in. J. Brystyger podpisała rozkaz rozpracowania kard. Hlonda jeszcze 4 listopada 1945 r.), a kończąc na „szeregowych” księżach, gdyż jak pisał J. Berman do J. Stalina to „kler katolicki, szczególnie po przyjeździe Hlonda z instrukcjami z Watykanu, rozwija gorączkową działalność organizacyjną i propagandową”. Dodatkowo próbowano nakłonić Prymasa, aby ten podjął współpracę z rządem. Kardynał August jednak stanowczo oświadczył, że „nie pertraktuje się z diabłem”. Reżim komunistyczny zaczął szukać każdej sposobności i pretekstu, niejednokrotnie sprokurowanego, aby uderzyć w Kościół, z drugiej strony stwarzając pewne tylko pozory demokracji. I w takim to kontekście, rozkręcającej się machiny nienawiści i terroru wobec Kościoła, nadszedł dzień 4 lipca 1946 r., który w Kielcach okazał się makabryczny.
Tragiczne wydarzenia rozpoczęły się od rozpowszechnienia w mieście pogłoski, że Żydzi w budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego przy ul. Planty 7, uwięzili 8-letniego chłopca H. Błaszczyka. Kilka osób udało się tam z milicjantami, by domagać się rewizji domu w poszukiwaniu chłopca. Po drodze zachęcano przypadkowo napotkane osoby, aby poszły do Komitetu. W budynku doszło do szarpaniny, a później do strzelaniny między żołnierzami (którzy również pojawili się w pewnym momencie) i milicjantami a Żydami. Do ataku na Żydów dołączały się grupy cywilów, stojących na zewnątrz. Bardzo zastanawiające jest to, że agresywna reakcja cywilów wzmogła się po przybyciu robotników z Huty „Ludwinów”, którzy z kolei byli związani z partią komunistyczną, i których znaczna część była agitatorami w czasie referendum 30 czerwca 1946 r. Sędzia A. Jankowski, długoletni kierownik Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach, twierdził, że na ul. Planty mogło być wówczas ok. 300 osób (sam plac mógł pomieścić do 500 osób), a nie jak podał reżim komunistyczny w oficjalnym komunikacie, parę a nawet parędziesiąt tysięcy (w odezwie stwierdzono m.in., że „Żydów zabijał tłum 20-tysięczny przy pomocy kamieni, kijów i kopania”). W czasie zajść, trwających 5 godzin, zginęło 37 Żydów, 2 polskich cywilów i 1 polski oficer. Drugie tyle zostało rannych.
Za tezą, że mord kielecki był sprokurowany przez reżim, przemawia kontekst polityczny (m.in. nieprzypadkowo wydarzenia w Kielcach zainscenizowano 4 lipca 1946 r., zaledwie w cztery dni po sfałszowaniu referendum przez władze komunistyczne. Chodziło o to, by Zachód skupił się na sprawie „antysemickiego pogromu”), „dziwny” splot wydarzeń (np. w pogromie zginęli tylko ci Żydzi, którzy nie byli związani z komunistami), przyczyny śmierci ofiar (wszyscy zginęli albo od kul, albo od pchnięcia bagnetem, albo od obrażeń spowodowanych uderzeniem kolbą karabinu), manipulacja faktami (jak choćby nawet podana wcześniej ilość osób, biorących udział w masakrze), czy wreszcie konkretne stwierdzenia pewnych osób (A. Fejgin, zbrodniarz stalinowski żydowskiego pochodzenia, w wywiadzie opublikowanym w Reporterze (4/1990) powiedział: «Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać. (...) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele»). Tezę, że pogrom był sprowokowany, stawiali także zaraz po wydarzeniach choćby nawet ówczesny ambasador Stanów Zjednoczonych w Warszawie A. Bliss Lane, czy też bp C. Kaczmarek, biskup kielecki, który później z tego powodu był represjonowany.
Reakcja kard. Augusta Hlonda na pogrom kielecki
Oczywiście natychmiast po wydarzeniach w Kielcach, władza ludowa obarczyła za nie winą podziemie antykomunistyczne, nazywając je „opłacanymi złotem bandami leśnymi”, czy też „agentami generała Andersa”. Kościołowi zaś zarzuciła bezczynność i brak potępienia tych zajść, sugerując jednoznacznie, że skoro Kościół nie zdobył się na reakcję, to znaczy, że popiera mord kielecki, a nawet stoi za jego przeprowadzeniem. Co więcej, próbowano skłócić i zdyskredytować Episkopat Polski, popierając oświadczenie bpa T. Kubiny, a potępiając reakcję pozostałych biskupów, z Prymasem Hlondem na czele. Ta rozgrywka środowisk żydowskich i komunistów była jednak, mówiąc przysłowiowo, „strzeleniem sobie w kolano”, gdyż stawiane tezy wzajemnie się wykluczają. Jednak ta nielogiczność nie przeszkodziła komunistycznej propagandzie zbudować oszczerczą opinię o postawie Kurii kieleckiej, i całego Kościoła w Polsce, w trakcie i po pogromie. Co więcej, ta opinia na tyle się utrwaliła, że do dziś, jak choćby przez wspomniany AJC, jest powielana i podawana jako najważniejszy argument w sprawie.
