Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
PK
W cieniu Bazyliki Piotrowej.
Rzym żyje ciągle jeszcze pod wrażeniem pierwszej sesji Soboru Powszechnego. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że była ona wielkim sukcesem. Był to skok niemal rewolucyjny w przyszłość. Uświadomiono sobie problemy Kościoła w skali światowej. Sobór rozpoczął wymowny dialog ze światem.
Brazylia po raz trzeci.
3 lutego, godz 1310. Czteromotorowy odrzutowiec linii „Alitalia Caravelle” uwozi mnie z Rzymu do Paryża. Lecimy na wysokości 9000 m z szybkością 800 km na godzinę. Pod nami Morze Śródziemne, a potem górskie łańcuchy Alp. Po godzinie lotu zapowiedź z kabiny pilota: „Po lewej stronie mijamy najwyższy szczyt Europy - Mont Blanc”. Oczom naszym ukazuje się olbrzymi masyw granitu, cały pokryty śniegiem. Skąpany w blaskach słońca, wygląda majestatycznie, wyzywająco. Jeszcze 50 minut lotu i „Caravelle” ląduje miękko na lotnisku Orły koło Paryża.
Pod Krzyżem Południa.
Z Rio de Janeiro lecę samolotem 1700 km na południe Brazylii do Porto Alegre. Jest to stolica południowego stanu Rio Grandę do Sul. Duszpasterzem tutejszej Polonii jest dzielny misjonarz ks. Lisiewicz, rodem z Zbąszynia. Przyznać należy, że Polacy z Porto Alegre spisują się dobrze. Po trzech dniach samolot linii „YARIG” unosi mię do Santo Angelo. Na lotnisku oczekuje mnie ks. Szczypek z Towarzystwa Chrystusowego, przybyły niedawno z Polski oraz p. Bejdacki.
W poprzek Ameryki.
Po Wenezueli kolej na Stany Zjednoczone. Superodrzutowiec DC 8 Pan American w ciągu 4 godzin pokonuje przestrzeń Caracas - Nowy Jork. Jest wieczór. Pod nami 9 milionowe miasto-gigant. Krążymy nad lotniskiem Idlewild. Pilot nie zaraz otrzymuje sygnał, pozwalający na lądowanie. Przeciętnie co 50 sekund startują lub lądują samoloty na tym największym lotnisku świata. A przecież obok Idlewild są jeszcze lotniska La Guardia i Newark.
Kanada pachnąca pszenicą.
Z San Bernadino udaję się helikopterem do Los Angeles, stolicy Kalifornii. Lecimy na wysokości 300 metra. Stąd widać wszystko jak na dłoni. Rozlegle gaje pomarańczowej wille, domki otoczone ogrodami, wielotaśmowe autostrady, wiadukty. Raz po raz przystanek, helikopter opuszcza się, by zabrać pasażerów. Ląduje prostopadle, nie potrzebuje więc specjalnego lotniska.
Od Pacyfiku po Atlantyk.
Przyjeżdżamy do Saskatoon, prowincji Saskatchewan. Miasto liczy 100.000 mieszkańców. Polaków około tysiąca.
Wśród liści słodkiego klonu.
Opuszczamy Toronto, półtoramilionową stolicę prowincji Ontario. Samochód prowadzony przez O. Antoniego Rabiegę, Oblata, przepycha sic przez ulice zatłoczone sznurami samochodów. Na chwilkę wstępujemy na teren Targów Krajowych. Przy wejściu rzuca się w oczy wielka tarcza herbowa Kanady. W pasie srebrnym u dołu umieszczona jest gałązka z trzema liśćmi cukrowego klonu jako znak zespolenia ludności ziemi kanadyjskiej. Liść klonu, tak pospolitego w Kanadzie, jest także ulubionym ornamentem w sztuce ludowej.
Krzyż nad Orinoko. Wenezuela.
Z Rio de Janeiro lecę, do Caracas, stolicy Wenezueli. Lecimy nad północna Brazylia, na wysokości 11 500 metrów. Mijamy rozlewiska Amazonki. Wszczynam rozmowę z moim sąsiadem, inżynierem Gardenerem, który leci z Paragwaju do rodzinnej Kalifornii. Jest metodystą. Żywo jednak interesuje się Soborem. Z zaciekawieniem słucha wyjaśnień.
Ks. biskup Ignacy Krause C.M.
Poza granicami naszego kraju działa 17 biskupów polskich, względnie pochodzenia polskiego. Wśród nich Ks. Biskup Ignacy Krause zajmuje jedno z czołowych miejsc. Obchodzi on w tym roku wyjątkową uroczystość, podwójny Jubileusz, 25-lecie sakry biskupiej i 50 lecie kapłaństwa.