Wróćmy jednak do reakcji kard. A. Hlonda na to, co się wydarzyło 4 lipca 1946 r. w Kielcach. Otóż następnego dnia po tragedii Prymas przyjechał do Kielc, aby na miejscu rozeznać się w sytuacji. Następnie 11 lipca Kardynał, wobec 18 dziennikarzy zagranicznych (sekretarz Prymasa ks. A. Baraniak zanotował, że było na tym spotkaniu „15 dziennikarzy amerykańskich, 2 francuskich i 1 angielski, przeważnie Żydzi”), złożył swoje oświadczenie na temat pogromu kieleckiego. Zanim przytoczę w całości to oświadczenie, warto zacytować uwagę, która została poczyniona w czasopiśmie Wiadomości Katolickiej Misji Polskiej w Londynie (9/1946). Czasopismo to, cytując oświadczenie Prymasa, zauważyło: „Poza tem prosił Ks. Kardynał, by wyjaśnienie jego podano w prasie bez zmian i skrótów, do czego się dziennikarze nie dostosowali. Nie jest prawdą, jakoby Ks. Kardynał wyraził życzenie, by wyjaśnień jego nie podano w prasie polskiej”.
Oświadczenie Prymasa z dn. 11 lipca 1946 r.
Poniżej znajduje się w całości oświadczenie kard. A. Hlonda. Myślę, że jakikolwiek komentarz jest tu zbyteczny, gdyż sam tekst jest nader mocny i konkretny.
„1. Kościół katolicki zawsze i wszędzie potępia wszelkie mordy. Potępia je też w Polsce, bez względu na to, przez kogo są popełnione i bez względu na to, czy popełnione są na Polakach, czy na Żydach, w Kielcach lub innych zakątkach Rzeczypospolitej.
2. Przebieg nieszczęsnych i ubolewania godnych wypadków kieleckich wykazuje, że nie można ich przypisać rasizmowi. Wyrosły one na podłożu całkiem odmiennym, bolesnym a tragicznym. Wypadki te są potwornym nieszczęściem, które mnie napełnia smutkiem i żalem.
3. Duchowieństwo katolickie w Kielcach spełniło swoje zadanie. Gdy wieść o wypadkach dotarła do kleru, ks. Roman Zelek, proboszcz parafii katedralnej, pobiegł na miejsce, ale u wejścia w ul. Planty został przez wojsko zawrócony. Gdy kordony wojskowe zostały zwinięte, pięciu księży udało się na miejsce wypadków, gdzie zauważyli, że tłumów już nie było; były tylko mniejsze grupy, którym przedstawiciel Kurii Biskupiej radził, by wróciły do domu. Następnego dnia (5 lipca) przedstawiciel Kurii Biskupiej w porozumieniu z władzami i przedstawicielami miasta, wygotował odezwę uspokajającą, którą Wojewoda zaakceptował. Tej odezwy atoli władze nie opublikowały. Dnia 6 lipca Kuria Biskupia wydała od siebie odezwę, która następnego dnia (7 lipca) - niedziela - została odczytana z ambon we wszystkich katolickich kościołach miasta. Kopie tej odezwy załącza się. Jeżeli mimo gwałtownego podniecenia w Kielcach w ostatnim tygodniu panował tam ład i spokój, przypisać to należy przede wszystkim celowemu i łagodzącemu wpływowi duchowieństwa.
4. W czasie eksterminacyjnej okupacji niemieckiej Polacy, mimo że sami byli tępieni, wspierali, ukrywali i ratowali Żydów z narażeniem własnego życia. Niejeden Żyd w Polsce zawdzięcza swe życie Polakom i polskim księżom. Że ten dobry stosunek się psuje, za to w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce. Jest to gra szkodliwa, bo powstają stąd niebezpieczne napięcia. We fatalnych starciach orężnych, na bojowym froncie politycznym w Polsce giną, niestety, niektórzy Żydzi, ale ginie nierównie więcej Polaków.
5. Moje osobiste stanowisko do Żydów jest znane choćby z mych przedwojennych wypowiedzi. W czasie zaś wygnania we Francji, w latach 1940-1944, ratowałem niejednego Żyda polskiego, niemieckiego, francuskiego, przed wywiezieniem do obozów śmierci - ułatwiałem im wyjazd do Ameryki, umieszczałem ich w bezpiecznych schronieniach, starałem się dla nich o dokumenty, dzięki którym ocaleli. Pragnę serdecznie, by sprawa żydowska w świecie powojennym znalazła wreszcie swe właściwe załatwienie”.
Na czym polega problem?
Jak widać nie jest prawdą, że nie było żadnej reakcji Prymasa Hlonda na wydarzenia kieleckie. Ta reakcja była, i to bardzo mocna, ale nie pomyśli reżimu komunistycznego. Kardynał był bowiem przekonany, jak wiele innych osób, że pogrom nie jest przejawem jakiegokolwiek rasizmu, a wynika z brutalnej walki politycznej i jest wyrafinowaną próbą odwrócenia uwagi od komunistycznych machlojek. Prymas Hlond tymczasem przez swoją niezłomną postawę jednoznacznie sprzeciwiał się „czerwonej” propagandzie, co spowodowało tę drastyczną nagonkę.
Kard. A. Hlond w sposób bardzo dobitny wyjaśnił tę swoją postawę, pisząc w listopadzie 1946 r. list do mons. D. Tardiniego, Sekretarza Stanu w Watykanie: „Od początku było dla mnie jasne, że odpowiedzialność za wydarzenia spada w dużej części na władze rządowe, i że za tym wszystkim kryje się ponura tajemnica, co oznacza, że należy być niezwykle ostrożnym we wszystkich oświadczeniach na ten temat, by z jednej strony nie urazić uczuć narodu, na który chciano zrzucić winę, a z drugiej, by nie zachwiać autorytetu Kościoła, którym władze chciały się posłużyć w celu zrealizowania tego, co istotnie się wydarzyło”.